piątek, 16 maja 2014

52

Ręce miał zaciśnięte na kierownicy i co chwilę spoglądał w moją stronę. Nadal trzymałam się za bolący brzuch. Nie chciałam krzyczeć, żeby nie przerazić chłopaka bardziej, ale nie mogłam wytrzymać. Syczałam, gdy skurcze się nasilały. Spojrzałam na licznik. Nie jechaliśmy wolniej niż 100 km/h. Pędziliśmy przez jakieś wioski.
- Gdzie jedziemy?- spytałam zamykając oczy.
- Do szpitala- oznajmił bez emocji i wziął ostry zakręt.
- Zwolnij- poprosiłam.
- Nie zrobię tego- to były ostatnie słowa, które wypowiedział. Poczułam wilgoć w kroczu. Spojrzałam w dół i zobaczyłam krew. Pomyślałam, że to miesiączka i dlatego mnie tak boli.
- Ja... ja pobrudziłam ci fotel- oznajmiłam przerażona. Chłopak szybko spojrzał w dół.
- Kurwa- fuknął.
- Przepraszam, nie chciałam- oznajmiłam skruszona.
- Serio przejmujesz się jebanym fotelem? Ty krwawisz-wycedził przez zęby. Jego szczęka się zacisnęła. Minutę później zaparkowaliśmy pod szpitalem. Wysiadłam z samochodu i upadłam na ziemię. Lou szybko do mnie podbiegł i wziął na ręce, jak pannę młodą. Wparował do środka i zaczął wołać lekarza. Ten szybko przyszedł. Brunet opowiedział co mi dolega. Wzięto mnie na wózek i zawieziono na badania, kiedy Tommo wypełniał formalności. Pobrano mi krew, dano wenflon razem z kroplówką oraz zrobiono mi badania cukru. Miła pielęgniarka zawiozła mnie do gabinetu ginekologicznego na USG. Po badaniu zostałam zawieziona do sali, na której miałam oczekiwać na wyniki badań. Pielęgniarz podłączył mi kroplówkę. Chwilę później wszedł do mnie Lou. Był przerażony. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Usiadł na skraju łóżka i chwycił mnie za dłoń.
Przyszedł lekarz.
- Mógłbym porozmawiać z panią Lol na osobności?- spytał uprzejmie.
- Niech pan w końcu mówi co mi jest.- błagałam oschle. Lou wstał i wyszedł. Nie chciałam go zamartwiać bardziej. Postanowiłam, że powiem mu o wszystkim. Niech teraz od tego odskoczy na chwilę.
- Jak pani chce.- westchnął- niestety pani poroniła- oświadczył ze smutkiem.
- Słucham?- osłupiałam.
- Była pani w ciąży.
- Nie, to musi być pomyłka. Przecież bym zauważyła.- tłumaczyłam lekarzowi.
- To nie jest pomyłka. Była pani w drugim miesiącu.- oznajmił. Widać było, że dla niego powiedzenie czegoś takiego było czymś normalnym.- nic pani nie zauważyła?- dopytywał.
- Skąd- powiedziałam oszołomiona.
- Miała pani miesiączkę? Przepraszam, że pytam, ale to istotne.
- Nie miałam od dwóch miesięcy. Ale to wcześniej się zdarzało. Nie miałam regularnej.- wyjaśniłam patrząc na podłogę.
- A mdłości? Nie przytyła pani?- pytał dalej. Zamarłam. Przecież przytyłam, ale myślałam, że to od braku treningów. A mdłości? Mdłości miałam, ale wydawało mi się, że to on jakiegoś niedobrego jedzenia.
- Matko, jak ja mogłam tego nie zauważyć?- chwyciłam się za głowę.- piłam alkohol, nosiłam ciężkie rzeczy. Jak mogłam tego nie zauważyć?- powtórzyłam.
- Skoro pani miała nieregularną miesiączkę i było tak już wcześniej to nie mogła pani tego przewidzieć.- byłam taka głupia. Siedziałam osłupiona jeszcze przez pięć minut. Łzy zaczęły mi spływać strumieniami. Nawet nie zauważyłam, kiedy lekarz wyszedł. Jak mogłam zabić własne dziecko? Jak mogłam? Trzeba było zrobić ten cholerny test, nawet jeżeli nie uważałabym to za konieczne. Zabiłam nasze dziecko. Jestem potworem. Mordercą. Przełknęłam głośno ślinę. Do sali wszedł Lou. Spojrzał na mnie. Był blady, jak ściana, pod oczami miał worki. W ręku trzymał moje ubrania. Położył je na szafce i ponownie usiadł na skraju łóżka łapiąc moją dłoń.
- Co ci powiedział?- spytał zmęczony.
- Nic takiego, to normalne przy miesiączce- skłamałam. Nie chciałam, żeby się dowiedział. Zniszczyłabym tylko nasz weekend. Choć i tak jest już do bani. Zmusiłam się do uśmiechu. Chyba był przekonujący bo chłopak to łyknął. Odetchnął z ulgą i złożył mały pocałunek na moich ustach.
- Dlaczego płakałaś?- przetarł kciukiem ślady po łzach.
- Bo... poczułam ulgę, że to nic poważnego- kolejny raz skłamałam. Wiem, że to było egoistyczne, ale nie chciałam, żeby cierpiał- pójdę się przebrać- oznajmiłam. Wzięłam ubrania z szafki i zdjęłam kroplówkę ze stojaka. Poszłam do łazienki. Opłukałam się i szybko przebrałam w świeże ciuchy, a stare wyrzuciłam do kosza. Nie mogłam na nie patrzeć. Zawsze będą mi przypominały o stracie mojego maleństwa. Wróciłam na salę. Zawiesiłam z powrotem woreczek z kroplówką na jej miejscu.
- Tak się cieszę, że to tylko miesiączka. Naprawdę się przestraszyłem.- wyznał. Potrzebuję go teraz. Cholernie potrzebuję mu powiedzieć całą prawdę, ale wiem, że nie mogę.
- Przytulisz mnie?- spytałam prawie piszcząc. Na jego twarzy pojawił się smutek zmieszany z radością. Przyciągnął mnie do siebie. Owinął swoje ramiona wokół mojego brzucha. Zaczęłam cichło łkać. Tego właśnie potrzebowałam- jego. Jego dotyku, jego miłych słów.
- Coś się stało?- nie odsunął się ode mnie.
- Nic, tylko... tylko jestem w szoku, że tak długo ze mną wytrzymałeś. Że przy mnie jesteś, że mnie kochasz- głos zaczął mi się łamać- pomimo tego wszystkiego, pomimo moich okropnych wad. Ty zawsze jesteś przy mnie. Za co jestem ci ogromnie wdzięczna. Nie mogłam trafić, na lepszego chłopaka-wyznałam i wtuliłam się w niego mocniej.
- Dobrze się czujesz?- spytał ze śmiechem.
- Nie- pokręciłam głową. Chciałam się z nim pośmiać, wygłupiać i przezywać, ale nie dałam rady. Usłyszałam czyjeś kroki. Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam przed siebie. Moje oczy mało co nie wyleciały z orbit. Widząc moje zdziwienie obrócił się i podążył wzrokiem na osobę, na której się skupiłam.
- Hej, ja... dostałem telefon od Louis'a.- tłumaczył- jak się czujesz?- spytał smutno. Chyba się przejął moim stanem. Było to dziwne, bo tyle razy leżałam w szpitalu, a on ani razu mnie nie odwiedził, więc co mu się stało? Może chce powiedzieć o wszystkim Lou? Przestraszyłam się.
- W ogóle się nie czuję- wypaliłam- po co przyszedłeś?- zapytałam oschle.
- Justyna proszę cię- błagał mój chłopak. Spojrzałam na niego. Był zmęczony. Westchnęłam i dałam mu buziaka w policzek.
- Nie szkodzi, to normalne przy okresie- oznajmił Harry. Oczy mało co mi nie wyleciały. Czy on się dobrze czuje? Nie chciałam ponawiać mojego pytania. I tak nie uzyskałabym na nie odpowiedzi. Zadzwonił telefon. Lou szybko wyjął z mojej torebki urządzenie i podał mi je. Jest taki kochany.
- Am... to z pracy- poinformowałam go i odebrałam połączenie.- Tak Cody?
- Just, mam nadzieję, że cię nie obudziłem- mówi z surowym tonem.
- Nie, co się stało?- pytałam.
- Jason chce mnie wylać z zespołu!- krzyknął do słuchawki. Nie kontrolował się.
- Słucham?!- odkrzyknęłam.- chyba go do reszty powaliło- brunet razem z loczkiem wyszli z sali. Cicho powiedzieli, że idą do bufetu i będą za 10 minut.
- Powiedz mu coś, bo zaraz go zabiję!- byłam przerażona stanem chłopaka. On był zawsze spokojny. Jason musiał nieźle mu nacisnąć na odcisk.
- Gdzie jesteście?- spytałam spokojniej.
- W moim mieszkaniu- odpowiedział wypuszczając głośno powietrze z płuc.
- Zaraz tam będę- oznajmiłam. Rozłączyłam się. Zaczęłam odłączać od siebie kroplówkę. Nie było to trudne. W liceum mieliśmy praktyki, jak to zrobić, aby nic nie uszkodzić pacjentowi. Szybko ściągnęłam wenflon i wyrzuciłam go do kosza. Przerzuciłam torebkę przez ramię. Spojrzałam na łóżko. W nogach leżały klucze. Były od auta Louis'a. Tyle razy mu mówiłam, żeby nie chował ich w tylnej kieszeni. Cieszyłam się, że mnie nie posłuchał. Wyszłam z sali, jak gdyby nigdy nic. Żaden lekarz, żadna pielęgniarka nie zwrócili na mnie uwagi. Nie dziwię im się. Wyglądałam, jak odwiedzający. Miałam na sobie normalne ubrania i make-up. Pacjenci zazwyczaj noszą piżamy i są przemęczeni. Ja też taka byłam, ale w środku. Wyszłam ze szpitala i wsiadłam do auta. Odjechałam z piskiem opon, ponieważ jeszcze nie wyczułam samochodu mojego chłopaka. Jechałam nim pierwszy raz i muszę przyznać, że jest dużo lepszy niż mój. Lekko się nim jeździ. Cały czas się zastanawiałam o co chodzi. W ciągu 30 minut dotarłam na miejsce. Mój telefon ciągle dzwonił. Zdenerwowana wyłączyłam go.- czemu chcesz go wylać?!- krzyknęłam wściekła wchodząc do środka.
- To nie twoja sprawa!- odparł.
- To do jasnej cholery moja sprawa! Cody jest w moim zespole i nie pozwolę ci go zwolnić!- darłam się głośniej niż to było potrzebne. Musiałam się jakoś wyładować. Niestety padło na to, że Jason będzie musiał przez to cierpieć. Stał, jak wryty. Nie wiedział co mi odpowiedzieć. Widział, jak bardzo jestem zdenerwowana.
- Mam powody, aby...
- Nie masz, żadnego powodu- warknął blondyn.
- Niby jaki?- spytałam trochę się uspokajając.
- Poszedł sobie na panienki. Nie może tego robić, ponieważ szkodzi to waszemu wizerunkowi. Jeżeli nadal będzie się umawiał z dziwkami daleko nie pociągniemy- podniósł głos.
- Gówno mnie obchodzi z kim on się pieprzy! Nie pozwolę ci zwolnić dobrego muzyka! Nie zasłużył sobie na to! Niech robi sobie co chce! To jest jego pieprzone życie! Nie wtrącaj się do tego Jason!- byłam zszokowana słowami, które wypowiedziałam w stronę Richard'a. Miałam do niego szacunek, ale przez to, że stało to co się stało zareagowałam na to zbyt emocjonalnie. Oczywiście tak, samo, jak Jason nie chciałam, aby wybryki Cody'ego nam zaszkodziły, ale nie chciałam też się z nim żegnać.
- Just...- zaczął.
- A ty Cody ostatni raz poszedłeś na dziwki! Rozumiesz?! Kocham cię, jak brata, ale do kurwy przestań bzykać przypadkowe panny i znajdź sobie normalną dziewczynę!- chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem. Nigdy w życiu nie przeklęłam. No może raz czy dwa, ale nigdy nie przy kimś.- teraz spadam, a wy macie się dogadać, bo jak nie... to odchodzę- ostatnie dwa słowa wypowiedziałam spokojnie. Wyszłam z mieszkania trzaskając drzwiami. Nie obchodziło mnie to, że było już po pierwszej, ani to, że ludzie słyszeli całą awanturę. Miałam po prostu wszystkich i wszystko gdzieś. Zbiegłam ze schodów i włączyłam telefon.
*30 nieodebranych połączeń od Lou*
*10 nieodebranych połączeń od Darii*
*29 nieodebranych połączeń od Liam'a*
*11 wiadomości od Louis'a*
*10 wiadomości od Darii*
Napisałam do nich wiadomość o tym, że żyję i wracam do domu.

                                                                             ***
- Gdzie ty byłaś?!- pytał, gdy weszłam do domu z trudem opanowując gniew. Wyglądał tak, jakby chciał mnie zabić.
- Nieważne- odpowiedziałam oschle i ściągnęłam buty.
- Czy ty wiesz, jak się o ciebie martwiłem?! Mogłaś odebrać chociaż telefon!- kontynuował swoje kazanie.
- Czyj to jest samochód w garażu?- postanowiłam zmienić temat. Nasze oczy się spotkały. Widać było w nich zakołopotanie.
- Nie zmieniaj tematu!
- To ty do ku... cholery nie zmieniaj tematu! Pytam się, czyj jest ten samochód?!- krzyczałam na niego.
-  Stan'a- odparł.
-  Kłamiesz- pokręciłam głową i wyminęłam go. Stał nadal oparty o ościeżnicę. Wbiegłam po schodach i wparowałam do sypialni. Rzuciłam torbę na podłogę. Przebrałam się w piżamę, umyłam zęby i schowałam się pod kołdrą. Zaczęłam szlochać. Chciałam uciec przed całym światem. Szczerze mówiąc nie widziałam już siebie na tym świecie. Całe życie będę się obwiniać za stratę dziecka. Nigdy nie będę w stanie żyć normalnie. Te myśli mnie dobijały. A najgorsze jest to, że spotkało mnie to samo co moją mamę. Myślałam sobie wtedy, że to może być jakaś klątwa rzucona na naszą rodzinę. Usłyszałam niepewne kroki. Nie chciałam się odwracać w jego stronę.
- Szlag- rzucił cicho, gdy potknął się o torebkę leżącą na środku sypialni. Poczułam, jak materac się ugiął. Chłopak położył rękę na moim ramieniu.- powiesz mi o co chodzi?- pytał z troską. Nie chciałam go dłużej martwić. Chciałam to z siebie wyrzucić. Powinien wiedzieć. To było też jego dziecko. Zasługiwał na odrobinę szczerości.
- Nie dzisiaj- odparłam zmęczona. Wtuliłam się bardziej w poduszkę.
- Więc kiedy?- po jego głosie mogłam stwierdzić, że się już poddaje.
- Niedługo. Obiecuję- wyznałam. Obróciłam się w jego stronę. Zapalił lampkę. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Bez problemu wyczytałam z nich bezradność i zagubienie. Podniosłam się do półprzysiadu.- proszę...pocałuj mnie- przełknęłam głośno ślinę- potrzebuję cię- moje oczy wypełniły łzy. Chwycił moją twarz w dłonie i przyciągnął do swojej. Natarł delikatnie nasze usta. Lecz po chwili pocałunek stał się bardziej zachłanny. Ku mojemu zaskoczeniu odsunęłam się od niego. Natychmiast go przytuliłam.
- Odwołujemy jutrzejszą domówkę- oznajmił nie odsuwając się ode mnie.
- Nie. Oboje potrzebujemy odskoczni.- odsunęłam się tak, aby móc spojrzeć mu w twarz.- chodź spać- moje oczy robiły się coraz cięższe. Chłopak wziął prysznic, umył zęby i w spodniach dresowych wskoczył pod kołdrę. Przyciągnął mnie do siebie i przykrył nasze ciała szczelnie kołdrą.
__________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Bardzo bym prosiła, aby każdy kto przeczytał ten rozdział napisał komentarz lub kliknął w reakcji "czytam"
Dziękuję ♥

2 komentarze:

  1. nie spodziewałam się że ona jest w ciąży szkoda mi Justyny jestem ciekawa co zrobi Lou gdy się dowie prawdy już nie mogę doczekać się następnego rozdziału:D
    Pozdrawiam
    powróciłam będę komentować przepraszam że tak długo nic nie pisałam pod rozdziałam ale komputer mi się popsuł i dopiero teraz mi go na prawili a twoje opowiadanie czytałam na telefonie a tam nie mogłam dodawać komentarzy przepraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie szkodzi :) Właśnie się zastanawiałam co się z Tobą dzieje :) Myślałam, że już znudziło Ci się. Również pozdrawiam i dziękuję za to, że czytasz :)

      Usuń