Autografy i fotki z fanami zrobione. One Direction też na tym sporo zyskali. Dziewczyny chętnie robiły sobie z nimi zdjęcia. Gdy tylko kolejka fanów prowadząca do mnie się rozeszła i poszła do chłopaków, podeszli do mnie rodzice. Mama od razu rzuciła mi się na szyję ze łzami w oczach, mówiąc, jaka to jest ze mnie dumna. Tata nie wydusił z siebie ani słowa. On zawsze zgrywał twardziela. Maciek wręczył mi kopertę. Kamil miał 12 stycznia urodziny, więc dałam mu prezent. Była to masa ubrań, bo dobrze wiem, że on nie znosi chodzić po sklepach i przymierzać każdą koszulkę jaka wpadnie mamie w oko. W wyborze ciuchów pomagał mi Louis. Musiałam się już z nimi pożegnać, bo miałam niedługo kolejny koncert i musiałam się spakować. Poszłam do garderoby, zmyłam makijaż, przebrałam się w rurki i zwykłą białą koszulkę na krótki rękaw, na to jeszcze bluzę z kapturem. Lou wszedł do mojej garderoby, gdy właśnie otwierałam kopertę, którą dał mi starszy brat.
- Co tam masz? Łapówkę?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Raczej groźbę. To od twoich fanek. Piszą, żebym w końcu się odwaliła od ich ukochanego- powiedziałam z pełną powagą.
- Mówisz poważnie?- podszedł do mnie zaniepokojony.
- Nie głupku. Jednak naprawdę przeciwieństwa się przyciągają- zażartowałam.
- Ha ha ha bardzo śmieszne. Pokaż co dostałaś- usiadł obok mnie. Otworzyłam ją. W środku była biało-fioletowo-srebrna kartka. Na niej wielki napis zaproszenie. Zajrzałam do środka. - więc co to jest? Nie umiem czytać po polsku.
- To jest zaproszenie na ślub. Odbędzie się 15 lutego 2014 roku, w naszej rodzinnej miejscowości.
- Zostałaś zaproszona na ślub? Pfff... ja bym cię nie zapraszał.
- Nie ja, tylko my. Jest napisane, że wraz z osobą towarzyszącą, czyli z tobą.- tłumaczyłam mu, jak małemu chłopcu.
- Co tam gołąbeczki?- spytał zadowolony Liam wchodząc z resztą chłopaków do garderoby. Usiedli sobie na kanapie.
- Co ciekawego macie?- tym razem zadał pytanie Zayn.
- Zaproszenie na ślub- odpowiedział brunet.
- To już rozdajecie zaproszenia?- zapytał niezadowolony Hazza.
- Co?! My się nie pobieramy, tylko mój brat. Dostaliśmy zaproszenie na jego ślub- szybko wszystko sprostowałam. Jak on mógł pomyśleć, że ja i Lou bierzemy ślub, na dodatek w tym wieku.
- Uff... kamień spadł mi z serca- powiedział żartobliwie Niall przecierając wierzchem dłoni czoło.
- Justi jesteś już gotowa?- dołączyła do nas Caroline.
- Właściwie to tak.
- To szybciutko, bo Jason się już denerwuje. Dobrze wiesz, jaki on jest nerwowy.- oznajmiła szatynka.
- Dobra, zaraz przyjdę.- wstałam z krzesła i zabrałam torbę- dobra laski, wypad- popędziłam ich. Niechętnie wyszli z pomieszczenia. Zamknęłam drzwi i poczułam, że tracę grunt pod nogami. Nim się obejrzałam zwisałam przez ramię bruneta. Zaczął biec.- Lou czekaj! Zgubiłam torbę!- krzyczałam do chłopaka. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam pozostałą czwórkę, która z uśmiechem na twarzy biegła za nami, trzymając moją torbę.- puść mnie! Jason się wkurzy!
- Trudno- oznajmił z uśmiechem wkładając mnie do samochodu. Zapiął mnie pasami i zablokował drzwiczki. Pozostała czwórka wsiadła z nami do auta. Lou wyjechał z parkingu na jezdnie.
- O mój Boże, Lou jedziemy po złej stronie!- krzyknęłam przerażona na chłopaka. Ten, jak gdyby nigdy nic zjechał na prawidłowy pas. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się milutko.- wypuść mnie zanim dostanę zawału serca!- szarpałam za drzwiczki.
- Widziałaś w jakimś filmie, żeby porywacz wypuścił swoją ofiarę, gdy ta tego od niego żąda?- spytał sarkastycznie Zayn.
- Loui jak ty możesz siedzieć z laską, która nie ogląda tv. I to dla niej ze mną zerwałeś?- zaczął Niall.
- A upewniał nas, że to ta jedyna, nie powtarzalna, że nikt z nas nie znajdzie zabawniejszej...
- sprytniejszej
- ładniejszej
- inteligentniejszej
- ładniejszej
- Yyy... Zayn, ale my to już powiedzieliśmy, znaczy Harry to powiedział- upomniał go Liam.
- Ale Lou mówił to tysiące razy...- Pokręciłam głową.
- Ciekawe co na to Daria...- zwróciłam się do Malik'a.
- Na co?- spytał zgubiony z tropu.
- Żadna dziewczyna nie lubi, gdy jej chłopak komplementuje inną, nawet jeśli to jej przyjaciółka.
- No Zen... będzie zła na ciebie.- wzruszył ramionami Niall.
- Nie mów jej, znowu nie będzie się do mnie odzywać.
- Okej, nie powiem jej, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Odwieziecie mnie z powrotem do Caroline.
- Ha! Ha! Ha! Nie ma takiej opcji- powiedział teatralnie Lou.
- Ej na serio odwieźcie mnie tam, Jason się wkurzy i będzie się mnie ciągle czepiał, proszę was.
- Nie marudź, zaraz będziemy na miejscu.- po 5 minutach chłopak zaparkował przed wielkim boiskiem. Nie było ono kryte, co było o tej porze roku wielkim minusem.
- Chłopaki nie wierzyli, że jesteś dobra w nogę, teraz możesz im to udowodnić- powiedział Tommo wyciągając mnie z samochodu.
- Chyba sobie żartujesz? Są -3 stopnie i ja mam teraz biegać? Przecież zaraz zachoruję.
- Tchórzysz!- krzyknął zadowolony Nialler wbiegając na murawę.
- Nie umiesz grać i tyle. Nie wymyślaj, jakiś tam powodów. Lepiej się przyznaj- zadrwił ze mnie Hazza.
- Przekonajmy się- powiedziałam zdeterminowana.
- Okej to Ty i Lou wybieracie składy.
- Jak to? Oni mają grać osobno? Przecież Louis będzie jej dawał fory!- zaprotestował Niall. Brunet upewnił ich, że nie będzie dla mnie forów. W końcu wybrałam mój skład: Niall, Liam i ja. Zaczęliśmy grać. Mecz trwał półgodziny. Było 2:2 kiedy przyjechał jakiś samochód. Dobra, nie był to jakiś samochód, tylko mój bus.
- Ooo teraz się dopiero zacznie...- spuściłam głowę. Z busa wysiadł zdenerwowany Richard.
- Justine idź do samochodu!- krzyknął na mnie. Pożegnałam się z chłopakami i poszłam w stronę auta. Stanęłam przy drzwiczkach i patrzałam na całą akcję.
- Powinieneś wyluzować i przestań na nią krzyczeć- odezwał się Lou.
- Wyluzować?! Jak mam wyluzować, kiedy moja klientka znika mi z oczu, a za 3 godziny ma koncert?!
- Przecież ona nie jest robotem! Klientka?! No patrz, ciekawe czy każda klientka siedziała przy tobie dzień w dzień, kiedy ty byłeś w śpiączce!- wypomniał mu chłopak.
- Masz zakaz spotykania się z nią rozumiesz?!- warknął oszołomiony Jason.
- Koleś, Justyna jest dorosła i spotyka się z kim chce, a tobie nic do tego!- zadrwił z niego.
- Jason!- krzyknęłam podbiegając tam- jeżeli chcesz mi stawiać takie debilne ultimatum, to mogę zmienić sobie manager'a w każdej chwili! Nie będziesz mi mówił z kim mogę się spotykać, a z kim nie! To moje życie! Jesteś moim manager'em, a nie ojcem czy bratem! Zrozum to i przestań już na nich naskakiwać!- facet się zmulił. Nie wiedział co ma odpowiedzieć.W końcu coś z siebie wydusił.
- Za minutę odjeżdżamy, do samochodu- powiedział spokojnie. Odeszłam od nich i poszłam do busa. Weszłam do środka i usiadłam z tyłu.
- Ej laleczko co się stało?- spytał Dave.
- Mam już dość humorków Jason'a.
- Nie tylko ty- burknął Peter.
- Co niby tobie zrobił?- zwrócił się do niego Cody.
- Nie pozwolił mi dokończyć kanapki, bo musieliśmy jechać- oznajmił oburzony. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, tak samo, jak Dave i Cody.- no co się śmiejecie?! Byłem głodny!
- Sorry Piotruś, ale to nic w porównaniu do tego co on mi robi.- czekaliśmy na niego jeszcze 2 minuty, które ciągnęły się i ciągnęły. W końcu wsiadł do nas. Bez słowa usiadł na swoim miejscu. Ruszyliśmy. Wyjrzałam przez okno, żeby pomachać do chłopaków. Lou zrobił smutną buźkę. Czułam się fatalnie. Chłopaka zobaczę dopiero 14 lutego, bo musimy 15 dotrzeć na ślub.
- Eee Cody! Spójrz, jak nasza gwiazda się przykleiła do szyby- powiedział żartobliwie Dave. Mogłam się spodziewać, że zaraz padnie od niego jakiś krzywy komentarz. Usiadłam na siedzeniu i zawołałam Caroline. Potrzebowałam się komuś wygadać, a ona była oprócz mnie jedyną dziewczyną w busie. Zajęła miejsce obok mnie, przykryła nas kocem i wręczyła mi drożdżówkę. Siedziała uważnie i wsłuchiwała się w każde moje słowo. Nie obyło się bez wtrąceń chłopaków, którzy mieli polewkę z moich problemów. Gadałyśmy tak do 8pm. Byłam zmęczona więc położyłam się spać.
Ktoś zaczął mną potrząsać.
- Hej, Just obudź się. Jesteśmy przed hotelem.- szeptał mi do ucha Cody.
- Nigdzie nie idę- zaprotestowałam i obróciłam się na drugi bok.
- Musimy już iść. Dawaj- próbował dalej.
- Nie!- krzyknęłam na niego.
- Jak sobie chcesz- powiedział i podniósł mnie, jak pannę młodą. Muszę przyznać, że było to wygodne.- laska powinnaś schudnąć. Co ty jesz?
- Lepiej się zapisz na siłownię- oznajmiłam zaspana. Chłopak przyznał mi rację i położył mnie do łóżka. Bez najmniejszego problemu zasnęłam.
________________________________________________
No mówiłam- żadna rewelacja.
Miałam rację, choroba trzyma mnie od piątku i nie chce ustąpić.
Tyle sprawdzianów było w tym tygodniu.
Jakbym nie miała kiedy zachorować, tylko akurat w najgorszym
tygodniu nauki. I do tego lewe oko mi spuchło i wyglądam, jak wampir xd
Jak tam wasze zdrowie? :)
KOMENTUJCIE
3KOMENTARZE=NOWY ROZDZIAŁ
♥
Boże świetny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię tego Jason'a.
Czekam na następny rozdział
pozdrawiam xx
Super rozdział czekam na next ♥
OdpowiedzUsuńSuperowy, pisz dalej :)
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Award.
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu http://half-a-heart-fanfiction.blogspot.com/