Spojrzenia gapiów teraz skupiły się na mnie. Stałam najbardziej wysunięta do ścigających się. Alkohol zaczął coraz bardziej dawać się we znaki. Czułam, że się we mnie wszystko gotuje.Usłyszałam za sobą krzyki. Patrzałam się w stronę zwycięscy. On też miał głowę zwróconą w moją stronę. Nie wiedziałam czy mnie widział. Chciałam stamtąd jak najszybciej wybiec, wsiąść do samochodu i pojechać gdzieś, jak najdalej. Szybko się odwróciłam i zaczęłam przepychać przez ten cały tłum Biegłam na oślep. Było ciemno. Płakałam, jak dziecko. Jak on mógł mnie oszukać? W sumie ja też nie byłam lepsza. Nie powiedziałam mu o tym co się wydarzyło między mną a Styles'em, ani o naszym dziecku. Dobiegłam do auta i krztusząc się łzami zaczęłam nerwowo
przeszukiwać torebkę w celu znalezienia kluczy.
- Justyna!- usłyszałam jego głos. Nie przerwałam czynności. Nie miałam najmniejszej ochoty na niego patrzeć. Złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Twarz miałam zalaną łzami, powietrze stało się nagle ciężkie, a ja nie wiedziałam co z sobą mam zrobić. Przełknęłam ślinę.
- Dwunasty raz z rzędu co? Okłamałeś mnie- pisnęłam. Poczułam ukłucie w sercu. Chłopak chciał chwycić moją dłoń, lecz ją szybko zabrałam. Nie mogłam odczytać z jego oczu żadnych emocji. Wydawał się być obojętny.- mówiłeś, że to samochód Stan'a, a ty...- nie byłam w stanie dalej dokończyć. Zakryłam twarz dłońmi.
- Ty też nie jesteś lepsza!- bronił się.- czemu mi nic nie powiedziałaś?! Czemu mi do cholery nie powiedziałaś o dziecku?!- krzyczał. Byłam przerażona. Nigdy nie był tak zdenerwowany.
- Nie chciałam ci tego teraz mówić! A tym bardziej nie w ten sposób!
- Oh doprawdy?! A miałaś zamiar mi w ogóle powiedzieć?!- odszedł dwa kroki do tyłu i znów do mnie podszedł.- wiesz jak się poczułem, gdy Harry pokazał mi gazetę z tobą na pierwszej stornie?! Zgadnij jaki był tytuł- mówił z ironią- nie wiesz?! To ci powiem! Justine Lol straciła dziecko, ciekawe czy było ono jej chłopaka Louis'a Tomlinsona!- krzyczał na mnie.
- Chyba nie wierzysz w to, że mogłam cię zdradzić?!- pytałam zszokowana. Jak on mógł tak pomyśleć. Rozumiem całowałam się z loczkiem, ale od całowania nie zachodzi się przecież w ciąże.
Nie odpowiedział.- czyli wierzysz w to, że cię zdradziłam?!
- Co innego mam myśleć skoro nie chciałaś mi nic powiedzieć?!- nie wytrzymałam i uderzyłam go otwartą ręką w policzek. Chłopak potarł dłonią w zaczerwienione miejsce.
- Nie jestem dziwką!- warknęłam, a łzy spływały mi strumieniami. Jak osoba, która mnie kocha mogła pomyśleć o mnie w najgorszy możliwy sposób?
- Nie powiedziałem, że jesteś dziwką!- zaprotestował.
- Ale pomyślałeś!- krzyknęłam głośniej niż powinnam i popchnęłam go. Odwróciłam się od niego i przekręciłam kluczyk w zamku.
- Justyna- złapał mnie w tali, próbując przytulić do siebie.
- Nie dotykaj mnie- powiedziałam szeptem.To niemożliwe, jak bardzo osoba, którą kochasz może stać się nagle osobą, z którą nie chcesz mieć nic wspólnego.- mam dość. Mam dość!-krzyknęłam znów obracając się do niego twarzą w twarz- mam dość tego, że widzisz tylko moje wady! Ty też mnie oszukałeś! Zostawiłeś mnie samą w domu, w środku nocy! A teraz, w tym momencie, kiedy cię najbardziej potrzebuję, ty wyzywasz mnie od szmat! Dlaczego nie możesz po prostu ze mną być i wspierać, tylko się ścigasz, ćpasz i mi ubliżasz?! To nie na tym do kurwy polega miłość!- poczułam na sobie wzrok przechodniów.- Miłość jest wtedy, kiedy jedno spada w dół, a drugie ciągnie je w górę! Może my po prostu nie mamy sensu?! Nie dostałam od ciebie żadnego wsparcia! Nigdy! To zawsze, ja próbuję cię z czegoś wyciągnąć, być przy tobie kiedy wiem, że jest ci trudno! A ty- nie byłam w stanie się uspokoić. Płakałam coraz mocniej.- ty mnie nawet teraz nie możesz mnie zrozumieć! Chcesz wiedzieć dlaczego ci nie powiedziałam?! Chcesz?!
- Tak, chcę- powiedział cicho spuszczając głowę.
- Bo wszystko co czuję, trzymam w środku! Wolę, żeby ból zniszczył mnie niż osobę, którą kocham najbardziej na świecie! Wciąż sobie wmawiam, że któregoś dnia wstanę i wszystko będzie lepsze! Ale tak się nie stanie! Nie stanie się tak, bo nie mam w tobie żadnego oparcia!- złapałam się za czoło i zacisnęłam oczy. Nie byłam w stanie się uspokoić. Zaczęłam drżeć. W końcu wyrzuciłam z siebie to co od dawna czułam. Odwróciłam się i otworzyłam drzwiczki. Niestety szybko zostały zamknięte.
- Nie pozwolę prowadzić ci w takim stanie.- powiedział szeptem.
- Zostaw mnie w spokoju- zaczęłam się wyrywać z jego uścisku, ale to nie pomogło. W końcu straciłam siłę. Chłopak przyciągnął mnie do siebie za nadgarstki. Płakałam mu w ramię. Objął mnie ramionami i ucałował czubek mojej głowy.
- Nigdy nie pomyślałem o tobie, jak o dziwce. Nawet bym nie śmiał. Kocham cię. Boli mnie to, że masz przede mną tajemnice. Boli mnie to, że według ciebie nie próbuję ci pomóc. Wiem, że jestem chujem, bo nie potrafię nawet z tobą szczerze porozmawiać. Mnie też boli strata naszego dziecka. Przepraszam, że ci nie pomagam. Przepraszam, że nie jestem przy tobie, gdy mnie potrzebujesz. Przepraszam, że cię okłamałem.- spuścił głowę.- kocham cię najbardziej na świecie.
- Chcę do domu- oznajmiłam odsuwając się od niego. Nie chciałam dłużej go wysłuchiwać. Gdyby coś jeszcze powiedział pewnie bym mu wybaczyła. Ale nie tym razem. Wsiadłam do samochodu i odpaliłam go. Wycofałam z psikiem opon i w ciągu sekundy stałam się uczestnikiem ruchu. Powoli wracałam do siebie. Alkohol opuszczał mój organizm. Byłam w zupełności świadoma tego co się dzieję. Jechałam szybko, nawet bardzo szybko. Łzy, które zbierały się w moich oczach zasłaniały mi widoczność. Skręciłam w alejkę, na której stał nasz dom. Usłyszałam klakson. Instynktownie skręciłam na pobocze. Zatrzymałam się. Byłam w szoku. Mało co brakowało i byłabym martwa. To był zdecydowanie jeden z najgorszych dni w moim życiu. Oparłam się czołem o kierownicę i zaczęłam głęboko oddychać.
***
Pościeliłam sobie łóżko w pokoju gościnnym. Wzięłam odprężającą kąpiel. Była czwarta nad ranem. Położyłam się spać przedtem ustawiając budzik na godzinę siódmą. Niestety nawet na chwilę nie zmrużyłam oka. To wszystko mnie przerosło. Ubrałam się w ciuchy, które były w łazience i zeszłam na dół. Zrobiłam śniadanie. Szybko je zjadłam. Wykonałam poranną toaletę i pojechałam na miejsce sesji. Przywitałam się ze wszystkimi. Caroline i moja nowa fryzjerka Hope przygotowały mnie do zdjęć. Prędko przebrałam się w przygotowany strój i weszłam do sali. Sprawdziłam telefon. Była nowa wiadomość.
*Justyna, proszę odezwij się do mnie. Daj mi chociaż znak. Martwię się o ciebie*
*Teraz się o mnie martwisz? Jestem w pracy, później jadę z Darią na zakupy, więc nie czekaj*
Odpisałam mu i odłożyłam urządzenie na stolik. Do pomieszczenia wszedł Jason z jakimś mężczyzną. Podeszli do mnie.
- Cześć?- spytałam niepewnie.
- Just to jest Andrew.- przedstawił swojego kolegę. Przywitaliśmy się.
- Myślałam, że mam dzisiaj sesję z Max'em.-spojrzałam na aparat wiszący na szyi bruneta.
- Tak, ale Andrew robi ci zdjęcia do nowej kolekcji, bo Max ma dzisiaj wolne.- wyjaśnił. Byłam zła. Chciałam powygłupiać się z moim fotografem. Nie lubiłam pracować z kimś nowym. Byłam już przyzwyczajona do mojej ekipy.
***
- Są świetne- skomentował przeglądając zdjęcia w laptopie.
- Nic specjalnego- stwierdziłam zakładając na siebie szlafrok.
- Co ci jest? Jesteś dla wszystkich taka wredna czy tylko dla mnie?
- Dla wszystkich- posłałam mu fałszywy uśmiech. Nie miałam ochoty z nim dalej konwersować, więc odeszłam. Niestety uniemożliwił mi to, ponieważ złapał mnie za nadgarstek.- co z tobą jest nie tak?!- krzyknęłam.
- Może twoi ludzie pozwalają sobie na takie traktowanie, ale ja nie- powiedział ostro.
- Po pierwsze to nie "moi ludzie". Jesteśmy ekipą, do której ty nie należysz, więc mnie do cholery puść!- wyrwałam mu się z uścisku. Szybkim krokiem udałam się do garderoby, gdzie się przebrałam. Wyszłam z niej i udałam się na parking. Wsiadłam do auta i pojechałam na casting. Okazało się, że castingi to fajna sprawa. Dużo się śmiałam. Starałam się najbardziej, jak tylko umiałam. Ciężko było mi zagrać osobę pijaną, ale przynajmniej komisja miała ubaw. Oznajmili, że się odezwą. Chwilę później byłam w salonie sukni ślubnych z Darią. Opowiedziałam jej co się wydarzyło w nocy.
Wysłałam wiadomość do Lou, żeby zrobił pranie i pozmywał naczynia.
- Nie uważasz, że obrażanie się na niego jest bezsensu?- zapytała poprawiając sukienkę. Spojrzałam na nią znad telefonu.
- Ta jest najlepsza- stwierdziłam. Była idealna. Skromna, w koronkę i z małymi diamencikami na dole.
- Nie zmieniaj tematu- skarciła mnie. Westchnęłam i odłożyłam komórkę na bok, tym samym dając jej do zrozumienia, żeby kontynuowała.- nie powinnaś być na niego obrażona. Ta cała kłótnia jest za równo twoją, jak i jego winą. Powinniście się pogodzić, bo wasze nie odzywanie się do siebie jest totalnie niepotrzebne. Tylko spiny robicie- wyraziła swoje zdanie przeglądając się w lusterku.
- Odzywałabyś się do Zayn'a, gdyby pomyślał o tobie, jak o dziwce?- spytałam łamiącym głosem. Dziewczyna nagle się obróciła i z wielkimi oczami spojrzała na mnie.
- Słucham?- pytała zdziwiona.
- Słyszałaś- spuściłam głowę.
- Na pewno tak nie zrobił- broniła go.
- Posądził mnie o zdradę, to jest to samo- skomentowałam bawiąc się palcami.
- Daj spokój, był naćpany, gadał głupoty- machnęła ręką w powietrzu.
- Naćpany?- zamurowało mnie. Przysięgał, że skończył z dragami. Znowu mnie oszukał? Powinnam się domyśleć, przecież robi to na każdym kroku.
- Nie, tak tylko powiedziałam. Pójdę się przebrać- wskazała palcem za siebie i ruszyła do przebieralni. Wybrałyśmy jeszcze sukienkę dla mnie, jako dla druhny. W ciszy zapłaciłyśmy za suknię i wyszłyśmy z salonu. Cały ten czas słowa przyjaciółki siedziały w mojej głowie "był naćpany". Byłam wściekła. Miałam ochotę go zabić. Daria podwiozła mnie swojego domu, ponieważ tam zostawiłam swój samochód.
- Masz jeszcze przede mną jakieś tajemnice?- spytałam, a gula w gardle zaczęła rosnąć.
- Justyna to nie jest tak- pokiwałam głową wpatrując się tempo w buty i zaciskając usta w wąską linie.
- Myślałam, że się przyjaźnimy.
- Bo tak jest- westchnęła.
- Chyba nie za bardzo. Przyjaciółki nie mają przed sobą tajemnic.- odpięłam pasy i wysiadłam z auta trzaskając drzwiczkami. Dziewczyna wysiadła i podbiegła do mnie.
- Proszę cię, tego akurat nie mogę powiedzieć nikomu- powiedziała z bezradnością.
- W sumie mam to gdzieś. Jestem zmęczona tymi waszymi sekretami. Skoro, tyle przede mną ukrywacie to po co w ogóle się do siebie odzywamy? Nie lepiej zerwać tą znajomość? Wtedy nie będzie żadnych tajemnic- mówiłam to co czułam. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale zamknęła usta i spojrzała na coś co było za mną. Odwróciłam się. Ze swojego samochodu wysiadł Liam. Zdziwiłam się, że nie usłyszałam jego silnika, ale pewnie już na nic nie zwracałam uwagi. Podszedł do nas i przytulił do siebie.
- Zły dzień?- spytał z zaciekawieniem.
- Złe życie- westchnęłam i wsiadłam do samochodu. Chłopak szybko znalazł się na miejscu pasażera.
- Mów co jest- spojrzał mi prosto w oczy.
- Ty też masz przede mną tajemnice?- spytałam prosto z mostu.
- Nie- oznajmił.- wiem o wszystkim i zawsze jestem z tobą szczery. Na tym polega chyba przyjaźń, nie?- no tak. Tylko, że moja przyjaciółka ma przede mną jakieś sekreciki, którymi się dzieli z Louis'em, Zayn'em, Niall'em, Harry'm i pewnie jeszcze z Ed'em, Nathan'em i Niną.
- Od kiedy Lou bierze?- bałam się zadać to pytanie.
- Od miesiąca- spuścił głowę.
- Regularnie?- głos mi zadrżał. Nie chciałam znać odpowiedzi, ale jakoś samo to wyszło.
- Chcesz, żebym kapował na własnego przyjaciela?- to właśnie było najgorsze. Mieć tego samego przyjaciela co twój chłopak. Oni też mają swoje sekrety, których on nie może mi wyjawić.- jedno mogę ci powiedzieć na pewno. On cię kocha. To, że ukrywał przed tobą różne rzeczy nie znaczy, że nic do ciebie nie czuje- wyjaśnił.
- Co się stało między tobą, a Sophią?- zmieniłam temat. Nadal wierzyłam, że Louis mnie kocha, ale już nie tak jak kiedyś. Moim zdaniem to było przywiązanie, a nie miłość z jego strony.
- Już wszystko w porządku. Zrobiliśmy sobie dwutygodniową przerwę- wyjaśnił.- nic poważnego, po prostu... musiałem wszystko przemyśleć.
- Okłamała cię?- spytałam niepewnie.
- Zdradziła- zacisnął usta w wąską linie. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie powiedział.
- I ty jej wybaczyłeś?!- patrzyłam na niego, jak na wariata, który uciekł z psychiatryka- może mam cię zawieźć do szpitala?!- krzyczałam na niego.- jak mogłeś do cholery wybaczyć jej coś takiego?!
- Kocham ją, okej?! Ty byś czegoś takiego nie zrobiła gdyby chodziło o Louis'a?!- pytał coraz bardziej sfrustrowany.
- Nie! To chyba oczywiste?!
- To co ty z nim jeszcze robisz?!- warknął i wysiadł z samochodu trzaskając drzwiczkami. Otworzyłam swoje i wyszłam z auta.
- Co ty pieprzysz?!- złapałam go za nadgarstek. Łzy kuły mnie w oczy. Chłopak musiał to zauważyć, bo natychmiast jego mimika się zmieniła. Wziął głęboki oddech i otworzył usta, aby coś powiedzieć.
_______________________________________________________
Postaram się napisać dla was kolejny rozdział nieco szybciej,
bo wyjeżdżam na tydzień do Londynu, a nie chcę was zawieść.
Proszę was o komentarze, które mnie bardzo motywują
do dalszego pisania :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
sobota, 31 maja 2014
wtorek, 27 maja 2014
Liebster Award
Więc...dostałam już wiele nominacji do Liebster Award, ale dopiero teraz postanowiłam napisać o tym post. Także zostałam nominowana przez Emilka Tomlinsonowa, Pysia Tomlinson oraz Emily Tomlinson za co wam dziękuję z całego serducha i przepraszam, że tak późno się za to biorę ;c ♥
Wyjaśniam o co chodzi:
1.Nominacje Liebster Award otrzymuje się od innego bloggera "za dobrze wykonaną pracę".
2.Po odebraniu nagrody (Liebster Award) należy odpowiedzieć na 11 pytań które otrzymało się od osoby, która nominowała danego bloga.
3.Następnie ty nominujesz 11 blogów. które MUSZĄ być o tym poinformowane i zadaje się im 11 pytań. :)
Pytania :
1.Od kiedy jesteś Directionerką?
Od lutego 2013 roku ;)
2.Jesteś LS czy LE?
Nie jestem, żadnym z powyższych :)
3.Ulubiony zespół, piosenkarz, piosenkarka?
Oczywiście One Direction, Ed Sheeran, Wiz Khalifa, Conor Maynrad Bruno Mars, Katy Perry, Nina Nesbitt, Selena Gomez, Beyonce (nie umiem wybrać jednego ulubionego artysty)
4.Hobby?
Prowadzenie bloga i taniec ^.^
5.Ulubiony kolor?
Czarny
6.W jakim województwie mieszkacie?
Zachodniopomorskie
7.Co was inspiruje do pisania?
Wyobraźnia ;)
8.Macie ulubieńca z One Direction? Jeśli tak to kogo?
Wszystkich ich kocham jednakowo, ale można się domyślić, że Louis'a najbardziej ;*
9.Marzenie?
Zamieszkać w Londynie lub w Dublinie i spotkać 1D ;)
10.Ulubione książki?
Gwiazd naszych wina i wszystkie części Zmierzchu ;p
11.Jakie rodzaje filmów lubicie najbardziej?
Kocham filmy, na których można się popłakać, jakieś o miłości. Ale lubię też dramaty i horrory. O! i uwielbiam "Niesamowity Spider-man" ♥ ;)
Pytania:
1. Co lubisz robić najbardziej ?
Spotykać się z przyjaciółmi, pisać, tańczyć, wygłupiać się, jeździć rowerem :)
2. Jakie jest twoje ulubione jedzenie ?
Tosty i sałatki :D
3. Jaki jest twój znak zodiaku ?
Wodnik
4. Jakie masz plany na przyszłość ?
Dostać się do wybranego przeze mnie liceum, pójść na studia i znaleźć pracę. To takie najważniejsze jak na razie :)
5. Gdzie byś chciała zamieszkać w przyszłości ?
Londyn albo Dublin *.*
6. Jaki jest twój ulubiony serial ?
Pamiętniki Wampirów i The Originals ♥
7. Jakie jest twoje ulubione zwierze ?
Pies, królik oraz moja kochana rybka :)
8. Najlepsza książka jaką przeczytałaś ?
Gwiazd naszych wina ♥
9. Za co lubisz/ kochasz One Direction ?
Dużo by wymieniać ;)
10. Ulubiony przedmiot szkolny ?
Angielski i polski :D
11. Co szalonego kiedyś zrobiłaś ?
Haha dużo tego było ;)
Pytania:
1.Ile masz blogów?
Jak na razie dwa :)
2. Odkąd jesteś Directionerką?
Od półtora roku :D
3. Jak to się stało, że jesteś Directioner?
Posłuchałam parę razy OT i spodobało mi się. Później zaczęłam oglądać ich video diary, następnie zaczęłam rozmawiać o nich z przyjaciółkami i tak jakoś wyszło :)
4. Co sprawiło, że zaczęłaś pisać bloga?
Przeczytałam jeden blog, pamiętam to był pierwszy, który w ogóle przeczytałam, a później w mojej głowie mimowolnie pojawiały się jakieś scenariusze. Po długim czasie się przełamałam i postanowiłam udostępnić swoje wypociny do sieci :)
5. Czy pisanie sprawia ci przyjemność?
Bardzo często tak, ale czasami jest taki czas, że nawet nie chcę wchodzić na swojego bloga, bo mam blokadę i nie mam zielonego pojęcia o czym napisać nowy rozdział ;c
6.W jakim województwie mieszkasz?
Zachodniopomorskie ;)
7. Ile innych blogów czytasz?
Chyba z dziesięć ;)
8. Ile masz lat?
16 ;c
9. Co jest twoim największym marzeniem?
Spotkać One Direction! *.* ♥
10. Jak byś się zachowała podczas spotkania z One Direction?
Pewnie zaczęłabym płakać i piszczeć, ale próbowałabym się powstrzymać, bo wiem, że chłopcy nie lubią, gdy ktoś im piszczy w twarz, ale byłoby trudno :)
11. Czy jesteś dumna ze swoich blogów/swojego bloga?
Nie za bardzo :/
Nominuję:
1. One Direction Love Story
2. Dark Angel
3. Punk Niall Horan(I część)
4. The One That Got Away (II część)
5. Psychotic
6. DARK- Harry Styles Fanfiction (I część)
7. KNOCKOUT (II część)
8. Dangerous Game
9. After- Harry Styles Fanfiction
10. As long as you love me
11. When pain is mixed with the music
Moje pytania:
1. Twoje ulubione wspomnienie z dzieciństwa?
2. Masz rodzeństwo?
3. Czy ktoś z Twoich znajomych wie, że prowadzisz bloga?
4. Jakie masz zainteresowania?
5. Czy chcesz w przyszłości nadal pisać?
6. Kto jest Twoją największą inspiracją?
7. Do jakich fandomów należysz?
8. Jakie było pierwsze przeczytane przez ciebie Fanfiction?
9. Dlaczego zaczęłaś pisać?
10. Jak najchętniej spędzasz czas wolny?
11. Często myślisz o tym co możesz dodać na bloga, aby był bardziej interesujący?
Wyjaśniam o co chodzi:
1.Nominacje Liebster Award otrzymuje się od innego bloggera "za dobrze wykonaną pracę".
2.Po odebraniu nagrody (Liebster Award) należy odpowiedzieć na 11 pytań które otrzymało się od osoby, która nominowała danego bloga.
3.Następnie ty nominujesz 11 blogów. które MUSZĄ być o tym poinformowane i zadaje się im 11 pytań. :)
Pytania :
1.Od kiedy jesteś Directionerką?
Od lutego 2013 roku ;)
2.Jesteś LS czy LE?
Nie jestem, żadnym z powyższych :)
3.Ulubiony zespół, piosenkarz, piosenkarka?
Oczywiście One Direction, Ed Sheeran, Wiz Khalifa, Conor Maynrad Bruno Mars, Katy Perry, Nina Nesbitt, Selena Gomez, Beyonce (nie umiem wybrać jednego ulubionego artysty)
4.Hobby?
Prowadzenie bloga i taniec ^.^
5.Ulubiony kolor?
Czarny
6.W jakim województwie mieszkacie?
Zachodniopomorskie
7.Co was inspiruje do pisania?
Wyobraźnia ;)
8.Macie ulubieńca z One Direction? Jeśli tak to kogo?
Wszystkich ich kocham jednakowo, ale można się domyślić, że Louis'a najbardziej ;*
9.Marzenie?
Zamieszkać w Londynie lub w Dublinie i spotkać 1D ;)
10.Ulubione książki?
Gwiazd naszych wina i wszystkie części Zmierzchu ;p
11.Jakie rodzaje filmów lubicie najbardziej?
Kocham filmy, na których można się popłakać, jakieś o miłości. Ale lubię też dramaty i horrory. O! i uwielbiam "Niesamowity Spider-man" ♥ ;)
Pytania:
1. Co lubisz robić najbardziej ?
Spotykać się z przyjaciółmi, pisać, tańczyć, wygłupiać się, jeździć rowerem :)
2. Jakie jest twoje ulubione jedzenie ?
Tosty i sałatki :D
3. Jaki jest twój znak zodiaku ?
Wodnik
4. Jakie masz plany na przyszłość ?
Dostać się do wybranego przeze mnie liceum, pójść na studia i znaleźć pracę. To takie najważniejsze jak na razie :)
5. Gdzie byś chciała zamieszkać w przyszłości ?
Londyn albo Dublin *.*
6. Jaki jest twój ulubiony serial ?
Pamiętniki Wampirów i The Originals ♥
7. Jakie jest twoje ulubione zwierze ?
Pies, królik oraz moja kochana rybka :)
8. Najlepsza książka jaką przeczytałaś ?
Gwiazd naszych wina ♥
9. Za co lubisz/ kochasz One Direction ?
Dużo by wymieniać ;)
10. Ulubiony przedmiot szkolny ?
Angielski i polski :D
11. Co szalonego kiedyś zrobiłaś ?
Haha dużo tego było ;)
Pytania:
1.Ile masz blogów?
Jak na razie dwa :)
2. Odkąd jesteś Directionerką?
Od półtora roku :D
3. Jak to się stało, że jesteś Directioner?
Posłuchałam parę razy OT i spodobało mi się. Później zaczęłam oglądać ich video diary, następnie zaczęłam rozmawiać o nich z przyjaciółkami i tak jakoś wyszło :)
4. Co sprawiło, że zaczęłaś pisać bloga?
Przeczytałam jeden blog, pamiętam to był pierwszy, który w ogóle przeczytałam, a później w mojej głowie mimowolnie pojawiały się jakieś scenariusze. Po długim czasie się przełamałam i postanowiłam udostępnić swoje wypociny do sieci :)
5. Czy pisanie sprawia ci przyjemność?
Bardzo często tak, ale czasami jest taki czas, że nawet nie chcę wchodzić na swojego bloga, bo mam blokadę i nie mam zielonego pojęcia o czym napisać nowy rozdział ;c
6.W jakim województwie mieszkasz?
Zachodniopomorskie ;)
7. Ile innych blogów czytasz?
Chyba z dziesięć ;)
8. Ile masz lat?
16 ;c
9. Co jest twoim największym marzeniem?
Spotkać One Direction! *.* ♥
10. Jak byś się zachowała podczas spotkania z One Direction?
Pewnie zaczęłabym płakać i piszczeć, ale próbowałabym się powstrzymać, bo wiem, że chłopcy nie lubią, gdy ktoś im piszczy w twarz, ale byłoby trudno :)
11. Czy jesteś dumna ze swoich blogów/swojego bloga?
Nie za bardzo :/
Nominuję:
1. One Direction Love Story
2. Dark Angel
3. Punk Niall Horan(I część)
4. The One That Got Away (II część)
5. Psychotic
6. DARK- Harry Styles Fanfiction (I część)
7. KNOCKOUT (II część)
8. Dangerous Game
9. After- Harry Styles Fanfiction
10. As long as you love me
11. When pain is mixed with the music
Moje pytania:
1. Twoje ulubione wspomnienie z dzieciństwa?
2. Masz rodzeństwo?
3. Czy ktoś z Twoich znajomych wie, że prowadzisz bloga?
4. Jakie masz zainteresowania?
5. Czy chcesz w przyszłości nadal pisać?
6. Kto jest Twoją największą inspiracją?
7. Do jakich fandomów należysz?
8. Jakie było pierwsze przeczytane przez ciebie Fanfiction?
9. Dlaczego zaczęłaś pisać?
10. Jak najchętniej spędzasz czas wolny?
11. Często myślisz o tym co możesz dodać na bloga, aby był bardziej interesujący?
niedziela, 25 maja 2014
53
Niechętnie po nieprzespanej nocy wstałam z łóżka. Weszłam do łazienki. Wrzuciłam czarne ubrania z kosza do pralki i ustawiłam ją, aby wyprała nasze ciuchy. Wzięłam szybki prysznic. Na suche ciało ubrałam granatową bluzkę z 3/4 rękawem i białe szorty. Wytarłam dokładnie włosy i pozostawiłam je wilgotne i nie rozczesane. Umyłam zęby i zeszłam na dół. Za bardzo nie wiedziałam co gdzie się znajduje w kuchni, ale postanowiłam trochę poszperać. Znalazłam ulubioną herbatę Lou, cukier, talerze i patelnię. Reszta potrzebnych mi produktów znajdowała się w lodówce lub na wierzchu. Usmażyłam na szybko jajecznicę. Rozłożyłam porcję na dwa talerzyki. Do tego zrobiłam tosty i herbatę. Wszystko ładnie ułożyłam na stole. Poszłam do ogródka po szczypiorek i trochę kwiatków. Zerwałam potrzebny mi szczypiorek i kilka żółtych i fioletowych kwiatków. Wróciłam do domu i wstawiłam kolorowe roślinki w mały, biały wazonik. Postawiłam ozdobę na stole. Umyłam szczypior i dodałam go trochę do śniadania. Nim się obejrzałam Tommo stał oparty o ościeżnicę. Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam składając mu całusa na ustach. Szczerze mówiąc czułam się lepiej, gdy miałam coś do roboty. W taki sposób choć na chwilkę mogłam oderwać się od myśli o naszym dziecku.
- Na co się tak gapisz?- spytałam zdumiona myjąc patelnie. Jego oczy skanowały moją postać od góry do dołu.
- Ślicznie wyglądasz.- skomplementował.
- Amm... dziękuję?- zapytałam onieśmielona. Chwila... czy ja się przed nim zawstydziłam?- ty też wyglądasz niczego sobie- zażartowałam. Oczywiście wyglądał idealnie. Nawet w tych potarganych włosach, dresach i tak wyglądał zniewalająco.
- Jak się jeździło moim autem?- spytał wkładając do ust porcję jajecznicy.
- Świetnie- zaśmiałam się. Zjedliśmy nasze śniadanie i Lou zaczął dzwonić do naszych znajomych zapraszając ich na domówkę. Gdy skończył to robić pozmywał naczynia, a ja odkurzyłam parter. Chłopak pojechał po zakupy, więc zajęłam się praniem, które musiałam wywiesić na balkon. Nagle zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z tylnej kieszeni szortów i odbierając połączenie przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Tak?
- Just jak się czujesz?- usłyszałam po drugiej stronie.
- Dużo lepiej niż wczoraj, dzięki.- na chwilę zmilkliśmy- mam nadzieję, że nie wywaliłeś Cody'iego.
- Nie, ma zakaz wchodzenia do burdelów- zaśmiał się.
- Bardzo dobrze- oznajmiłam nie przestając wieszać prania.- słuchaj... robimy dzisiaj z Lou imprezę. Masz ochotę wpaść?- spytałam niepewnie.
- Nie, dzięki. Mam inne plany- oznajmił.
- Na pewno?
- Na pewno. Przypominam ci tylko o castingu, jeżeli się na niego wybierasz i o sesji.
- Tak, pamiętam. Do jutra.
- Cześć- rozłączył się. Zadzwoniłam do rodziców, bo dawno z nimi nie rozmawiałam. Dowiedziałam się, że wszystko u nich w porządku i są na rodzinnych wakacjach w Paryżu. Znaczy nie do końca rodzinnych, bo nie było tam mnie, ale to taki szczegół. Wszyscy są zdrowi. Patrycja i Maciek mają się dobrze, choć z Maćkiem rozmawiam częściej niż z rodzicami. Kamil znalazł sobie jakąś dziewczynę i jest w niej po uszy zakochany. Kupili sobie psa, o którego ich męczyłam 10 lat, a teraz gdy się wyprowadziłam oni zdecydowali się na jego kupno. Po rozmowie z moimi prze szczęśliwymi rodzicami poszłam trochę do ogródka, aby powyrywać chwasty i różne takie. Orientowałam się trochę w tych całych zielskach, bo często pomagałam moim dziadkom na działce. Minęła godzina odkąd Lou pojechał po zakupy. Pewnie były korki, albo spotkał kogoś znajomego po drodze. Wyciągnęłam konewkę z garażu i napełniłam ją wodą. Zaczęłam podlewać kwiatki.
- Dzień dobry!- usłyszałam po drugiej stornie. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam ładną brunetkę mniej więcej w moim wieku. Stała za ogrodzeniem na swojej działce.
- Dzień dobry- podeszłam do płotu- jestem Just- wyciągnęłam do niej rękę. Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła.
- Jestem Maddie- uścisnęła moją dłoń- miło cię poznać sąsiadko.
- Mnie również. Od dawna tu mieszkasz?- spytałam odstawiając konewkę na trawę.
- Od roku- wyjaśniła. Usłyszałam śmiech dziecka, albo mi się już zdawało. Może wariowałam? Przybiegł do dziewczyny mały chłopczyk o brązowych lekko długich włosach i czekoladowych oczach. Był po prostu przeuroczy.
- To twój syn?- głos mi zadrżał. Zdaje się, że Maddie tego w ogóle nie zauważyła.
- Tak- wzięła go na ręce- mój mały Kevin- ucałowała go w policzek. Chłopczyk się uśmiechnął, a na jego policzkach ukazały się dwa małe dołeczki. Mimowolnie pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją wytarłam wierzchem dłoni.
- Jest śliczny- podałam mu swoją dłoń. Szybko ją chwycił i przytulił do swojej twarzy. Myślałam, że się rozpadnę na kawałeczki. Pomyślałby kto, że za siedem miesięcy też miałabym podobnego dzieciaczka, tylko troszkę mniejszego.- na pewno będzie miał dużo dziewczyn.- zaśmiałam się.
- Przywitaj się z Just- poprosiła go mama.
- Cześć Just- powiedział słodkim głosikiem. Wtedy coś we mnie pękło.
- Mogę go potrzymać?- spytałam niepewnie. Brunetka od razu się zgodziła i podała mi chłopczyka. Przytuliłam go do siebie.- słodki jesteś wiesz?- spytałam bawiąc się jego rączką.
- Pogramy w piłkę?- zapytał. Spojrzałam na jego mamę. Ta tylko skinęła głową. Cały czas była uśmiechnięta. Zazdrościłam jej tego. Dziecka, ciągłego uśmiechu. Miała wszystko czego ja bym chciała.
- Masz jakąś piłkę?- postawiłam go na swój ogródek.
- Mamusiu przyniesiesz mi piłkę?
- Jasne skarbie- powiedziała i zniknęła gdzieś za domem. Ukucnęłam przy chłopcu.
- Ile masz latek?- spytałam.
- Trzy i pół- odpowiedział pokazując trzy paluszki.
- Hej kochanie- usłyszałam zza pleców. Odwróciłam się i wstałam. Chłopak dał mi całusa w usta.- nie wiedziałem, że byłaś w ciąży- zesztywniałam. Czy on się dowiedział? Jak? Skąd?- piona Kevin- podszedł do chłopczyka i przybił z nim piątkę. Ten uśmiechnął się.
- Louis...
- Skąd go wzięłaś?- spytał podnosząc go na ręce. Wyglądał tak cudownie trzymając go w ramionach. Od razu mogłabym powiedzieć, że będzie dobrym tatą.
- Poznałam naszą sąsiadkę Maddie- wskazałam na domek za mną- i Kevin chciał zagrać ze mną w piłkę- wyjaśniłam.
- Nawet nie próbuj jej podrywać. Jest moja- powiedział poważnie do niego po czym się zaśmiał. Chłopczyk schował twarz w dłoniach i zaczął chichotać.
- Ja mam żonę- oznajmił. Tommo spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Szybki jesteś młody.
- No proszę, bierz z niego przykład- wypaliłam. Szybko pożałowałam swoich słów- gdzie ta Maddie?- pytałam, byle tylko zapomnieć o wypowiedzianych przeze mnie słowach.- oh jest- dziewczyna podeszła i wręczyła synkowi zabawkę.
- Cześć Tommo- przywitała się.
- Cześć Maddie- odpowiedział i odstawił dziecko na ziemię. Pograliśmy z pół godzinki z Kevinem, po czym oznajmiliśmy o dzisiejszej imprezie i zaprosiliśmy sąsiadów do siebie, ale ci podziękowali, informując, że mają inne plany na dzisiaj.
***
- Wchodźcie- oznajmił Lou otwierając drzwi gościom. Pierwsi przyjechali Niall i Harry. Przywitałam
ich z uśmiechem, pożartowaliśmy sobie z Nialler'em i zaraz pojawili się kolejni goście- Zayn i Daria od razu rzuciłam się dziewczynie na szyję. Chciała ze mną pogadać, ale powiedziałam jej, że później pójdziemy na górę i spokojnie sobie porozmawiamy. Gdy w drzwiach pojawił się Liam nie mogłam ukryć swojego szczęścia. Przytuliłam go mocno do siebie. Tęskniłam za nim. Potrzebowałam przyjaciół, z którymi mogłabym porozmawiać o zwykłych problemach. Wszyscy byli zdziwieni na moją reakcję spowodowaną widokiem przyjaciela, ale miałam to wtedy gdzieś. Każdy chwalił nasz mały domek. Faceci wypili trzy kolejki czystej, a my powoli sączyłyśmy nasze drinki.
- Trochę mnie przeraża ich tempo- skomentowałam.
- Jak tak dalej pójdzie to za dziesięć minut wypiją całą butelkę- pokręciła głową Daria.
- Miejmy nadzieję, że się nie będą tłukli- oznajmiła Nina. Spojrzałyśmy na nią pytająco.- ostatnio Nathan pobił się z Conor'em- wyjaśniła. Zrobiłam wielkie oczy. Nigdy bym nie pomyślała, że Conor byłby wstanie wdać się w bójkę. Zawsze uważałam go za zwariowanego, ale rozważnego. Po skończeniu drinka poszłam na górę. Weszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko wtulając poduszkę do piersi. Po chwili usłyszałam pukanie.
- Proszę!- oznajmiłam. Moim oczom ukazał się Liam. Ucieszyłam się na jego widok.- siadaj- poklepałam miejsce obok siebie, a chłopak z uśmiechem zajął swoje miejsce. Usadowiłam się obok niego.
- Gdzie masz Sophie?- zapytałam z sarkazmem.
- My... zerwaliśmy- westchnął.
- Jak to?- dopytywałam. W głębi duszy skakałam z radości, że ta zołza nie niszczy już mojego przyjaciela, ale z drugiej nie lubiłam patrzeć na jego cierpienie.
- Normalnie. Przepraszam cię Just, ale nie chcę o tym teraz rozmawiać- skinęłam głową i przytuliłam go do siebie.- teraz powiesz mi co tak naprawdę się stało?- spytał odsuwając się ode mnie.
- Ale o czym...
- Dobrze wiesz o czym mówię- przerwał mi.- to nie było przez okres. Jestem twoim przyjacielem. Możesz mi zaufać- chwycił moją dłoń, co dodało mi otuchy. Westchnęłam i kiedy już otworzyłam usta, żeby powiedzieć mu prawdę ktoś wparował do środka.
- Dobrze, że was znalazłam.- oznajmiła Daria siadając na podłodze naprzeciwko nas.- skoro jest już tu nasza święta trójca to może nam wyjaśnisz czemu byłaś w szpitalu?- rzuciła prosto z mostu.
- Bo... to jest dla mnie trudne i... sama nie wiem, jak to...- pozbierałam myśli, a przyjaciele cierpliwie czekali na moją odpowiedź.- byłam w ciąży.- wyrzuciłam z siebie.
- Co?!- krzyknęli zdumieni w tym samym czasie wstając na równe nogi.
- Jak to?- spytał z niedowierzaniem Liam.
- Mam ci wytłumaczyć, w jaki sposób dochodzi do zapłodnienia?- zapytałam ironicznie. Chłopak przełknął głośno ślinę.
- Wiedziałaś o tym?- Daria patrzyła na mnie z wielkimi oczyma.
- Nie- spuściłam głowę.
- Czy ty... nadal...- pytał niepewnie na co pokręciłam przecząco głową.
- Matko Boska, Justyna- podeszła do mnie blondyneczka i przytuliła mnie mocno do siebie. Po chwili do uścisku dołączył Payne. Poczułam ulgę. Nie musiałam tego dusić w sobie. Co prawda dopiero od wczoraj to ukrywałam, ale i tak mi było bardzo ciężko.
- Kocham was- powiedziałam łamiącym głosem.
- Kochamy cię- odpowiedział Liam.
***
Byłam pijana. Przestałam pić drinki i wlewałam w swój organizm czystą. Śmiałam się ze
wszystkiego. Mogę powiedzieć, że w pewnym sensie alkohol odganiał ode mnie wszystkie myśli. Rzecz jasna wiedziałam, że były rzeczy, o których nie powinnam nikomu wspominać. Dlatego też nie byłam za bardzo wstawiona. Usiadłam Lou na kolana i mocno się do niego przytuliłam. Ten się zaśmiał, ale równie mocno objął mnie ramionami.
- Justyna- zaczął- czy ty wtedy mówiłaś poważnie? No wiesz o tym ślubie?- pytał. Spojrzałam na niego pytająco. Próbowałam sobie przypomnieć o co mu chodzi, kiedy nagle mnie olśniło.
- Nie, no co ty- oparłam swój policzek na jego piersi.
- Jeżeli chcesz, abyśmy się pobrali to powiedz.- wydało mi się to śmieszne.
- Mam się tobie oświadczyć?- pytałam z niedowierzaniem.
- Nie- zaśmiał się.- po prostu daj mi do zrozumienia, że tego chcesz- ucałował moje czoło.
- Nawet jeżeli teraz bym to zrobiła?
- Jeśli chcesz- zrobił poważną minę, na co ja wybuchnęłam śmiechem.
- Nie, jestem pijana- wstałam z niego i poszłam na taras. Zobaczyłam jakąś postać siedzącą na ławce. Usiadłam obok niego.- cześć- powiedziałam opierając się o oparcie.
- Hej- zaśmiał się dźwięcznie.- widzę, że jesteś upita- stwierdził ilustrując moją postać od góry do dołu.
- Nie jestem- westchnęłam. Przyciągnęłam kolana pod brodę i owinęłam je rękoma.
- Ładnie wyglądasz- skomentował.
- Przestań już- oparłam głowę o kolano tak, że mogłam patrzeć mu w oczy.
- Ja nic nie robię- bronił się.
- Czemu przyjechałeś wczoraj do szpitala?- chciałam się dowiedzieć prawdy. Dobrze wiedziałam, że jego poprzednia wymówka to blef.
- Louis mnie o to...
- Nie ściemniaj- przerwałam mu. Chłopak spuścił głowę.
- Dobra, chodzi o to, że nadal coś do ciebie czuję. Tamten pocałunek.- zrobił krótką pauzę- on nie był i nie jest dla mnie tak obojętny jak dla ciebie. Wiem, że zachowuję się jak frajer, bo podkochuję się w dziewczynie swojego najlepszego przyjaciela, ale nie mogę tego powstrzymać. Za każdym razem gdy cię widzę, chcę cię pocałować, przytulić i powiedzieć, jak pięknie dziś wyglądasz. Jak bardzo cię pragnę. Jak bardzo chcę usłyszeć twój piękny śmiech albo jak bardzo jestem zazdrosny o to, w jaki sposób patrzysz na Lou. Bo dobrze wiem, że nigdy tak na mnie nie spojrzysz. To wszystko mnie niszczy. Próbuję z innymi dziewczynami, ale żadna nie jest taka jak ty. Wszystkie widzą we mnie gwiazdorka z One Direction. Jak dowiedziałem się, że wylądowałaś w szpitalu... przeraziłem się. Od razu wsiadłem w samochód i do ciebie przyjechałem. Jedyne czego żałuję to... to, że to nie ja byłem pierwszy, że nie poszedłem pierwszy do twojej garderoby, żeby z tobą po prostu pogadać. Że nie starałem się na początku. Żałuję, że nie będę tak szczęśliwy, jak Tommo jest z tobą.- cały ten czas ani razu nie spojrzał na mnie. Jego długa wypowiedź... nigdy nie pomyślałabym, że to... najzwyczajniej w świecie mnie zamurowało.
- Nie wiem co mam powiedzieć- w końcu z siebie wydusiłam. Nadal każde jego słowo odbijało się echem w mojej głowie. Chłopak kiwnął smutno głowa spoglądając w dół.
- Rozumiem. Chciałem tylko, żebyś wiedziała- przełknął głośno ślinę.
- Harry ja...
- Nic nie mów- wstał i odszedł zostawiając mnie samą ze swoimi myślami. Po on mi to powiedział? Myślał, że co? Rzucę mu się na szyję i zostawię chłopaka, którego kocham, bo bożyszcz nastolatek wyznał mi właśnie swoje rzekome uczucia? Na pewno kłamał. Przecież nie może być takim dupkiem i odbić swojemu przyjacielowi dziewczynę. To chore! Wstałam z ławki i wróciłam do domu. Musiałam wyglądać, jak zombie bo większość znajomych dziwnie się na mnie patrzyło. Wszyscy posiedzieli jeszcze godzinę i zaczęli się żegnać. Daria z Zayn'em i Liam'em zostali, aby pomóc mi posprzątać. Co prawda czarnuszek był już tak pijany, że potłukł mi dwa kieliszki, ale liczą się chęci. Kazałam mu usiąść i niczego nie dotykać, więc ten zaczął się ze mną droczyć i skończyło się na tym, że ja z Malik'iem się wyzywaliśmy, a blondyneczka z przyjacielem posprzątali mi dom.
- Dzięki- powiedziałam pięknie, gdy ci zaczęli zakładać swoje buty w korytarzu. Zen nie był w stanie sam ich ubrać, więc jego "żona" mu pomogła. Umówiłam się z Darią na jutrzejszy dzień. Miałyśmy poszukać dla niej sukni ślubnej, bo wesele ma za miesiąc. Zaczęłam szukać Louis'a. Nigdzie nie mogłam go znaleźć. Chwyciłam za telefon i zaczęłam do niego wydzwaniać, ale nie odbierał. Bałam się o niego. Przed oczami miałam najczarniejsze scenariusze. Dzwoniłam do wszystkich naszych znajomych, którzy u nas byli. Nikt nie go widział. Tylko Stan nie odbierał. Pewnie są gdzieś razem. Zadzwoniłam więc do ostatniej osoby, z którą wtedy chciałam rozmawiać.
- Just?- wydawał się spięty moim telefonem.
- Jest z tobą Lou?- spytałam zmartwiona.
- Tak, poszliśmy na piwo- szybko wyjaśnił. Usłyszałam warkot silników samochodowych.
- A gdzie dokładnie jesteście?- dopytywałam.
- Na mieście w pubie- tłumaczył.
- W tamtym gdzie zawsze?
- Słucham?- spytał zdezorientowany. Chyba nie wiedział, że Tommo w razie czego mówił mi, w którym pubie go szukać.
- No w tym koło...
- Nie jesteśmy w innym- przerwał mi. Usłyszałam dźwięk strzelającego pistoletu.
- Co to było?!- krzyknęłam przerażona.- Harry!
- To nic takiego- krzyczał do telefonu próbując przekrzyczeć tłum ludzi.
- Gdzie jesteście?! Gdzie do cholery jesteście?!- nie odpowiadał- Harry!- krzyknęłam zdesperowana.
- Great Marlborough Street- westchnął. Szybko się rozłączyłam. Schowałam telefon do torebki. Wzięłam z szafki kluczyki od auta i od domu. Zamknęłam drzwi i ogrodzenie na wszystkie spusty i wsiadłam do samochodu. Nie rozważałam nad konsekwencjami, które na mnie czekały za jazdę pod wpływem alkoholu. Chciałam tylko, aby Louis wrócił ze mną do domu, położył się obok mnie na naszym łóżku i przyciągnął do swojego torsu całując czubek mojej głowy. W ciągu 10 minut dojechałam na miejsce. Zaparkowałam pod czyimś domem. Przez całą drogę biegłam ile miałam sił w nogach. Nie trudno było znaleźć miejsce, w którym rzekomo mieli być Lou i Hazza. Zwolniłam.Przede mną stało długie widowisko. Wszyscy stali wzdłuż chodnika i krzyczeli różne rzeczy. Byli pijani. Zakładali się, o to kto wygra wyścig. Wyścig? Nie, to nie możliwe. Ponownie zaczęłam swój bieg. Po drodze słyszałam różne wyzwiska rzucane w moją stronę, ale miałam to gdzieś. Chciałam tylko się przekonać, że to co podpowiada mi moja podświadomość to kłamstwo. Stanęłam tuż obok mety. Rozglądałam się dookoła. Jest. Zobaczyłam dwa pędzące przynajmniej 200km/h auta. Jedno było czarne, a drugie czerwone. To pierwsze już gdzieś widziałam. Serce zaczęło mi bić mocniej, a w uszach był szum. Miałam
wrażenie, że zaraz, któreś auto się roztrzaska. Zaczęłam głęboko oddychać w celu uspokojenia się. W głowie zaczęło mi się kręcić. Przeczesałam dłonią włosy i w mgnieniu oka samochody przekroczyły metę. Zatrzymali się jakieś 100 metrów dalej. Wysiadło z nich dwóch mężczyzn. Serce nie chciało mi się uspokoić. Obaj podeszli to skąpo ubranej dziewczyny. Ta uśmiechnęła się do jednego zalotnie, ale on nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.
- Dzisiejszy wyścig wygrywa- głos dobiegający z głośników zrobił minutową pauzę.- już po raz dwunasty z rzędu Louis Tomlinson!- ogłosił.
- Co?!- krzyknęłam.
__________________________________
Jeżeli to przeczytałaś, proszę skomentuj.
Jeżeli mnie szanujesz i czas, który poświęcam na napisanie
rozdziału, proszę skomentuj.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
- Na co się tak gapisz?- spytałam zdumiona myjąc patelnie. Jego oczy skanowały moją postać od góry do dołu.
- Ślicznie wyglądasz.- skomplementował.
- Amm... dziękuję?- zapytałam onieśmielona. Chwila... czy ja się przed nim zawstydziłam?- ty też wyglądasz niczego sobie- zażartowałam. Oczywiście wyglądał idealnie. Nawet w tych potarganych włosach, dresach i tak wyglądał zniewalająco.
- Jak się jeździło moim autem?- spytał wkładając do ust porcję jajecznicy.
- Świetnie- zaśmiałam się. Zjedliśmy nasze śniadanie i Lou zaczął dzwonić do naszych znajomych zapraszając ich na domówkę. Gdy skończył to robić pozmywał naczynia, a ja odkurzyłam parter. Chłopak pojechał po zakupy, więc zajęłam się praniem, które musiałam wywiesić na balkon. Nagle zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z tylnej kieszeni szortów i odbierając połączenie przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Tak?
- Just jak się czujesz?- usłyszałam po drugiej stronie.
- Dużo lepiej niż wczoraj, dzięki.- na chwilę zmilkliśmy- mam nadzieję, że nie wywaliłeś Cody'iego.
- Nie, ma zakaz wchodzenia do burdelów- zaśmiał się.
- Bardzo dobrze- oznajmiłam nie przestając wieszać prania.- słuchaj... robimy dzisiaj z Lou imprezę. Masz ochotę wpaść?- spytałam niepewnie.
- Nie, dzięki. Mam inne plany- oznajmił.
- Na pewno?
- Na pewno. Przypominam ci tylko o castingu, jeżeli się na niego wybierasz i o sesji.
- Tak, pamiętam. Do jutra.
- Cześć- rozłączył się. Zadzwoniłam do rodziców, bo dawno z nimi nie rozmawiałam. Dowiedziałam się, że wszystko u nich w porządku i są na rodzinnych wakacjach w Paryżu. Znaczy nie do końca rodzinnych, bo nie było tam mnie, ale to taki szczegół. Wszyscy są zdrowi. Patrycja i Maciek mają się dobrze, choć z Maćkiem rozmawiam częściej niż z rodzicami. Kamil znalazł sobie jakąś dziewczynę i jest w niej po uszy zakochany. Kupili sobie psa, o którego ich męczyłam 10 lat, a teraz gdy się wyprowadziłam oni zdecydowali się na jego kupno. Po rozmowie z moimi prze szczęśliwymi rodzicami poszłam trochę do ogródka, aby powyrywać chwasty i różne takie. Orientowałam się trochę w tych całych zielskach, bo często pomagałam moim dziadkom na działce. Minęła godzina odkąd Lou pojechał po zakupy. Pewnie były korki, albo spotkał kogoś znajomego po drodze. Wyciągnęłam konewkę z garażu i napełniłam ją wodą. Zaczęłam podlewać kwiatki.
- Dzień dobry!- usłyszałam po drugiej stornie. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam ładną brunetkę mniej więcej w moim wieku. Stała za ogrodzeniem na swojej działce.
- Dzień dobry- podeszłam do płotu- jestem Just- wyciągnęłam do niej rękę. Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła.
- Jestem Maddie- uścisnęła moją dłoń- miło cię poznać sąsiadko.
- Mnie również. Od dawna tu mieszkasz?- spytałam odstawiając konewkę na trawę.
- Od roku- wyjaśniła. Usłyszałam śmiech dziecka, albo mi się już zdawało. Może wariowałam? Przybiegł do dziewczyny mały chłopczyk o brązowych lekko długich włosach i czekoladowych oczach. Był po prostu przeuroczy.
- To twój syn?- głos mi zadrżał. Zdaje się, że Maddie tego w ogóle nie zauważyła.
- Tak- wzięła go na ręce- mój mały Kevin- ucałowała go w policzek. Chłopczyk się uśmiechnął, a na jego policzkach ukazały się dwa małe dołeczki. Mimowolnie pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją wytarłam wierzchem dłoni.
- Jest śliczny- podałam mu swoją dłoń. Szybko ją chwycił i przytulił do swojej twarzy. Myślałam, że się rozpadnę na kawałeczki. Pomyślałby kto, że za siedem miesięcy też miałabym podobnego dzieciaczka, tylko troszkę mniejszego.- na pewno będzie miał dużo dziewczyn.- zaśmiałam się.
- Przywitaj się z Just- poprosiła go mama.
- Cześć Just- powiedział słodkim głosikiem. Wtedy coś we mnie pękło.
- Mogę go potrzymać?- spytałam niepewnie. Brunetka od razu się zgodziła i podała mi chłopczyka. Przytuliłam go do siebie.- słodki jesteś wiesz?- spytałam bawiąc się jego rączką.
- Pogramy w piłkę?- zapytał. Spojrzałam na jego mamę. Ta tylko skinęła głową. Cały czas była uśmiechnięta. Zazdrościłam jej tego. Dziecka, ciągłego uśmiechu. Miała wszystko czego ja bym chciała.
- Masz jakąś piłkę?- postawiłam go na swój ogródek.
- Mamusiu przyniesiesz mi piłkę?
- Jasne skarbie- powiedziała i zniknęła gdzieś za domem. Ukucnęłam przy chłopcu.
- Ile masz latek?- spytałam.
- Trzy i pół- odpowiedział pokazując trzy paluszki.
- Hej kochanie- usłyszałam zza pleców. Odwróciłam się i wstałam. Chłopak dał mi całusa w usta.- nie wiedziałem, że byłaś w ciąży- zesztywniałam. Czy on się dowiedział? Jak? Skąd?- piona Kevin- podszedł do chłopczyka i przybił z nim piątkę. Ten uśmiechnął się.
- Louis...
- Skąd go wzięłaś?- spytał podnosząc go na ręce. Wyglądał tak cudownie trzymając go w ramionach. Od razu mogłabym powiedzieć, że będzie dobrym tatą.
- Poznałam naszą sąsiadkę Maddie- wskazałam na domek za mną- i Kevin chciał zagrać ze mną w piłkę- wyjaśniłam.
- Nawet nie próbuj jej podrywać. Jest moja- powiedział poważnie do niego po czym się zaśmiał. Chłopczyk schował twarz w dłoniach i zaczął chichotać.
- Ja mam żonę- oznajmił. Tommo spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Szybki jesteś młody.
- No proszę, bierz z niego przykład- wypaliłam. Szybko pożałowałam swoich słów- gdzie ta Maddie?- pytałam, byle tylko zapomnieć o wypowiedzianych przeze mnie słowach.- oh jest- dziewczyna podeszła i wręczyła synkowi zabawkę.
- Cześć Tommo- przywitała się.
- Cześć Maddie- odpowiedział i odstawił dziecko na ziemię. Pograliśmy z pół godzinki z Kevinem, po czym oznajmiliśmy o dzisiejszej imprezie i zaprosiliśmy sąsiadów do siebie, ale ci podziękowali, informując, że mają inne plany na dzisiaj.
***
- Wchodźcie- oznajmił Lou otwierając drzwi gościom. Pierwsi przyjechali Niall i Harry. Przywitałam
ich z uśmiechem, pożartowaliśmy sobie z Nialler'em i zaraz pojawili się kolejni goście- Zayn i Daria od razu rzuciłam się dziewczynie na szyję. Chciała ze mną pogadać, ale powiedziałam jej, że później pójdziemy na górę i spokojnie sobie porozmawiamy. Gdy w drzwiach pojawił się Liam nie mogłam ukryć swojego szczęścia. Przytuliłam go mocno do siebie. Tęskniłam za nim. Potrzebowałam przyjaciół, z którymi mogłabym porozmawiać o zwykłych problemach. Wszyscy byli zdziwieni na moją reakcję spowodowaną widokiem przyjaciela, ale miałam to wtedy gdzieś. Każdy chwalił nasz mały domek. Faceci wypili trzy kolejki czystej, a my powoli sączyłyśmy nasze drinki.
- Trochę mnie przeraża ich tempo- skomentowałam.
- Jak tak dalej pójdzie to za dziesięć minut wypiją całą butelkę- pokręciła głową Daria.
- Miejmy nadzieję, że się nie będą tłukli- oznajmiła Nina. Spojrzałyśmy na nią pytająco.- ostatnio Nathan pobił się z Conor'em- wyjaśniła. Zrobiłam wielkie oczy. Nigdy bym nie pomyślała, że Conor byłby wstanie wdać się w bójkę. Zawsze uważałam go za zwariowanego, ale rozważnego. Po skończeniu drinka poszłam na górę. Weszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko wtulając poduszkę do piersi. Po chwili usłyszałam pukanie.
- Proszę!- oznajmiłam. Moim oczom ukazał się Liam. Ucieszyłam się na jego widok.- siadaj- poklepałam miejsce obok siebie, a chłopak z uśmiechem zajął swoje miejsce. Usadowiłam się obok niego.
- Gdzie masz Sophie?- zapytałam z sarkazmem.
- My... zerwaliśmy- westchnął.
- Jak to?- dopytywałam. W głębi duszy skakałam z radości, że ta zołza nie niszczy już mojego przyjaciela, ale z drugiej nie lubiłam patrzeć na jego cierpienie.
- Normalnie. Przepraszam cię Just, ale nie chcę o tym teraz rozmawiać- skinęłam głową i przytuliłam go do siebie.- teraz powiesz mi co tak naprawdę się stało?- spytał odsuwając się ode mnie.
- Ale o czym...
- Dobrze wiesz o czym mówię- przerwał mi.- to nie było przez okres. Jestem twoim przyjacielem. Możesz mi zaufać- chwycił moją dłoń, co dodało mi otuchy. Westchnęłam i kiedy już otworzyłam usta, żeby powiedzieć mu prawdę ktoś wparował do środka.
- Dobrze, że was znalazłam.- oznajmiła Daria siadając na podłodze naprzeciwko nas.- skoro jest już tu nasza święta trójca to może nam wyjaśnisz czemu byłaś w szpitalu?- rzuciła prosto z mostu.
- Bo... to jest dla mnie trudne i... sama nie wiem, jak to...- pozbierałam myśli, a przyjaciele cierpliwie czekali na moją odpowiedź.- byłam w ciąży.- wyrzuciłam z siebie.
- Co?!- krzyknęli zdumieni w tym samym czasie wstając na równe nogi.
- Jak to?- spytał z niedowierzaniem Liam.
- Mam ci wytłumaczyć, w jaki sposób dochodzi do zapłodnienia?- zapytałam ironicznie. Chłopak przełknął głośno ślinę.
- Wiedziałaś o tym?- Daria patrzyła na mnie z wielkimi oczyma.
- Nie- spuściłam głowę.
- Czy ty... nadal...- pytał niepewnie na co pokręciłam przecząco głową.
- Matko Boska, Justyna- podeszła do mnie blondyneczka i przytuliła mnie mocno do siebie. Po chwili do uścisku dołączył Payne. Poczułam ulgę. Nie musiałam tego dusić w sobie. Co prawda dopiero od wczoraj to ukrywałam, ale i tak mi było bardzo ciężko.
- Kocham was- powiedziałam łamiącym głosem.
- Kochamy cię- odpowiedział Liam.
***
Byłam pijana. Przestałam pić drinki i wlewałam w swój organizm czystą. Śmiałam się ze
wszystkiego. Mogę powiedzieć, że w pewnym sensie alkohol odganiał ode mnie wszystkie myśli. Rzecz jasna wiedziałam, że były rzeczy, o których nie powinnam nikomu wspominać. Dlatego też nie byłam za bardzo wstawiona. Usiadłam Lou na kolana i mocno się do niego przytuliłam. Ten się zaśmiał, ale równie mocno objął mnie ramionami.
- Justyna- zaczął- czy ty wtedy mówiłaś poważnie? No wiesz o tym ślubie?- pytał. Spojrzałam na niego pytająco. Próbowałam sobie przypomnieć o co mu chodzi, kiedy nagle mnie olśniło.
- Nie, no co ty- oparłam swój policzek na jego piersi.
- Jeżeli chcesz, abyśmy się pobrali to powiedz.- wydało mi się to śmieszne.
- Mam się tobie oświadczyć?- pytałam z niedowierzaniem.
- Nie- zaśmiał się.- po prostu daj mi do zrozumienia, że tego chcesz- ucałował moje czoło.
- Nawet jeżeli teraz bym to zrobiła?
- Jeśli chcesz- zrobił poważną minę, na co ja wybuchnęłam śmiechem.
- Nie, jestem pijana- wstałam z niego i poszłam na taras. Zobaczyłam jakąś postać siedzącą na ławce. Usiadłam obok niego.- cześć- powiedziałam opierając się o oparcie.
- Hej- zaśmiał się dźwięcznie.- widzę, że jesteś upita- stwierdził ilustrując moją postać od góry do dołu.
- Nie jestem- westchnęłam. Przyciągnęłam kolana pod brodę i owinęłam je rękoma.
- Ładnie wyglądasz- skomentował.
- Przestań już- oparłam głowę o kolano tak, że mogłam patrzeć mu w oczy.
- Ja nic nie robię- bronił się.
- Czemu przyjechałeś wczoraj do szpitala?- chciałam się dowiedzieć prawdy. Dobrze wiedziałam, że jego poprzednia wymówka to blef.
- Louis mnie o to...
- Nie ściemniaj- przerwałam mu. Chłopak spuścił głowę.
- Dobra, chodzi o to, że nadal coś do ciebie czuję. Tamten pocałunek.- zrobił krótką pauzę- on nie był i nie jest dla mnie tak obojętny jak dla ciebie. Wiem, że zachowuję się jak frajer, bo podkochuję się w dziewczynie swojego najlepszego przyjaciela, ale nie mogę tego powstrzymać. Za każdym razem gdy cię widzę, chcę cię pocałować, przytulić i powiedzieć, jak pięknie dziś wyglądasz. Jak bardzo cię pragnę. Jak bardzo chcę usłyszeć twój piękny śmiech albo jak bardzo jestem zazdrosny o to, w jaki sposób patrzysz na Lou. Bo dobrze wiem, że nigdy tak na mnie nie spojrzysz. To wszystko mnie niszczy. Próbuję z innymi dziewczynami, ale żadna nie jest taka jak ty. Wszystkie widzą we mnie gwiazdorka z One Direction. Jak dowiedziałem się, że wylądowałaś w szpitalu... przeraziłem się. Od razu wsiadłem w samochód i do ciebie przyjechałem. Jedyne czego żałuję to... to, że to nie ja byłem pierwszy, że nie poszedłem pierwszy do twojej garderoby, żeby z tobą po prostu pogadać. Że nie starałem się na początku. Żałuję, że nie będę tak szczęśliwy, jak Tommo jest z tobą.- cały ten czas ani razu nie spojrzał na mnie. Jego długa wypowiedź... nigdy nie pomyślałabym, że to... najzwyczajniej w świecie mnie zamurowało.
- Nie wiem co mam powiedzieć- w końcu z siebie wydusiłam. Nadal każde jego słowo odbijało się echem w mojej głowie. Chłopak kiwnął smutno głowa spoglądając w dół.
- Rozumiem. Chciałem tylko, żebyś wiedziała- przełknął głośno ślinę.
- Harry ja...
- Nic nie mów- wstał i odszedł zostawiając mnie samą ze swoimi myślami. Po on mi to powiedział? Myślał, że co? Rzucę mu się na szyję i zostawię chłopaka, którego kocham, bo bożyszcz nastolatek wyznał mi właśnie swoje rzekome uczucia? Na pewno kłamał. Przecież nie może być takim dupkiem i odbić swojemu przyjacielowi dziewczynę. To chore! Wstałam z ławki i wróciłam do domu. Musiałam wyglądać, jak zombie bo większość znajomych dziwnie się na mnie patrzyło. Wszyscy posiedzieli jeszcze godzinę i zaczęli się żegnać. Daria z Zayn'em i Liam'em zostali, aby pomóc mi posprzątać. Co prawda czarnuszek był już tak pijany, że potłukł mi dwa kieliszki, ale liczą się chęci. Kazałam mu usiąść i niczego nie dotykać, więc ten zaczął się ze mną droczyć i skończyło się na tym, że ja z Malik'iem się wyzywaliśmy, a blondyneczka z przyjacielem posprzątali mi dom.
- Dzięki- powiedziałam pięknie, gdy ci zaczęli zakładać swoje buty w korytarzu. Zen nie był w stanie sam ich ubrać, więc jego "żona" mu pomogła. Umówiłam się z Darią na jutrzejszy dzień. Miałyśmy poszukać dla niej sukni ślubnej, bo wesele ma za miesiąc. Zaczęłam szukać Louis'a. Nigdzie nie mogłam go znaleźć. Chwyciłam za telefon i zaczęłam do niego wydzwaniać, ale nie odbierał. Bałam się o niego. Przed oczami miałam najczarniejsze scenariusze. Dzwoniłam do wszystkich naszych znajomych, którzy u nas byli. Nikt nie go widział. Tylko Stan nie odbierał. Pewnie są gdzieś razem. Zadzwoniłam więc do ostatniej osoby, z którą wtedy chciałam rozmawiać.
- Just?- wydawał się spięty moim telefonem.
- Jest z tobą Lou?- spytałam zmartwiona.
- Tak, poszliśmy na piwo- szybko wyjaśnił. Usłyszałam warkot silników samochodowych.
- A gdzie dokładnie jesteście?- dopytywałam.
- Na mieście w pubie- tłumaczył.
- W tamtym gdzie zawsze?
- Słucham?- spytał zdezorientowany. Chyba nie wiedział, że Tommo w razie czego mówił mi, w którym pubie go szukać.
- No w tym koło...
- Nie jesteśmy w innym- przerwał mi. Usłyszałam dźwięk strzelającego pistoletu.
- Co to było?!- krzyknęłam przerażona.- Harry!
- To nic takiego- krzyczał do telefonu próbując przekrzyczeć tłum ludzi.
- Gdzie jesteście?! Gdzie do cholery jesteście?!- nie odpowiadał- Harry!- krzyknęłam zdesperowana.
- Great Marlborough Street- westchnął. Szybko się rozłączyłam. Schowałam telefon do torebki. Wzięłam z szafki kluczyki od auta i od domu. Zamknęłam drzwi i ogrodzenie na wszystkie spusty i wsiadłam do samochodu. Nie rozważałam nad konsekwencjami, które na mnie czekały za jazdę pod wpływem alkoholu. Chciałam tylko, aby Louis wrócił ze mną do domu, położył się obok mnie na naszym łóżku i przyciągnął do swojego torsu całując czubek mojej głowy. W ciągu 10 minut dojechałam na miejsce. Zaparkowałam pod czyimś domem. Przez całą drogę biegłam ile miałam sił w nogach. Nie trudno było znaleźć miejsce, w którym rzekomo mieli być Lou i Hazza. Zwolniłam.Przede mną stało długie widowisko. Wszyscy stali wzdłuż chodnika i krzyczeli różne rzeczy. Byli pijani. Zakładali się, o to kto wygra wyścig. Wyścig? Nie, to nie możliwe. Ponownie zaczęłam swój bieg. Po drodze słyszałam różne wyzwiska rzucane w moją stronę, ale miałam to gdzieś. Chciałam tylko się przekonać, że to co podpowiada mi moja podświadomość to kłamstwo. Stanęłam tuż obok mety. Rozglądałam się dookoła. Jest. Zobaczyłam dwa pędzące przynajmniej 200km/h auta. Jedno było czarne, a drugie czerwone. To pierwsze już gdzieś widziałam. Serce zaczęło mi bić mocniej, a w uszach był szum. Miałam
- Dzisiejszy wyścig wygrywa- głos dobiegający z głośników zrobił minutową pauzę.- już po raz dwunasty z rzędu Louis Tomlinson!- ogłosił.
- Co?!- krzyknęłam.
__________________________________
Jeżeli to przeczytałaś, proszę skomentuj.
Jeżeli mnie szanujesz i czas, który poświęcam na napisanie
rozdziału, proszę skomentuj.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
piątek, 16 maja 2014
52
Ręce miał zaciśnięte na kierownicy i co chwilę spoglądał w moją stronę. Nadal trzymałam się za bolący brzuch. Nie chciałam krzyczeć, żeby nie przerazić chłopaka bardziej, ale nie mogłam wytrzymać. Syczałam, gdy skurcze się nasilały. Spojrzałam na licznik. Nie jechaliśmy wolniej niż 100 km/h. Pędziliśmy przez jakieś wioski.
- Gdzie jedziemy?- spytałam zamykając oczy.
- Do szpitala- oznajmił bez emocji i wziął ostry zakręt.
- Zwolnij- poprosiłam.
- Nie zrobię tego- to były ostatnie słowa, które wypowiedział. Poczułam wilgoć w kroczu. Spojrzałam w dół i zobaczyłam krew. Pomyślałam, że to miesiączka i dlatego mnie tak boli.
- Ja... ja pobrudziłam ci fotel- oznajmiłam przerażona. Chłopak szybko spojrzał w dół.
- Kurwa- fuknął.
- Przepraszam, nie chciałam- oznajmiłam skruszona.
- Serio przejmujesz się jebanym fotelem? Ty krwawisz-wycedził przez zęby. Jego szczęka się zacisnęła. Minutę później zaparkowaliśmy pod szpitalem. Wysiadłam z samochodu i upadłam na ziemię. Lou szybko do mnie podbiegł i wziął na ręce, jak pannę młodą. Wparował do środka i zaczął wołać lekarza. Ten szybko przyszedł. Brunet opowiedział co mi dolega. Wzięto mnie na wózek i zawieziono na badania, kiedy Tommo wypełniał formalności. Pobrano mi krew, dano wenflon razem z kroplówką oraz zrobiono mi badania cukru. Miła pielęgniarka zawiozła mnie do gabinetu ginekologicznego na USG. Po badaniu zostałam zawieziona do sali, na której miałam oczekiwać na wyniki badań. Pielęgniarz podłączył mi kroplówkę. Chwilę później wszedł do mnie Lou. Był przerażony. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Usiadł na skraju łóżka i chwycił mnie za dłoń.
Przyszedł lekarz.
- Mógłbym porozmawiać z panią Lol na osobności?- spytał uprzejmie.
- Niech pan w końcu mówi co mi jest.- błagałam oschle. Lou wstał i wyszedł. Nie chciałam go zamartwiać bardziej. Postanowiłam, że powiem mu o wszystkim. Niech teraz od tego odskoczy na chwilę.
- Jak pani chce.- westchnął- niestety pani poroniła- oświadczył ze smutkiem.
- Słucham?- osłupiałam.
- Była pani w ciąży.
- Nie, to musi być pomyłka. Przecież bym zauważyła.- tłumaczyłam lekarzowi.
- To nie jest pomyłka. Była pani w drugim miesiącu.- oznajmił. Widać było, że dla niego powiedzenie czegoś takiego było czymś normalnym.- nic pani nie zauważyła?- dopytywał.
- Skąd- powiedziałam oszołomiona.
- Miała pani miesiączkę? Przepraszam, że pytam, ale to istotne.
- Nie miałam od dwóch miesięcy. Ale to wcześniej się zdarzało. Nie miałam regularnej.- wyjaśniłam patrząc na podłogę.
- A mdłości? Nie przytyła pani?- pytał dalej. Zamarłam. Przecież przytyłam, ale myślałam, że to od braku treningów. A mdłości? Mdłości miałam, ale wydawało mi się, że to on jakiegoś niedobrego jedzenia.
- Matko, jak ja mogłam tego nie zauważyć?- chwyciłam się za głowę.- piłam alkohol, nosiłam ciężkie rzeczy. Jak mogłam tego nie zauważyć?- powtórzyłam.
- Skoro pani miała nieregularną miesiączkę i było tak już wcześniej to nie mogła pani tego przewidzieć.- byłam taka głupia. Siedziałam osłupiona jeszcze przez pięć minut. Łzy zaczęły mi spływać strumieniami. Nawet nie zauważyłam, kiedy lekarz wyszedł. Jak mogłam zabić własne dziecko? Jak mogłam? Trzeba było zrobić ten cholerny test, nawet jeżeli nie uważałabym to za konieczne. Zabiłam nasze dziecko. Jestem potworem. Mordercą. Przełknęłam głośno ślinę. Do sali wszedł Lou. Spojrzał na mnie. Był blady, jak ściana, pod oczami miał worki. W ręku trzymał moje ubrania. Położył je na szafce i ponownie usiadł na skraju łóżka łapiąc moją dłoń.
- Co ci powiedział?- spytał zmęczony.
- Nic takiego, to normalne przy miesiączce- skłamałam. Nie chciałam, żeby się dowiedział. Zniszczyłabym tylko nasz weekend. Choć i tak jest już do bani. Zmusiłam się do uśmiechu. Chyba był przekonujący bo chłopak to łyknął. Odetchnął z ulgą i złożył mały pocałunek na moich ustach.
- Dlaczego płakałaś?- przetarł kciukiem ślady po łzach.
- Bo... poczułam ulgę, że to nic poważnego- kolejny raz skłamałam. Wiem, że to było egoistyczne, ale nie chciałam, żeby cierpiał- pójdę się przebrać- oznajmiłam. Wzięłam ubrania z szafki i zdjęłam kroplówkę ze stojaka. Poszłam do łazienki. Opłukałam się i szybko przebrałam w świeże ciuchy, a stare wyrzuciłam do kosza. Nie mogłam na nie patrzeć. Zawsze będą mi przypominały o stracie mojego maleństwa. Wróciłam na salę. Zawiesiłam z powrotem woreczek z kroplówką na jej miejscu.
- Tak się cieszę, że to tylko miesiączka. Naprawdę się przestraszyłem.- wyznał. Potrzebuję go teraz. Cholernie potrzebuję mu powiedzieć całą prawdę, ale wiem, że nie mogę.
- Przytulisz mnie?- spytałam prawie piszcząc. Na jego twarzy pojawił się smutek zmieszany z radością. Przyciągnął mnie do siebie. Owinął swoje ramiona wokół mojego brzucha. Zaczęłam cichło łkać. Tego właśnie potrzebowałam- jego. Jego dotyku, jego miłych słów.
- Coś się stało?- nie odsunął się ode mnie.
- Nic, tylko... tylko jestem w szoku, że tak długo ze mną wytrzymałeś. Że przy mnie jesteś, że mnie kochasz- głos zaczął mi się łamać- pomimo tego wszystkiego, pomimo moich okropnych wad. Ty zawsze jesteś przy mnie. Za co jestem ci ogromnie wdzięczna. Nie mogłam trafić, na lepszego chłopaka-wyznałam i wtuliłam się w niego mocniej.
- Dobrze się czujesz?- spytał ze śmiechem.
- Nie- pokręciłam głową. Chciałam się z nim pośmiać, wygłupiać i przezywać, ale nie dałam rady. Usłyszałam czyjeś kroki. Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam przed siebie. Moje oczy mało co nie wyleciały z orbit. Widząc moje zdziwienie obrócił się i podążył wzrokiem na osobę, na której się skupiłam.
- Hej, ja... dostałem telefon od Louis'a.- tłumaczył- jak się czujesz?- spytał smutno. Chyba się przejął moim stanem. Było to dziwne, bo tyle razy leżałam w szpitalu, a on ani razu mnie nie odwiedził, więc co mu się stało? Może chce powiedzieć o wszystkim Lou? Przestraszyłam się.
- W ogóle się nie czuję- wypaliłam- po co przyszedłeś?- zapytałam oschle.
- Justyna proszę cię- błagał mój chłopak. Spojrzałam na niego. Był zmęczony. Westchnęłam i dałam mu buziaka w policzek.
- Nie szkodzi, to normalne przy okresie- oznajmił Harry. Oczy mało co mi nie wyleciały. Czy on się dobrze czuje? Nie chciałam ponawiać mojego pytania. I tak nie uzyskałabym na nie odpowiedzi. Zadzwonił telefon. Lou szybko wyjął z mojej torebki urządzenie i podał mi je. Jest taki kochany.
- Am... to z pracy- poinformowałam go i odebrałam połączenie.- Tak Cody?
- Just, mam nadzieję, że cię nie obudziłem- mówi z surowym tonem.
- Nie, co się stało?- pytałam.
- Jason chce mnie wylać z zespołu!- krzyknął do słuchawki. Nie kontrolował się.
- Słucham?!- odkrzyknęłam.- chyba go do reszty powaliło- brunet razem z loczkiem wyszli z sali. Cicho powiedzieli, że idą do bufetu i będą za 10 minut.
- Powiedz mu coś, bo zaraz go zabiję!- byłam przerażona stanem chłopaka. On był zawsze spokojny. Jason musiał nieźle mu nacisnąć na odcisk.
- Gdzie jesteście?- spytałam spokojniej.
- W moim mieszkaniu- odpowiedział wypuszczając głośno powietrze z płuc.
- Zaraz tam będę- oznajmiłam. Rozłączyłam się. Zaczęłam odłączać od siebie kroplówkę. Nie było to trudne. W liceum mieliśmy praktyki, jak to zrobić, aby nic nie uszkodzić pacjentowi. Szybko ściągnęłam wenflon i wyrzuciłam go do kosza. Przerzuciłam torebkę przez ramię. Spojrzałam na łóżko. W nogach leżały klucze. Były od auta Louis'a. Tyle razy mu mówiłam, żeby nie chował ich w tylnej kieszeni. Cieszyłam się, że mnie nie posłuchał. Wyszłam z sali, jak gdyby nigdy nic. Żaden lekarz, żadna pielęgniarka nie zwrócili na mnie uwagi. Nie dziwię im się. Wyglądałam, jak odwiedzający. Miałam na sobie normalne ubrania i make-up. Pacjenci zazwyczaj noszą piżamy i są przemęczeni. Ja też taka byłam, ale w środku. Wyszłam ze szpitala i wsiadłam do auta. Odjechałam z piskiem opon, ponieważ jeszcze nie wyczułam samochodu mojego chłopaka. Jechałam nim pierwszy raz i muszę przyznać, że jest dużo lepszy niż mój. Lekko się nim jeździ. Cały czas się zastanawiałam o co chodzi. W ciągu 30 minut dotarłam na miejsce. Mój telefon ciągle dzwonił. Zdenerwowana wyłączyłam go.- czemu chcesz go wylać?!- krzyknęłam wściekła wchodząc do środka.
- To nie twoja sprawa!- odparł.
- To do jasnej cholery moja sprawa! Cody jest w moim zespole i nie pozwolę ci go zwolnić!- darłam się głośniej niż to było potrzebne. Musiałam się jakoś wyładować. Niestety padło na to, że Jason będzie musiał przez to cierpieć. Stał, jak wryty. Nie wiedział co mi odpowiedzieć. Widział, jak bardzo jestem zdenerwowana.
- Mam powody, aby...
- Nie masz, żadnego powodu- warknął blondyn.
- Niby jaki?- spytałam trochę się uspokajając.
- Poszedł sobie na panienki. Nie może tego robić, ponieważ szkodzi to waszemu wizerunkowi. Jeżeli nadal będzie się umawiał z dziwkami daleko nie pociągniemy- podniósł głos.
- Gówno mnie obchodzi z kim on się pieprzy! Nie pozwolę ci zwolnić dobrego muzyka! Nie zasłużył sobie na to! Niech robi sobie co chce! To jest jego pieprzone życie! Nie wtrącaj się do tego Jason!- byłam zszokowana słowami, które wypowiedziałam w stronę Richard'a. Miałam do niego szacunek, ale przez to, że stało to co się stało zareagowałam na to zbyt emocjonalnie. Oczywiście tak, samo, jak Jason nie chciałam, aby wybryki Cody'ego nam zaszkodziły, ale nie chciałam też się z nim żegnać.
- Just...- zaczął.
- A ty Cody ostatni raz poszedłeś na dziwki! Rozumiesz?! Kocham cię, jak brata, ale do kurwy przestań bzykać przypadkowe panny i znajdź sobie normalną dziewczynę!- chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem. Nigdy w życiu nie przeklęłam. No może raz czy dwa, ale nigdy nie przy kimś.- teraz spadam, a wy macie się dogadać, bo jak nie... to odchodzę- ostatnie dwa słowa wypowiedziałam spokojnie. Wyszłam z mieszkania trzaskając drzwiami. Nie obchodziło mnie to, że było już po pierwszej, ani to, że ludzie słyszeli całą awanturę. Miałam po prostu wszystkich i wszystko gdzieś. Zbiegłam ze schodów i włączyłam telefon.
*30 nieodebranych połączeń od Lou*
*10 nieodebranych połączeń od Darii*
*29 nieodebranych połączeń od Liam'a*
*11 wiadomości od Louis'a*
*10 wiadomości od Darii*
Napisałam do nich wiadomość o tym, że żyję i wracam do domu.
***
- Gdzie ty byłaś?!- pytał, gdy weszłam do domu z trudem opanowując gniew. Wyglądał tak, jakby chciał mnie zabić.
- Nieważne- odpowiedziałam oschle i ściągnęłam buty.
- Czy ty wiesz, jak się o ciebie martwiłem?! Mogłaś odebrać chociaż telefon!- kontynuował swoje kazanie.
- Czyj to jest samochód w garażu?- postanowiłam zmienić temat. Nasze oczy się spotkały. Widać było w nich zakołopotanie.
- Nie zmieniaj tematu!
- To ty do ku... cholery nie zmieniaj tematu! Pytam się, czyj jest ten samochód?!- krzyczałam na niego.
- Stan'a- odparł.
- Kłamiesz- pokręciłam głową i wyminęłam go. Stał nadal oparty o ościeżnicę. Wbiegłam po schodach i wparowałam do sypialni. Rzuciłam torbę na podłogę. Przebrałam się w piżamę, umyłam zęby i schowałam się pod kołdrą. Zaczęłam szlochać. Chciałam uciec przed całym światem. Szczerze mówiąc nie widziałam już siebie na tym świecie. Całe życie będę się obwiniać za stratę dziecka. Nigdy nie będę w stanie żyć normalnie. Te myśli mnie dobijały. A najgorsze jest to, że spotkało mnie to samo co moją mamę. Myślałam sobie wtedy, że to może być jakaś klątwa rzucona na naszą rodzinę. Usłyszałam niepewne kroki. Nie chciałam się odwracać w jego stronę.
- Szlag- rzucił cicho, gdy potknął się o torebkę leżącą na środku sypialni. Poczułam, jak materac się ugiął. Chłopak położył rękę na moim ramieniu.- powiesz mi o co chodzi?- pytał z troską. Nie chciałam go dłużej martwić. Chciałam to z siebie wyrzucić. Powinien wiedzieć. To było też jego dziecko. Zasługiwał na odrobinę szczerości.
- Nie dzisiaj- odparłam zmęczona. Wtuliłam się bardziej w poduszkę.
- Więc kiedy?- po jego głosie mogłam stwierdzić, że się już poddaje.
- Niedługo. Obiecuję- wyznałam. Obróciłam się w jego stronę. Zapalił lampkę. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Bez problemu wyczytałam z nich bezradność i zagubienie. Podniosłam się do półprzysiadu.- proszę...pocałuj mnie- przełknęłam głośno ślinę- potrzebuję cię- moje oczy wypełniły łzy. Chwycił moją twarz w dłonie i przyciągnął do swojej. Natarł delikatnie nasze usta. Lecz po chwili pocałunek stał się bardziej zachłanny. Ku mojemu zaskoczeniu odsunęłam się od niego. Natychmiast go przytuliłam.
- Odwołujemy jutrzejszą domówkę- oznajmił nie odsuwając się ode mnie.
- Nie. Oboje potrzebujemy odskoczni.- odsunęłam się tak, aby móc spojrzeć mu w twarz.- chodź spać- moje oczy robiły się coraz cięższe. Chłopak wziął prysznic, umył zęby i w spodniach dresowych wskoczył pod kołdrę. Przyciągnął mnie do siebie i przykrył nasze ciała szczelnie kołdrą.
__________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Bardzo bym prosiła, aby każdy kto przeczytał ten rozdział napisał komentarz lub kliknął w reakcji "czytam"
Dziękuję ♥
- Gdzie jedziemy?- spytałam zamykając oczy.
- Do szpitala- oznajmił bez emocji i wziął ostry zakręt.
- Zwolnij- poprosiłam.
- Nie zrobię tego- to były ostatnie słowa, które wypowiedział. Poczułam wilgoć w kroczu. Spojrzałam w dół i zobaczyłam krew. Pomyślałam, że to miesiączka i dlatego mnie tak boli.
- Ja... ja pobrudziłam ci fotel- oznajmiłam przerażona. Chłopak szybko spojrzał w dół.
- Kurwa- fuknął.
- Przepraszam, nie chciałam- oznajmiłam skruszona.
- Serio przejmujesz się jebanym fotelem? Ty krwawisz-wycedził przez zęby. Jego szczęka się zacisnęła. Minutę później zaparkowaliśmy pod szpitalem. Wysiadłam z samochodu i upadłam na ziemię. Lou szybko do mnie podbiegł i wziął na ręce, jak pannę młodą. Wparował do środka i zaczął wołać lekarza. Ten szybko przyszedł. Brunet opowiedział co mi dolega. Wzięto mnie na wózek i zawieziono na badania, kiedy Tommo wypełniał formalności. Pobrano mi krew, dano wenflon razem z kroplówką oraz zrobiono mi badania cukru. Miła pielęgniarka zawiozła mnie do gabinetu ginekologicznego na USG. Po badaniu zostałam zawieziona do sali, na której miałam oczekiwać na wyniki badań. Pielęgniarz podłączył mi kroplówkę. Chwilę później wszedł do mnie Lou. Był przerażony. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Usiadł na skraju łóżka i chwycił mnie za dłoń.
Przyszedł lekarz.
- Mógłbym porozmawiać z panią Lol na osobności?- spytał uprzejmie.
- Niech pan w końcu mówi co mi jest.- błagałam oschle. Lou wstał i wyszedł. Nie chciałam go zamartwiać bardziej. Postanowiłam, że powiem mu o wszystkim. Niech teraz od tego odskoczy na chwilę.
- Jak pani chce.- westchnął- niestety pani poroniła- oświadczył ze smutkiem.
- Słucham?- osłupiałam.
- Była pani w ciąży.
- Nie, to musi być pomyłka. Przecież bym zauważyła.- tłumaczyłam lekarzowi.
- To nie jest pomyłka. Była pani w drugim miesiącu.- oznajmił. Widać było, że dla niego powiedzenie czegoś takiego było czymś normalnym.- nic pani nie zauważyła?- dopytywał.
- Skąd- powiedziałam oszołomiona.
- Miała pani miesiączkę? Przepraszam, że pytam, ale to istotne.
- Nie miałam od dwóch miesięcy. Ale to wcześniej się zdarzało. Nie miałam regularnej.- wyjaśniłam patrząc na podłogę.
- A mdłości? Nie przytyła pani?- pytał dalej. Zamarłam. Przecież przytyłam, ale myślałam, że to od braku treningów. A mdłości? Mdłości miałam, ale wydawało mi się, że to on jakiegoś niedobrego jedzenia.
- Matko, jak ja mogłam tego nie zauważyć?- chwyciłam się za głowę.- piłam alkohol, nosiłam ciężkie rzeczy. Jak mogłam tego nie zauważyć?- powtórzyłam.
- Skoro pani miała nieregularną miesiączkę i było tak już wcześniej to nie mogła pani tego przewidzieć.- byłam taka głupia. Siedziałam osłupiona jeszcze przez pięć minut. Łzy zaczęły mi spływać strumieniami. Nawet nie zauważyłam, kiedy lekarz wyszedł. Jak mogłam zabić własne dziecko? Jak mogłam? Trzeba było zrobić ten cholerny test, nawet jeżeli nie uważałabym to za konieczne. Zabiłam nasze dziecko. Jestem potworem. Mordercą. Przełknęłam głośno ślinę. Do sali wszedł Lou. Spojrzał na mnie. Był blady, jak ściana, pod oczami miał worki. W ręku trzymał moje ubrania. Położył je na szafce i ponownie usiadł na skraju łóżka łapiąc moją dłoń.
- Co ci powiedział?- spytał zmęczony.
- Nic takiego, to normalne przy miesiączce- skłamałam. Nie chciałam, żeby się dowiedział. Zniszczyłabym tylko nasz weekend. Choć i tak jest już do bani. Zmusiłam się do uśmiechu. Chyba był przekonujący bo chłopak to łyknął. Odetchnął z ulgą i złożył mały pocałunek na moich ustach.
- Dlaczego płakałaś?- przetarł kciukiem ślady po łzach.
- Bo... poczułam ulgę, że to nic poważnego- kolejny raz skłamałam. Wiem, że to było egoistyczne, ale nie chciałam, żeby cierpiał- pójdę się przebrać- oznajmiłam. Wzięłam ubrania z szafki i zdjęłam kroplówkę ze stojaka. Poszłam do łazienki. Opłukałam się i szybko przebrałam w świeże ciuchy, a stare wyrzuciłam do kosza. Nie mogłam na nie patrzeć. Zawsze będą mi przypominały o stracie mojego maleństwa. Wróciłam na salę. Zawiesiłam z powrotem woreczek z kroplówką na jej miejscu.
- Tak się cieszę, że to tylko miesiączka. Naprawdę się przestraszyłem.- wyznał. Potrzebuję go teraz. Cholernie potrzebuję mu powiedzieć całą prawdę, ale wiem, że nie mogę.
- Przytulisz mnie?- spytałam prawie piszcząc. Na jego twarzy pojawił się smutek zmieszany z radością. Przyciągnął mnie do siebie. Owinął swoje ramiona wokół mojego brzucha. Zaczęłam cichło łkać. Tego właśnie potrzebowałam- jego. Jego dotyku, jego miłych słów.
- Coś się stało?- nie odsunął się ode mnie.
- Nic, tylko... tylko jestem w szoku, że tak długo ze mną wytrzymałeś. Że przy mnie jesteś, że mnie kochasz- głos zaczął mi się łamać- pomimo tego wszystkiego, pomimo moich okropnych wad. Ty zawsze jesteś przy mnie. Za co jestem ci ogromnie wdzięczna. Nie mogłam trafić, na lepszego chłopaka-wyznałam i wtuliłam się w niego mocniej.
- Dobrze się czujesz?- spytał ze śmiechem.
- Nie- pokręciłam głową. Chciałam się z nim pośmiać, wygłupiać i przezywać, ale nie dałam rady. Usłyszałam czyjeś kroki. Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam przed siebie. Moje oczy mało co nie wyleciały z orbit. Widząc moje zdziwienie obrócił się i podążył wzrokiem na osobę, na której się skupiłam.
- Hej, ja... dostałem telefon od Louis'a.- tłumaczył- jak się czujesz?- spytał smutno. Chyba się przejął moim stanem. Było to dziwne, bo tyle razy leżałam w szpitalu, a on ani razu mnie nie odwiedził, więc co mu się stało? Może chce powiedzieć o wszystkim Lou? Przestraszyłam się.
- W ogóle się nie czuję- wypaliłam- po co przyszedłeś?- zapytałam oschle.
- Justyna proszę cię- błagał mój chłopak. Spojrzałam na niego. Był zmęczony. Westchnęłam i dałam mu buziaka w policzek.
- Nie szkodzi, to normalne przy okresie- oznajmił Harry. Oczy mało co mi nie wyleciały. Czy on się dobrze czuje? Nie chciałam ponawiać mojego pytania. I tak nie uzyskałabym na nie odpowiedzi. Zadzwonił telefon. Lou szybko wyjął z mojej torebki urządzenie i podał mi je. Jest taki kochany.
- Am... to z pracy- poinformowałam go i odebrałam połączenie.- Tak Cody?
- Just, mam nadzieję, że cię nie obudziłem- mówi z surowym tonem.
- Nie, co się stało?- pytałam.
- Jason chce mnie wylać z zespołu!- krzyknął do słuchawki. Nie kontrolował się.
- Słucham?!- odkrzyknęłam.- chyba go do reszty powaliło- brunet razem z loczkiem wyszli z sali. Cicho powiedzieli, że idą do bufetu i będą za 10 minut.
- Powiedz mu coś, bo zaraz go zabiję!- byłam przerażona stanem chłopaka. On był zawsze spokojny. Jason musiał nieźle mu nacisnąć na odcisk.
- Gdzie jesteście?- spytałam spokojniej.
- W moim mieszkaniu- odpowiedział wypuszczając głośno powietrze z płuc.
- Zaraz tam będę- oznajmiłam. Rozłączyłam się. Zaczęłam odłączać od siebie kroplówkę. Nie było to trudne. W liceum mieliśmy praktyki, jak to zrobić, aby nic nie uszkodzić pacjentowi. Szybko ściągnęłam wenflon i wyrzuciłam go do kosza. Przerzuciłam torebkę przez ramię. Spojrzałam na łóżko. W nogach leżały klucze. Były od auta Louis'a. Tyle razy mu mówiłam, żeby nie chował ich w tylnej kieszeni. Cieszyłam się, że mnie nie posłuchał. Wyszłam z sali, jak gdyby nigdy nic. Żaden lekarz, żadna pielęgniarka nie zwrócili na mnie uwagi. Nie dziwię im się. Wyglądałam, jak odwiedzający. Miałam na sobie normalne ubrania i make-up. Pacjenci zazwyczaj noszą piżamy i są przemęczeni. Ja też taka byłam, ale w środku. Wyszłam ze szpitala i wsiadłam do auta. Odjechałam z piskiem opon, ponieważ jeszcze nie wyczułam samochodu mojego chłopaka. Jechałam nim pierwszy raz i muszę przyznać, że jest dużo lepszy niż mój. Lekko się nim jeździ. Cały czas się zastanawiałam o co chodzi. W ciągu 30 minut dotarłam na miejsce. Mój telefon ciągle dzwonił. Zdenerwowana wyłączyłam go.- czemu chcesz go wylać?!- krzyknęłam wściekła wchodząc do środka.
- To nie twoja sprawa!- odparł.
- To do jasnej cholery moja sprawa! Cody jest w moim zespole i nie pozwolę ci go zwolnić!- darłam się głośniej niż to było potrzebne. Musiałam się jakoś wyładować. Niestety padło na to, że Jason będzie musiał przez to cierpieć. Stał, jak wryty. Nie wiedział co mi odpowiedzieć. Widział, jak bardzo jestem zdenerwowana.
- Mam powody, aby...
- Nie masz, żadnego powodu- warknął blondyn.
- Niby jaki?- spytałam trochę się uspokajając.
- Poszedł sobie na panienki. Nie może tego robić, ponieważ szkodzi to waszemu wizerunkowi. Jeżeli nadal będzie się umawiał z dziwkami daleko nie pociągniemy- podniósł głos.
- Gówno mnie obchodzi z kim on się pieprzy! Nie pozwolę ci zwolnić dobrego muzyka! Nie zasłużył sobie na to! Niech robi sobie co chce! To jest jego pieprzone życie! Nie wtrącaj się do tego Jason!- byłam zszokowana słowami, które wypowiedziałam w stronę Richard'a. Miałam do niego szacunek, ale przez to, że stało to co się stało zareagowałam na to zbyt emocjonalnie. Oczywiście tak, samo, jak Jason nie chciałam, aby wybryki Cody'ego nam zaszkodziły, ale nie chciałam też się z nim żegnać.
- Just...- zaczął.
- A ty Cody ostatni raz poszedłeś na dziwki! Rozumiesz?! Kocham cię, jak brata, ale do kurwy przestań bzykać przypadkowe panny i znajdź sobie normalną dziewczynę!- chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem. Nigdy w życiu nie przeklęłam. No może raz czy dwa, ale nigdy nie przy kimś.- teraz spadam, a wy macie się dogadać, bo jak nie... to odchodzę- ostatnie dwa słowa wypowiedziałam spokojnie. Wyszłam z mieszkania trzaskając drzwiami. Nie obchodziło mnie to, że było już po pierwszej, ani to, że ludzie słyszeli całą awanturę. Miałam po prostu wszystkich i wszystko gdzieś. Zbiegłam ze schodów i włączyłam telefon.
*30 nieodebranych połączeń od Lou*
*10 nieodebranych połączeń od Darii*
*29 nieodebranych połączeń od Liam'a*
*11 wiadomości od Louis'a*
*10 wiadomości od Darii*
Napisałam do nich wiadomość o tym, że żyję i wracam do domu.
***
- Gdzie ty byłaś?!- pytał, gdy weszłam do domu z trudem opanowując gniew. Wyglądał tak, jakby chciał mnie zabić.
- Nieważne- odpowiedziałam oschle i ściągnęłam buty.
- Czy ty wiesz, jak się o ciebie martwiłem?! Mogłaś odebrać chociaż telefon!- kontynuował swoje kazanie.
- Czyj to jest samochód w garażu?- postanowiłam zmienić temat. Nasze oczy się spotkały. Widać było w nich zakołopotanie.
- Nie zmieniaj tematu!
- To ty do ku... cholery nie zmieniaj tematu! Pytam się, czyj jest ten samochód?!- krzyczałam na niego.
- Stan'a- odparł.
- Kłamiesz- pokręciłam głową i wyminęłam go. Stał nadal oparty o ościeżnicę. Wbiegłam po schodach i wparowałam do sypialni. Rzuciłam torbę na podłogę. Przebrałam się w piżamę, umyłam zęby i schowałam się pod kołdrą. Zaczęłam szlochać. Chciałam uciec przed całym światem. Szczerze mówiąc nie widziałam już siebie na tym świecie. Całe życie będę się obwiniać za stratę dziecka. Nigdy nie będę w stanie żyć normalnie. Te myśli mnie dobijały. A najgorsze jest to, że spotkało mnie to samo co moją mamę. Myślałam sobie wtedy, że to może być jakaś klątwa rzucona na naszą rodzinę. Usłyszałam niepewne kroki. Nie chciałam się odwracać w jego stronę.
- Szlag- rzucił cicho, gdy potknął się o torebkę leżącą na środku sypialni. Poczułam, jak materac się ugiął. Chłopak położył rękę na moim ramieniu.- powiesz mi o co chodzi?- pytał z troską. Nie chciałam go dłużej martwić. Chciałam to z siebie wyrzucić. Powinien wiedzieć. To było też jego dziecko. Zasługiwał na odrobinę szczerości.
- Nie dzisiaj- odparłam zmęczona. Wtuliłam się bardziej w poduszkę.
- Więc kiedy?- po jego głosie mogłam stwierdzić, że się już poddaje.
- Niedługo. Obiecuję- wyznałam. Obróciłam się w jego stronę. Zapalił lampkę. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Bez problemu wyczytałam z nich bezradność i zagubienie. Podniosłam się do półprzysiadu.- proszę...pocałuj mnie- przełknęłam głośno ślinę- potrzebuję cię- moje oczy wypełniły łzy. Chwycił moją twarz w dłonie i przyciągnął do swojej. Natarł delikatnie nasze usta. Lecz po chwili pocałunek stał się bardziej zachłanny. Ku mojemu zaskoczeniu odsunęłam się od niego. Natychmiast go przytuliłam.
- Odwołujemy jutrzejszą domówkę- oznajmił nie odsuwając się ode mnie.
- Nie. Oboje potrzebujemy odskoczni.- odsunęłam się tak, aby móc spojrzeć mu w twarz.- chodź spać- moje oczy robiły się coraz cięższe. Chłopak wziął prysznic, umył zęby i w spodniach dresowych wskoczył pod kołdrę. Przyciągnął mnie do siebie i przykrył nasze ciała szczelnie kołdrą.
__________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Bardzo bym prosiła, aby każdy kto przeczytał ten rozdział napisał komentarz lub kliknął w reakcji "czytam"
Dziękuję ♥
piątek, 9 maja 2014
51
Po załatwieniu meldunku jechaliśmy w stronę Doncaster. Wyjęłam z torebki stertę korespondencji, którą wzięłam z szafki, gdy wychodziliśmy z domu. Jason wręczył ją czarnuszkowi, a ten zostawił ją na szafce w przedpokoju. Wzięłam do ręki kilka kopert i etui. Wyciągnęłam z niego okulary do czytania i nałożyłam je na nos. Otworzyłam pierwszą. Nagle Louis się zaśmiał.
- Co cię tak bawi?- spytałam poważnie i spiorunowałam go wzrokiem.
- Nic, nic- pokręcił teatralnie głową.
- Mów- zaczęłam czytać list. Wzięłam do ręki długopis, który był w schowku w samochodzie i zaczęłam uzupełniać go w odpowiednich miejscach.
- Wyglądasz śmiesznie- dobrze wiedziałam, że skomentował moje okulary.
- Dobrze, że ty wyglądasz normalnie- powiedziałam i schowałam kartkę papieru z powrotem do białej koperty. Wrzuciłam go do torebki i wyjęłam następny.
- Podobasz mi się w tych okularach- powiedział nie spuszczając wzroku z jezdni.- wyglądasz jak seksowna sekretarka- tym razem spojrzał w moją stronę.
- Zamknij się- rzuciłam od niechcenia i wróciłam do przeglądania poczty. Chłopak tylko się zaśmiał. Po prawie przeczytaniu stu listów od fanów i wypełnieniu papierków związanych z wypłatami, rachunkami i przyjęciem nowych ludzi do mojej ekipy, znalazłam ciekawy list.- wow- wymsknęło mi się.
- Co tam masz?- spytał zerkając na mnie i znowu na drogę.
- Dostałam zaproszenie na casting do filmu.- odpowiedziałam robiąc wielkie oczy.
- O czym jest?
- O jakiejś dziewczynie, która jest grzeczna i ułożona, ale gdy wyjeżdża do collage'u poznaje inne życie. Używki, alkohol, seks i te sprawy- oznajmiłam czytając dalszą część tekstu.
- Seks?- powtórzył ze zdziwieniem.
- Taa- westchnęłam.
- Będziesz uprawiała seks z jakimś typem i pójdzie to do telewizji?- pytał z niedowierzaniem. W jego głosie usłyszałam nutkę zazdrości.
- Po pierwsze mój drogi, nie będę uprawiała seksu z jakimś typem, bo to na pewno będzie "seks na niby"- powiedziałam robiąc cudzysłów- po drugie muszę najpierw przejść casting i po trzecie najważniejsze muszę się zastanowić czy chcę wziąć w tym udział.- nagle poczułam, że robi mi się niedobrze.- możesz się na chwilę zatrzymać?- spytałam szukając w torebce chusteczek, które w mgnieniu oka znalazłam.
- Źle się czujesz?- zapytał z troską.
- Chcesz mieć pawia w samochodzie?- spytałam poirytowana. Nic nie odpowiedział tylko zjechał na bok. Szybko odpięłam pas i wyskoczyłam z auta i poszłam za drzewo.
Wytarłam usta i podeszłam do chłopaka, który siedział w samochodzie. Wzięłam do ręki torebkę. Wyciągnęłam z niej paczkę gum do żucia i włożyłam jedną do ust.- chcesz?- spytałam Tommo. Wziął ode mnie paczkę i włożył gumę do ust.
- Lepiej?- spytał uważnie się przyglądając mojej osobie.
- Tak, dużo lepiej- oznajmiłam i przykleiłam do mojej twarzy sztuczny uśmiech. Psiknęłam się perfumami i wsiadłam do samochodu. Chłopak odpalił silnik i ruszył.
- Może moje kanapki ci zaszkodziły?
- Nie, po prostu nie mogę czytać podczas jazdy. Tyle- nie chciałam, żeby czuł się winny. To na prawdę nie jego wina. To przeze mnie. Kiedyś też tak miałam, ale myślałam, że z wiekiem to przechodzi. W mgnieniu oka dotarliśmy pod dom chłopaka. Odpuściłam sobie czytanie dalszych listów i całą drogę rozmawialiśmy i śpiewaliśmy utwory, które leciały właśnie w radiu. Wyciągnęliśmy z tylnych siedzeń prezenty dla domowników. Weszliśmy do środka. Od razu rzuciły się na nas bliźniaczki. Były takie kochane. Tryskały energią.
- Dziewczynki dajcie im wejść- skarciła je mama. Odeszły od nas tylko na parę metrów.
- Louis co masz dla mnie?- dopytywała Daisy.
- Nic ty mała smarkulo- zaśmiał się i zaczął ją gonić po domu w celu łaskotania jej.
- Dzień dobry- powiedziałam, gdy Jay wyszła na korytarz, aby nas znaczy teraz mnie przywitać.
- Dzień dobry słoneczko- odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. Podeszła i uścisnęła mnie.- chyba nie miałaś jeszcze okazji poznać Doris i Ernesta?- pokręciłam głową.
- Najpierw przywitam się z dziewczynkami- uśmiechnęłam się pięknie- proszę to dla pani- wręczyłam jej torebkę z upominkiem.
- Tyle razy mówiłam ci, żebyś nie mówiła do mnie "pani"- zaśmiała się- bardzo dziękuję za prezent.
- Nie ma za co Jay- nie lubiłam do niej tak mówić. Jest ode mnie starsza. Poszłam na górę. Najpierw weszłam do pokoju młodszych dziewczynek. Na łóżku siedział Lou, który łaskotał tym razem Phoebe.
- Just, proszę pomóż- krzyczała. Zostawiłam torby na ziemi i ruszyłam jej na pomoc.
- Wiesz gdzie Louis ma największe łaskotki?- spytałam jej gdy wskoczyłam mu na plecy.
- Niee- odpowiedziała słodkim głosikiem.
- Justyna, nawet nie próbuj- zagroził mi przerażony brunet, a ja zakryłam mu usta dłonią.
- Na brzuchu- nim skończyłam dziewczynka od razu rzuciła się na brzuch chłopaka. Ten zaczął się śmiać i wierzgać. Oboje spadliśmy z łóżka. Phoebe zaczęła się śmiać i uciekła.
- Dzięki kochanie- powiedział z sarkazmem i pomógł mi wstać. Chwyciłam jego dłoń i podciągnęłam się do góry.
- Do usług. Tak w ogóle to za to, że zostawiłeś mnie samą z tymi torbami.- uśmiechnęłam się pięknie. Chwyciłam je do rąk. Zostawiłam prezenty dla Daisy i Phoebe u nich w pokoju. Poszliśmy do Lottie i Fizzy. Dziewczyny przytuliły nas, wręczyłam im prezenty, pogadałyśmy trochę. Głównie o chłopakach, więc Lou wyszedł. Jay zawołała nas na obiad. Zeszliśmy na dół. W wózku leżało najmłodsze rodzeństwo mojego chłopaka. Podeszłam do nich.
- Cudowni prawda?- spytała Jay stając obok mnie.
- Tak.- uśmiechnęłam się do nich. Dziewczynka również się uśmiechnęła.
- Chcesz ją na ręce?
- Jasne- kobieta wyjęła Doris z wózka i podała mi ją do rąk. Była śliczna. Taka mała, niewinna. Lou wziął Ernesta.
- Ślicznie wyglądacie- skomentował ojciec dzieci.
- Tak, dzieciaczki wam pasują- zażartowała Fizzy. Odłożyliśmy maleństwa do wózka i usiedliśmy do stołu. Zaczęliśmy jeść. Phoebe chwaliła się tym, jak z moją pomocą uciekła przed swoim starszym bratem i jak szybko go pokonała. Lou bronił się, że to przeze mnie, bo siedziałam mu na plecach. Dan zaczął się z niego śmiać, że dał się pokonać dwóm chudym, jak patyk dziewczyną. Jego komentarz nie był w ogóle trafny, bo sama zauważyłam, że ostatnio się zaniedbałam. To przez to, że nie mieszkam już z Jason'em. Wcześniej pilnował, abym miała dwa treningi dziennie, a teraz przestałam już grać w nogę. Lou zaproponował, że zagramy w piłkę. Zgodziłam się. Za domem utworzył małe boisko. Na początku mieliśmy być podzieleni na dziewczyny vs chłopaki, ale Lou musiałby być sam, bo Dan nie chciał grać. Więc ja byłam w drużynie z Fizzy i Phoebe, a brunet z Lottie i Daisy. Nasza drużyna miała zaczynać. Związałam włosy w kitkę i chciałam już ruszyć z piłką, kiedy zostałam powstrzymana.
- Czekajcie!- krzyknął Lou- musimy ustalić wygraną.- uniósł znacząco brwi na co się zaśmiałam.
- Dobra, jeżeli my wygramy- zaczęłam.
- Będziecie naszymi sługami przez tydzień.- przerwała mi Phoebe.
- Co? Nie ma mowy!- powiedziała oburzona Lottie.
- Dobra I vice versa. Przestań się mazać skrzacie- zażartował do niej. Blondynka tylko wytknęła mu język. Zaczęliśmy grę. Na początku jeszcze trzymaliśmy się zasad, dopóki nie strzeliłam pierwszego gola. Moi przeciwnicy zaczęli oszukiwać. Pomyślałam sobie, że tak łatwo to nie będzie. Więc nasza drużyna też zaczęła oszukiwać. W końcu się wszystkie zdenerwowałyśmy. Jako jedyny Louis był uśmiechnięty.
- Co się tak głupio szczerzysz?- próbowałam brzmieć poważnie, ale mi się nie udało. Zaczęłam się śmiać pod nosem. Objął mnie ramieniem i pocałował w policzek.
- Jakoś tak. Ktoś tu nie umie przegrywać- przytulił mnie do swojego boku.
- Chodźcie na podwieczorek. Upiekłam twoje ulubione ciasto Boo Bear- krzyknęła mama stojąc na tarasie.
- Mamo!- odkrzyknął. Wyraźnie był niezadowolony z tego, jak go przed chwilą nazwała.
- Boo Bear?- spytałam próbując powstrzymać wybuch śmiechu. Niestety nie udało mi się to i zaczęłam się śmiać.
- To takie śmieszne?- zapytał z powagą.
- Tak!- od tego śmiania zaczął mnie boleć brzuch. Chłopak przerzucił mnie przez swoje ramię i wrzucił mnie do małego basenika, który pewnie należał do Phoebe i Daisy. Woda była przerażająco zimna.- oszalałeś?!- krzyknęłam na niego nie przestając się śmiać. Chwyciłam go za nogi i popchnęłam go tak, że również wpadł do basenu. Zaczął mnie podtapiać; o ile to było w ogóle możliwe.
- Przyznaj, że nie umiesz przegrywać- droczył się ze mną, gdy przytrzymał moje nadgarstki, abym nie mogła go już ochlapać.
- Zimno mi- chciałam wstać, ale chłopak mnie przytrzymał.
- Przyznaj.
- Zimno mi- powtórzyłam.
- Słyszałem- uśmiechnął się szeroko.
- Więc proszę cię, wypuść mnie stąd- powiedziałam drżąc. Lou to zauważył więc wyciągnął mnie z basenu.- debil- rzuciłam w jego stronę.
- Idiotka- odpowiedział.
- Kretyn- mówiąc to wskoczyłam mu na plecy.
- Kocham cię- wyznał i obrócił głowę w moją stronę, niosąc mnie na barana.
- Kocham cię- powiedziałam szczerze i pocałowałam go. Poszliśmy ogródkiem do samochodu. Wyjęłam z niego suche ciuchy. Zostawiliśmy mokre buty na zewnątrz i weszliśmy do domu. Poszliśmy do łazienki na górze. Położyłam moje nowe ubrania na pralce i zaczęłam ściągać bluzkę.
- Możesz tak zostać- skomentował oblizując usta i skanując moją postać.
- Jak tak?- spytałam zadziornie zostając w samym staniku. Nic nie powiedział tylko pokiwał głową. Podszedł bliżej i chwycił mnie za biodra. Przysunął mnie jak najbliżej siebie. Położyłam ręce na jego ramionach przejeżdżając palcami po konturach jego tatuaży.- zdecydowanie jest ich za dużo- oznajmiłam nie spuszczając z nich oczu.
- Przyznaj, że cię kręcą- wyszeptał mi do ucha. Po moim ciele przeszedł dreszcz.
- Nie one mnie kręcą. Tylko ty- sprostowałam. Chłopak uśmiechnął się pięknie i delikatnie musnął moje usta. Odsunęłam się od niego i wytarłam się ręcznikiem, chłopak też to zrobił. Założyłam zwykłe jeansy i białą koszulkę na krótki rękaw. Wysuszyliśmy sobie nawzajem włosy i zeszliśmy na dół. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy zajadać się ciastem z wiśniową galaretką i bitą śmietaną. Wypiek był przepyszny. Gdy tak rozmawialiśmy zdałam sobie sprawę, że tęsknie za rodzicami. Chciałam pojechać do nich w najbliższym czasie, ale było nie możliwe, bo miałam teraz za dużo pracy. To i tak cud, że mam dzisiaj wolne.
- Słyszałam, że mieszkacie razem- powiedziała Jay, a ja wzięłam szklankę z kawą i przyłożyłam ją do ust. Lou kiwnął głową- więc kiedy ślub?- spytała na co ja się zakrztusiłam. Zaczęłam kaszleć jak głupia. Odstawiłam szklankę, a brunet zaczął mnie klepać po plecach. Podziękowałam mu uśmiechem, który odwzajemnił.- przepraszam, nie wiedziałam, że to wrażliwy temat.
- Nie, mamuś to nie jest tak. Po prostu jesteśmy ze sobą tylko rok i na razie nie planujemy się pobierać. - wyjaśnił jej syn.
- Według mnie rok to za krótko na planowanie ślubu- oznajmiłam patrząc jej w twarz. Z jej mimiki wyczytałam, że jest jej głupio.
- Ale, jak będziecie mieli dziecko to będę mogła mu wymyślić imię?- spytała Daisy.
- Oczywiście- zaśmiał się Tommo. Uśmiechnęłam się do dziewczynki ciepło.- ale chyba najpierw
kupimy sobie zwierzaka.
- Naprawdę? Jakiego?- dopytywała Phoebe.
- Świnkę, taką podobną do Lou- dogryzała mu Lottie. Widać było, że oboje lubią z siebie żartować co mi się bardzo podobało.
- Charlotte- spojrzała na nią surowo mama. Dziewczyna westchnęła i wróciła do swojego ciasta. Posiedzieliśmy jeszcze trochę. Pomogłam Jay posprzątać po posiłku razem z Lottie i Fizzy po czym pojechaliśmy do taty Lou.
***
- Widzę, że jesteś bardzo związany z tatą.
- Tak, naprawdę go kocham.- odpowiedział.
- Nie byłeś zły na mamę, gdy się z nim rozstała?- pytałam. Nie chciałam go ranić moimi pytaniami, ale jako, że jestem jego dziewczyną musiałam to wiedzieć.
- Byłem wściekły. Uciekłem wtedy z domu- mówił skupiając się na drodze.- ale wróciłem. Później okazało się, że mama znalazła sobie Dan'a. Nie chciałem go w naszym życiu, bo miałem nadzieję, że tata do nas wróci, ale się pomyliłem. Nadal za nim nie przepadam, ale widzę, że dzięki niemu mama jest szczęśliwa i tylko to się dla mnie liczy.- uśmiechnęłam się i oprałam głowę o jego ramię. Podobało mi się to, że jest taki opiekuńczy w stosunku do swojej rodziny. Był dla mnie godny podziwu. Jego tata go zostawił, a kiedy jego syn stał się sławny, nagle sobie o nim przypomniał. Później stracił swojego prawdziwego tatę- tak przynajmniej go nazywał. Był z nim związany. Kochał go tak samo, jak mamę i rodzeństwo. Teraz musiał patrzeć, jak pojawia się nowy mężczyzna w życiu jego rodzicielki. Przeszedł wiele. Naprawdę.
- Wiesz na co mam ochotę?- spytałam opierając nadal głowę o jego ramię. Chłopak tylko się zaśmiał, od razu wiedziałam co miał na myśli.- nie na to, ty napaleńcu- szturchnęłam go w ramię.- na masaż- wytłumaczyłam. Całą drogę rozmawialiśmy o jutrzejszej imprezie, która miała się odbyć u nas w domu. Było już późno, więc postanowiliśmy, że zadzwonimy do wszystkich rano, aby poinformować nas o domówce, na którą są zaproszeni. Po dwóch godzinach jazdy w końcu przyjechaliśmy do domu. Lou zaparkował samochód i wysiedliśmy z niego. Chciałam odejść, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Oparł się o auto.
- Świetnie się dzisiaj bawiłem Just- oznajmił z lekkim uśmieszkiem. Owinął swoje ręce wokół mojej talii. Już to kiedyś od niego słyszałam. Próbowałam to sobie przypomnieć. Patrzałam na niego badawczo i wtedy sobie przypomniałam.
- Ja też... na serio ja też się dobrze bawiłam- zaśmiałam się, jaka ja musiałam być głupia, żeby mówić coś takiego.
- Gadka jak z filmu nie uważasz?- skomentował, a ja nie mogłam i po raz kolejny wybuchnęłam śmiechem. Oparłam czoło o ramię bruneta nadal się śmiejąc.
- Faktycznie- odpowiedziałam, gdy w końcu byłam wstanie się opanować.
- Jesteś wspaniałą dziewczyną Just. -przestał się śmiać i spojrzał mi w oczy. Nawet w ciemności mogłam powiedzieć, że są one najpiękniejsze, jakie w życiu widziałam.
- Kiepska bajera Lou.- pokręciłam przecząco głową, a na moją twarz wkradł się mały uśmieszek.
- Może dla ciebie, ale inne od razu by zemdlały.- przyciągnęłam go do siebie i złączyłam nasze usta. Pocałunek, nie był delikatny, jak wtedy, lecz pełen namiętności. Wplotłam rękę w jego włosy i zaczęłam się nimi bawić. Chłopak przycisnął moje ciało bliżej swojego. Włożył ręce pod moją koszulkę i zaczął zimną dłonią gładzić moją skórę na plecach.- to też była kiepska bajera?- zapytał odsuwając się troszkę, unosząc znacząco brwi i uśmiechając się cwaniacko. Miał dokładnie ten sam uśmiech co rok temu.
- Tym razem się postarałeś Tomlinson. To było słodkie... przypomnienie sobie naszej pierwszej randki- odparłam z ciepłym uśmiechem.
- Kochanie, zawsze jestem słodki- powiedział przechwalając się, na co ja rozczochrałam mu włosy. Nagle poczułam straszny ból w brzuchu. Przyłożyłam do niego rękę i się skuliłam.- Justyna wszystko dobrze?- spytał pochylając się nade mną. Pokręciłam głową i zaczęłam krzyczeć. Ból był niemiłosierny. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nie wiedziałam co się działo. Nigdy w życiu nie płakałam z powodu bólu brzucha. Chłopak włożył jedną rękę pod moje kolana, a drugą na plecy i podniósł mnie. Wsadził do samochodu i szybko pobiegł na miejsce kierowcy. Zapiął mój pas i z piskiem opon ruszył przed siebie.
_______________________________________________
Dziękuję za wyświetlenia i komentrze.
Przypominam o ankiecie po prawej stronie.
Mam nadzieję, że w następnym rozdziale was zaskoczę :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
- Co cię tak bawi?- spytałam poważnie i spiorunowałam go wzrokiem.
- Nic, nic- pokręcił teatralnie głową.
- Mów- zaczęłam czytać list. Wzięłam do ręki długopis, który był w schowku w samochodzie i zaczęłam uzupełniać go w odpowiednich miejscach.
- Wyglądasz śmiesznie- dobrze wiedziałam, że skomentował moje okulary.
- Dobrze, że ty wyglądasz normalnie- powiedziałam i schowałam kartkę papieru z powrotem do białej koperty. Wrzuciłam go do torebki i wyjęłam następny.
- Podobasz mi się w tych okularach- powiedział nie spuszczając wzroku z jezdni.- wyglądasz jak seksowna sekretarka- tym razem spojrzał w moją stronę.
- Zamknij się- rzuciłam od niechcenia i wróciłam do przeglądania poczty. Chłopak tylko się zaśmiał. Po prawie przeczytaniu stu listów od fanów i wypełnieniu papierków związanych z wypłatami, rachunkami i przyjęciem nowych ludzi do mojej ekipy, znalazłam ciekawy list.- wow- wymsknęło mi się.
- Co tam masz?- spytał zerkając na mnie i znowu na drogę.
- Dostałam zaproszenie na casting do filmu.- odpowiedziałam robiąc wielkie oczy.
- O czym jest?
- O jakiejś dziewczynie, która jest grzeczna i ułożona, ale gdy wyjeżdża do collage'u poznaje inne życie. Używki, alkohol, seks i te sprawy- oznajmiłam czytając dalszą część tekstu.
- Seks?- powtórzył ze zdziwieniem.
- Taa- westchnęłam.
- Będziesz uprawiała seks z jakimś typem i pójdzie to do telewizji?- pytał z niedowierzaniem. W jego głosie usłyszałam nutkę zazdrości.
- Po pierwsze mój drogi, nie będę uprawiała seksu z jakimś typem, bo to na pewno będzie "seks na niby"- powiedziałam robiąc cudzysłów- po drugie muszę najpierw przejść casting i po trzecie najważniejsze muszę się zastanowić czy chcę wziąć w tym udział.- nagle poczułam, że robi mi się niedobrze.- możesz się na chwilę zatrzymać?- spytałam szukając w torebce chusteczek, które w mgnieniu oka znalazłam.
- Źle się czujesz?- zapytał z troską.
- Chcesz mieć pawia w samochodzie?- spytałam poirytowana. Nic nie odpowiedział tylko zjechał na bok. Szybko odpięłam pas i wyskoczyłam z auta i poszłam za drzewo.
Wytarłam usta i podeszłam do chłopaka, który siedział w samochodzie. Wzięłam do ręki torebkę. Wyciągnęłam z niej paczkę gum do żucia i włożyłam jedną do ust.- chcesz?- spytałam Tommo. Wziął ode mnie paczkę i włożył gumę do ust.
- Lepiej?- spytał uważnie się przyglądając mojej osobie.
- Tak, dużo lepiej- oznajmiłam i przykleiłam do mojej twarzy sztuczny uśmiech. Psiknęłam się perfumami i wsiadłam do samochodu. Chłopak odpalił silnik i ruszył.
- Może moje kanapki ci zaszkodziły?
- Nie, po prostu nie mogę czytać podczas jazdy. Tyle- nie chciałam, żeby czuł się winny. To na prawdę nie jego wina. To przeze mnie. Kiedyś też tak miałam, ale myślałam, że z wiekiem to przechodzi. W mgnieniu oka dotarliśmy pod dom chłopaka. Odpuściłam sobie czytanie dalszych listów i całą drogę rozmawialiśmy i śpiewaliśmy utwory, które leciały właśnie w radiu. Wyciągnęliśmy z tylnych siedzeń prezenty dla domowników. Weszliśmy do środka. Od razu rzuciły się na nas bliźniaczki. Były takie kochane. Tryskały energią.
- Dziewczynki dajcie im wejść- skarciła je mama. Odeszły od nas tylko na parę metrów.
- Louis co masz dla mnie?- dopytywała Daisy.
- Nic ty mała smarkulo- zaśmiał się i zaczął ją gonić po domu w celu łaskotania jej.
- Dzień dobry- powiedziałam, gdy Jay wyszła na korytarz, aby nas znaczy teraz mnie przywitać.
- Dzień dobry słoneczko- odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. Podeszła i uścisnęła mnie.- chyba nie miałaś jeszcze okazji poznać Doris i Ernesta?- pokręciłam głową.
- Najpierw przywitam się z dziewczynkami- uśmiechnęłam się pięknie- proszę to dla pani- wręczyłam jej torebkę z upominkiem.
- Tyle razy mówiłam ci, żebyś nie mówiła do mnie "pani"- zaśmiała się- bardzo dziękuję za prezent.
- Nie ma za co Jay- nie lubiłam do niej tak mówić. Jest ode mnie starsza. Poszłam na górę. Najpierw weszłam do pokoju młodszych dziewczynek. Na łóżku siedział Lou, który łaskotał tym razem Phoebe.
- Just, proszę pomóż- krzyczała. Zostawiłam torby na ziemi i ruszyłam jej na pomoc.
- Wiesz gdzie Louis ma największe łaskotki?- spytałam jej gdy wskoczyłam mu na plecy.
- Niee- odpowiedziała słodkim głosikiem.
- Justyna, nawet nie próbuj- zagroził mi przerażony brunet, a ja zakryłam mu usta dłonią.
- Na brzuchu- nim skończyłam dziewczynka od razu rzuciła się na brzuch chłopaka. Ten zaczął się śmiać i wierzgać. Oboje spadliśmy z łóżka. Phoebe zaczęła się śmiać i uciekła.
- Dzięki kochanie- powiedział z sarkazmem i pomógł mi wstać. Chwyciłam jego dłoń i podciągnęłam się do góry.
- Do usług. Tak w ogóle to za to, że zostawiłeś mnie samą z tymi torbami.- uśmiechnęłam się pięknie. Chwyciłam je do rąk. Zostawiłam prezenty dla Daisy i Phoebe u nich w pokoju. Poszliśmy do Lottie i Fizzy. Dziewczyny przytuliły nas, wręczyłam im prezenty, pogadałyśmy trochę. Głównie o chłopakach, więc Lou wyszedł. Jay zawołała nas na obiad. Zeszliśmy na dół. W wózku leżało najmłodsze rodzeństwo mojego chłopaka. Podeszłam do nich.
- Cudowni prawda?- spytała Jay stając obok mnie.
- Tak.- uśmiechnęłam się do nich. Dziewczynka również się uśmiechnęła.
- Chcesz ją na ręce?
- Jasne- kobieta wyjęła Doris z wózka i podała mi ją do rąk. Była śliczna. Taka mała, niewinna. Lou wziął Ernesta.
- Ślicznie wyglądacie- skomentował ojciec dzieci.
- Tak, dzieciaczki wam pasują- zażartowała Fizzy. Odłożyliśmy maleństwa do wózka i usiedliśmy do stołu. Zaczęliśmy jeść. Phoebe chwaliła się tym, jak z moją pomocą uciekła przed swoim starszym bratem i jak szybko go pokonała. Lou bronił się, że to przeze mnie, bo siedziałam mu na plecach. Dan zaczął się z niego śmiać, że dał się pokonać dwóm chudym, jak patyk dziewczyną. Jego komentarz nie był w ogóle trafny, bo sama zauważyłam, że ostatnio się zaniedbałam. To przez to, że nie mieszkam już z Jason'em. Wcześniej pilnował, abym miała dwa treningi dziennie, a teraz przestałam już grać w nogę. Lou zaproponował, że zagramy w piłkę. Zgodziłam się. Za domem utworzył małe boisko. Na początku mieliśmy być podzieleni na dziewczyny vs chłopaki, ale Lou musiałby być sam, bo Dan nie chciał grać. Więc ja byłam w drużynie z Fizzy i Phoebe, a brunet z Lottie i Daisy. Nasza drużyna miała zaczynać. Związałam włosy w kitkę i chciałam już ruszyć z piłką, kiedy zostałam powstrzymana.
- Czekajcie!- krzyknął Lou- musimy ustalić wygraną.- uniósł znacząco brwi na co się zaśmiałam.
- Będziecie naszymi sługami przez tydzień.- przerwała mi Phoebe.
- Co? Nie ma mowy!- powiedziała oburzona Lottie.
- Dobra I vice versa. Przestań się mazać skrzacie- zażartował do niej. Blondynka tylko wytknęła mu język. Zaczęliśmy grę. Na początku jeszcze trzymaliśmy się zasad, dopóki nie strzeliłam pierwszego gola. Moi przeciwnicy zaczęli oszukiwać. Pomyślałam sobie, że tak łatwo to nie będzie. Więc nasza drużyna też zaczęła oszukiwać. W końcu się wszystkie zdenerwowałyśmy. Jako jedyny Louis był uśmiechnięty.
- Co się tak głupio szczerzysz?- próbowałam brzmieć poważnie, ale mi się nie udało. Zaczęłam się śmiać pod nosem. Objął mnie ramieniem i pocałował w policzek.
- Jakoś tak. Ktoś tu nie umie przegrywać- przytulił mnie do swojego boku.
- Chodźcie na podwieczorek. Upiekłam twoje ulubione ciasto Boo Bear- krzyknęła mama stojąc na tarasie.
- Mamo!- odkrzyknął. Wyraźnie był niezadowolony z tego, jak go przed chwilą nazwała.
- Boo Bear?- spytałam próbując powstrzymać wybuch śmiechu. Niestety nie udało mi się to i zaczęłam się śmiać.
- To takie śmieszne?- zapytał z powagą.
- Tak!- od tego śmiania zaczął mnie boleć brzuch. Chłopak przerzucił mnie przez swoje ramię i wrzucił mnie do małego basenika, który pewnie należał do Phoebe i Daisy. Woda była przerażająco zimna.- oszalałeś?!- krzyknęłam na niego nie przestając się śmiać. Chwyciłam go za nogi i popchnęłam go tak, że również wpadł do basenu. Zaczął mnie podtapiać; o ile to było w ogóle możliwe.
- Przyznaj, że nie umiesz przegrywać- droczył się ze mną, gdy przytrzymał moje nadgarstki, abym nie mogła go już ochlapać.
- Zimno mi- chciałam wstać, ale chłopak mnie przytrzymał.
- Przyznaj.
- Zimno mi- powtórzyłam.
- Słyszałem- uśmiechnął się szeroko.
- Więc proszę cię, wypuść mnie stąd- powiedziałam drżąc. Lou to zauważył więc wyciągnął mnie z basenu.- debil- rzuciłam w jego stronę.
- Idiotka- odpowiedział.
- Kretyn- mówiąc to wskoczyłam mu na plecy.
- Kocham cię- wyznał i obrócił głowę w moją stronę, niosąc mnie na barana.
- Kocham cię- powiedziałam szczerze i pocałowałam go. Poszliśmy ogródkiem do samochodu. Wyjęłam z niego suche ciuchy. Zostawiliśmy mokre buty na zewnątrz i weszliśmy do domu. Poszliśmy do łazienki na górze. Położyłam moje nowe ubrania na pralce i zaczęłam ściągać bluzkę.
- Możesz tak zostać- skomentował oblizując usta i skanując moją postać.
- Jak tak?- spytałam zadziornie zostając w samym staniku. Nic nie powiedział tylko pokiwał głową. Podszedł bliżej i chwycił mnie za biodra. Przysunął mnie jak najbliżej siebie. Położyłam ręce na jego ramionach przejeżdżając palcami po konturach jego tatuaży.- zdecydowanie jest ich za dużo- oznajmiłam nie spuszczając z nich oczu.
- Przyznaj, że cię kręcą- wyszeptał mi do ucha. Po moim ciele przeszedł dreszcz.
- Nie one mnie kręcą. Tylko ty- sprostowałam. Chłopak uśmiechnął się pięknie i delikatnie musnął moje usta. Odsunęłam się od niego i wytarłam się ręcznikiem, chłopak też to zrobił. Założyłam zwykłe jeansy i białą koszulkę na krótki rękaw. Wysuszyliśmy sobie nawzajem włosy i zeszliśmy na dół. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy zajadać się ciastem z wiśniową galaretką i bitą śmietaną. Wypiek był przepyszny. Gdy tak rozmawialiśmy zdałam sobie sprawę, że tęsknie za rodzicami. Chciałam pojechać do nich w najbliższym czasie, ale było nie możliwe, bo miałam teraz za dużo pracy. To i tak cud, że mam dzisiaj wolne.
- Słyszałam, że mieszkacie razem- powiedziała Jay, a ja wzięłam szklankę z kawą i przyłożyłam ją do ust. Lou kiwnął głową- więc kiedy ślub?- spytała na co ja się zakrztusiłam. Zaczęłam kaszleć jak głupia. Odstawiłam szklankę, a brunet zaczął mnie klepać po plecach. Podziękowałam mu uśmiechem, który odwzajemnił.- przepraszam, nie wiedziałam, że to wrażliwy temat.
- Nie, mamuś to nie jest tak. Po prostu jesteśmy ze sobą tylko rok i na razie nie planujemy się pobierać. - wyjaśnił jej syn.
- Według mnie rok to za krótko na planowanie ślubu- oznajmiłam patrząc jej w twarz. Z jej mimiki wyczytałam, że jest jej głupio.
- Ale, jak będziecie mieli dziecko to będę mogła mu wymyślić imię?- spytała Daisy.
- Oczywiście- zaśmiał się Tommo. Uśmiechnęłam się do dziewczynki ciepło.- ale chyba najpierw
kupimy sobie zwierzaka.
- Naprawdę? Jakiego?- dopytywała Phoebe.
- Świnkę, taką podobną do Lou- dogryzała mu Lottie. Widać było, że oboje lubią z siebie żartować co mi się bardzo podobało.
- Charlotte- spojrzała na nią surowo mama. Dziewczyna westchnęła i wróciła do swojego ciasta. Posiedzieliśmy jeszcze trochę. Pomogłam Jay posprzątać po posiłku razem z Lottie i Fizzy po czym pojechaliśmy do taty Lou.
***
- Widzę, że jesteś bardzo związany z tatą.
- Tak, naprawdę go kocham.- odpowiedział.
- Nie byłeś zły na mamę, gdy się z nim rozstała?- pytałam. Nie chciałam go ranić moimi pytaniami, ale jako, że jestem jego dziewczyną musiałam to wiedzieć.
- Byłem wściekły. Uciekłem wtedy z domu- mówił skupiając się na drodze.- ale wróciłem. Później okazało się, że mama znalazła sobie Dan'a. Nie chciałem go w naszym życiu, bo miałem nadzieję, że tata do nas wróci, ale się pomyliłem. Nadal za nim nie przepadam, ale widzę, że dzięki niemu mama jest szczęśliwa i tylko to się dla mnie liczy.- uśmiechnęłam się i oprałam głowę o jego ramię. Podobało mi się to, że jest taki opiekuńczy w stosunku do swojej rodziny. Był dla mnie godny podziwu. Jego tata go zostawił, a kiedy jego syn stał się sławny, nagle sobie o nim przypomniał. Później stracił swojego prawdziwego tatę- tak przynajmniej go nazywał. Był z nim związany. Kochał go tak samo, jak mamę i rodzeństwo. Teraz musiał patrzeć, jak pojawia się nowy mężczyzna w życiu jego rodzicielki. Przeszedł wiele. Naprawdę.
- Wiesz na co mam ochotę?- spytałam opierając nadal głowę o jego ramię. Chłopak tylko się zaśmiał, od razu wiedziałam co miał na myśli.- nie na to, ty napaleńcu- szturchnęłam go w ramię.- na masaż- wytłumaczyłam. Całą drogę rozmawialiśmy o jutrzejszej imprezie, która miała się odbyć u nas w domu. Było już późno, więc postanowiliśmy, że zadzwonimy do wszystkich rano, aby poinformować nas o domówce, na którą są zaproszeni. Po dwóch godzinach jazdy w końcu przyjechaliśmy do domu. Lou zaparkował samochód i wysiedliśmy z niego. Chciałam odejść, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Oparł się o auto.
- Świetnie się dzisiaj bawiłem Just- oznajmił z lekkim uśmieszkiem. Owinął swoje ręce wokół mojej talii. Już to kiedyś od niego słyszałam. Próbowałam to sobie przypomnieć. Patrzałam na niego badawczo i wtedy sobie przypomniałam.
- Ja też... na serio ja też się dobrze bawiłam- zaśmiałam się, jaka ja musiałam być głupia, żeby mówić coś takiego.
- Gadka jak z filmu nie uważasz?- skomentował, a ja nie mogłam i po raz kolejny wybuchnęłam śmiechem. Oparłam czoło o ramię bruneta nadal się śmiejąc.
- Faktycznie- odpowiedziałam, gdy w końcu byłam wstanie się opanować.
- Jesteś wspaniałą dziewczyną Just. -przestał się śmiać i spojrzał mi w oczy. Nawet w ciemności mogłam powiedzieć, że są one najpiękniejsze, jakie w życiu widziałam.
- Kiepska bajera Lou.- pokręciłam przecząco głową, a na moją twarz wkradł się mały uśmieszek.
- Może dla ciebie, ale inne od razu by zemdlały.- przyciągnęłam go do siebie i złączyłam nasze usta. Pocałunek, nie był delikatny, jak wtedy, lecz pełen namiętności. Wplotłam rękę w jego włosy i zaczęłam się nimi bawić. Chłopak przycisnął moje ciało bliżej swojego. Włożył ręce pod moją koszulkę i zaczął zimną dłonią gładzić moją skórę na plecach.- to też była kiepska bajera?- zapytał odsuwając się troszkę, unosząc znacząco brwi i uśmiechając się cwaniacko. Miał dokładnie ten sam uśmiech co rok temu.
- Tym razem się postarałeś Tomlinson. To było słodkie... przypomnienie sobie naszej pierwszej randki- odparłam z ciepłym uśmiechem.
- Kochanie, zawsze jestem słodki- powiedział przechwalając się, na co ja rozczochrałam mu włosy. Nagle poczułam straszny ból w brzuchu. Przyłożyłam do niego rękę i się skuliłam.- Justyna wszystko dobrze?- spytał pochylając się nade mną. Pokręciłam głową i zaczęłam krzyczeć. Ból był niemiłosierny. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nie wiedziałam co się działo. Nigdy w życiu nie płakałam z powodu bólu brzucha. Chłopak włożył jedną rękę pod moje kolana, a drugą na plecy i podniósł mnie. Wsadził do samochodu i szybko pobiegł na miejsce kierowcy. Zapiął mój pas i z piskiem opon ruszył przed siebie.
_______________________________________________
Dziękuję za wyświetlenia i komentrze.
Przypominam o ankiecie po prawej stronie.
Mam nadzieję, że w następnym rozdziale was zaskoczę :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
niedziela, 4 maja 2014
50
Korytarz był biały z delikatnymi błękitnymi dodatkami. Louis ściągnął buty i poszedł schodami do góry, zostawiając mnie samą. Bałam się, że zaraz ktoś obcy wyjdzie i zadzwoni na policję, bo włamaliśmy się do jego domu. W sumie się nie włamaliśmy. Po prostu weszliśmy. Może osoba mieszkająca w tym miejscu byłaby życzliwa i widząc przemoczoną parę postanowiłaby nam dać koc i pozwolić się osuszyć? A może pogoniła by nas i poszczuła psami, których tam nie było? Być może komuś było wszystko jedno? W końcu zostawił otwarte drzwi. Ale skąd Louis mógł wiedzieć, że nie są one zamknięte? Ściągnęłam trampki i przeszłam do pokoju obok, który wyglądał identycznie, jak korytarz, tylko wypełniony był meblami kuchennymi. Weszłam przez kuchnię do salonu. Mogę powiedzieć, że cały dom, na zewnątrz, jak i w środku był biały z niebieskimi pastelowymi dodatkami. Na komodzie stała ramka ze zdjęciem.
Podeszłam do niej, aby zobaczyć osoby, które były na fotografii.
Jakie było moje zdziwienie kiedy ujrzałam na niej siebie i Louis'a. Gdy zobaczyłam tę fotkę zaśmiałam się. Zrobiliśmy ją zaraz po naszej dwumiesięcznej przerwie. Usłyszałam kroki, więc odłożyłam ramkę na miejsce i obróciłam się w stronę schodów, które były na wprost mnie. Powoli schodził z nich brunet, trzymając w ręku coś do przykrycia.
- Proszę- powiedział opatulając mnie ciepłym kocem.
- Dzięki. To twój dom?- spytałam szczelniej się okrywając.
- Nasz.- sprostował.
- Słucham?- myślałam, że się przesłyszałam. To właśnie planuje się przed ślubem. Wspólne mieszkanie. Oczywiście, że kocham Louis'a, ale nie chciałam wychodzić za niego. W każdym razie nie w wieku dwudziestu lat.
- To jest nasz dom. Jutro przed tym, jak pojedziemy do Doncaster załatwimy ci meldunek tutaj. W końcu poczta będzie przychodzić bezpośrednio do ciebie, a nie do Jason'a.- wyjaśnił- a tak w ogóle to jest prezent ode mnie. Zamieszkanie razem.- uśmiechnęłam się blado. Jakoś średnio mi się to widziało. On cały czas w trasie, a ja mam siedzieć sama w dużym domu. Znaczy nie był on taki duży. Był mały, jak na domek, ale samo myśl, że miałam być tu sama. Odrzucała mnie.
- Kochany jesteś. Jest mi trochę głupio, bo myślałam, że przebiję twój prezent, ale się myliłam.- wyciągnęłam z torebki pudełko i wręczyłam je chłopakowi.- wszystkiego najlepszego- z uśmiechem na twarzy otworzył prezent.
- Czy to jest ten zegarek?- pytał z niedowierzaniem. Przytaknęłam.- no jak mogłem na to nie wpaść, przecież mówiłem o nim miesiącami. Dobrze, że powstrzymałem się z jego kupnem.- oznajmił i przytulił mnie do siebie całując czubek głowy. Zaprowadził mnie do łazienki, na szafeczce zostawił swoje ubrania i wyszedł do łazienki na dole, aby też się wysuszyć. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w luźny sweter i dresy Tommo. Zeszłam na dół. Zobaczyłam siedzącego na kanapie Lou. Usiadłam obok niego i wtuliłam się w jego tors. Pachniał dezodorantem.- zaraz wracam- wstał i wyszedł z salonu. Nagle pojawił się znikąd. Postawił na stoliku od kawy pudełko z pizzą i dwie szklanki. Spod ławy wziął jakiś sok i nalał go do szklanek. Zakręcił butelkę i usiadł w tej samej pozycji co wcześniej.
- Cieszę się, że nie kombinowałeś nic z romantyczną kolacją.- oznajmiłam pełna zadowolenia biorąc sobie kawałek pizzy.
- Miałem taki zamiar, ale przypomniałem sobie, że nie lubisz takich rzeczy.- uśmiechnął się i wziął kolejny kęs.
- Lubię ale tylko na filmach.- upomniałam go.
- O, a propos filmów- po raz kolejny wstał. Wziął do rąk laptopa leżącego na ławie i podszedł z nim do komody. Podpiął do niego kabelek i włączył coś na nim. Usiadł z powrotem obok mnie i podniósł do góry pilot wciskając jakiś guzik. Mój wzrok powędrował za pilotem.
- Rzutnik? Będziemy oglądać, jakiś romantyczny film?- spytałam z zaciekawieniem.
- Coś lepszego- powiedział. Na ścianie, która znajdowała się przed nami z projektora wyświetlił się filmik. Na początku usłyszałam nuty "Little Things". Piosenka leciała w tle do samego końca filmiku. Byłam na nim ja i czasem też Lou. Praktycznie co drugie ujęcie robiłam jakieś głupie miny i prosiłam chłopaka o wyłączenie kamery. Teraz już wiedziałam po co mu ona była. Za każdym razem kiedy się z nim spotykałam choć przez chwilę musiała być kamera. Na końcu filmiku były piękne życzenia. Popłakałam się w wzruszenia. Nie mogłam uwierzyć, że trafiłam w swoim życiu na tak wspaniałą osobę, jaką jest Louis.
***
Przebudziłam się około 8 rano. Niestety Lou obok mnie nie było. Na szafce nocnej obok łóżka leżała paczka gum. Wzięłam jedną i włożyłam ją do ust. Wyszłam z łóżka i poczłapałam się na werandę. Stanęłam na jej środku. Promyki słońca padały na ganek, przyjemnie mnie ogrzewając. Niebo było czyste, bez żadnej chmurki. Ptaszki ćwierkały i czuć było zapach kwiatów posadzonych w ogródku. Nie było nawet śladu po wczorajszym deszczu co mnie bardzo ucieszyło. Przeciągnęłam się leniwie i spojrzałam w lewo. Ujrzałam tam uśmiechającego się Louis'a.
- Co?- spytałam z uśmiechem.
- Nic, tylko...- zrobił pauzę.
- Tylko...?- zachęciłam go, aby mówił dalej.
- Tylko lubię cię taką.- przeskanował wzrokiem moją postać.
- Taką czyli?- nadal nie uzyskałam satysfakcjonującej mnie odpowiedzi.
- Bez makijażu, w potarganych włosach,- wstał i zaczął się zbliżać- w moich koszulkach, które sięgają ci za uda- stanął naprzeciwko.- i z tym pięknym uśmiechem na twarzy. Taką cię uwielbiam najbardziej.-przyciągnął mnie do siebie. Poczułam nieprzyjemną woń tytoniu.
- Ja też cię takiego uwielbiam. Z lekkim zarostem, z świetnie potarganymi włosami i w samych bokserkach.
- Ale ja mam teraz dresy- sprostował.
- Możemy to zmienić- złączyłam nasze usta, łapiąc chłopaka za kark i przyciągając go bliżej do siebie. Odsunęłam się od niego, gdy kolejny raz poczułam smród papierosów.- paliłeś- powiedziałam.
- Robiłem to tak, żebyś nie widziała.- westchnął.
- Nadal bierzesz?- spytałam bojąc się odpowiedzi.
- Nie.- odparł oschle.- możemy już skończyć ten temat?
- Pojadę do Darii po moje rzeczy.- oznajmiłam i weszłam do domu. Przebierałam się we wczorajsze, suche już ciuchy i chciałam już wyjść, kiedy Loui złapał mnie za nadgarstek.
- Przestań się obrażać. Przecież cię zawiozę.
- Przepraszam, ale tylko się o ciebie martwię- powiedziałam wtulając się w jego tors. Nawet nie zauważyłam, że był już ubrany.
- Rozumiem to, ale dam sobie radę. To, że raz wziąłem nie znaczy, że jestem ćpunem- pogładził mnie po plecach. Już nie śmierdział papierosami, lecz ładnymi męskimi perfumami. Nie nazwałam go nigdy ćpunem. Cały czas wierzyłam, że to jednorazowe, że zaraz się ogarnie i przestanie jarać. I tego się trzymałam.
- Jedziemy?- spytałam nie odrywając głowy od jego klatki piersiowej.
- Jak mam prowadzić skoro nie chcesz mnie puścić?- zaśmiał się.
- Tak mi jest dobrze.- odsunęłam się od niego i pocałowałam go. Uśmiechnął się pięknie i zamknął drzwi na klucz. Splótł nasze palce i zaprowadził mnie do samochodu. Otworzył mi drzwiczki i gestykulując kazał mi wejść do środka. Usiadłam wygodnie i zapięłam pas bezpieczeństwa. Chłopak szybko zajął miejsce kierowcy. Odpalił silnik i ruszył przed siebie. Zadzwonił mi telefon, więc odnalazłam go w torebce i odebrałam.- tak?
- Jesteś w domu?- zapytał Jason.
- Właśnie tam jadę. Czemu pytasz?
- Mam dla ciebie korespondencje- wyjaśnił.
- Dobra, będziemy za pięć minut, możesz już wyjeżdżać- poinformowałam go.
- Okej- powiedział krótko i się rozłączył.
- Kto to był?- spytał siedzący obok mnie brunet, skupiając się na drodze.
- Jason. Powiedział, że ma dla mnie jakieś listy i przywiezie je do Darii.- odpowiedziałam chowając komórkę z powrotem do torebki.
- Po co chciałaś dzisiaj do niej jechać?- spojrzał na mnie przez chwilę.
- Po rzeczy?- miała to być normalna odpowiedź, ale zabrzmiało to jak pytanie.- nie mam w co się ubrać, żeby jechać do twojej rodziny.- szybko dopowiedziałam. Gdy miałam coś powiedzieć zorientowałam się, że jesteśmy już na podjeździe. Wysiadłam z auta. Podeszłam do drzwi. Delikatnie nacisnęłam na klamkę, popchnęłam drewnianą płytę i weszłam do domu, a za mną wszedł Lou. Zdjęliśmy buty.
- Macie coś w lodówce?- spytał brunet wchodząc do kuchni.
- Tak, raczej tak- odpowiedziałam.- idę się przebrać- oznajmiłam wchodząc po schodach.
- Zrobię ci śniadanie!- krzyknął.
- Okej!- weszłam do swojej sypialni. Wyciągnęłam spod łóżka walizkę, odpięłam zamek i otworzyłam ją. Zaczęłam po kolei wyciągać ubrania z szafy i wkładałam je do bagażu. Do pokoju weszła blondyneczka.
- Co ty wyprawiasz?!- krzyknęła na mnie oburzona i zabrała mi ubrania.
- Wyprowadzam się- powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Żartujesz sobie?! Niby dokąd?!- rozśmieszyło mnie jej zdenerwowanie.
- Uspokój się. Usiądź- nie mogłam przestać się śmiać.
- Przestań się szczerzyć!- warknęła wkurzona.
- To prezent od Louis'a. Wybudował nam dom.- dziewczyna zaczęła piszczeć ze szczęścia, ja z resztą też.
- Nie wierzę! W końcu- teraz to ona nie potrafiła przestać się szczerzyć.
- Daria jestem taka szczęśliwa- przytuliłam się do niej.
- Zostajecie dzisiaj? Chciałabym, żebyś poszukała ze mną dzisiaj jakiejś fajnej sukienki na ślub.
- Przepraszam cię, ale dzisiaj jedziemy na obiad do rodziców Lou.
- Właśnie. Muszę umówić moich i Zayn'a rodziców na wspólny obiad, żeby się w końcu poznali.- uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Zaśmiałam się. Drzwi się otworzyły i do środka z tacą wszedł Tommo.
- No stary, postarałeś się- skomentowała jego zachowanie przyjaciółka.
- Zawsze się staram, nie to co twój mąż- odstawił tacę na łóżko.- jak ci idzie?- spytał dając mi buziaka w policzek.
- Szło mi dobrze, dopóki to blond diablica nie wparowała tu i nie zaczęła się na mnie drzeć.- posłałam jej piękny uśmiech. Lou spojrzał na nią badawczo i zaczęli sobie nawzajem dogryzać. Ja natomiast zajadałam się kanapkami, które przygotował mi mój chłopak. Gdy skończyłam posiłek i wypiłam herbatę zaczęłam ponownie się pakować. Tym razem nikt mi nie przeszkodził, bo moi najbliżsi nadal się przekomarzali.- dobra, starczy już tego dobrego- oznajmiłam- teraz przebiorę się w kilka strojów i pomożecie mi wybrać najlepszy- nim zdążyli odpowiedzieć wzięłam wieszaki, na których miałam powieszone zaplanowane stroje. Przymierzyłam pierwszy.
- Wyglądasz świetnie- skomentował Loui.
- Co ty gadasz?- spojrzała na niego zdumiona Daria.- nie wygląda w tym świetnie. Zdecydowanie psuje ci to figurę- powiedziała szczerze. Poszłam do łazienki i skoczyłam w następny strój.
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie- oznajmił chłopak.
- Niby czemu?- kolejny raz przyjaciółka się zdziwiła.
- Za krótkie są te spodenki- powiedział raz jeszcze ilustrując moje nogi.
- Słucham? Skoro ma takie świetne nogi; przypominam drugie najlepsze według jakiegoś magazynu; to powinna nosić takie szorty.
- Dobrze wiem, że ma świetne nogi, ale nie pozwolę, żeby jakiś facet gapił się na moją dziewczynę.
- Przecież będziecie jechali samochodem, więc w czym problem?
- Ale chyba będziemy musieli wysiąść z tego samochodu. Nawet nie wiesz jakie dziwaki mieszkają w Doncaster.
- Ty jesteś największym dziwakiem- skomentowała wytrącona z równowagi Daria.
- Daria nie wiesz gdzie zostawiłem klu... wow- powiedział wchodząc do mojej sypialni Zayn.- Just wyglądasz nieziemsko- oznajmił patrząc na mnie od stóp do głowy.
- Widzisz?- powiedział Tommo wskazując na Malik'a ręką.- Zen, pozwoliłbyś wyjść tak na miasto Darii?- spytał patrząc w jego stronę.
- Oczywiście, że nie- odpowiedział nie spuszczając ze mnie wzorku- ale to nie zmienia faktu, że wyglądasz w tym zajebiście- powiedział do mnie czarnuszek.
- Ugh! Ostatni raz się przebieram- westchnęłam. Mulat zajął miejsce obok swojej "żony", a ja weszłam do łazienki. Nałożyłam na siebie czarną bluzkę z jakimś pudrowym napisem, do tego czarne nieco dłuższe szorty i pudrowe trampki. Wyszłam z łazienki.
- Może być?- spytałam zrezygnowana. Brunet podniósł do góry głowę i nic nie powiedział tylko się
uśmiechnął.
- Tak, to jest najlepsze- powiedziała Daria.
- Tamto mi się wydaje lepsze- powiedział z zadziornym uśmieszkiem Malik. Chciał w ten sposób wkurzyć Lou, ale mu się nie udało. Zdawało mi się, że w ogóle nie słuchał komentarzy naszych przyjaciół.
- To my już pójdziemy na dół. Porozmawiamy jutro na temat sukni dla mnie i dla ciebie- oznajmiła radośnie blondynka i razem z Zayn'em wyszli z pokoju.
- Lepiej?- spytałam nieśmiało.
- Moim zdaniem- przyciągnął mnie za biodra bliżej do siebie.- najlepiej wyglądasz bez tych ubrań- uniósł brwi. Nachyliłam się i złączyłam nasze usta. Popchnęłam chłopaka na łóżko i usiadłam na nim okrakiem. Pocałunek był pełen namiętności.- musimy jechać- powiedział opierając swoje czoło o moje.
- Okej- oblizałam usta i wstałam z niego. Wzięłam tacę z naczyniami i kartony, a on resztę moich rzeczy. Odłożyłam naczynia w kuchni i wyszłam z domu. Chłopak otworzył bagażnik i schowaliśmy do niego wszystkie moje rzeczy. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę rodzinnego miasta chłopaka.
________________________________________________________
Po prawej stronie jest ankieta. Jeżeli czytacie to zaznaczcie na niej
odpowiedź. Z góry dziękuję ♥
Od teraz pod rozdziałami będą reakcje, jeżeli ktoś jest zbyt leniwy,
aby napisać komentarz może zaznaczyć na dole, że przeczytał ten
rozdział. Nadal zapraszam jednak do komentowania, bo
to mnie bardzo motywuje do dalszego pisania.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Kocham Was ♥
Podeszłam do niej, aby zobaczyć osoby, które były na fotografii.
Jakie było moje zdziwienie kiedy ujrzałam na niej siebie i Louis'a. Gdy zobaczyłam tę fotkę zaśmiałam się. Zrobiliśmy ją zaraz po naszej dwumiesięcznej przerwie. Usłyszałam kroki, więc odłożyłam ramkę na miejsce i obróciłam się w stronę schodów, które były na wprost mnie. Powoli schodził z nich brunet, trzymając w ręku coś do przykrycia.
- Proszę- powiedział opatulając mnie ciepłym kocem.
- Dzięki. To twój dom?- spytałam szczelniej się okrywając.
- Nasz.- sprostował.
- Słucham?- myślałam, że się przesłyszałam. To właśnie planuje się przed ślubem. Wspólne mieszkanie. Oczywiście, że kocham Louis'a, ale nie chciałam wychodzić za niego. W każdym razie nie w wieku dwudziestu lat.
- To jest nasz dom. Jutro przed tym, jak pojedziemy do Doncaster załatwimy ci meldunek tutaj. W końcu poczta będzie przychodzić bezpośrednio do ciebie, a nie do Jason'a.- wyjaśnił- a tak w ogóle to jest prezent ode mnie. Zamieszkanie razem.- uśmiechnęłam się blado. Jakoś średnio mi się to widziało. On cały czas w trasie, a ja mam siedzieć sama w dużym domu. Znaczy nie był on taki duży. Był mały, jak na domek, ale samo myśl, że miałam być tu sama. Odrzucała mnie.
- Kochany jesteś. Jest mi trochę głupio, bo myślałam, że przebiję twój prezent, ale się myliłam.- wyciągnęłam z torebki pudełko i wręczyłam je chłopakowi.- wszystkiego najlepszego- z uśmiechem na twarzy otworzył prezent.
- Czy to jest ten zegarek?- pytał z niedowierzaniem. Przytaknęłam.- no jak mogłem na to nie wpaść, przecież mówiłem o nim miesiącami. Dobrze, że powstrzymałem się z jego kupnem.- oznajmił i przytulił mnie do siebie całując czubek głowy. Zaprowadził mnie do łazienki, na szafeczce zostawił swoje ubrania i wyszedł do łazienki na dole, aby też się wysuszyć. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w luźny sweter i dresy Tommo. Zeszłam na dół. Zobaczyłam siedzącego na kanapie Lou. Usiadłam obok niego i wtuliłam się w jego tors. Pachniał dezodorantem.- zaraz wracam- wstał i wyszedł z salonu. Nagle pojawił się znikąd. Postawił na stoliku od kawy pudełko z pizzą i dwie szklanki. Spod ławy wziął jakiś sok i nalał go do szklanek. Zakręcił butelkę i usiadł w tej samej pozycji co wcześniej.
- Cieszę się, że nie kombinowałeś nic z romantyczną kolacją.- oznajmiłam pełna zadowolenia biorąc sobie kawałek pizzy.
- Miałem taki zamiar, ale przypomniałem sobie, że nie lubisz takich rzeczy.- uśmiechnął się i wziął kolejny kęs.
- Lubię ale tylko na filmach.- upomniałam go.
- O, a propos filmów- po raz kolejny wstał. Wziął do rąk laptopa leżącego na ławie i podszedł z nim do komody. Podpiął do niego kabelek i włączył coś na nim. Usiadł z powrotem obok mnie i podniósł do góry pilot wciskając jakiś guzik. Mój wzrok powędrował za pilotem.
- Rzutnik? Będziemy oglądać, jakiś romantyczny film?- spytałam z zaciekawieniem.
- Coś lepszego- powiedział. Na ścianie, która znajdowała się przed nami z projektora wyświetlił się filmik. Na początku usłyszałam nuty "Little Things". Piosenka leciała w tle do samego końca filmiku. Byłam na nim ja i czasem też Lou. Praktycznie co drugie ujęcie robiłam jakieś głupie miny i prosiłam chłopaka o wyłączenie kamery. Teraz już wiedziałam po co mu ona była. Za każdym razem kiedy się z nim spotykałam choć przez chwilę musiała być kamera. Na końcu filmiku były piękne życzenia. Popłakałam się w wzruszenia. Nie mogłam uwierzyć, że trafiłam w swoim życiu na tak wspaniałą osobę, jaką jest Louis.
***
Przebudziłam się około 8 rano. Niestety Lou obok mnie nie było. Na szafce nocnej obok łóżka leżała paczka gum. Wzięłam jedną i włożyłam ją do ust. Wyszłam z łóżka i poczłapałam się na werandę. Stanęłam na jej środku. Promyki słońca padały na ganek, przyjemnie mnie ogrzewając. Niebo było czyste, bez żadnej chmurki. Ptaszki ćwierkały i czuć było zapach kwiatów posadzonych w ogródku. Nie było nawet śladu po wczorajszym deszczu co mnie bardzo ucieszyło. Przeciągnęłam się leniwie i spojrzałam w lewo. Ujrzałam tam uśmiechającego się Louis'a.
- Co?- spytałam z uśmiechem.
- Nic, tylko...- zrobił pauzę.
- Tylko...?- zachęciłam go, aby mówił dalej.
- Tylko lubię cię taką.- przeskanował wzrokiem moją postać.
- Taką czyli?- nadal nie uzyskałam satysfakcjonującej mnie odpowiedzi.
- Bez makijażu, w potarganych włosach,- wstał i zaczął się zbliżać- w moich koszulkach, które sięgają ci za uda- stanął naprzeciwko.- i z tym pięknym uśmiechem na twarzy. Taką cię uwielbiam najbardziej.-przyciągnął mnie do siebie. Poczułam nieprzyjemną woń tytoniu.
- Ja też cię takiego uwielbiam. Z lekkim zarostem, z świetnie potarganymi włosami i w samych bokserkach.
- Ale ja mam teraz dresy- sprostował.
- Możemy to zmienić- złączyłam nasze usta, łapiąc chłopaka za kark i przyciągając go bliżej do siebie. Odsunęłam się od niego, gdy kolejny raz poczułam smród papierosów.- paliłeś- powiedziałam.
- Robiłem to tak, żebyś nie widziała.- westchnął.
- Nadal bierzesz?- spytałam bojąc się odpowiedzi.
- Nie.- odparł oschle.- możemy już skończyć ten temat?
- Pojadę do Darii po moje rzeczy.- oznajmiłam i weszłam do domu. Przebierałam się we wczorajsze, suche już ciuchy i chciałam już wyjść, kiedy Loui złapał mnie za nadgarstek.
- Przestań się obrażać. Przecież cię zawiozę.
- Przepraszam, ale tylko się o ciebie martwię- powiedziałam wtulając się w jego tors. Nawet nie zauważyłam, że był już ubrany.
- Rozumiem to, ale dam sobie radę. To, że raz wziąłem nie znaczy, że jestem ćpunem- pogładził mnie po plecach. Już nie śmierdział papierosami, lecz ładnymi męskimi perfumami. Nie nazwałam go nigdy ćpunem. Cały czas wierzyłam, że to jednorazowe, że zaraz się ogarnie i przestanie jarać. I tego się trzymałam.
- Jedziemy?- spytałam nie odrywając głowy od jego klatki piersiowej.
- Jak mam prowadzić skoro nie chcesz mnie puścić?- zaśmiał się.
- Tak mi jest dobrze.- odsunęłam się od niego i pocałowałam go. Uśmiechnął się pięknie i zamknął drzwi na klucz. Splótł nasze palce i zaprowadził mnie do samochodu. Otworzył mi drzwiczki i gestykulując kazał mi wejść do środka. Usiadłam wygodnie i zapięłam pas bezpieczeństwa. Chłopak szybko zajął miejsce kierowcy. Odpalił silnik i ruszył przed siebie. Zadzwonił mi telefon, więc odnalazłam go w torebce i odebrałam.- tak?
- Jesteś w domu?- zapytał Jason.
- Właśnie tam jadę. Czemu pytasz?
- Mam dla ciebie korespondencje- wyjaśnił.
- Dobra, będziemy za pięć minut, możesz już wyjeżdżać- poinformowałam go.
- Okej- powiedział krótko i się rozłączył.
- Kto to był?- spytał siedzący obok mnie brunet, skupiając się na drodze.
- Jason. Powiedział, że ma dla mnie jakieś listy i przywiezie je do Darii.- odpowiedziałam chowając komórkę z powrotem do torebki.
- Po co chciałaś dzisiaj do niej jechać?- spojrzał na mnie przez chwilę.
- Po rzeczy?- miała to być normalna odpowiedź, ale zabrzmiało to jak pytanie.- nie mam w co się ubrać, żeby jechać do twojej rodziny.- szybko dopowiedziałam. Gdy miałam coś powiedzieć zorientowałam się, że jesteśmy już na podjeździe. Wysiadłam z auta. Podeszłam do drzwi. Delikatnie nacisnęłam na klamkę, popchnęłam drewnianą płytę i weszłam do domu, a za mną wszedł Lou. Zdjęliśmy buty.
- Macie coś w lodówce?- spytał brunet wchodząc do kuchni.
- Tak, raczej tak- odpowiedziałam.- idę się przebrać- oznajmiłam wchodząc po schodach.
- Zrobię ci śniadanie!- krzyknął.
- Okej!- weszłam do swojej sypialni. Wyciągnęłam spod łóżka walizkę, odpięłam zamek i otworzyłam ją. Zaczęłam po kolei wyciągać ubrania z szafy i wkładałam je do bagażu. Do pokoju weszła blondyneczka.
- Co ty wyprawiasz?!- krzyknęła na mnie oburzona i zabrała mi ubrania.
- Wyprowadzam się- powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Żartujesz sobie?! Niby dokąd?!- rozśmieszyło mnie jej zdenerwowanie.
- Uspokój się. Usiądź- nie mogłam przestać się śmiać.
- Przestań się szczerzyć!- warknęła wkurzona.
- To prezent od Louis'a. Wybudował nam dom.- dziewczyna zaczęła piszczeć ze szczęścia, ja z resztą też.
- Nie wierzę! W końcu- teraz to ona nie potrafiła przestać się szczerzyć.
- Daria jestem taka szczęśliwa- przytuliłam się do niej.
- Zostajecie dzisiaj? Chciałabym, żebyś poszukała ze mną dzisiaj jakiejś fajnej sukienki na ślub.
- Przepraszam cię, ale dzisiaj jedziemy na obiad do rodziców Lou.
- Właśnie. Muszę umówić moich i Zayn'a rodziców na wspólny obiad, żeby się w końcu poznali.- uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Zaśmiałam się. Drzwi się otworzyły i do środka z tacą wszedł Tommo.
- No stary, postarałeś się- skomentowała jego zachowanie przyjaciółka.
- Zawsze się staram, nie to co twój mąż- odstawił tacę na łóżko.- jak ci idzie?- spytał dając mi buziaka w policzek.
- Szło mi dobrze, dopóki to blond diablica nie wparowała tu i nie zaczęła się na mnie drzeć.- posłałam jej piękny uśmiech. Lou spojrzał na nią badawczo i zaczęli sobie nawzajem dogryzać. Ja natomiast zajadałam się kanapkami, które przygotował mi mój chłopak. Gdy skończyłam posiłek i wypiłam herbatę zaczęłam ponownie się pakować. Tym razem nikt mi nie przeszkodził, bo moi najbliżsi nadal się przekomarzali.- dobra, starczy już tego dobrego- oznajmiłam- teraz przebiorę się w kilka strojów i pomożecie mi wybrać najlepszy- nim zdążyli odpowiedzieć wzięłam wieszaki, na których miałam powieszone zaplanowane stroje. Przymierzyłam pierwszy.
- Wyglądasz świetnie- skomentował Loui.
- Co ty gadasz?- spojrzała na niego zdumiona Daria.- nie wygląda w tym świetnie. Zdecydowanie psuje ci to figurę- powiedziała szczerze. Poszłam do łazienki i skoczyłam w następny strój.
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie- oznajmił chłopak.
- Niby czemu?- kolejny raz przyjaciółka się zdziwiła.
- Za krótkie są te spodenki- powiedział raz jeszcze ilustrując moje nogi.
- Słucham? Skoro ma takie świetne nogi; przypominam drugie najlepsze według jakiegoś magazynu; to powinna nosić takie szorty.
- Dobrze wiem, że ma świetne nogi, ale nie pozwolę, żeby jakiś facet gapił się na moją dziewczynę.
- Przecież będziecie jechali samochodem, więc w czym problem?
- Ale chyba będziemy musieli wysiąść z tego samochodu. Nawet nie wiesz jakie dziwaki mieszkają w Doncaster.
- Ty jesteś największym dziwakiem- skomentowała wytrącona z równowagi Daria.
- Daria nie wiesz gdzie zostawiłem klu... wow- powiedział wchodząc do mojej sypialni Zayn.- Just wyglądasz nieziemsko- oznajmił patrząc na mnie od stóp do głowy.
- Widzisz?- powiedział Tommo wskazując na Malik'a ręką.- Zen, pozwoliłbyś wyjść tak na miasto Darii?- spytał patrząc w jego stronę.
- Oczywiście, że nie- odpowiedział nie spuszczając ze mnie wzorku- ale to nie zmienia faktu, że wyglądasz w tym zajebiście- powiedział do mnie czarnuszek.
- Ugh! Ostatni raz się przebieram- westchnęłam. Mulat zajął miejsce obok swojej "żony", a ja weszłam do łazienki. Nałożyłam na siebie czarną bluzkę z jakimś pudrowym napisem, do tego czarne nieco dłuższe szorty i pudrowe trampki. Wyszłam z łazienki.
- Może być?- spytałam zrezygnowana. Brunet podniósł do góry głowę i nic nie powiedział tylko się
uśmiechnął.
- Tak, to jest najlepsze- powiedziała Daria.
- Tamto mi się wydaje lepsze- powiedział z zadziornym uśmieszkiem Malik. Chciał w ten sposób wkurzyć Lou, ale mu się nie udało. Zdawało mi się, że w ogóle nie słuchał komentarzy naszych przyjaciół.
- To my już pójdziemy na dół. Porozmawiamy jutro na temat sukni dla mnie i dla ciebie- oznajmiła radośnie blondynka i razem z Zayn'em wyszli z pokoju.
- Lepiej?- spytałam nieśmiało.
- Moim zdaniem- przyciągnął mnie za biodra bliżej do siebie.- najlepiej wyglądasz bez tych ubrań- uniósł brwi. Nachyliłam się i złączyłam nasze usta. Popchnęłam chłopaka na łóżko i usiadłam na nim okrakiem. Pocałunek był pełen namiętności.- musimy jechać- powiedział opierając swoje czoło o moje.
- Okej- oblizałam usta i wstałam z niego. Wzięłam tacę z naczyniami i kartony, a on resztę moich rzeczy. Odłożyłam naczynia w kuchni i wyszłam z domu. Chłopak otworzył bagażnik i schowaliśmy do niego wszystkie moje rzeczy. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę rodzinnego miasta chłopaka.
________________________________________________________
Po prawej stronie jest ankieta. Jeżeli czytacie to zaznaczcie na niej
odpowiedź. Z góry dziękuję ♥
Od teraz pod rozdziałami będą reakcje, jeżeli ktoś jest zbyt leniwy,
aby napisać komentarz może zaznaczyć na dole, że przeczytał ten
rozdział. Nadal zapraszam jednak do komentowania, bo
to mnie bardzo motywuje do dalszego pisania.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Kocham Was ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)