Po poprawinach, spakowaliśmy się i pojechaliśmy na lotnisko. O godzinie 1am byliśmy już w Londynie. Zaproponowałam Lou, żeby przenocował u mnie, bo bałam się sama zostać w takim ogromnym domu. Chłopak się zgodził. Następnego dnia pojechaliśmy z Jason'em, Caroline i Adam'em w dalszą trasę. Teraz była Azja. Wynajęłam kuzyna Darii, który podał się za chętnego do kupna mieszkania w moim miasteczku. Umówił się z rodzicami na spotkanie i kupił je. Zostawił klucze blondyneczce, która mieszkała z Zayn'em w UK.
Był już czerwiec. Wróciłam do Wielkiej Brytanii. Przyjechaliśmy do domu z Jason'em. Rozpakowałam się, zjadłam coś i od razu rzuciłam się na łóżko i zasnęłam. Byłam wykończona. Całe pół roku miałam trasę koncertową. Każdego wieczoru miałam występ, a później nagrania piosenek. Prawie skończyliśmy całą płytę. Zdziwiłam się, że tak szybko nam to poszło. To był pierwszy dzień, kiedy mogłam sobie spokojnie pospać.
Obudziłam się około godziny 2pm. Przypomniało mi się, że dzisiaj chłopcy mają koncert na Wembley. Szybko wzięłam prysznic, umyłam włosy i zęby. Przygotowałam sobie czarne rurki i biały t-shirt z czarnym nadrukiem. Do tego mała, czarna torebka, białe trampki, czarna skórzana kurtka, lekki make-up i włosy ułożone w naturalne fale. Gotowa załatwiałam bilet. Nie chciałam być w pierwszym rzędzie czy coś takiego. Chciałam po prostu dobrze się bawić na koncercie. Nerwowo przeglądałam strony w celu znalezienia chociażby jednego wolnego miejsca. W końcu znalazłam. Co prawda miejsce mnie było oszałamiające, ale co mi tam. Raz się żyję. Przygotowana od stóp do głowy poprosiłam Jason'a, żeby podwiózł mnie na miejsce. Wahał się, ale po groźbie iż pojadę autobusem od razu zmienił zdanie. Wyjechaliśmy półtorej godziny wcześniej, bo dobrze wiedzieliśmy, że będą korki. Po 30 minutach stania w korku dostaliśmy się na miejsce koncertu. Wysiadłam ostrożnie z auta i ustawiłam się grzecznie w kolejce, która zdawała mi się ciągnąć w nieskończoność. Strasznie mnie bolały nogi od tego stania. Nerwowo tupałam nogą, obracając głowę we wszystkie strony.
- Przepraszam, mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?- spytała nieśmiało rudowłosa nastolatka, za którą stała grupka innych dziewcząt bodajże w tym samym wieku. Były trochę speszone. Widać było, że dziewczyna, która się mnie spytała o zdjęcie była najodważniejsza.
- Jasne- odpowiedziałam jej z uśmiechem. Jedna z grupki pstryknęła nam fotkę. Później chciały kolejne. Znów się pięknie uśmiechnęłam i za pozowałam z nimi to foty. Później zaczęłyśmy rozmawiać, więc od razu poprawił mi się humor. Rozmawiałyśmy o One Direction. Zaskoczyła je moja wiedza na temat chłopaków. Wyznały, że one też myślały, że jestem z Lou dla sławy, a przyjaźń z resztą to zwykły fake. Ucieszyły się, że tak nie jest. Nareszcie dotarłam do osoby zajmującej się biletami. Wręczyłam bilet, a ochroniarz zaprowadził mnie na moje miejsce. Siedziałam na samym końcu na dolnej części widowni. Modliłam się tylko, żeby nikt wysoki za mną nie usiadł. Wyjęłam komórkę z torebki, która zadzwoniła. Na wyświetlaczu pojawił się wielki napis LIAM. Przeciągnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Liam? Co tam?- spytałam trochę spięta.
- W porządku a u ciebie? Wszystko ok? Nie brzmisz za dobrze- spytał z troską.
- Tak, wszystko ok. Co chcesz, bo nie mam zbytnio czasu na pogaduchy?- przygryzłam dolną wargę. Zawsze tak robiłam, gdy się stresowałam.
- Nic, po prostu dzwonię. Jesteś dziwnaaa- podkreślił ostatni wyraz.
- Wszyscy to wiemy!- krzyknął Zayn.
- Powiedz temu czarnuchowi, że go uduszę, jak go spotkam- zaśmiałam się do telefonu.
- Ciekawe jak to wytłumaczysz swojej najlepszej przyjaciółce?- odezwał się znowu mulat. Podejrzewałam, że zabrał komórkę Payne'owi.
- Stanie w mojej obronie. Wiesz chłopaka zawsze można zmienić, a przyjaciółki niekoniecznie- powiedziałam triumfalnie.
- Przyznaj się, że na mnie lecisz Just- miałam przed oczami jego uśmieszek.
- Dobra, Zen przeginasz... Ona jest moja- usłyszałam głos Tommo.
- Louis zostaw, ja z nią teraz gadam- krzyczał Zayn.
- Cześć słonko przepraszam cię za tego natręta, który ma dziewczynę- trzy ostatnie słowa wykrzyczał.
- Hej Loui, nie szkodzi. Teraz to ja ciebie przepraszam, bo muszę kończyć. Kocham cię. Pa- nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się. Schowałam telefon do torebki, dobrze ją zapinając i usłyszałam pierwsze nuty Midnight Memories. Na całe szczęście brytyjki są niskie, więc widziałam nawet dobrze chłopaków, którzy wygłupiali się na scenie. Stałam tam i śpiewałam wszystkie utwory, razem z resztą fanów. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę znam tą bandę dzieciaków, że chodzę z jednym z nich i mam czwórkę wspaniałych przyjaciół, łącznie z Lou. Harry był dla mnie trudny. Kiedyś zachowywał się w stosunku do mnie normalnie, a teraz mnie nienawidzi. Nie mogłam go zrozumieć. Aż ciężko było sobie wyobrazić, że ten uroczy, lokaty chłopak tak działa na dziewczyny, że niektóre nawet mdlały. Był taki miły dla fanów. Zastanawiało mnie dlaczego taki miły nie jest dla mnie. Przestając już rozmyślać o tym zaczęłam śpiewać dalej kawałki. Było cudownie. Koncert dobiegł końca, więc szybko pobiegłam w stronę sceny, przepychając się przez każdą dziewczynę i słysząc masę przekleństw. Dotarłam do sceny. Tam zatrzymał mnie ochroniarz. Wyjaśniłam mu kim jestem, ale ten nie chciał mi uwierzyć. Na całe szczęście zauważył mnie Liam, który poszedł po wodę na scenę, a wszystkie dziewczyny zaczęły piszczeć. Uśmiechnął się ślicznie i pomachał im.
- Jeżeli możecie wróćcie na chwilkę na swoje miejsca- powiedział przez mikrofon.-Wpuście ją- krzyknął w stronę goryla, który zmierzył mnie wzrokiem i przepuścił dalej.
- Cześć- dałam mu buziaka w policzek.
- Just co ty tu robisz?- spytał zdumiony, prowadząc mnie za kulisy.
- Przyszłam na wasz koncert. Po co kazałeś dziewczynom zostać na widowni?- spojrzałam w jego stronę, a ten tylko się uśmiechnął.
- Ej Lou zobacz kogo znalazłem!- krzyknął zadowolony z siebie Payne.
- Justyna- przytulił mnie i złożył na moich ustach czuły pocałunek.Chwycił mnie za dłoń i pociągnął w stronę schodów. Wyszliśmy na scenę. Czułam się, jak sparaliżowana. Pomimo tego, że przez pół roku każdego dnia stawałam na niej to i tak się stresowałam. Na środku stały dwa czarne krzesła. Lou posadził mnie na jednym, po czym usadowił się na drugim. Wykonał gest głową w stronę muzyków. Zaczęto grać na pianinie.
( http://www.youtube.com/watch?v=zIFo7jKH8tc )
Każde słowo, które śpiewał mój chłopak przeszywało mnie od środka. Próbowałam powstrzymać łzy, ale nie udało mi się. Loui chwycił moją dłoń i splótł nasze palce. Śpiewał patrząc mi prosto w oczy. Wycierałam spływające łzy po moim policzku wierzchem dłoni. Nigdy w życiu tak się nie czułam. Nawet nie potrafię opisać tego uczucia. Piosenka się skończyła. Tommo pomógł mi zejść z krzesła. Bez chwili zastanowienia rzuciłam mu się na szyję. Zaczęto bić nam brawa. Zupełnie zapomniałam, o tym, że nie jesteśmy sami. Zaśmiałam się. Odsunęłam się od niego, żeby spojrzeć mu w twarz. Wypowiedziałam bezgłośne "kocham cię", a on nie pozostał mi dłużny. Uśmiechnięci zeszliśmy ze sceny.
- No, no Tommo zaskoczyłeś nas- zaśmiał się Niall.
- Kto by się tego spodziewał?- dodał oschle siedzący na kanapie Harry. Przewróciłam oczami i zwróciłam się do Tomlinson'a.
- Co to miało być Louis'ie William'ie Tomlinson'ie?!- krzyknęłam na niego udając oburzoną.
- Myślałem, że ci się podobało.- spojrzał na mnie zdziwiony. Przybliżył się ku mnie.
- To źle myślałeś- odepchnęłam go od siebie.- podobało to mało powiedziane- złapałam go za koszulę i przyciągnęłam go do siebie składając całusa na jego wargach.
- Bleee przestańcie już!- zawołał blondasek. Oboje się zaśmialiśmy. Chłopcy zaczęli si wydurniać, więc poszłam na zewnątrz, żeby trochę ochłonąć. Gdy wyszłam przestraszyłam się. Za drzwiami stał oparty o budynek z papierosem w ustach Zayn. Widać było, że był zdenerwowany.
- Co jest?- stanęłam naprzeciwko niego.
- Nic- wypuścił dym z płuc.
- Taaa. Dobrze wiesz, że ja nie odpuszczam- wzruszyłam ramionami, na co chłopak się zaśmiał. Przetarł dłonią po swojej nieogolonej twarzy.
- Daria ze mną zerwała- znowu szlug wylądował w między jego wargami.
- Co?!- oniemiałam.- jak to?! Kiedy?! Dlaczego?!- zasypałam go lawiną pytań.
- Przed chwilą, przez sms'a. Ubzdurała sobie, że ją zdradzam!- warknął wkurzony. Odszedł od ściany budynku i zaczął nerwowo krążyć.
- A dzwoniłeś do niej?- spytałam z nadzieją, odwracając się w jego stronę.
- Bo to raz?! Ona jest dla mnie najważniejsza! Na nikim mi tak nie zależało! Harowałem, jak ostatni debil, żeby zabrać ją do Paryża w naszą rocznicę! Zamówiłem już nawet grajków! I to wszystko szlag trafił przez jedną głupotę!- za każdym razem gdy się odzywał wzdrygałam się. Krzyczał tak głośno, że aż zdziwiłam się iż nikt nas tu nie słyszy.
- Wyluzuj ja do niej zadzwonię. Może ode mnie odbierze- powiedziałam pełna nadziei. Wybrałam numer przyjaciółki i nacisnęłam na zieloną słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha. Po trzech sygnałach odebrała.- Daria gdzie jesteś?- spytałam spokojnie, żeby ta nie zaczęła nic podejrzewać.
- Na lotnisku. Wracam do Polski- jej głos zaczął się łamać.
- Jak to wracasz do Polski?! Oszalałaś? Czemu?- spojrzałam na Zayn'a, który zaraz zniknął. Usłyszałam tylko pisk opon. Podejrzewałam, że pojechał na lotnisko po dziewczynę.
- Z Zayn'em nam się nie układa. Miałaś rację to było zauroczenie.- wyszeptała.
- Co ty wygadujesz? To nie było zauroczenie! Przecież ty go kochasz, a on ciebie. Proszę cię nie rób nic głupiego. Zostań ze mną w UK.- nerwowo przygryzałam wargę.
- Daj spokój Justyna. Nasza przyszłość nie ma sensu. On mnie zdradził. Nie mogę być z kimś takim.- westchnęła.
- Przestań gadać takie bzdury!- krzyknęłam na nią.
- Daria!- słyszałam wołanie mulata. Szybko dotarł na miejsce.
- Pogadaj z nim. Przemyśl jeszcze wyjazd. Kocham cię. Pamiętaj, to najlepszy chłopak, jakiego w życiu spotkałaś. Wysłuchaj go.
- Też cię kocham mała- uśmiechnęłam się do telefonu i rozłączyłam się. Weszłam ponownie do budynku.
- Gdzie jest Zayn?!- krzyczał ochroniarz.- gdzie jest Zayn Malik?!
- Spokojnie, pojechał na lotnisko, za godzinkę powinien wrócić.- wyjaśniłam mu całą sytuację, a ten pojechał za nim. Weszłam do garderoby chłopaków.
- Idziemy dzisiaj na miasto?- spytał słodko Lou obejmując mnie w pasie.
- Chyba sobie żartujesz? Chcesz, żeby te wszystkie fanki nas oblepiły?- spojrzałam na niego zawiedziona.
- Masz rację, ale możemy chyba wyjść do kina, jak normalna para?- stanął naprzeciwko mnie patrząc mi głęboko w oczy.
- My nie jesteśmy normalną parą Loui- wzruszyłam ramionami. Ten posłał mi piękny uśmiech.- czemu się śmiejesz?- odsunęłam go lekko od siebie.
- Bo lubię. Zabronisz mi?- uniósł jedną brew ku górze.
- Tak, zabronię- skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Okej- wzruszył ramionami i z uśmiechem poszedł w stronę reszty ekipy.- to jak idziemy dzisiaj na imprezę? Może pójdziemy poznać jakieś nowe panny z klubu, który jest kilka przecznic dalej? O ile dobrze pamiętam to był klub ze striptizem.Co wy na to?- objął Niall'a i Harry'ego ramieniem.
- Dobra! Pójdę z tobą do tego kina!- krzyknęłam za nim.
- Tak to się załatwia panienki- zwrócił się do chłopaków i z triumfalnym uśmiechem odszedł od nich i przyszedł do mnie. Wyciągnął rękę w moim kierunku. Przewróciłam oczami i splotłam nasze palce.- nie poszedłbyś do żadnego klubu z tanimi dziwkami- powiedziałam oschle.
- Pewnie, że nie. Poszedłbym do klubu z drogimi dziwkami- znowu się uśmiechnął.
- Do żadnego z nich byś nie poszedł, bo ucierpiałaby twoja reputacja, a fanki przestałyby zwracać na ciebie uwagę, w najgorszym przypadku wywalili by cię z zespołu.
- Jesteś taka pewna tego co mówisz, a i tak miałaś chwilę niepewności.- zaśmiał się.
Poszliśmy do kina, a później na spacer. Lou odprowadził mnie do furtki. Pożegnałam się z nim i weszłam za ogrodzenie. Chciałam otworzyć drzwi, lecz zorientowałam się, że są otwarte. Uchyliłam je na oścież nie wchodząc do środka. Zobaczyłam totalny chaos. Bez chwili namysłu wyciągnęłam telefon i zgłosiłam włamanie na policję. Kiedy zobaczyłam na podłodze małą czerwoną plamkę przeraziłam się. Szybko wbiegłam do środka.
- Jason! Jason! Jason!- krzyczałam biegając po całym domu. Szybko weszłam na górę i wparowałam do drzwi sypialni Jason'a. Nie było tam nikogo. Tak samo, jak w reszcie kątów domu panował chaos. Przeszukałam cały dom, ale nie znalazłam Richard'a. Zdenerwowana i zalana łzami poszłam do swojej sypialni, która też była zdemolowana. Nachyliłam się nad rozbitym zdjęciem, na którym byłam z Louis'em. Podniosłam się i poczułam, jak coś ciężkiego ląduje na mojej głowie. Upadłam, a przed oczami miałam tylko ciemność.
________________________________________________________________
Straciłam was.
Miałam 7 obserwatorów, a teraz mam 6. Miałam 12 czytelniczek, a teraz mam 7.
Opowiadanie będzie miało swoje zakończenie niebawem po moich urodzinach, a
mianowicie na koniec lutego.
Nie widzę sensu, żeby ciągnąć opowiadanie dla jednej osoby- Emilka Tomlinsonowa
Przepraszam, że was zawiodłam.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
piątek, 31 stycznia 2014
poniedziałek, 20 stycznia 2014
38
PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
Mijały kolejne tygodnie. Do końca stycznia miałam skończyć tour po Europie. I tak też się stało. W Londynie na mój koncert przyszedł Lou z rodziną i co najważniejsze była też Daria. Tak, jak wcześniej wspominałam 14 lutego miałam się spotkać z Tommo. Tego dnia siedziałam sobie w domu. Jason gdzieś wyjechał, Car i Adam dostali wolne, więc byłam sama. Nie robiłam nic specjalnego. Zjadłam śniadanie, ogarnęłam się, posprzątałam cały dom. Zajęło mi to około 3 godzin. Później korzystając z wolnej chwili weszłam na Twitter'a. Przeglądałam go, kiedy zobaczyłam jeden tweet związany z moją osobą. Było tam napisane, że jestem z Lou dla rozgłosu, bo powiedzieliśmy iż jesteśmy razem i byli na moim koncercie w Szczecinie. Pisali również, że jestem brzydka, mam krzywe nogi i nie potrafię śpiewać. Oczywiście były też komentarze typu co on w niej widzi, głupia Polka, myśli, że może odebrać nam Louis'a, w ogóle kto jej pozwolił śpiewać? Przecież to polka wiadomo, że będzie kaleczyć angielski i do tego to nazwisko, ta dziewczyna to porażka życiowa. Szczerze mówiąc zabolało mnie to. Ludzie zazwyczaj mówią, że nie obchodzi ich opinia innych, ale ja nie jestem tak silna, żeby to znieść. Przeglądam dalej- to samo, są nawet pogróżki. Postanowiłam, że nie będę odwiedzać tego portalu społecznościowego bez potrzeby, bo to nie dla mnie. Wzięłam pierwszą lepszą gazetę i zaczęłam czytać. Na moje nieszczęście była o tym, jak bardzo fanki One Direction mnie nienawidzą, bo uważają, że kradnę im chłopaka, a niektóre nawet uważają, że niszczę związek Lou i Hazzy. Szybko odrzuciłam tą gazetę w drugi koniec pokoju. Przetarłam twarz dłońmi i położyłam się na kanapie. Zadzwonił dzwonek. Oburzona wstałam i poszłam w stronę drzwi. Chciałam w końcu odrobinę odpocząć czy proszę o tak wiele? Otworzyłam drzwi i ujrzałam rozbawioną grupkę moich znajomych. Przywitałam się z każdym z osobna.
- Co wy tu robicie?- spytałam zdumiona zamykając drzwi.
- Wszystkiego Najlepszego!- krzyknęli chórkiem, a Daria zdjęła pokrywkę z tortu. Zupełnie zapomniałam o własnych urodzinach. Miałam tego pecha, że obchodziłam je w walentynki. Nie znosiłam tego święta.
- Jesteście kochani! W ogóle się nie przygotowałam na to, przepraszam.
- Odstawię tort do jadalni. Chłopcy przynieście jedzenie z samochodów- poprosiła pięknie Daria. Cała piątka poszła na zewnątrz. Znaczy piątka: Lou, Liam, Niall, Zayn i Ed. Zostałam tylko ja, Daria, Barbara (towarzyszka Niall'a) i Nina. Dziewczyny rzuciły mi się na szyję składając cudowne życzenia, śmiały się z tego, jak mogłam zapomnieć o własnych urodzinach. Szczerze mówiąc, to miałam ostatnimi czasy tyle na głowie, że naprawdę nie miałam ochoty myśleć, o tym, że mam już 20 lat. Jeny, jak to szybko zleciało. Dopiero kończyłam szóstą klasę, a już pracuję. Tragedia. Poszłyśmy do mnie i dziewczyny chwyciły moje kosmetyki. Zrobiły mi make-up i dały czarną skórzaną spódniczkę, do tego białą koszulę na długi rękaw z kołnierzykiem. Założyłam to na siebie. Czułam się, jak na zakończeniu roku szkolnego. Szybko ściągnęłam ciuchy i ubrałam się po swojemu: czarne rurki i niebieska koszula z kołnierzykiem. Zeszłyśmy na dół chłopcy siedzieli już przy stole i czekali na nas. Jedzenie było ładnie ustawione już na stole. Chciałam usiąść, kiedy Lou mnie powstrzymał. Reszta również wstała i zaśpiewali mi happy birthday. Nie lubiłam tego zbytnio, bo nigdy nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Czy śpiewać z nimi? Czy może patrzeć tępo w stół? Nie miałam pojęcia, dlatego zaczęłam się śmiać pod nosem. Było mi przykro, że nie spędzę tych urodzin z rodzicami. Tęskniłam za nimi. Każdy po kolei złożył mi życzenia. O dziwo żadne słowo wypowiedziane z ich ust się nie powtórzyło. Chyba mieli to przećwiczone. Usiedliśmy znowu do stołu. Pokroiłam tort i włożyłam każdemu kawałek na talerz.
- Masz garnitur?- zapytałam kończąc moją porcję.
- Garnitur?- spojrzał na mnie pytająco.
- Lou proszę cię, jutro mamy ślub- powiedziałam błagalnie i trochę zagłośno.
- To wy się pobieracie?- zwróciła się do nas Barbara.
- Nie, mój brat się żeni- odpowiedziałam jej- jak mogłeś zapomnieć o smokingu? Przecież tylko o niego cię prosiłam.
- Miałem też inne rzeczy na głowie. Przecież zorganizowałem ci urodziny.- powiedział z wyrzutem.
- Trzeba było nie organizować żadnych urodzin, przeżyłabym bez nich- wkurzona wstałam i odeszłam od stołu. Super, nie ma to jak kłótnia na własnych urodzinach. Wiem, że wkurzyłam się o zwykły ciuch, ale do jego domu mamy 3 godziny jazdy. Była już godzina 4pm, więc musielibyśmy już wyjechać i stracić sześć godzin na głupi smoking. Usiadłam na łóżku. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę- powiedziałam oschle. Do środka wszedł Louis.
- Mogę wejść?- spytał nieśmiało, stojąc w drzwiach.
- Jak chcesz- spuściłam głowę i zaczęłam bawić się nerwowo palcami. Chłopak wszedł i usiadł naprzeciwko mnie.
- Nie bądź na mnie zła.- zaczął smutno.
- Jak mam nie być na ciebie zła? Prosiłam cię tylko o ten garnitur, garnitur, jeden głupi garnitur. Wiesz jakie to dla mnie ważne.- spojrzałam mu w oczy, ale to był błąd. Od razu było widać skruchę, jaką miał w sobie Tomlinson.
- Przepraszam. Wiem, wiem zawiodłem cię, ale nie musiałaś tak reagować. Tym bardziej, że nie pozwoliłaś mi się wytłumaczyć.- chwycił moją dłoń.- nie mam garnituru przy sobie, ale jest w Londynie. A mianowicie u nas w domu. Zostawiłem go tam, nie wiedziałem, że chciałaś go tutaj.- wytłumaczył mi spokojnie. Zrobiło mi się głupio. Naskoczyłam za niego o nic.
- Przepraszam cię, myślałam, że masz go w Doncaster. Jest mi mega głupio. Pewnie wszyscy już sobie poszli- znów spuściłam wzrok.
- Nie martw się, wszyscy siedzą i czekają na ciebie. Daria mi rozkazała tu przyjść. Sam bym się nie odważył. Widziałem, jak cię wkurzyłem i nie chciałem pogarszać sytuacji, ale ta mała blondynka mi groziła- zaśmiał się.
- To chodźmy do nich.- wstawałam z łóżka, kiedy chłopak mnie powstrzymał.
- Najpierw otworzysz prezent ode mnie.- powiedział miło.
- Nie, nie chcę żadnych prezentów. Nie musisz na mnie wydawać kasy.
- Nic nie wydałem.- wręczył mi ładnie owinięte pudełko z kokardką na środku. Uśmiechnęłam się i otworzyłam je. Wyciągnęłam z niego szary sweter.
- To twój- z mojej twarzy nadal nie schodził uśmiech.
- Tak. Możesz, go nosić, gdy za mną zatęsknisz i jak ci będzie zimno.- uśmiechnął się pięknie.
- No, postarałeś się Tomlinson- pochwaliłam chłopaka- to jest najlepsze co mogłeś mi dać. Kocham cię.
- Ja ciebie też- szybko go pocałowałam.- cieszę się, że ci się podoba.
- Chodźmy na dół.- wstałam i włożyłam sweter do szafy. Loui chwycił mnie za rękę i zeszliśmy do reszty. Przeprosiłam ich za swoje zachowanie, bo było żenujące. Zaczęliśmy tańczyć. Po dwóch godzinach Daria wzięła mnie do łazienki na dole.
- Słuchaj muszę z tobą porozmawiać.- oparła się o umywalkę.
- Śmiało- zachęciłam ją.
- Mam wrażenie, że Zayn mnie zdradza.- palnęła powstrzymując łzy.
- Co? To niemożliwe. Masz jakieś dowody?- spojrzałam na nią z przerażeniem.
- Ostatnio ma jakieś telefony, a jak przychodzę do pokoju, w którym gada to się rozłącza. Zrobił się jakiś tajemniczy, rzadziej się widujemy, co jest dziwne bo ma 3 miesiące wolnego. Gdy dotykam jego telefon robi się na mnie wściekły. Nie jest już pomiędzy nami, jak kiedyś.- łza spłynęła jej po policzku.
- Co ty gadasz? Przecież on nie widzi świata poza tobą. Patrzy na ciebie, jak w obrazek, jest dla ciebie taki miły. Praktycznie ciągle cię przytula. Nie powinnaś się tym przejmować. Może ma swoje dni. Albo jest zmęczony- podeszłam do niej- ale na pewno cię nie zdradza. Jesteś pewna, że sobie tego nie wmówiłaś?- spojrzałam jej w oczy.
- Nie wiem. Może przy was jest inny.- wzruszyła ramionami.
- A jesteś pewna, że to on się zmienił, a nie ty?
- Co sugerujesz?
- Może to nie była miłość, tylko zauroczenie?- widać było, że na jej twarzy pojawiło się zmieszanie.
- Nie, jakby to było zauroczenie, to nie cierpiałabym tak bardzo- w jej oczach dało się wyczytać smutek.
- Możliwe, przepraszam gadam głupoty. To przez to całe zamieszanie.- wzięłam wielki wdech i wydech.- wiesz co ja pójdę, a ty ochłoń troszkę.- powiedziałam miło. Dziewczyna przytaknęła.
- Justyna?- zwróciła się do mnie, gdy już miałam wychodzić.
- Tak?- obróciłam się w jej stronę.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaka chodzi po tym świecie.- uśmiechnęła się i przytuliła się do mnie.
- Przecież nic takiego nie powiedziałam.- zaśmiałam się.
- Wystarczy, że ze mną pogadałaś. Brakowało mi tego.
- Mnie też- dałam jej buziaka w policzek i wyszłam. Pech chciał, że akurat weszłam na Malik'a. Trzeba być mną, żeby w takim wielkim domu wpaść, akurat na osobę, o której się mówiło.
- Just nie widziałaś nigdzie Darii?- spytał zaniepokojony.
- Zayn, mogę z tobą pogadać?- zaczęłam niepewnie.
- Teraz? Bo muszę ją znaleźć.
- Ty ją naprawdę kochasz- powiedziałam szeptem.
- Oczywiście, że tak. To moja dziewczyna, jest dla mnie najważniejsza.- odparł zupełnie naturalnie.
- Blondi jest w łazience. Tylko zapukaj- upomniałam go, a na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech.
- Dzięki- uśmiechnął się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Poszłam do salonu. Wszyscy świetnie się bawili. Niall tańczył śmiało z Barbarą, Ed, Liam i Lou wygłupiali się i nabijali się z jakiś tańców. Usiadłam na sofie obok Niny.
- Co jest?- spojrzałam na dziewczynę. Nie wyglądała dobrze. Była przybita i smutna.
- Nic- opuściła głowę.
- Przecież widzę, że coś jednak jest. Mów- chwyciłam za napój stojący na ławie. Napiłam się.
- Bo chodzi o Harry'ego- westchnęła.
- Dalej- zachęciłam ją.
- Bo w sylwestra- rozejrzała się dookoła, aby sprawdzić, czy nikt nas nie podsłuchuje.- my spaliśmy ze sobą- szepnęła mi do ucha- i do tej pory się nie odezwał- jej głos zaczął się łamać.
- I dlatego przejmujesz się nim? Daj spokój przecież to babiarz. Nie bylibyście razem szczęśliwi. Ty taka pogodna, radosna i on wiecznie ponury, sypiający z każdą lepszą to by nie wyszło.- pokiwałam przecząco głową. Dziewczyna przyznała mi rację. Pogadałam trochę z resztą naszej ekipy i musieliśmy się pakować. Podziękowałam wszystkim pięknie za niespodziankę. Wzięliśmy garnitur i nasze bagaże i pojechaliśmy na lotnisko. Wszystko już było załatwione, gdy nagle pojawiły się fanki Lou. Nie byłam z tego powodu zadowolona, ale cóż. Sama też byłam Directioner, więc wiem co one czuły. Tommo oznajmił im, że jest teraz "czas prywatny" i nie może sobie z nimi zrobić zdjęć. Zaprotestowałam. Poprosiłam go ładnie, żeby zrobił sobie z dziewczynami zdjęcie: jedno-grupowe, albo niech każda z osobna. Zgodził się. Wsiedliśmy na pokład samolotu i wylądowaliśmy w Polsce. Postanowiłam, że nie będziemy się w nocy tłukli do miasteczka, w którym miał się odbyć ślub, tylko spędzimy noc w moim mieszkaniu w Szczecinie.
Wstałam o 7 rano. Szybko wzięłam prysznic, ogarnęłam się, umyłam włosy i je wyprostowałam. Gdy ja się tak stroiłam Loui słodko sobie spał. Naszykowałam nam śniadanie- omlet. Była godzina 10am więc postanowiłam obudzić chłopaka. Podeszłam do łóżka i nachyliłam się nad Tomlinson'em.
- Tommo wstawaj- mówiłam słodko. Przypomniało mi się, że on mnie tak słodko nie budzi. Wykorzystałam jego patent- Good Morning!- krzyknęłam mu do ucha. Ten szybko wstał marudząc coś pod nosem.- szykuj się zaraz jedziemy- pospieszyłam go.
- Jesteś okropna- burknął.
- Tak, wiem.- poszłam do salonu. Zjadłam omlet, wypiłam herbatę i naszykowałam potrzebne nam rzeczy. Chłopak się wykąpał, zjadł śniadanie i poszedł się szykować. Ułożył włosy, założył garnitur i wyszedł, żeby mi się pokazać. Miał na sobie czarne, lekko opuszczone spodnie, białą koszulę, marynarkę i krawat.
- Wow- palnęłam- nie wiedziałam, że mój chłopak to takie ciacho.- moje oczy mierzyły każdy centymetr jego ciała.
- Jestem ciekaw co zawsze o mnie myślisz- uniósł jedną brew ku górze i zaczął się do mnie zbliżać.
- A nie chciałbyś wiedzieć- powiedziałam niby od niechcenia.
- Jednak chcę wiedzieć- objął mnie w talii. Szybko złączyłam nasze usta. Zaczęliśmy się całować. Loui położył mnie na sofie.
- Ej czekaj, jeszcze coś zrobimy z garniturem- odepchnęłam go.
- Co najwyżej mogę go ściągnąć. Chyba wolisz mnie w bokserkach? Albo bez nich?- uniósł znacząco brwi.
- Rozmarzyłeś się chłopczyku.- dałam mu całusa i poszłam w stronę łazienki.
- Ale serio wolisz mnie bez czy z ?- nie dawał za wygraną.
- A ty wolisz mnie bez bielizny czy z bielizną?- stanęłam w drzwiach w bieliźnie.
- Zdecydowanie bez. Wiesz ten stanik, wydaje mi się, że bez niego byłoby lepiej- podszedł do mnie, Szybko chwyciłam poduszkę, która leżała na krześle.
- Okropny jesteś- rzuciłam w niego i uciekłam do łazienki.
- Sama zadałaś to pytanie.
- Miałam nadzieję, że nie odpowiesz- wytknęłam mu i zrobiłam kilka poprawek, tusz, kredka, pomadka, prostownica, lakier i byłam gotowa. Znaczy brakowało mi tylko ciuchów, które zostawiłam w sypialni. Otworzyłam lekko drzwi i zobaczyłam Lou leżącego na kanapie i oglądającego coś w tv. Wykorzystałam tę okazję i szybko poszłam do pokoju. Założyłam na siebie spodnie i sweter, spakowałam wszystkie rzeczy do torby. Mieliśmy zostać u rodziców na noc. Zapakowałam również moją sukienkę. Nie chciałam w niej prowadzić samochodu. Postanowiłam, że przebiorę się na w domu. - gotowy?- krzyknęłam do chłopaka, pakując ostatnie rzeczy.
- Tak- odpowiedział w moim ojczystym języku. Zdumiona wyszłam na korytarz.
- Co ty powiedziałeś?- oparłam się o ościeżnicę.
- Tak- odparł naturalnie zakładając buty.
- Skąd znasz to słowo?- uniosłam brew ku górze.
- Justyna, to jest najprostsze słowo w tym całym waszym języku, więc nie jest to jakiś wyczyn nauczyć się zwykłego "tak"- zaśmiał się. Pokręciłam głową, wyniosłam torbę na korytarz, nałożyłam ubranie wierzchnie i wzięliśmy choinkę, bombki, lampki i inne tego typu akcesoria. No nieźle był luty, a ja dopiero wynoszę ozdoby choinkowe. Zamknęłam drzwi i zeszliśmy do piwnicy. Zostawiliśmy tam kartony ze świątecznymi rzeczami i ruszyliśmy w drogę. Lou cały czas marudził, że połowy rzeczy nie będzie rozumiał i jeszcze ubzdurał sobie, że moi rodzice za nim nie przepadają. Zapewniałam go, że to nie prawda. Dojechaliśmy, przez pomyłkę pojechałam na stare osiedle. Przejeżdżając obok klatek zauważyłam nalepione białe karteczki.
- Ciekawe co tam jest napisane?- jechałam wolniej i przyglądałam się każdej kartce papieru. Zatrzymałam samochód, odpięłam pas bezpieczeństwa i wysiadłam.
- Justyna co robisz?- spytał Lou śledząc każdy mój ruch. Podeszłam do szyby. Było to ogłoszenie. Na sprzedaż było mieszkanie, mieszkanie, w którym się wychowałam. Nie myśląc dłużej zerwałam je z szyby. Pobiegłam do kolejnych klatek i zrobiłam to samo. Tommo wysiadł za mną z samochodu.- hej uspokój się- przytrzymał mnie w uścisku.- o co chodzi?- próbowałam mu się wyrwać, ale gdy zobaczyłam, że nie mam z nim szans poddałam się. Przytuliłam go.- powiedz mi o co chodzi proszę cię.- mówił błagalnym tonem.
- Chodźmy do auta.- chłopak splótł nasze dłonie i poszliśmy w stronę pojazdu. Wsiedliśmy. Przeczytałam mu co jest napisane na ogłoszeniu. Odpaliłam wóz i pojechałam do nowego domu rodziców. Zaparkowałam i jak poparzona wysiadłam z niego. Weszłam do domu, nie ściągając ubrania wierzchniego. W brudnych butach weszłam do salonu, w którym mama szykowała Maćka.- możesz mi powiedzieć co to do cholery jest?!- warknęłam rzucając na ławę stos ogłoszeń. Kobieta nachyliła się i przeczytała tekst z kartki.
- Sprzedajemy mieszkanie- odpowiedziała, jak gdyby nigdy nic i wróciła do poprawiania kreacji pana młodego.
- Dlaczego?!- nie mogłam w ogóle jej zrozumieć.
- Nie mamy pieniędzy na utrzymanie domu i mieszkania, dlatego je sprzedajemy.- wyjaśniła nie spoglądając na mnie.
- Good Morning- powiedział nieśmiało Loui wchodząc do salonu. Nie miał butów, ani kurtki, bo zostawił je na przedpokoju.
- Dzień dobry- odpowiedziała mu miło moja mama.
- Mamo!- krzyknęłam na nią. Chłopak usiadł na kanapie i bacznie nam się przyglądał, nie rozumiejąc o czym rozmawiamy. Znaczy, chyba się domyślał.- nie macie pieniędzy? Mówisz i masz! Zaraz wam wpłacę na konto i po sprawie!
- Przestań! Mam dość tego, że traktujesz pieniądze, jako bezużyteczną zabawkę!- podniosła na mnie głos.
- Bezużyteczną?! Nie pozwolę ci sprzedać mojego dzieciństwa! Zrobię wszystko, żeby nie dopuścić do sprzedaży mieszkania! Nawet jeśli miałabym zerwać wszystkie ogłoszenia w tym zakichanym mieście!- zdenerwowana poszłam do samochodu, wyciągnęłam sukienkę i resztę rzeczy z bagażnika. Zaniosłam wszystko na górę. Byłam prawie identycznie ubrana, jak na sylwestra. Poprawiłam się i zeszłam na dół.
- Gotowa?- spytał Louis stojący przy schodach. Wyglądał cudownie. Podał mi swoją dłoń. Podeszliśmy do wieszaka i nałożył mi kurtkę. Wyszliśmy na zewnątrz. Zaczął prószyć śnieg. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy pod kościół.
Uroczystość już się zakończyła. Muszę przyznać, że nie raz poleciały mi łzy. Maciek jeszcze niedawno bawił się ze mną na podwórku, a teraz się ożenił. Czas naprawdę szybko leci. Nim się obejrzę będę miała męża i dwójkę dzieci, moja kariera legnie i będę musiała pracować w biurze.
Suknia Patrycji była cudowna. Była delikatna, z małymi kryształkami i koronką na dole. Była bez rękawów. I na to miała jeszcze białe futerko, żeby nie zmarznąć w kościele. Gdy państwo młodzi wyszli zaczęliśmy sypać w nich ryżem. Złożyliśmy życzenia, gdzie znowu się popłakałam, a następnie pojechaliśmy do Domu Biesiadnego, gdzie miało odbyć się wesele. Każdy dostał po kieliszku szampana w rękę. Otoczyliśmy młodych pięknym kółkiem, a oni zatańczyli swój pierwszy taniec. To było cudowne. Wypiliśmy zdrowie młodej pary i zasiedliśmy do stołu. Radość Louis'a była ogromna, gdy zobaczył swoją kartkę z imieniem i nazwiskiem. Siedzieliśmy zaraz przy młodych. Zjedliśmy obiad i orkiestra zawołała wszystkich do tańca. Nie czekając długo wzięłam Lou za rękę i jako druga para weszliśmy na parkiet. Chłopak wyciągnął swoją dłoń przed siebie. Chwyciłam ją i zaczęliśmy się kręcić w rytm muzyki.
- Co to za muzyka?- spytał unosząc brwi do góry.
- Typowa na polskie wesela. My Polacy lubimy rytmiczne piosenki.- wyjaśniłam. Ktoś klepnął Lou w ramię. Obrócił się. To był Maciej.
- Odbijany- zwrócił się po angielsku. Brunet posłał mu miły uśmiech i oddał mnie w jego ręce, a sam zatańczył z panną młodą. Śmialiśmy się cały czas, później znowu była zmiana partnerów. Tym razem tańczyłam z tatą. Później były tańce swobodniejsze. Wygłupiałam się z moimi małymi kuzynkami. Muszę przyznać, że miałam ich sporo. Bardzo polubiły Louis'a, chodź musiałam im wszystko tłumaczyć. Fajnie było spotkać się z rodziną. Tyle czasu ich nie widziałam. Najlepiej tańczyło mi się z dziadziusiem. Fakt, że mężczyzna miał 75 lat, ale ruszał się lepiej niż niejeden młody chłopak na sali.
- Eemm... Justyna już czas- powiedział do ucha Tomlinson.
- Okej- wzięłam głęboki wdech i weszliśmy na scenę. Wręczyłam orkiestrze nuty.- mamy prezent dla pary młodej, na pewno wam się spodoba- posłałam im ciepły uśmiech. Postawiono projektor na końcu sali. Wyświetlono z niego tytuł i tłumaczenie piosenki, którą mieliśmy zaśpiewać. Na razie był wyłączony. Wszyscy usiedli przy stołach. Nad młodymi wisiały dwa ogromne serca wykonane z białych i czerwonych róż. Kiwnęłam głową do grajków. Zaczęli pomału przygrywać. Projektor włączony. Wyświetlony był na razie tytuł piosenki. Każdą zwrotkę śpiewaliśmy na zmianę. Pierwszą zwrotkę zaśpiewałam ja. I tak na zmianę refren natomiast razem. Wraz z pierwszymi słowami pojawiło się tłumaczenie.
( http://www.youtube.com/watch?v=NvA_2_lChpQ )
I figured it out
I figured it out from black and white
Seconds and hours
Maybe they had to take some time
I know how it goes
I know how it goes from wrong and right
Silence and sound
Did they ever hold each other tight like us?
Did they ever fight like us?
You and I
We don't wanna be like them
We can make it 'till the end
Nothing can come between
You and I
Not even the Gods above
Can seperate the two of us
No, nothing can come between
You and I
Oh You and I
I figured it out
Saw the mistakes of up and down
Meet in the middle
There's always room for common ground
Louis:
I see what it's like
I see what it's like for day and night
Never together
Cause they see the things in a different light
Like us
But they never tried like us
You and I
We don't wanna be like them
We can make it 'till the end
Nothing can come between
You and I
Not even the Gods above
Can seperate the two of us
Cause You and I
We don't wanna be like them
We can make it 'till the end
Nothing can come between
You and I
Not even the Gods above
Can seperate the two of us
No, nothing can come between
You and I (You and I)
You and I (You and I)
We can make it if we try
You and I
Oh You and I
You and I
Wszyscy na sali zaczęli bić brawo. Rodzice się nawet rozpłakali, tak samo, jak połowa gości. Śpiewałam to myśląc o Lou. Bardzo się wczuliśmy w piosenkę. Zabawa trwała do 3am. Później pojechaliśmy do domu.
__________________________________________________
Rozdział na szybkiego ;)
MATKO MAM 5014 WYŚWIETLEŃ!
Latam ze szczęścia! ^.^
Z 12 czytelniczek zostały mi tylko 3.
Mam do was prośbę, polecajcie mojego bloga znajomym. Będę wdzięczna :)
Podawajcie w kom też swoje blogi.
Im więcej komentarzy tym szybciej będzie nowy rozdział :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Mijały kolejne tygodnie. Do końca stycznia miałam skończyć tour po Europie. I tak też się stało. W Londynie na mój koncert przyszedł Lou z rodziną i co najważniejsze była też Daria. Tak, jak wcześniej wspominałam 14 lutego miałam się spotkać z Tommo. Tego dnia siedziałam sobie w domu. Jason gdzieś wyjechał, Car i Adam dostali wolne, więc byłam sama. Nie robiłam nic specjalnego. Zjadłam śniadanie, ogarnęłam się, posprzątałam cały dom. Zajęło mi to około 3 godzin. Później korzystając z wolnej chwili weszłam na Twitter'a. Przeglądałam go, kiedy zobaczyłam jeden tweet związany z moją osobą. Było tam napisane, że jestem z Lou dla rozgłosu, bo powiedzieliśmy iż jesteśmy razem i byli na moim koncercie w Szczecinie. Pisali również, że jestem brzydka, mam krzywe nogi i nie potrafię śpiewać. Oczywiście były też komentarze typu co on w niej widzi, głupia Polka, myśli, że może odebrać nam Louis'a, w ogóle kto jej pozwolił śpiewać? Przecież to polka wiadomo, że będzie kaleczyć angielski i do tego to nazwisko, ta dziewczyna to porażka życiowa. Szczerze mówiąc zabolało mnie to. Ludzie zazwyczaj mówią, że nie obchodzi ich opinia innych, ale ja nie jestem tak silna, żeby to znieść. Przeglądam dalej- to samo, są nawet pogróżki. Postanowiłam, że nie będę odwiedzać tego portalu społecznościowego bez potrzeby, bo to nie dla mnie. Wzięłam pierwszą lepszą gazetę i zaczęłam czytać. Na moje nieszczęście była o tym, jak bardzo fanki One Direction mnie nienawidzą, bo uważają, że kradnę im chłopaka, a niektóre nawet uważają, że niszczę związek Lou i Hazzy. Szybko odrzuciłam tą gazetę w drugi koniec pokoju. Przetarłam twarz dłońmi i położyłam się na kanapie. Zadzwonił dzwonek. Oburzona wstałam i poszłam w stronę drzwi. Chciałam w końcu odrobinę odpocząć czy proszę o tak wiele? Otworzyłam drzwi i ujrzałam rozbawioną grupkę moich znajomych. Przywitałam się z każdym z osobna.
- Co wy tu robicie?- spytałam zdumiona zamykając drzwi.
- Wszystkiego Najlepszego!- krzyknęli chórkiem, a Daria zdjęła pokrywkę z tortu. Zupełnie zapomniałam o własnych urodzinach. Miałam tego pecha, że obchodziłam je w walentynki. Nie znosiłam tego święta.
- Jesteście kochani! W ogóle się nie przygotowałam na to, przepraszam.
- Odstawię tort do jadalni. Chłopcy przynieście jedzenie z samochodów- poprosiła pięknie Daria. Cała piątka poszła na zewnątrz. Znaczy piątka: Lou, Liam, Niall, Zayn i Ed. Zostałam tylko ja, Daria, Barbara (towarzyszka Niall'a) i Nina. Dziewczyny rzuciły mi się na szyję składając cudowne życzenia, śmiały się z tego, jak mogłam zapomnieć o własnych urodzinach. Szczerze mówiąc, to miałam ostatnimi czasy tyle na głowie, że naprawdę nie miałam ochoty myśleć, o tym, że mam już 20 lat. Jeny, jak to szybko zleciało. Dopiero kończyłam szóstą klasę, a już pracuję. Tragedia. Poszłyśmy do mnie i dziewczyny chwyciły moje kosmetyki. Zrobiły mi make-up i dały czarną skórzaną spódniczkę, do tego białą koszulę na długi rękaw z kołnierzykiem. Założyłam to na siebie. Czułam się, jak na zakończeniu roku szkolnego. Szybko ściągnęłam ciuchy i ubrałam się po swojemu: czarne rurki i niebieska koszula z kołnierzykiem. Zeszłyśmy na dół chłopcy siedzieli już przy stole i czekali na nas. Jedzenie było ładnie ustawione już na stole. Chciałam usiąść, kiedy Lou mnie powstrzymał. Reszta również wstała i zaśpiewali mi happy birthday. Nie lubiłam tego zbytnio, bo nigdy nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Czy śpiewać z nimi? Czy może patrzeć tępo w stół? Nie miałam pojęcia, dlatego zaczęłam się śmiać pod nosem. Było mi przykro, że nie spędzę tych urodzin z rodzicami. Tęskniłam za nimi. Każdy po kolei złożył mi życzenia. O dziwo żadne słowo wypowiedziane z ich ust się nie powtórzyło. Chyba mieli to przećwiczone. Usiedliśmy znowu do stołu. Pokroiłam tort i włożyłam każdemu kawałek na talerz.
- Masz garnitur?- zapytałam kończąc moją porcję.
- Garnitur?- spojrzał na mnie pytająco.
- Lou proszę cię, jutro mamy ślub- powiedziałam błagalnie i trochę zagłośno.
- To wy się pobieracie?- zwróciła się do nas Barbara.
- Nie, mój brat się żeni- odpowiedziałam jej- jak mogłeś zapomnieć o smokingu? Przecież tylko o niego cię prosiłam.
- Miałem też inne rzeczy na głowie. Przecież zorganizowałem ci urodziny.- powiedział z wyrzutem.
- Trzeba było nie organizować żadnych urodzin, przeżyłabym bez nich- wkurzona wstałam i odeszłam od stołu. Super, nie ma to jak kłótnia na własnych urodzinach. Wiem, że wkurzyłam się o zwykły ciuch, ale do jego domu mamy 3 godziny jazdy. Była już godzina 4pm, więc musielibyśmy już wyjechać i stracić sześć godzin na głupi smoking. Usiadłam na łóżku. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę- powiedziałam oschle. Do środka wszedł Louis.
- Mogę wejść?- spytał nieśmiało, stojąc w drzwiach.
- Jak chcesz- spuściłam głowę i zaczęłam bawić się nerwowo palcami. Chłopak wszedł i usiadł naprzeciwko mnie.
- Nie bądź na mnie zła.- zaczął smutno.
- Jak mam nie być na ciebie zła? Prosiłam cię tylko o ten garnitur, garnitur, jeden głupi garnitur. Wiesz jakie to dla mnie ważne.- spojrzałam mu w oczy, ale to był błąd. Od razu było widać skruchę, jaką miał w sobie Tomlinson.
- Przepraszam. Wiem, wiem zawiodłem cię, ale nie musiałaś tak reagować. Tym bardziej, że nie pozwoliłaś mi się wytłumaczyć.- chwycił moją dłoń.- nie mam garnituru przy sobie, ale jest w Londynie. A mianowicie u nas w domu. Zostawiłem go tam, nie wiedziałem, że chciałaś go tutaj.- wytłumaczył mi spokojnie. Zrobiło mi się głupio. Naskoczyłam za niego o nic.
- Przepraszam cię, myślałam, że masz go w Doncaster. Jest mi mega głupio. Pewnie wszyscy już sobie poszli- znów spuściłam wzrok.
- Nie martw się, wszyscy siedzą i czekają na ciebie. Daria mi rozkazała tu przyjść. Sam bym się nie odważył. Widziałem, jak cię wkurzyłem i nie chciałem pogarszać sytuacji, ale ta mała blondynka mi groziła- zaśmiał się.
- To chodźmy do nich.- wstawałam z łóżka, kiedy chłopak mnie powstrzymał.
- Najpierw otworzysz prezent ode mnie.- powiedział miło.
- Nie, nie chcę żadnych prezentów. Nie musisz na mnie wydawać kasy.
- Nic nie wydałem.- wręczył mi ładnie owinięte pudełko z kokardką na środku. Uśmiechnęłam się i otworzyłam je. Wyciągnęłam z niego szary sweter.
- To twój- z mojej twarzy nadal nie schodził uśmiech.
- Tak. Możesz, go nosić, gdy za mną zatęsknisz i jak ci będzie zimno.- uśmiechnął się pięknie.
- No, postarałeś się Tomlinson- pochwaliłam chłopaka- to jest najlepsze co mogłeś mi dać. Kocham cię.
- Ja ciebie też- szybko go pocałowałam.- cieszę się, że ci się podoba.
- Chodźmy na dół.- wstałam i włożyłam sweter do szafy. Loui chwycił mnie za rękę i zeszliśmy do reszty. Przeprosiłam ich za swoje zachowanie, bo było żenujące. Zaczęliśmy tańczyć. Po dwóch godzinach Daria wzięła mnie do łazienki na dole.
- Słuchaj muszę z tobą porozmawiać.- oparła się o umywalkę.
- Śmiało- zachęciłam ją.
- Mam wrażenie, że Zayn mnie zdradza.- palnęła powstrzymując łzy.
- Co? To niemożliwe. Masz jakieś dowody?- spojrzałam na nią z przerażeniem.
- Ostatnio ma jakieś telefony, a jak przychodzę do pokoju, w którym gada to się rozłącza. Zrobił się jakiś tajemniczy, rzadziej się widujemy, co jest dziwne bo ma 3 miesiące wolnego. Gdy dotykam jego telefon robi się na mnie wściekły. Nie jest już pomiędzy nami, jak kiedyś.- łza spłynęła jej po policzku.
- Co ty gadasz? Przecież on nie widzi świata poza tobą. Patrzy na ciebie, jak w obrazek, jest dla ciebie taki miły. Praktycznie ciągle cię przytula. Nie powinnaś się tym przejmować. Może ma swoje dni. Albo jest zmęczony- podeszłam do niej- ale na pewno cię nie zdradza. Jesteś pewna, że sobie tego nie wmówiłaś?- spojrzałam jej w oczy.
- Nie wiem. Może przy was jest inny.- wzruszyła ramionami.
- A jesteś pewna, że to on się zmienił, a nie ty?
- Co sugerujesz?
- Może to nie była miłość, tylko zauroczenie?- widać było, że na jej twarzy pojawiło się zmieszanie.
- Nie, jakby to było zauroczenie, to nie cierpiałabym tak bardzo- w jej oczach dało się wyczytać smutek.
- Możliwe, przepraszam gadam głupoty. To przez to całe zamieszanie.- wzięłam wielki wdech i wydech.- wiesz co ja pójdę, a ty ochłoń troszkę.- powiedziałam miło. Dziewczyna przytaknęła.
- Justyna?- zwróciła się do mnie, gdy już miałam wychodzić.
- Tak?- obróciłam się w jej stronę.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaka chodzi po tym świecie.- uśmiechnęła się i przytuliła się do mnie.
- Przecież nic takiego nie powiedziałam.- zaśmiałam się.
- Wystarczy, że ze mną pogadałaś. Brakowało mi tego.
- Mnie też- dałam jej buziaka w policzek i wyszłam. Pech chciał, że akurat weszłam na Malik'a. Trzeba być mną, żeby w takim wielkim domu wpaść, akurat na osobę, o której się mówiło.
- Just nie widziałaś nigdzie Darii?- spytał zaniepokojony.
- Zayn, mogę z tobą pogadać?- zaczęłam niepewnie.
- Teraz? Bo muszę ją znaleźć.
- Ty ją naprawdę kochasz- powiedziałam szeptem.
- Oczywiście, że tak. To moja dziewczyna, jest dla mnie najważniejsza.- odparł zupełnie naturalnie.
- Blondi jest w łazience. Tylko zapukaj- upomniałam go, a na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech.
- Dzięki- uśmiechnął się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Poszłam do salonu. Wszyscy świetnie się bawili. Niall tańczył śmiało z Barbarą, Ed, Liam i Lou wygłupiali się i nabijali się z jakiś tańców. Usiadłam na sofie obok Niny.
- Co jest?- spojrzałam na dziewczynę. Nie wyglądała dobrze. Była przybita i smutna.
- Nic- opuściła głowę.
- Przecież widzę, że coś jednak jest. Mów- chwyciłam za napój stojący na ławie. Napiłam się.
- Bo chodzi o Harry'ego- westchnęła.
- Dalej- zachęciłam ją.
- Bo w sylwestra- rozejrzała się dookoła, aby sprawdzić, czy nikt nas nie podsłuchuje.- my spaliśmy ze sobą- szepnęła mi do ucha- i do tej pory się nie odezwał- jej głos zaczął się łamać.
- I dlatego przejmujesz się nim? Daj spokój przecież to babiarz. Nie bylibyście razem szczęśliwi. Ty taka pogodna, radosna i on wiecznie ponury, sypiający z każdą lepszą to by nie wyszło.- pokiwałam przecząco głową. Dziewczyna przyznała mi rację. Pogadałam trochę z resztą naszej ekipy i musieliśmy się pakować. Podziękowałam wszystkim pięknie za niespodziankę. Wzięliśmy garnitur i nasze bagaże i pojechaliśmy na lotnisko. Wszystko już było załatwione, gdy nagle pojawiły się fanki Lou. Nie byłam z tego powodu zadowolona, ale cóż. Sama też byłam Directioner, więc wiem co one czuły. Tommo oznajmił im, że jest teraz "czas prywatny" i nie może sobie z nimi zrobić zdjęć. Zaprotestowałam. Poprosiłam go ładnie, żeby zrobił sobie z dziewczynami zdjęcie: jedno-grupowe, albo niech każda z osobna. Zgodził się. Wsiedliśmy na pokład samolotu i wylądowaliśmy w Polsce. Postanowiłam, że nie będziemy się w nocy tłukli do miasteczka, w którym miał się odbyć ślub, tylko spędzimy noc w moim mieszkaniu w Szczecinie.
Wstałam o 7 rano. Szybko wzięłam prysznic, ogarnęłam się, umyłam włosy i je wyprostowałam. Gdy ja się tak stroiłam Loui słodko sobie spał. Naszykowałam nam śniadanie- omlet. Była godzina 10am więc postanowiłam obudzić chłopaka. Podeszłam do łóżka i nachyliłam się nad Tomlinson'em.
- Tommo wstawaj- mówiłam słodko. Przypomniało mi się, że on mnie tak słodko nie budzi. Wykorzystałam jego patent- Good Morning!- krzyknęłam mu do ucha. Ten szybko wstał marudząc coś pod nosem.- szykuj się zaraz jedziemy- pospieszyłam go.
- Jesteś okropna- burknął.
- Tak, wiem.- poszłam do salonu. Zjadłam omlet, wypiłam herbatę i naszykowałam potrzebne nam rzeczy. Chłopak się wykąpał, zjadł śniadanie i poszedł się szykować. Ułożył włosy, założył garnitur i wyszedł, żeby mi się pokazać. Miał na sobie czarne, lekko opuszczone spodnie, białą koszulę, marynarkę i krawat.
- Wow- palnęłam- nie wiedziałam, że mój chłopak to takie ciacho.- moje oczy mierzyły każdy centymetr jego ciała.
- Jestem ciekaw co zawsze o mnie myślisz- uniósł jedną brew ku górze i zaczął się do mnie zbliżać.
- A nie chciałbyś wiedzieć- powiedziałam niby od niechcenia.
- Jednak chcę wiedzieć- objął mnie w talii. Szybko złączyłam nasze usta. Zaczęliśmy się całować. Loui położył mnie na sofie.
- Ej czekaj, jeszcze coś zrobimy z garniturem- odepchnęłam go.
- Co najwyżej mogę go ściągnąć. Chyba wolisz mnie w bokserkach? Albo bez nich?- uniósł znacząco brwi.
- Rozmarzyłeś się chłopczyku.- dałam mu całusa i poszłam w stronę łazienki.
- Ale serio wolisz mnie bez czy z ?- nie dawał za wygraną.
- A ty wolisz mnie bez bielizny czy z bielizną?- stanęłam w drzwiach w bieliźnie.
- Zdecydowanie bez. Wiesz ten stanik, wydaje mi się, że bez niego byłoby lepiej- podszedł do mnie, Szybko chwyciłam poduszkę, która leżała na krześle.
- Okropny jesteś- rzuciłam w niego i uciekłam do łazienki.
- Sama zadałaś to pytanie.
- Miałam nadzieję, że nie odpowiesz- wytknęłam mu i zrobiłam kilka poprawek, tusz, kredka, pomadka, prostownica, lakier i byłam gotowa. Znaczy brakowało mi tylko ciuchów, które zostawiłam w sypialni. Otworzyłam lekko drzwi i zobaczyłam Lou leżącego na kanapie i oglądającego coś w tv. Wykorzystałam tę okazję i szybko poszłam do pokoju. Założyłam na siebie spodnie i sweter, spakowałam wszystkie rzeczy do torby. Mieliśmy zostać u rodziców na noc. Zapakowałam również moją sukienkę. Nie chciałam w niej prowadzić samochodu. Postanowiłam, że przebiorę się na w domu. - gotowy?- krzyknęłam do chłopaka, pakując ostatnie rzeczy.
- Tak- odpowiedział w moim ojczystym języku. Zdumiona wyszłam na korytarz.
- Co ty powiedziałeś?- oparłam się o ościeżnicę.
- Tak- odparł naturalnie zakładając buty.
- Skąd znasz to słowo?- uniosłam brew ku górze.
- Justyna, to jest najprostsze słowo w tym całym waszym języku, więc nie jest to jakiś wyczyn nauczyć się zwykłego "tak"- zaśmiał się. Pokręciłam głową, wyniosłam torbę na korytarz, nałożyłam ubranie wierzchnie i wzięliśmy choinkę, bombki, lampki i inne tego typu akcesoria. No nieźle był luty, a ja dopiero wynoszę ozdoby choinkowe. Zamknęłam drzwi i zeszliśmy do piwnicy. Zostawiliśmy tam kartony ze świątecznymi rzeczami i ruszyliśmy w drogę. Lou cały czas marudził, że połowy rzeczy nie będzie rozumiał i jeszcze ubzdurał sobie, że moi rodzice za nim nie przepadają. Zapewniałam go, że to nie prawda. Dojechaliśmy, przez pomyłkę pojechałam na stare osiedle. Przejeżdżając obok klatek zauważyłam nalepione białe karteczki.
- Ciekawe co tam jest napisane?- jechałam wolniej i przyglądałam się każdej kartce papieru. Zatrzymałam samochód, odpięłam pas bezpieczeństwa i wysiadłam.
- Justyna co robisz?- spytał Lou śledząc każdy mój ruch. Podeszłam do szyby. Było to ogłoszenie. Na sprzedaż było mieszkanie, mieszkanie, w którym się wychowałam. Nie myśląc dłużej zerwałam je z szyby. Pobiegłam do kolejnych klatek i zrobiłam to samo. Tommo wysiadł za mną z samochodu.- hej uspokój się- przytrzymał mnie w uścisku.- o co chodzi?- próbowałam mu się wyrwać, ale gdy zobaczyłam, że nie mam z nim szans poddałam się. Przytuliłam go.- powiedz mi o co chodzi proszę cię.- mówił błagalnym tonem.
- Chodźmy do auta.- chłopak splótł nasze dłonie i poszliśmy w stronę pojazdu. Wsiedliśmy. Przeczytałam mu co jest napisane na ogłoszeniu. Odpaliłam wóz i pojechałam do nowego domu rodziców. Zaparkowałam i jak poparzona wysiadłam z niego. Weszłam do domu, nie ściągając ubrania wierzchniego. W brudnych butach weszłam do salonu, w którym mama szykowała Maćka.- możesz mi powiedzieć co to do cholery jest?!- warknęłam rzucając na ławę stos ogłoszeń. Kobieta nachyliła się i przeczytała tekst z kartki.
- Sprzedajemy mieszkanie- odpowiedziała, jak gdyby nigdy nic i wróciła do poprawiania kreacji pana młodego.
- Dlaczego?!- nie mogłam w ogóle jej zrozumieć.
- Nie mamy pieniędzy na utrzymanie domu i mieszkania, dlatego je sprzedajemy.- wyjaśniła nie spoglądając na mnie.
- Good Morning- powiedział nieśmiało Loui wchodząc do salonu. Nie miał butów, ani kurtki, bo zostawił je na przedpokoju.
- Dzień dobry- odpowiedziała mu miło moja mama.
- Mamo!- krzyknęłam na nią. Chłopak usiadł na kanapie i bacznie nam się przyglądał, nie rozumiejąc o czym rozmawiamy. Znaczy, chyba się domyślał.- nie macie pieniędzy? Mówisz i masz! Zaraz wam wpłacę na konto i po sprawie!
- Przestań! Mam dość tego, że traktujesz pieniądze, jako bezużyteczną zabawkę!- podniosła na mnie głos.
- Bezużyteczną?! Nie pozwolę ci sprzedać mojego dzieciństwa! Zrobię wszystko, żeby nie dopuścić do sprzedaży mieszkania! Nawet jeśli miałabym zerwać wszystkie ogłoszenia w tym zakichanym mieście!- zdenerwowana poszłam do samochodu, wyciągnęłam sukienkę i resztę rzeczy z bagażnika. Zaniosłam wszystko na górę. Byłam prawie identycznie ubrana, jak na sylwestra. Poprawiłam się i zeszłam na dół.
- Gotowa?- spytał Louis stojący przy schodach. Wyglądał cudownie. Podał mi swoją dłoń. Podeszliśmy do wieszaka i nałożył mi kurtkę. Wyszliśmy na zewnątrz. Zaczął prószyć śnieg. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy pod kościół.
Uroczystość już się zakończyła. Muszę przyznać, że nie raz poleciały mi łzy. Maciek jeszcze niedawno bawił się ze mną na podwórku, a teraz się ożenił. Czas naprawdę szybko leci. Nim się obejrzę będę miała męża i dwójkę dzieci, moja kariera legnie i będę musiała pracować w biurze.
Suknia Patrycji była cudowna. Była delikatna, z małymi kryształkami i koronką na dole. Była bez rękawów. I na to miała jeszcze białe futerko, żeby nie zmarznąć w kościele. Gdy państwo młodzi wyszli zaczęliśmy sypać w nich ryżem. Złożyliśmy życzenia, gdzie znowu się popłakałam, a następnie pojechaliśmy do Domu Biesiadnego, gdzie miało odbyć się wesele. Każdy dostał po kieliszku szampana w rękę. Otoczyliśmy młodych pięknym kółkiem, a oni zatańczyli swój pierwszy taniec. To było cudowne. Wypiliśmy zdrowie młodej pary i zasiedliśmy do stołu. Radość Louis'a była ogromna, gdy zobaczył swoją kartkę z imieniem i nazwiskiem. Siedzieliśmy zaraz przy młodych. Zjedliśmy obiad i orkiestra zawołała wszystkich do tańca. Nie czekając długo wzięłam Lou za rękę i jako druga para weszliśmy na parkiet. Chłopak wyciągnął swoją dłoń przed siebie. Chwyciłam ją i zaczęliśmy się kręcić w rytm muzyki.
- Co to za muzyka?- spytał unosząc brwi do góry.
- Typowa na polskie wesela. My Polacy lubimy rytmiczne piosenki.- wyjaśniłam. Ktoś klepnął Lou w ramię. Obrócił się. To był Maciej.
- Odbijany- zwrócił się po angielsku. Brunet posłał mu miły uśmiech i oddał mnie w jego ręce, a sam zatańczył z panną młodą. Śmialiśmy się cały czas, później znowu była zmiana partnerów. Tym razem tańczyłam z tatą. Później były tańce swobodniejsze. Wygłupiałam się z moimi małymi kuzynkami. Muszę przyznać, że miałam ich sporo. Bardzo polubiły Louis'a, chodź musiałam im wszystko tłumaczyć. Fajnie było spotkać się z rodziną. Tyle czasu ich nie widziałam. Najlepiej tańczyło mi się z dziadziusiem. Fakt, że mężczyzna miał 75 lat, ale ruszał się lepiej niż niejeden młody chłopak na sali.
- Eemm... Justyna już czas- powiedział do ucha Tomlinson.
- Okej- wzięłam głęboki wdech i weszliśmy na scenę. Wręczyłam orkiestrze nuty.- mamy prezent dla pary młodej, na pewno wam się spodoba- posłałam im ciepły uśmiech. Postawiono projektor na końcu sali. Wyświetlono z niego tytuł i tłumaczenie piosenki, którą mieliśmy zaśpiewać. Na razie był wyłączony. Wszyscy usiedli przy stołach. Nad młodymi wisiały dwa ogromne serca wykonane z białych i czerwonych róż. Kiwnęłam głową do grajków. Zaczęli pomału przygrywać. Projektor włączony. Wyświetlony był na razie tytuł piosenki. Każdą zwrotkę śpiewaliśmy na zmianę. Pierwszą zwrotkę zaśpiewałam ja. I tak na zmianę refren natomiast razem. Wraz z pierwszymi słowami pojawiło się tłumaczenie.
( http://www.youtube.com/watch?v=NvA_2_lChpQ )
I figured it out
I figured it out from black and white
Seconds and hours
Maybe they had to take some time
I know how it goes
I know how it goes from wrong and right
Silence and sound
Did they ever hold each other tight like us?
Did they ever fight like us?
You and I
We don't wanna be like them
We can make it 'till the end
Nothing can come between
You and I
Not even the Gods above
Can seperate the two of us
No, nothing can come between
You and I
Oh You and I
I figured it out
Saw the mistakes of up and down
Meet in the middle
There's always room for common ground
Louis:
I see what it's like
I see what it's like for day and night
Never together
Cause they see the things in a different light
Like us
But they never tried like us
You and I
We don't wanna be like them
We can make it 'till the end
Nothing can come between
You and I
Not even the Gods above
Can seperate the two of us
Cause You and I
We don't wanna be like them
We can make it 'till the end
Nothing can come between
You and I
Not even the Gods above
Can seperate the two of us
No, nothing can come between
You and I (You and I)
You and I (You and I)
We can make it if we try
You and I
Oh You and I
You and I
Wszyscy na sali zaczęli bić brawo. Rodzice się nawet rozpłakali, tak samo, jak połowa gości. Śpiewałam to myśląc o Lou. Bardzo się wczuliśmy w piosenkę. Zabawa trwała do 3am. Później pojechaliśmy do domu.
__________________________________________________
Rozdział na szybkiego ;)
MATKO MAM 5014 WYŚWIETLEŃ!
Latam ze szczęścia! ^.^
Z 12 czytelniczek zostały mi tylko 3.
Mam do was prośbę, polecajcie mojego bloga znajomym. Będę wdzięczna :)
Podawajcie w kom też swoje blogi.
Im więcej komentarzy tym szybciej będzie nowy rozdział :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
piątek, 17 stycznia 2014
37
Autografy i fotki z fanami zrobione. One Direction też na tym sporo zyskali. Dziewczyny chętnie robiły sobie z nimi zdjęcia. Gdy tylko kolejka fanów prowadząca do mnie się rozeszła i poszła do chłopaków, podeszli do mnie rodzice. Mama od razu rzuciła mi się na szyję ze łzami w oczach, mówiąc, jaka to jest ze mnie dumna. Tata nie wydusił z siebie ani słowa. On zawsze zgrywał twardziela. Maciek wręczył mi kopertę. Kamil miał 12 stycznia urodziny, więc dałam mu prezent. Była to masa ubrań, bo dobrze wiem, że on nie znosi chodzić po sklepach i przymierzać każdą koszulkę jaka wpadnie mamie w oko. W wyborze ciuchów pomagał mi Louis. Musiałam się już z nimi pożegnać, bo miałam niedługo kolejny koncert i musiałam się spakować. Poszłam do garderoby, zmyłam makijaż, przebrałam się w rurki i zwykłą białą koszulkę na krótki rękaw, na to jeszcze bluzę z kapturem. Lou wszedł do mojej garderoby, gdy właśnie otwierałam kopertę, którą dał mi starszy brat.
- Co tam masz? Łapówkę?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Raczej groźbę. To od twoich fanek. Piszą, żebym w końcu się odwaliła od ich ukochanego- powiedziałam z pełną powagą.
- Mówisz poważnie?- podszedł do mnie zaniepokojony.
- Nie głupku. Jednak naprawdę przeciwieństwa się przyciągają- zażartowałam.
- Ha ha ha bardzo śmieszne. Pokaż co dostałaś- usiadł obok mnie. Otworzyłam ją. W środku była biało-fioletowo-srebrna kartka. Na niej wielki napis zaproszenie. Zajrzałam do środka. - więc co to jest? Nie umiem czytać po polsku.
- To jest zaproszenie na ślub. Odbędzie się 15 lutego 2014 roku, w naszej rodzinnej miejscowości.
- Zostałaś zaproszona na ślub? Pfff... ja bym cię nie zapraszał.
- Nie ja, tylko my. Jest napisane, że wraz z osobą towarzyszącą, czyli z tobą.- tłumaczyłam mu, jak małemu chłopcu.
- Co tam gołąbeczki?- spytał zadowolony Liam wchodząc z resztą chłopaków do garderoby. Usiedli sobie na kanapie.
- Co ciekawego macie?- tym razem zadał pytanie Zayn.
- Zaproszenie na ślub- odpowiedział brunet.
- To już rozdajecie zaproszenia?- zapytał niezadowolony Hazza.
- Co?! My się nie pobieramy, tylko mój brat. Dostaliśmy zaproszenie na jego ślub- szybko wszystko sprostowałam. Jak on mógł pomyśleć, że ja i Lou bierzemy ślub, na dodatek w tym wieku.
- Uff... kamień spadł mi z serca- powiedział żartobliwie Niall przecierając wierzchem dłoni czoło.
- Justi jesteś już gotowa?- dołączyła do nas Caroline.
- Właściwie to tak.
- To szybciutko, bo Jason się już denerwuje. Dobrze wiesz, jaki on jest nerwowy.- oznajmiła szatynka.
- Dobra, zaraz przyjdę.- wstałam z krzesła i zabrałam torbę- dobra laski, wypad- popędziłam ich. Niechętnie wyszli z pomieszczenia. Zamknęłam drzwi i poczułam, że tracę grunt pod nogami. Nim się obejrzałam zwisałam przez ramię bruneta. Zaczął biec.- Lou czekaj! Zgubiłam torbę!- krzyczałam do chłopaka. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam pozostałą czwórkę, która z uśmiechem na twarzy biegła za nami, trzymając moją torbę.- puść mnie! Jason się wkurzy!
- Trudno- oznajmił z uśmiechem wkładając mnie do samochodu. Zapiął mnie pasami i zablokował drzwiczki. Pozostała czwórka wsiadła z nami do auta. Lou wyjechał z parkingu na jezdnie.
- O mój Boże, Lou jedziemy po złej stronie!- krzyknęłam przerażona na chłopaka. Ten, jak gdyby nigdy nic zjechał na prawidłowy pas. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się milutko.- wypuść mnie zanim dostanę zawału serca!- szarpałam za drzwiczki.
- Widziałaś w jakimś filmie, żeby porywacz wypuścił swoją ofiarę, gdy ta tego od niego żąda?- spytał sarkastycznie Zayn.
- Loui jak ty możesz siedzieć z laską, która nie ogląda tv. I to dla niej ze mną zerwałeś?- zaczął Niall.
- A upewniał nas, że to ta jedyna, nie powtarzalna, że nikt z nas nie znajdzie zabawniejszej...
- sprytniejszej
- ładniejszej
- inteligentniejszej
- ładniejszej
- Yyy... Zayn, ale my to już powiedzieliśmy, znaczy Harry to powiedział- upomniał go Liam.
- Ale Lou mówił to tysiące razy...- Pokręciłam głową.
- Ciekawe co na to Daria...- zwróciłam się do Malik'a.
- Na co?- spytał zgubiony z tropu.
- Żadna dziewczyna nie lubi, gdy jej chłopak komplementuje inną, nawet jeśli to jej przyjaciółka.
- No Zen... będzie zła na ciebie.- wzruszył ramionami Niall.
- Nie mów jej, znowu nie będzie się do mnie odzywać.
- Okej, nie powiem jej, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Odwieziecie mnie z powrotem do Caroline.
- Ha! Ha! Ha! Nie ma takiej opcji- powiedział teatralnie Lou.
- Ej na serio odwieźcie mnie tam, Jason się wkurzy i będzie się mnie ciągle czepiał, proszę was.
- Nie marudź, zaraz będziemy na miejscu.- po 5 minutach chłopak zaparkował przed wielkim boiskiem. Nie było ono kryte, co było o tej porze roku wielkim minusem.
- Chłopaki nie wierzyli, że jesteś dobra w nogę, teraz możesz im to udowodnić- powiedział Tommo wyciągając mnie z samochodu.
- Chyba sobie żartujesz? Są -3 stopnie i ja mam teraz biegać? Przecież zaraz zachoruję.
- Tchórzysz!- krzyknął zadowolony Nialler wbiegając na murawę.
- Nie umiesz grać i tyle. Nie wymyślaj, jakiś tam powodów. Lepiej się przyznaj- zadrwił ze mnie Hazza.
- Przekonajmy się- powiedziałam zdeterminowana.
- Okej to Ty i Lou wybieracie składy.
- Jak to? Oni mają grać osobno? Przecież Louis będzie jej dawał fory!- zaprotestował Niall. Brunet upewnił ich, że nie będzie dla mnie forów. W końcu wybrałam mój skład: Niall, Liam i ja. Zaczęliśmy grać. Mecz trwał półgodziny. Było 2:2 kiedy przyjechał jakiś samochód. Dobra, nie był to jakiś samochód, tylko mój bus.
- Ooo teraz się dopiero zacznie...- spuściłam głowę. Z busa wysiadł zdenerwowany Richard.
- Justine idź do samochodu!- krzyknął na mnie. Pożegnałam się z chłopakami i poszłam w stronę auta. Stanęłam przy drzwiczkach i patrzałam na całą akcję.
- Powinieneś wyluzować i przestań na nią krzyczeć- odezwał się Lou.
- Wyluzować?! Jak mam wyluzować, kiedy moja klientka znika mi z oczu, a za 3 godziny ma koncert?!
- Przecież ona nie jest robotem! Klientka?! No patrz, ciekawe czy każda klientka siedziała przy tobie dzień w dzień, kiedy ty byłeś w śpiączce!- wypomniał mu chłopak.
- Masz zakaz spotykania się z nią rozumiesz?!- warknął oszołomiony Jason.
- Koleś, Justyna jest dorosła i spotyka się z kim chce, a tobie nic do tego!- zadrwił z niego.
- Jason!- krzyknęłam podbiegając tam- jeżeli chcesz mi stawiać takie debilne ultimatum, to mogę zmienić sobie manager'a w każdej chwili! Nie będziesz mi mówił z kim mogę się spotykać, a z kim nie! To moje życie! Jesteś moim manager'em, a nie ojcem czy bratem! Zrozum to i przestań już na nich naskakiwać!- facet się zmulił. Nie wiedział co ma odpowiedzieć.W końcu coś z siebie wydusił.
- Za minutę odjeżdżamy, do samochodu- powiedział spokojnie. Odeszłam od nich i poszłam do busa. Weszłam do środka i usiadłam z tyłu.
- Ej laleczko co się stało?- spytał Dave.
- Mam już dość humorków Jason'a.
- Nie tylko ty- burknął Peter.
- Co niby tobie zrobił?- zwrócił się do niego Cody.
- Nie pozwolił mi dokończyć kanapki, bo musieliśmy jechać- oznajmił oburzony. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, tak samo, jak Dave i Cody.- no co się śmiejecie?! Byłem głodny!
- Sorry Piotruś, ale to nic w porównaniu do tego co on mi robi.- czekaliśmy na niego jeszcze 2 minuty, które ciągnęły się i ciągnęły. W końcu wsiadł do nas. Bez słowa usiadł na swoim miejscu. Ruszyliśmy. Wyjrzałam przez okno, żeby pomachać do chłopaków. Lou zrobił smutną buźkę. Czułam się fatalnie. Chłopaka zobaczę dopiero 14 lutego, bo musimy 15 dotrzeć na ślub.
- Eee Cody! Spójrz, jak nasza gwiazda się przykleiła do szyby- powiedział żartobliwie Dave. Mogłam się spodziewać, że zaraz padnie od niego jakiś krzywy komentarz. Usiadłam na siedzeniu i zawołałam Caroline. Potrzebowałam się komuś wygadać, a ona była oprócz mnie jedyną dziewczyną w busie. Zajęła miejsce obok mnie, przykryła nas kocem i wręczyła mi drożdżówkę. Siedziała uważnie i wsłuchiwała się w każde moje słowo. Nie obyło się bez wtrąceń chłopaków, którzy mieli polewkę z moich problemów. Gadałyśmy tak do 8pm. Byłam zmęczona więc położyłam się spać.
Ktoś zaczął mną potrząsać.
- Hej, Just obudź się. Jesteśmy przed hotelem.- szeptał mi do ucha Cody.
- Nigdzie nie idę- zaprotestowałam i obróciłam się na drugi bok.
- Musimy już iść. Dawaj- próbował dalej.
- Nie!- krzyknęłam na niego.
- Jak sobie chcesz- powiedział i podniósł mnie, jak pannę młodą. Muszę przyznać, że było to wygodne.- laska powinnaś schudnąć. Co ty jesz?
- Lepiej się zapisz na siłownię- oznajmiłam zaspana. Chłopak przyznał mi rację i położył mnie do łóżka. Bez najmniejszego problemu zasnęłam.
________________________________________________
No mówiłam- żadna rewelacja.
Miałam rację, choroba trzyma mnie od piątku i nie chce ustąpić.
Tyle sprawdzianów było w tym tygodniu.
Jakbym nie miała kiedy zachorować, tylko akurat w najgorszym
tygodniu nauki. I do tego lewe oko mi spuchło i wyglądam, jak wampir xd
Jak tam wasze zdrowie? :)
KOMENTUJCIE
3KOMENTARZE=NOWY ROZDZIAŁ
♥
- Co tam masz? Łapówkę?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Raczej groźbę. To od twoich fanek. Piszą, żebym w końcu się odwaliła od ich ukochanego- powiedziałam z pełną powagą.
- Mówisz poważnie?- podszedł do mnie zaniepokojony.
- Nie głupku. Jednak naprawdę przeciwieństwa się przyciągają- zażartowałam.
- Ha ha ha bardzo śmieszne. Pokaż co dostałaś- usiadł obok mnie. Otworzyłam ją. W środku była biało-fioletowo-srebrna kartka. Na niej wielki napis zaproszenie. Zajrzałam do środka. - więc co to jest? Nie umiem czytać po polsku.
- To jest zaproszenie na ślub. Odbędzie się 15 lutego 2014 roku, w naszej rodzinnej miejscowości.
- Zostałaś zaproszona na ślub? Pfff... ja bym cię nie zapraszał.
- Nie ja, tylko my. Jest napisane, że wraz z osobą towarzyszącą, czyli z tobą.- tłumaczyłam mu, jak małemu chłopcu.
- Co tam gołąbeczki?- spytał zadowolony Liam wchodząc z resztą chłopaków do garderoby. Usiedli sobie na kanapie.
- Co ciekawego macie?- tym razem zadał pytanie Zayn.
- Zaproszenie na ślub- odpowiedział brunet.
- To już rozdajecie zaproszenia?- zapytał niezadowolony Hazza.
- Co?! My się nie pobieramy, tylko mój brat. Dostaliśmy zaproszenie na jego ślub- szybko wszystko sprostowałam. Jak on mógł pomyśleć, że ja i Lou bierzemy ślub, na dodatek w tym wieku.
- Uff... kamień spadł mi z serca- powiedział żartobliwie Niall przecierając wierzchem dłoni czoło.
- Justi jesteś już gotowa?- dołączyła do nas Caroline.
- Właściwie to tak.
- To szybciutko, bo Jason się już denerwuje. Dobrze wiesz, jaki on jest nerwowy.- oznajmiła szatynka.
- Dobra, zaraz przyjdę.- wstałam z krzesła i zabrałam torbę- dobra laski, wypad- popędziłam ich. Niechętnie wyszli z pomieszczenia. Zamknęłam drzwi i poczułam, że tracę grunt pod nogami. Nim się obejrzałam zwisałam przez ramię bruneta. Zaczął biec.- Lou czekaj! Zgubiłam torbę!- krzyczałam do chłopaka. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam pozostałą czwórkę, która z uśmiechem na twarzy biegła za nami, trzymając moją torbę.- puść mnie! Jason się wkurzy!
- Trudno- oznajmił z uśmiechem wkładając mnie do samochodu. Zapiął mnie pasami i zablokował drzwiczki. Pozostała czwórka wsiadła z nami do auta. Lou wyjechał z parkingu na jezdnie.
- O mój Boże, Lou jedziemy po złej stronie!- krzyknęłam przerażona na chłopaka. Ten, jak gdyby nigdy nic zjechał na prawidłowy pas. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się milutko.- wypuść mnie zanim dostanę zawału serca!- szarpałam za drzwiczki.
- Widziałaś w jakimś filmie, żeby porywacz wypuścił swoją ofiarę, gdy ta tego od niego żąda?- spytał sarkastycznie Zayn.
- Loui jak ty możesz siedzieć z laską, która nie ogląda tv. I to dla niej ze mną zerwałeś?- zaczął Niall.
- A upewniał nas, że to ta jedyna, nie powtarzalna, że nikt z nas nie znajdzie zabawniejszej...
- sprytniejszej
- ładniejszej
- inteligentniejszej
- ładniejszej
- Yyy... Zayn, ale my to już powiedzieliśmy, znaczy Harry to powiedział- upomniał go Liam.
- Ale Lou mówił to tysiące razy...- Pokręciłam głową.
- Ciekawe co na to Daria...- zwróciłam się do Malik'a.
- Na co?- spytał zgubiony z tropu.
- Żadna dziewczyna nie lubi, gdy jej chłopak komplementuje inną, nawet jeśli to jej przyjaciółka.
- No Zen... będzie zła na ciebie.- wzruszył ramionami Niall.
- Nie mów jej, znowu nie będzie się do mnie odzywać.
- Okej, nie powiem jej, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Odwieziecie mnie z powrotem do Caroline.
- Ha! Ha! Ha! Nie ma takiej opcji- powiedział teatralnie Lou.
- Ej na serio odwieźcie mnie tam, Jason się wkurzy i będzie się mnie ciągle czepiał, proszę was.
- Nie marudź, zaraz będziemy na miejscu.- po 5 minutach chłopak zaparkował przed wielkim boiskiem. Nie było ono kryte, co było o tej porze roku wielkim minusem.
- Chłopaki nie wierzyli, że jesteś dobra w nogę, teraz możesz im to udowodnić- powiedział Tommo wyciągając mnie z samochodu.
- Chyba sobie żartujesz? Są -3 stopnie i ja mam teraz biegać? Przecież zaraz zachoruję.
- Tchórzysz!- krzyknął zadowolony Nialler wbiegając na murawę.
- Nie umiesz grać i tyle. Nie wymyślaj, jakiś tam powodów. Lepiej się przyznaj- zadrwił ze mnie Hazza.
- Przekonajmy się- powiedziałam zdeterminowana.
- Okej to Ty i Lou wybieracie składy.
- Jak to? Oni mają grać osobno? Przecież Louis będzie jej dawał fory!- zaprotestował Niall. Brunet upewnił ich, że nie będzie dla mnie forów. W końcu wybrałam mój skład: Niall, Liam i ja. Zaczęliśmy grać. Mecz trwał półgodziny. Było 2:2 kiedy przyjechał jakiś samochód. Dobra, nie był to jakiś samochód, tylko mój bus.
- Ooo teraz się dopiero zacznie...- spuściłam głowę. Z busa wysiadł zdenerwowany Richard.
- Justine idź do samochodu!- krzyknął na mnie. Pożegnałam się z chłopakami i poszłam w stronę auta. Stanęłam przy drzwiczkach i patrzałam na całą akcję.
- Powinieneś wyluzować i przestań na nią krzyczeć- odezwał się Lou.
- Wyluzować?! Jak mam wyluzować, kiedy moja klientka znika mi z oczu, a za 3 godziny ma koncert?!
- Przecież ona nie jest robotem! Klientka?! No patrz, ciekawe czy każda klientka siedziała przy tobie dzień w dzień, kiedy ty byłeś w śpiączce!- wypomniał mu chłopak.
- Masz zakaz spotykania się z nią rozumiesz?!- warknął oszołomiony Jason.
- Koleś, Justyna jest dorosła i spotyka się z kim chce, a tobie nic do tego!- zadrwił z niego.
- Jason!- krzyknęłam podbiegając tam- jeżeli chcesz mi stawiać takie debilne ultimatum, to mogę zmienić sobie manager'a w każdej chwili! Nie będziesz mi mówił z kim mogę się spotykać, a z kim nie! To moje życie! Jesteś moim manager'em, a nie ojcem czy bratem! Zrozum to i przestań już na nich naskakiwać!- facet się zmulił. Nie wiedział co ma odpowiedzieć.W końcu coś z siebie wydusił.
- Za minutę odjeżdżamy, do samochodu- powiedział spokojnie. Odeszłam od nich i poszłam do busa. Weszłam do środka i usiadłam z tyłu.
- Ej laleczko co się stało?- spytał Dave.
- Mam już dość humorków Jason'a.
- Nie tylko ty- burknął Peter.
- Co niby tobie zrobił?- zwrócił się do niego Cody.
- Nie pozwolił mi dokończyć kanapki, bo musieliśmy jechać- oznajmił oburzony. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, tak samo, jak Dave i Cody.- no co się śmiejecie?! Byłem głodny!
- Sorry Piotruś, ale to nic w porównaniu do tego co on mi robi.- czekaliśmy na niego jeszcze 2 minuty, które ciągnęły się i ciągnęły. W końcu wsiadł do nas. Bez słowa usiadł na swoim miejscu. Ruszyliśmy. Wyjrzałam przez okno, żeby pomachać do chłopaków. Lou zrobił smutną buźkę. Czułam się fatalnie. Chłopaka zobaczę dopiero 14 lutego, bo musimy 15 dotrzeć na ślub.
- Eee Cody! Spójrz, jak nasza gwiazda się przykleiła do szyby- powiedział żartobliwie Dave. Mogłam się spodziewać, że zaraz padnie od niego jakiś krzywy komentarz. Usiadłam na siedzeniu i zawołałam Caroline. Potrzebowałam się komuś wygadać, a ona była oprócz mnie jedyną dziewczyną w busie. Zajęła miejsce obok mnie, przykryła nas kocem i wręczyła mi drożdżówkę. Siedziała uważnie i wsłuchiwała się w każde moje słowo. Nie obyło się bez wtrąceń chłopaków, którzy mieli polewkę z moich problemów. Gadałyśmy tak do 8pm. Byłam zmęczona więc położyłam się spać.
Ktoś zaczął mną potrząsać.
- Hej, Just obudź się. Jesteśmy przed hotelem.- szeptał mi do ucha Cody.
- Nigdzie nie idę- zaprotestowałam i obróciłam się na drugi bok.
- Musimy już iść. Dawaj- próbował dalej.
- Nie!- krzyknęłam na niego.
- Jak sobie chcesz- powiedział i podniósł mnie, jak pannę młodą. Muszę przyznać, że było to wygodne.- laska powinnaś schudnąć. Co ty jesz?
- Lepiej się zapisz na siłownię- oznajmiłam zaspana. Chłopak przyznał mi rację i położył mnie do łóżka. Bez najmniejszego problemu zasnęłam.
________________________________________________
No mówiłam- żadna rewelacja.
Miałam rację, choroba trzyma mnie od piątku i nie chce ustąpić.
Tyle sprawdzianów było w tym tygodniu.
Jakbym nie miała kiedy zachorować, tylko akurat w najgorszym
tygodniu nauki. I do tego lewe oko mi spuchło i wyglądam, jak wampir xd
Jak tam wasze zdrowie? :)
KOMENTUJCIE
3KOMENTARZE=NOWY ROZDZIAŁ
♥
sobota, 11 stycznia 2014
36
Zaspałam. Szybko założyłam byle jakie ciuchy, umyłam zęby i bez śniadania wsiadłam z Jason'em do auta i pojechaliśmy do brytyjskiego programu śniadaniowego. Tam czekała na mnie Caroline, która w 5 minut mnie ubrała, uczesała i pomalowała. Wyglądałam w końcu na ogarniętą. Wywiad trwał 20 minut, później zaśpiewałam i zapowiedziałam trasę koncertową. W tym dniu miałam polecieć do Polski. Pierwszy koncert ma się odbyć w Krakowie, następny we Wrocławiu, Gorzowie Wlkp i rzecz jasna w Szczecinie. Zeszłam już z wizji i poszłam do garderoby.
- Dzięki Caroline. Jesteś wielka- powiedziałam do niej przebierając się w luźniejsze ciuchy.
- Nie przesadzaj- zawstydziła się.- Lou dzisiaj przyjeżdża się pożegnać?- spytała pakując do kuferka kosmetyki.
- Nie wiem. Chyba nie.- spuściłam głowę.- poza tym nie chcę go ciągać za sobą. Ma teraz inne zmartwienia.
- No tak, ale ty nadal jesteś jego dziewczyną, więc tak czy owak powinien o tobie pamiętać.
- Daj spokój. Jest ok. Rozumiem go. Też bym się nigdzie nie pokazywała.
- Czemu go ciągle usprawiedliwiasz?
- Czemu ty się go ciągle czepiasz?- odwróciłam się w jej stronę poprawiając bluzkę.
- Ja spytałam pierwsza.
- Ponieważ to mój chłopak. Teraz ty mi odpowiedz.
- Bo widzę, że nie jesteś zbytnio szczęśliwa.
- A ty byś była? Twojemu chłopakowi zmarła babcia czyli bliska mu osoba, a ty jedyne co możesz zrobić to powiedzieć mu, że będzie dobrze, choć wcale tak nie będzie. Nie wiesz, jak masz się zachować. Chcesz mu tak cholernie pomóc, ale w żaden sposób się nie da. Jeszcze wyjeżdżam w tym czasie, kiedy on mnie najbardziej potrzebuje.- z moich oczu wypłynęły łzy. Kobieta widząc to od razu mnie przytuliła.
- Justi przepraszam nie chciałam.- oznajmiła skruszona szatynka.
- Sama już nie wiem, jak mam mu pomóc. On tak strasznie cierpi. Car doradź mi proszę.
- Nie mogę.
- Co?- spojrzałam na nią zdumiona. Każda dziewczyna, którą się prosi o radę zaraz rzuca nimi bez opamiętania, a ona nie mogła.
- Nie, na serio nie mogę, bo jestem w tym kiepska- zaśmiała się. Jej uśmiech wywołał w mojej duszy radość. Była taka promienna i radosna.
- Co się tu dzieje?- spytał niepewnie Jason.
- Nic takiego.- szybko odpowiedziała stylistka.
- Just czy ty płaczesz?- spojrzał na mnie z wielkimi oczyma.- może ci w czymś pomogę?
- Nie trzeba- przetarłam łzy wierzchem dłoni.- idziemy?- zwróciłam się do Caroline. Pomogłam jej z rzeczami i wsiadłyśmy do samochodu. Pojechaliśmy do domu, spakowałam się, zjadłam obiad i kolację, obejrzałam telewizję i pisałam z Liam'em.
- Już jedziemy- oznajmił mi Adam, który niósł mój bagaż. Ruszyłam za nim. Wsiadłam do samochodu i odjechaliśmy. Co pięć minut spoglądałam na telefon w nadziei, że Lou do mnie zadzwoni. Niestety nie zadzwonił. Wysiedliśmy z auta i poszliśmy załatwić formalności. Stanęłam przy oknie i wpatrywałam się w nie, jak w malowane wrota.Byłam przybita. Nawet się nie pożegnam z moim chłopakiem. Ale z drugiej strony byłam szczęśliwa, bo w końcu spełniam moje marzenia. Na lotnisku dołączył do nas mój perkusista Peter, na którego mówiłam Piotruś oraz gitarzyści Dave i Cody. Obróciłam się do tyłu, żeby spytać o coś Jason'a, ale zamiast niego ujrzałam Lou z jego rodziną. Uśmiechnęłam się i pobiegłam w ich stronę rzucając się na szyję chłopaka. Wtuliłam się w niego najmocniej, jak tylko potrafiłam. Znowu poleciały łzy. Jestem denerwująco wrażliwa. Rozumiem ludzie wrażliwi mają jakieś uczucia i są za to szanowani, ale bez przesady. Mnie samą to wkurzało.
- Myślałam, że nie przyjedziesz- oznajmiłam odsuwając się od niego.
- Przecież nie jestem potworem- zaśmiał się.
- Dzień dobry- zwróciłam się do jego mamy.
- Dzień dobry słoneczko- przytuliła mnie.- szkoda, że wyjeżdżasz- powiedziała smutno.
- Proszę się nie martwić, niedługo może wezmę parę dni wolnego i przyjadę do Londynu.- posłałam jej ciepły uśmiech. Następnie pożegnałam się z dziewczynkami. Lottie trzymała w rękach kamerę. Nie pojmowałam tego czemu za każdym razem gdy byłam z Louis'em to ktoś nas filmował. To było trochę dziwne. Z powrotem wróciłam do Tomlinson'a. Przytuliłam się do niego.
- Głupio się złożyło, że teraz mam trasę.
- No tak, bo ja mam teraz trzy miesiące wolnego.
- Nawet nie o to chodzi. Opuszczam cię w najgorszym momencie. Teraz kiedy ty mnie najbardziej potrzebujesz ja lecę rozwijać swoją karierę. To egoistyczne.- spuściłam głowę.
- Daj spokój. Przecież nie będę cię tu trzymał. Dopiero zaczynasz być artystką. Ludzie cię rozpoznają, a fani na ciebie liczą. Nie możesz zawieść setki tysięcy ludzi tylko dlatego, że mam gorszy czas.- pogładził mnie po policzku.
- Kocham cię Lou- wtuliłam się w niego.
- Ja ciebie też kocham Justynka- objął mnie mocniej.
- Just musimy już iść, samolot czeka!- krzyknął Adam. Miałam to gdzieś. Nie chciałam wychodzić z ramion Lou. Tam mi było dobrze. Sam fakt, iż wiedziałam, że to ostatni raz kiedy się widzimy wciągu czterech miesięcy nie pozwalał mi wyswobodzić się z uścisku.
- Twój "goryl" cię woła- wyszeptał mi do ucha.
- I co z tego. Nie chcę nigdzie lecieć.- kolejne łzy spływające po moich policzkach. Wtedy poczułam, jak ktoś mnie ciągnie w przeciwną stronę. Wtedy chwyciłam się mocniej Tommo. Musiało to komicznie wyglądać, gdy jeden facet cię ciągnie w swoją stronę, a ty nie chcesz puścić drugiego. Dałam całusa brunetowi i się poddałam. Zakryłam spuchniętą twarz i wsiadłam na pokład samolotu. Nie chciałam się oglądać, bo wiedziałam, że będzie boleć jeszcze bardziej. Usadowiłam się wygodnie, włożyłam słuchawki do uszu i odlecieliśmy.
Wylądowaliśmy. Od razu pojechaliśmy do hotelu. Caroline robiła poprawki i pojechaliśmy na próbę. Kiedy stałam na scenie, a widownia była pusta nie czułam żadnego stresu. Śpiewałam swobodnie i świetnie się przy tym bawiłam. Przyszedł już czas na koncert. Gdy zajrzałam zza kulis od razu zżarła mnie trema. W moim gardle zrobiła się ogromna kluska. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Była masa ludzi. Nigdy nie pomyślałabym, że tyle osób chce słuchać mojego wycia.
- Justi już czas- powiedziała Car.
- Nie mogę- stanęłam, jak wryta.
- Co?!- krzyknęła na mnie.
- Boję się.
- Nie rób sobie jaj- wypchnęła mnie na scenę. I tak się na niej znalazłam. Zostałam wepchnięta przez stylistkę. Zdenerwowana wyszłam na środek.
- Cześć Kraków!- krzyknęłam.- muszę wam powiedzieć, że strasznie się stresuję i niestety może być kiepsko. Zacznę od przedstawienia mojego zespołu- przedstawiłam wszystkich po kolei. Zaśpiewałam pierwszą piosenkę. Nie wyszła mi za dobrze, ale następna była bardziej energiczna, więc się wyluzowałam i byłam sobą. Koncert dobiegł końca. Fani ustawiali się w kolejce po zdjęcie i autograf. Wszystko się skończyło i pojechaliśmy busem w dalszą podróż. Tym razem miałam koncert we Wrocławiu. Nie odczuwałam już tak dużej tremy, jak poprzednio. Dałam koncert i znowu autografy oraz zdjęcia. Tak samo było w Gorzowie Wielkopolskim. Pojechaliśmy w końcu do Szczecina. Siedziałam w garderobie, w tym czasie Caroline mnie stylizowała, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi.
- Proszę!- krzyknęłam. Wtedy weszła grupka chłopaków. Zaniemówiłam z wrażenia. To byli One Direction. Nie mogłam w to uwierzyć. Bez chwili namysłu ruszyłam w ich stronę. Przywitałam się z nimi.- a gdzie jest Lou?- spytałam poirytowana.
- Nie mógł przyjechać. Jest nadal przygnębiony, w ogóle się do nas nie odzywa- powiedział z powagą Zayn.
- Co?- zasmuciłam się.
- Żartowałem!- krzyknął czarnuszek, a zza jego pleców wyskoczył Louis.
- Tadaa!- krzyknął zadowolony brunet.
- Zayn jesteś już martwy.- zagroziłam mu palcem.- cześć- przytuliłam się do chłopaka. Ten dał mi całusa.
- Ej.. nie przy ludziach- powiedział oburzony Hazza.
- A co zazdrosny jesteś?- spytał Lou.
- No tak!- krzyknął naburmuszony. Zaśmialiśmy się.
- Tak właściwie to co wy tutaj robicie?- spytałam zadowolona.
- Nie chcieliśmy, żebyś sama śpiewała naszą piosenkę, więc przylecieliśmy ci pomóc.- wyjaśnił Niall.
- Wiesz, w końcu jesteśmy profesjonalistami i wiemy, jak się zachować na scenie i jak porwać tłum- dodał Liam.
- Wredny jesteś- spojrzałam na niego z uśmiechem- chyba nie chcecie mi zabrać moich fanów?
- Niee- oznajmił poważnie Lou.- chcemy tylko zachęcić nowe osoby do słuchania naszej muzyki, a twoja trasa będzie dla nas reklamą- wytłumaczył mi.
- Jesteście okropni. Idźcie się ogarnąć. Za 10 minut zaczynamy.- usiadłam z powrotem na fotel. Szatynka dokończyła mój makijaż, ubrała mnie i uczesała. Byłam już gotowa, kiedy ktoś ponownie zapukał do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam moich rodziców i braci.- co tu robicie?- spytałam zadowolona od ucha do ucha.
- Dostaliśmy te bilety od ciebie i przyjechaliśmy zobaczyć, jak nasza Justynka się spełnia- powiedziała mama, której oczy zmieniły się w szklanki.
- Przepraszam cię siostra za tamto. Głupio wyszło. Jestem kretynem.- dodał Maciek.
- Jesteś kretynem- przyznałam mu rację.- idźcie na miejsca. Koncert zaraz się zacznie.- pogoniłam ich. Weszłam na scenę i jak zawsze przywitałam miasto i fanów, przedstawiłam zespół i zaczęłam śpiewać piosenkę, którą nagrałam z 1D. Wszyscy zaczęli śpiewać. Zbliżał się refren i wtedy, jakby znikąd pojawili się chłopcy. Wszyscy na sali zaczęli piszczeć. Zostali ze mną na scenie do końca koncertu. Było wspaniale. Gdy występ dobiegł końca ukłoniliśmy się i zeszliśmy ze sceny.
_____________________________________________________________
Dziękuję za 4752 wyświetlenia! ♥
Chyba się już wypalam.
Myślałam, że nie będę w stanie napisać kolejnego rozdziału, ale coś tam
napisałam.
Chyba choroba mnie dopadła.
Po prostu cudownie, że przyszła akurat w weekend ;c
Dziękuję, że pytacie się o notki na ASK'u ;)
I do znudzenia KOMENTUJCIE!
Kocham Was ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
- Dzięki Caroline. Jesteś wielka- powiedziałam do niej przebierając się w luźniejsze ciuchy.
- Nie przesadzaj- zawstydziła się.- Lou dzisiaj przyjeżdża się pożegnać?- spytała pakując do kuferka kosmetyki.
- Nie wiem. Chyba nie.- spuściłam głowę.- poza tym nie chcę go ciągać za sobą. Ma teraz inne zmartwienia.
- No tak, ale ty nadal jesteś jego dziewczyną, więc tak czy owak powinien o tobie pamiętać.
- Daj spokój. Jest ok. Rozumiem go. Też bym się nigdzie nie pokazywała.
- Czemu go ciągle usprawiedliwiasz?
- Czemu ty się go ciągle czepiasz?- odwróciłam się w jej stronę poprawiając bluzkę.
- Ja spytałam pierwsza.
- Ponieważ to mój chłopak. Teraz ty mi odpowiedz.
- Bo widzę, że nie jesteś zbytnio szczęśliwa.
- A ty byś była? Twojemu chłopakowi zmarła babcia czyli bliska mu osoba, a ty jedyne co możesz zrobić to powiedzieć mu, że będzie dobrze, choć wcale tak nie będzie. Nie wiesz, jak masz się zachować. Chcesz mu tak cholernie pomóc, ale w żaden sposób się nie da. Jeszcze wyjeżdżam w tym czasie, kiedy on mnie najbardziej potrzebuje.- z moich oczu wypłynęły łzy. Kobieta widząc to od razu mnie przytuliła.
- Justi przepraszam nie chciałam.- oznajmiła skruszona szatynka.
- Sama już nie wiem, jak mam mu pomóc. On tak strasznie cierpi. Car doradź mi proszę.
- Nie mogę.
- Co?- spojrzałam na nią zdumiona. Każda dziewczyna, którą się prosi o radę zaraz rzuca nimi bez opamiętania, a ona nie mogła.
- Nie, na serio nie mogę, bo jestem w tym kiepska- zaśmiała się. Jej uśmiech wywołał w mojej duszy radość. Była taka promienna i radosna.
- Co się tu dzieje?- spytał niepewnie Jason.
- Nic takiego.- szybko odpowiedziała stylistka.
- Just czy ty płaczesz?- spojrzał na mnie z wielkimi oczyma.- może ci w czymś pomogę?
- Nie trzeba- przetarłam łzy wierzchem dłoni.- idziemy?- zwróciłam się do Caroline. Pomogłam jej z rzeczami i wsiadłyśmy do samochodu. Pojechaliśmy do domu, spakowałam się, zjadłam obiad i kolację, obejrzałam telewizję i pisałam z Liam'em.
- Już jedziemy- oznajmił mi Adam, który niósł mój bagaż. Ruszyłam za nim. Wsiadłam do samochodu i odjechaliśmy. Co pięć minut spoglądałam na telefon w nadziei, że Lou do mnie zadzwoni. Niestety nie zadzwonił. Wysiedliśmy z auta i poszliśmy załatwić formalności. Stanęłam przy oknie i wpatrywałam się w nie, jak w malowane wrota.Byłam przybita. Nawet się nie pożegnam z moim chłopakiem. Ale z drugiej strony byłam szczęśliwa, bo w końcu spełniam moje marzenia. Na lotnisku dołączył do nas mój perkusista Peter, na którego mówiłam Piotruś oraz gitarzyści Dave i Cody. Obróciłam się do tyłu, żeby spytać o coś Jason'a, ale zamiast niego ujrzałam Lou z jego rodziną. Uśmiechnęłam się i pobiegłam w ich stronę rzucając się na szyję chłopaka. Wtuliłam się w niego najmocniej, jak tylko potrafiłam. Znowu poleciały łzy. Jestem denerwująco wrażliwa. Rozumiem ludzie wrażliwi mają jakieś uczucia i są za to szanowani, ale bez przesady. Mnie samą to wkurzało.
- Myślałam, że nie przyjedziesz- oznajmiłam odsuwając się od niego.
- Przecież nie jestem potworem- zaśmiał się.
- Dzień dobry- zwróciłam się do jego mamy.
- Dzień dobry słoneczko- przytuliła mnie.- szkoda, że wyjeżdżasz- powiedziała smutno.
- Proszę się nie martwić, niedługo może wezmę parę dni wolnego i przyjadę do Londynu.- posłałam jej ciepły uśmiech. Następnie pożegnałam się z dziewczynkami. Lottie trzymała w rękach kamerę. Nie pojmowałam tego czemu za każdym razem gdy byłam z Louis'em to ktoś nas filmował. To było trochę dziwne. Z powrotem wróciłam do Tomlinson'a. Przytuliłam się do niego.
- Głupio się złożyło, że teraz mam trasę.
- No tak, bo ja mam teraz trzy miesiące wolnego.
- Nawet nie o to chodzi. Opuszczam cię w najgorszym momencie. Teraz kiedy ty mnie najbardziej potrzebujesz ja lecę rozwijać swoją karierę. To egoistyczne.- spuściłam głowę.
- Daj spokój. Przecież nie będę cię tu trzymał. Dopiero zaczynasz być artystką. Ludzie cię rozpoznają, a fani na ciebie liczą. Nie możesz zawieść setki tysięcy ludzi tylko dlatego, że mam gorszy czas.- pogładził mnie po policzku.
- Kocham cię Lou- wtuliłam się w niego.
- Ja ciebie też kocham Justynka- objął mnie mocniej.
- Just musimy już iść, samolot czeka!- krzyknął Adam. Miałam to gdzieś. Nie chciałam wychodzić z ramion Lou. Tam mi było dobrze. Sam fakt, iż wiedziałam, że to ostatni raz kiedy się widzimy wciągu czterech miesięcy nie pozwalał mi wyswobodzić się z uścisku.
- Twój "goryl" cię woła- wyszeptał mi do ucha.
- I co z tego. Nie chcę nigdzie lecieć.- kolejne łzy spływające po moich policzkach. Wtedy poczułam, jak ktoś mnie ciągnie w przeciwną stronę. Wtedy chwyciłam się mocniej Tommo. Musiało to komicznie wyglądać, gdy jeden facet cię ciągnie w swoją stronę, a ty nie chcesz puścić drugiego. Dałam całusa brunetowi i się poddałam. Zakryłam spuchniętą twarz i wsiadłam na pokład samolotu. Nie chciałam się oglądać, bo wiedziałam, że będzie boleć jeszcze bardziej. Usadowiłam się wygodnie, włożyłam słuchawki do uszu i odlecieliśmy.
Wylądowaliśmy. Od razu pojechaliśmy do hotelu. Caroline robiła poprawki i pojechaliśmy na próbę. Kiedy stałam na scenie, a widownia była pusta nie czułam żadnego stresu. Śpiewałam swobodnie i świetnie się przy tym bawiłam. Przyszedł już czas na koncert. Gdy zajrzałam zza kulis od razu zżarła mnie trema. W moim gardle zrobiła się ogromna kluska. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Była masa ludzi. Nigdy nie pomyślałabym, że tyle osób chce słuchać mojego wycia.
- Justi już czas- powiedziała Car.
- Nie mogę- stanęłam, jak wryta.
- Co?!- krzyknęła na mnie.
- Boję się.
- Nie rób sobie jaj- wypchnęła mnie na scenę. I tak się na niej znalazłam. Zostałam wepchnięta przez stylistkę. Zdenerwowana wyszłam na środek.
- Cześć Kraków!- krzyknęłam.- muszę wam powiedzieć, że strasznie się stresuję i niestety może być kiepsko. Zacznę od przedstawienia mojego zespołu- przedstawiłam wszystkich po kolei. Zaśpiewałam pierwszą piosenkę. Nie wyszła mi za dobrze, ale następna była bardziej energiczna, więc się wyluzowałam i byłam sobą. Koncert dobiegł końca. Fani ustawiali się w kolejce po zdjęcie i autograf. Wszystko się skończyło i pojechaliśmy busem w dalszą podróż. Tym razem miałam koncert we Wrocławiu. Nie odczuwałam już tak dużej tremy, jak poprzednio. Dałam koncert i znowu autografy oraz zdjęcia. Tak samo było w Gorzowie Wielkopolskim. Pojechaliśmy w końcu do Szczecina. Siedziałam w garderobie, w tym czasie Caroline mnie stylizowała, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi.
- Proszę!- krzyknęłam. Wtedy weszła grupka chłopaków. Zaniemówiłam z wrażenia. To byli One Direction. Nie mogłam w to uwierzyć. Bez chwili namysłu ruszyłam w ich stronę. Przywitałam się z nimi.- a gdzie jest Lou?- spytałam poirytowana.
- Nie mógł przyjechać. Jest nadal przygnębiony, w ogóle się do nas nie odzywa- powiedział z powagą Zayn.
- Co?- zasmuciłam się.
- Żartowałem!- krzyknął czarnuszek, a zza jego pleców wyskoczył Louis.
- Tadaa!- krzyknął zadowolony brunet.
- Zayn jesteś już martwy.- zagroziłam mu palcem.- cześć- przytuliłam się do chłopaka. Ten dał mi całusa.
- Ej.. nie przy ludziach- powiedział oburzony Hazza.
- A co zazdrosny jesteś?- spytał Lou.
- No tak!- krzyknął naburmuszony. Zaśmialiśmy się.
- Tak właściwie to co wy tutaj robicie?- spytałam zadowolona.
- Nie chcieliśmy, żebyś sama śpiewała naszą piosenkę, więc przylecieliśmy ci pomóc.- wyjaśnił Niall.
- Wiesz, w końcu jesteśmy profesjonalistami i wiemy, jak się zachować na scenie i jak porwać tłum- dodał Liam.
- Wredny jesteś- spojrzałam na niego z uśmiechem- chyba nie chcecie mi zabrać moich fanów?
- Niee- oznajmił poważnie Lou.- chcemy tylko zachęcić nowe osoby do słuchania naszej muzyki, a twoja trasa będzie dla nas reklamą- wytłumaczył mi.
- Jesteście okropni. Idźcie się ogarnąć. Za 10 minut zaczynamy.- usiadłam z powrotem na fotel. Szatynka dokończyła mój makijaż, ubrała mnie i uczesała. Byłam już gotowa, kiedy ktoś ponownie zapukał do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam moich rodziców i braci.- co tu robicie?- spytałam zadowolona od ucha do ucha.
- Dostaliśmy te bilety od ciebie i przyjechaliśmy zobaczyć, jak nasza Justynka się spełnia- powiedziała mama, której oczy zmieniły się w szklanki.
- Przepraszam cię siostra za tamto. Głupio wyszło. Jestem kretynem.- dodał Maciek.
- Jesteś kretynem- przyznałam mu rację.- idźcie na miejsca. Koncert zaraz się zacznie.- pogoniłam ich. Weszłam na scenę i jak zawsze przywitałam miasto i fanów, przedstawiłam zespół i zaczęłam śpiewać piosenkę, którą nagrałam z 1D. Wszyscy zaczęli śpiewać. Zbliżał się refren i wtedy, jakby znikąd pojawili się chłopcy. Wszyscy na sali zaczęli piszczeć. Zostali ze mną na scenie do końca koncertu. Było wspaniale. Gdy występ dobiegł końca ukłoniliśmy się i zeszliśmy ze sceny.
_____________________________________________________________
Dziękuję za 4752 wyświetlenia! ♥
Chyba się już wypalam.
Myślałam, że nie będę w stanie napisać kolejnego rozdziału, ale coś tam
napisałam.
Chyba choroba mnie dopadła.
Po prostu cudownie, że przyszła akurat w weekend ;c
Dziękuję, że pytacie się o notki na ASK'u ;)
I do znudzenia KOMENTUJCIE!
Kocham Was ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
niedziela, 5 stycznia 2014
35
Tym razem obudziłam się bez bólu głowy, co mnie bardzo zaskoczyło. Gdy chciałam się podnieść zorientowałam się, że nie mam nic na sobie. Rozejrzałam się dookoła w celu znalezienia jakiś ciuchów. Owinęłam się kocem, poszłam do łazienki i włożyłam na siebie szlafrok. Spojrzałam w lustro i się przeraziłam. Wyglądałam koszmarnie. Twarz miałam białą niczym ściana, włosy potargane we wszystkie strony i do tego pojawiły się fioletowe worki pod oczami. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i zrobiłam szybki make-up, tak aby odświeżyć nieco moją twarz. Weszłam do sypialni i wyciągnęłam z szafy jeans'y, biały t-shirt i czarną bluzę ze złotym logiem adidas. Ubrałam się i zeszłam na dół. Panował tam istny chaos. Westchnęłam i wzięłam się za sprzątanie. Pozmywałam wszystkie naczynia, wytarłam stół w jadalni i blaty w kuchni, wytarłam kurze, odkurzyłam i umyłam podłogę, która kleiła się od rozlanego alkoholu. Po wysprzątaniu dołu poszłam zrobić sobie kawę.
- Dzień dobry- powiedział zaspany Harry. Nie odpowiedziałam mu.- zrobisz mi kawy?- spytał z lekką chrypką. Nadal się nie odzywałam.- Just co jest?- wstał i podszedł do mnie. Chwycił mnie w talii- mam inaczej poprosić?- spytał zawadiacko. Odepchnęłam go najmocniej, jak umiałam.
- Oszalałeś?!- krzyknęłam na niego.
- O co ci chodzi?! Nie znasz się na żartach?!- odkrzyknął z pretensjami.
- To miał być żart?! Ludzie mają rację, że twoje "żarty" są żałosne!- usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach. Szybko uciszyłam Styles'a, który już chciał mi odszczekać. Do kuchni wszedł Liam.
- Co to za krzyki?- spytał zaspany siadając przy stole.
- Zobaczyłam pająka i się przestraszyłam- skłamałam.
- Dziewczyny- pokręcił głową- zrobisz mi też kawy?- schował głowę w dłoniach.
- Jasne- postanowiłam, że zrobię jej dla wszystkich. Razem z przyjacielem i loczkiem zanieśliśmy kawy do salonu. Przygotowałam też śniadanie. Wszyscy zeszli na dół. Po skończonym posiłku Lou pomógł mi zanieść naczynia z powrotem do kuchni.
- Nawet się dobrze nie przywitaliśmy- powiedział obejmując mnie w talii.
- Hej.
- No cześć- natarł nasze wargi. Chwycił mnie za pupę unosząc do góry. Posadził mnie na blacie kuchennym i zaczął składać namiętne pocałunki na moich ustach.
- No proszę was!- krzyknął Niall- rozumiem, że wczoraj się dobrze bawiliście, ale bez przesady, tu też są ludzie- powiedział udając zbulwersowanego.
- Nie pasuje ci coś Nialler?- spytał Lou.
- Tak.- odpowiedział mu.
- To idź do Barbary, ona zaspokoi twoje potrzeby- zaśmiał się brunet. Blondyn tylko przewrócił oczami. Ktoś wszedł do domu. Zaniepokojona zeszłam z blatu i poszłam zobaczyć kto przyszedł. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Jason'a.
- Jason! Co ty tu robisz?!- krzyknęłam głośno z uśmiechem na twarzy, żeby każdy słyszał, że Richard wrócił.
- Wsiadłem we wcześniejszy samolot i jestem. Musimy zaraz porozmawiać.- powiedział stanowczo.
- Dobra! Chodźmy do gabinetu!- krzyczałam dalej.
- Przecież słyszę, nie musisz się tak drzeć- pokręcił głową. Wziął walizkę i udał się na górę. Szybko poszłam za nim. Weszliśmy do gabinetu manager'a. Usiadł oczywiście za biurkiem. Wyjął ze swojej teczki jakieś papiery.- twoja trasa koncertowa zaczyna się 7 stycznia 2014 roku. Trasę zaczynamy od Polski. Następnie będą Niemcy, Holandia, Francja, UK, Szwecja. Później jedziemy do Azji, a na koniec do Ameryki. Jutro masz zdjęcia, piątek nagrywamy kawałki na nową płytę. W poniedziałek masz wywiad.
- Okej, to wszystko?
- Tak możesz już iść.
- Czuję się, jak na dywaniku u dyrektora- westchnęłam i wyszłam, gdy zeszłam na dół zobaczyłam moich przyjaciół już spakowanych i czekających na wielmożnego Hazza'ę w drzwiach. Zrobiło mi się przykro. Ale Jason jest taki sztywny, więc co miałam poradzić? Pożegnaliśmy się i wyszli. Posiedziałam trochę z manager'em i zaraz poszłam się umyć i spać.
Z samego rana pojechaliśmy na plan zdjęciowy, a później czekał mnie dwugodzinny trening i znowu spanie.
Następny dzień to było pisanie i nagrywanie nowych piosenek.
W końcu nastała upragniona sobota, gdzie mogłam spotkać się z Lou. Pojechałam do niego do Doncaster. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi jego mama.
- Dzień dobry- powiedziałam wesoło- coś się stało?- spytałam patrząc na jej smutny wyraz twarzy.
- Wejdź słonko.- weszłam do środka.- dzisiaj zmarła babcia Louis'a i dziewczynek.-spuściła głowę. Z jej oczu wypłynęły łzy. Bez namysłu przytuliłam ją do siebie. Bardzo dobrze się z nią dogadywałam.
- Jak Lou to zniósł?- spytałam z trudem powstrzymując łzy.
- Nie najlepiej. Jest u siebie.- poszłam od niej. Zapukałam do drzwi. Nikt mi nie odpowiadał. Postanowiłam sama wejść do środka. Zobaczyłam chłopaka siedzącego na łóżku. Był skulony, głowę miał schowaną w ramionach. Nawet nie spojrzał do góry, gdy do niego weszłam. Zrobiło mi się go żal. Usiadłam obok niego i bez słowa go przytuliłam.
- Tak mi przykro- wyszeptałam przez jego ramię.
- Akurat- odpowiedział oschle. Odsunęłam się od niego.
- Wątpisz w to, że ci współczuję?- spojrzałam na niego zmieszana.
- Wszyscy mi teraz współczują! Większość z nich ma w dupie to co czuję, co teraz przeżywam, ale i tak mi składają kondolencje! To jest chore!- wstał z łóżka. Odeszłam w stronę drzwi. Chłopak był nabuzowany i zdolny do wszystkiego.
- I uważasz, że ja też jestem taka?!- krzyknęłam na niego. Tomlinson jeszcze bardziej się zdenerwował.
- Mam tego dość!- podszedł do szafki i zrzucił z niej wszystkie rzeczy. Było słychać tłukące się szkło. Zaczął demolować pokój.
- Louis uspokój się proszę!- krzyczałam do chłopaka, próbując go powstrzymać. On jednak się nie poddawał. Zrzucił z regału wszystkie książki. Na podłodze wszędzie było szkło. W końcu go przytrzymałam. Co prawda wyrywał mi się, ale nie miał już na tyle siły, żeby ze mną wygrać. Zaczął płakać. Ukucnął na podłodze. Jego łzy spływały kolejno na wykładzinę pozostawiając na niej mokre plamy.- wszystko będzie dobrze- zaczęłam gładzić go po włosach.- obiecuję ci to- przytuliłam go mocniej.
- Cieszę się, że sobie nie poszłaś.- powiedział nie przestając płakać.
- Zrobiłeś straszny syf.- chłopak nie mógł się uspokoić.- chcesz zostać sam?- spytałam nieśmiało, licząc, że odpowie "nie".
- Tylko na chwilę.- wykonałam jego prośbę. Wyszłam z pokoju i poszłam do dziewczynek. Daisy i Phoebe siedziały smutne na podłodze. Porozmawiałam z nimi chwilkę i poszłam do Lottie i Fizzy. Dziewczyny od razu się domyśliły co działo się u ich brata w pokoju. Były przygnębione, tak samo, jak wszyscy. Było mi ich żal. Wróciłam znowu do Lou. Nadal siedział na podłodze. Podeszłam do komody, pod którą leżała stłuczona ramka ze zdjęciem. Wzięłam ją do ręki. Było to moje zdjęcie z Tommo.
- Pobiłem nasze zdjęcie.
- Nic nie szkodzi.- oznajmiłam smutno. Usiadłam obok niego.
- Pamiętam, jak robiliśmy to zdjęcie. To było na naszej pierwszej randce.
- 5 miesięcy temu... jak to szybko zleciało. Muszę ci coś powiedzieć. Wiem, że to nie odpowiedni moment, ale wyjeżdżam w trasę koncertową.
- Kiedy?
- 7 stycznia.
- Pogrzeb jest jutro. Mam nadzieję, że będziesz na nim.
- Jasne- chwyciłam jego dłoń.
- Zostaniesz na noc?- spytał bawiąc się moimi palcami.
- Raczej wrócę do Londynu. Nie wzięłam żadnych rzeczy, a poza tym macie teraz inne rzeczy na głowie niż goszczenie mnie tutaj.
- Tata wszystko załatwia. Mama ma tylko czas na zamartwianie się. Jak zostaniesz to pomożesz jej uciec od tych wszystkich myśli.
- Nie, nie zostanę.
- Proszę cię. To dla mnie ważne.- zrobił maślane oczka.
- No dobrze.
Wstaliśmy, ubraliśmy się i poszliśmy pożegnać babcię chłopaka. Nie znałam jej za dobrze, ale łzy same cisnęły się do oczu. Poznałam dziadka i tatę Lou. Po pogrzebie pojechaliśmy na obiad. Spędziłam u Tomlinson'ów cały dzień i dopiero wieczorem wróciłam do domu.
_____________________________________________
Sorry za taki rozdział, ale jestem przybita.
Mam tyle nauki, że aż mi się wszystkiego odechciewa.
Byłam dzisiaj na pogrzebie.
Ostatnio coraz gorzej się czuję.
Miałam pomysł na dzisiejszy rozdział, ale zapomniałam jaki.
Jeszcze ta wiadomość, że babcia Lou- Margaret Tomlinson umarła.
To wszystko mnie dobiło.
Bardzo dziękuję za spełnienie mojej prośby x
Nie mam pojęcia kiedy będzie następna notka, bo jak wspomniałam mam
dużo nauki.
Kocham was! ♥
Niech Pani Tomlinson spoczywa w spokoju [*]
- Dzień dobry- powiedział zaspany Harry. Nie odpowiedziałam mu.- zrobisz mi kawy?- spytał z lekką chrypką. Nadal się nie odzywałam.- Just co jest?- wstał i podszedł do mnie. Chwycił mnie w talii- mam inaczej poprosić?- spytał zawadiacko. Odepchnęłam go najmocniej, jak umiałam.
- Oszalałeś?!- krzyknęłam na niego.
- O co ci chodzi?! Nie znasz się na żartach?!- odkrzyknął z pretensjami.
- To miał być żart?! Ludzie mają rację, że twoje "żarty" są żałosne!- usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach. Szybko uciszyłam Styles'a, który już chciał mi odszczekać. Do kuchni wszedł Liam.
- Co to za krzyki?- spytał zaspany siadając przy stole.
- Zobaczyłam pająka i się przestraszyłam- skłamałam.
- Dziewczyny- pokręcił głową- zrobisz mi też kawy?- schował głowę w dłoniach.
- Jasne- postanowiłam, że zrobię jej dla wszystkich. Razem z przyjacielem i loczkiem zanieśliśmy kawy do salonu. Przygotowałam też śniadanie. Wszyscy zeszli na dół. Po skończonym posiłku Lou pomógł mi zanieść naczynia z powrotem do kuchni.
- Nawet się dobrze nie przywitaliśmy- powiedział obejmując mnie w talii.
- Hej.
- No cześć- natarł nasze wargi. Chwycił mnie za pupę unosząc do góry. Posadził mnie na blacie kuchennym i zaczął składać namiętne pocałunki na moich ustach.
- No proszę was!- krzyknął Niall- rozumiem, że wczoraj się dobrze bawiliście, ale bez przesady, tu też są ludzie- powiedział udając zbulwersowanego.
- Nie pasuje ci coś Nialler?- spytał Lou.
- Tak.- odpowiedział mu.
- To idź do Barbary, ona zaspokoi twoje potrzeby- zaśmiał się brunet. Blondyn tylko przewrócił oczami. Ktoś wszedł do domu. Zaniepokojona zeszłam z blatu i poszłam zobaczyć kto przyszedł. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Jason'a.
- Jason! Co ty tu robisz?!- krzyknęłam głośno z uśmiechem na twarzy, żeby każdy słyszał, że Richard wrócił.
- Wsiadłem we wcześniejszy samolot i jestem. Musimy zaraz porozmawiać.- powiedział stanowczo.
- Dobra! Chodźmy do gabinetu!- krzyczałam dalej.
- Przecież słyszę, nie musisz się tak drzeć- pokręcił głową. Wziął walizkę i udał się na górę. Szybko poszłam za nim. Weszliśmy do gabinetu manager'a. Usiadł oczywiście za biurkiem. Wyjął ze swojej teczki jakieś papiery.- twoja trasa koncertowa zaczyna się 7 stycznia 2014 roku. Trasę zaczynamy od Polski. Następnie będą Niemcy, Holandia, Francja, UK, Szwecja. Później jedziemy do Azji, a na koniec do Ameryki. Jutro masz zdjęcia, piątek nagrywamy kawałki na nową płytę. W poniedziałek masz wywiad.
- Okej, to wszystko?
- Tak możesz już iść.
- Czuję się, jak na dywaniku u dyrektora- westchnęłam i wyszłam, gdy zeszłam na dół zobaczyłam moich przyjaciół już spakowanych i czekających na wielmożnego Hazza'ę w drzwiach. Zrobiło mi się przykro. Ale Jason jest taki sztywny, więc co miałam poradzić? Pożegnaliśmy się i wyszli. Posiedziałam trochę z manager'em i zaraz poszłam się umyć i spać.
Z samego rana pojechaliśmy na plan zdjęciowy, a później czekał mnie dwugodzinny trening i znowu spanie.
Następny dzień to było pisanie i nagrywanie nowych piosenek.
W końcu nastała upragniona sobota, gdzie mogłam spotkać się z Lou. Pojechałam do niego do Doncaster. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi jego mama.
- Dzień dobry- powiedziałam wesoło- coś się stało?- spytałam patrząc na jej smutny wyraz twarzy.
- Wejdź słonko.- weszłam do środka.- dzisiaj zmarła babcia Louis'a i dziewczynek.-spuściła głowę. Z jej oczu wypłynęły łzy. Bez namysłu przytuliłam ją do siebie. Bardzo dobrze się z nią dogadywałam.
- Jak Lou to zniósł?- spytałam z trudem powstrzymując łzy.
- Nie najlepiej. Jest u siebie.- poszłam od niej. Zapukałam do drzwi. Nikt mi nie odpowiadał. Postanowiłam sama wejść do środka. Zobaczyłam chłopaka siedzącego na łóżku. Był skulony, głowę miał schowaną w ramionach. Nawet nie spojrzał do góry, gdy do niego weszłam. Zrobiło mi się go żal. Usiadłam obok niego i bez słowa go przytuliłam.
- Tak mi przykro- wyszeptałam przez jego ramię.
- Akurat- odpowiedział oschle. Odsunęłam się od niego.
- Wątpisz w to, że ci współczuję?- spojrzałam na niego zmieszana.
- Wszyscy mi teraz współczują! Większość z nich ma w dupie to co czuję, co teraz przeżywam, ale i tak mi składają kondolencje! To jest chore!- wstał z łóżka. Odeszłam w stronę drzwi. Chłopak był nabuzowany i zdolny do wszystkiego.
- I uważasz, że ja też jestem taka?!- krzyknęłam na niego. Tomlinson jeszcze bardziej się zdenerwował.
- Mam tego dość!- podszedł do szafki i zrzucił z niej wszystkie rzeczy. Było słychać tłukące się szkło. Zaczął demolować pokój.
- Louis uspokój się proszę!- krzyczałam do chłopaka, próbując go powstrzymać. On jednak się nie poddawał. Zrzucił z regału wszystkie książki. Na podłodze wszędzie było szkło. W końcu go przytrzymałam. Co prawda wyrywał mi się, ale nie miał już na tyle siły, żeby ze mną wygrać. Zaczął płakać. Ukucnął na podłodze. Jego łzy spływały kolejno na wykładzinę pozostawiając na niej mokre plamy.- wszystko będzie dobrze- zaczęłam gładzić go po włosach.- obiecuję ci to- przytuliłam go mocniej.
- Cieszę się, że sobie nie poszłaś.- powiedział nie przestając płakać.
- Zrobiłeś straszny syf.- chłopak nie mógł się uspokoić.- chcesz zostać sam?- spytałam nieśmiało, licząc, że odpowie "nie".
- Tylko na chwilę.- wykonałam jego prośbę. Wyszłam z pokoju i poszłam do dziewczynek. Daisy i Phoebe siedziały smutne na podłodze. Porozmawiałam z nimi chwilkę i poszłam do Lottie i Fizzy. Dziewczyny od razu się domyśliły co działo się u ich brata w pokoju. Były przygnębione, tak samo, jak wszyscy. Było mi ich żal. Wróciłam znowu do Lou. Nadal siedział na podłodze. Podeszłam do komody, pod którą leżała stłuczona ramka ze zdjęciem. Wzięłam ją do ręki. Było to moje zdjęcie z Tommo.
- Pobiłem nasze zdjęcie.
- Nic nie szkodzi.- oznajmiłam smutno. Usiadłam obok niego.
- Pamiętam, jak robiliśmy to zdjęcie. To było na naszej pierwszej randce.
- 5 miesięcy temu... jak to szybko zleciało. Muszę ci coś powiedzieć. Wiem, że to nie odpowiedni moment, ale wyjeżdżam w trasę koncertową.
- Kiedy?
- 7 stycznia.
- Pogrzeb jest jutro. Mam nadzieję, że będziesz na nim.
- Jasne- chwyciłam jego dłoń.
- Zostaniesz na noc?- spytał bawiąc się moimi palcami.
- Raczej wrócę do Londynu. Nie wzięłam żadnych rzeczy, a poza tym macie teraz inne rzeczy na głowie niż goszczenie mnie tutaj.
- Tata wszystko załatwia. Mama ma tylko czas na zamartwianie się. Jak zostaniesz to pomożesz jej uciec od tych wszystkich myśli.
- Nie, nie zostanę.
- Proszę cię. To dla mnie ważne.- zrobił maślane oczka.
- No dobrze.
Wstaliśmy, ubraliśmy się i poszliśmy pożegnać babcię chłopaka. Nie znałam jej za dobrze, ale łzy same cisnęły się do oczu. Poznałam dziadka i tatę Lou. Po pogrzebie pojechaliśmy na obiad. Spędziłam u Tomlinson'ów cały dzień i dopiero wieczorem wróciłam do domu.
_____________________________________________
Sorry za taki rozdział, ale jestem przybita.
Mam tyle nauki, że aż mi się wszystkiego odechciewa.
Byłam dzisiaj na pogrzebie.
Ostatnio coraz gorzej się czuję.
Miałam pomysł na dzisiejszy rozdział, ale zapomniałam jaki.
Jeszcze ta wiadomość, że babcia Lou- Margaret Tomlinson umarła.
To wszystko mnie dobiło.
Bardzo dziękuję za spełnienie mojej prośby x
Nie mam pojęcia kiedy będzie następna notka, bo jak wspomniałam mam
dużo nauki.
Kocham was! ♥
Niech Pani Tomlinson spoczywa w spokoju [*]
Subskrybuj:
Posty (Atom)