sobota, 8 lutego 2014

40

Poczułam coś mokrego na twarzy. Ocknęłam się wdychając głęboko powietrze do płuc. Rozejrzałam się dookoła. Zorientowałam się, że byłam przywiązana do krzesła. Zaczęłam się wyrywać, w celu uwolnienia się, ale bezskutecznie. Usłyszałam śmiech. Podniosłam głowę do góry. Ujrzałam zupełnie obcego faceta.
- W końcu się gwiazda ocknęła- zadrwił ze mnie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej opierając się o ścianę.
- Kim ty jesteś?- spytałam lekko przerażona, ale nie dawałam tego po sobie poznać.
- Przyjacielem twojego managera- na jego twarzy pojawił się podejrzliwy uśmieszek.
- Okej, więc co ja tu robię?- zadałam kolejne pytanie.
- Jason wisi mi kasę. I to sporą sumkę. Nie było go w domu, a kiedy go szukaliśmy ty weszłaś do środka. Więc jesteś naszą kartą przetargową. Jeżeli on odda nam całą kasę nic ci się nie stanie- wyjaśnił kucając przede mną.
- A jeżeli nie dostaniecie pieniędzy?- spojrzałam na podłogę.
- Sama sobie odpowiedz na to pytanie- dotknął opuszkami palców mój policzek. Odsunęłam od niego twarz. - szkoda by było, gdyby taka młoda, piękna i zdolna wokalistka prowadziła samochód pod wpływem alkoholu i wpadła do rzeki.
- Taki jest twój plan? Jak tak to jest kiepski- zadrwiłam z niego śmiejąc się pod nosem. Niestety szybko tego żałowałam, bo jego pięść wylądowała na mojej twarzy, rozcinając mi wargę.
- Jeszcze jeden krzywy tekst, a będzie gorzej!- splunął zdenerwowany. Patrzyłam jak kropelki krwi spadają na betonową podłogę. Miałam ochotę płakać, ale się powstrzymywałam. Dobrze wiedziałam, że w tym momencie muszę być twarda.
- Za co on ci wisi kasę?- spytałam oblizując wargę z krwi.
- Przegrał ją w kasynie.- wyjaśnił spokojnie wyglądając przez okno.
- I co teraz planujesz zrobić?
- Jak nie przestaniesz tyle gadać, to oberwiesz jeszcze raz! A szkoda, żeby taka ładna buźka była poobijana.- warknął pełen furii.
- Wiesz jak to się zawsze kończy? Policja cię zabierze, a ja będę wolna. Więc po co ci ten cały teatrzyk?
- Słuchaj!- podszedł do mnie i ścisnął moją szczękę- ostrzegam cię. Źle się to dla ciebie skończy!- krzyknął mi prosto w twarz i gwałtownie puścił ją z uścisku. Miałam ochotę na niego napluć, bo tylko tyle w tej sytuacji mogłam zrobić. No ewentualnie uderzyć go z główki, ale to by bolało. Nagle zza drzwi wyszedł drugi koleś. Był drobniejszy niż jego kolega i był szatynem. Przyniósł plastikowe torby i postawił je na stole w przeciwnym pomieszczeniu. Oboje o czymś żywo rozmawiali. Rozglądałam się za czymś ostrym co mogło by przerwać sznury, ale nic takiego nie było w pobliżu. Wtedy szatyn stanął na wprost mnie. Oniemiałam. Dobrze znałam tą twarz.
- Stary zwariowałeś?! Po co ją tu ściągnąłeś?! Przecież ona nam się nie przyda! Wypuść ją!- wrzeszczał na swojego wspólnika.
- Czy ty nie rozumiesz, że ona nam pomoże odzyskać nasze pieniądze i dobić Richard'a?! Koleś, przecież dobrze wiemy, że ona jest dla niego jak siostra. Od razu się nam odda i wtedy go gdzieś załatwimy!
- Jak niby chcesz go tutaj ściągnąć?- patrzył na mnie przerażony chłopak.
- Poczekaj!- pobiegł schodami na górę. Szatyn spojrzał na mnie ze smutną miną.
- Nie spodziewałabym się tego po tobie.
- Myślisz, że chcę cię tu trzymać? Potrzebuję pieniędzy, które ma Jason żeby stąd wyjechać.
- Wiesz, że i tak was dorwie policja, więc po co to robisz?
- Jestem!- krzyknął postawny mężczyzna schodząc po schodach.- trzymaj i przydaj się na coś- wręczył mu kamerę- jest włączona- uprzedził palcem i stanął przed obiektywem. Powiedział parę słów i podszedł do mnie, rozwiązał ręce i nogi i położył mnie na podłodze. Znowu zwrócił się do kamery i zaczął mnie kopać po całym ciele. Zaczęłam piszczeć i wołać pomocy. Zakryłam twarz rękoma i skuliłam ciało. Wtedy już nie mogłam się powstrzymać. N przemian wołałam pomocy, płakałam  i darłam się wniebogłosy. Niestety to jeszcze bardziej zmotywowało mężczyznę do mocniejszego kopania.
- Mike przestań bo ją pobijesz na śmierć!- krzyczał David odciągając kolegę ode mnie. Napastnik przetarł dłonią twarz i oznajmił, że musi coś załatwić. Wziął kamerę leżącą na komodzie i wyszedł trzaskając drzwiami. Szatyn pomógł mi się podnieść. Posadził mnie delikatnie na krześle- przepraszam, nie wiedziałem, że wpadnie w taką furię- powiedział skruszony kucając przy mnie.
- Naprawdę?! Nie wiedziałeś?! Myślałeś, że będzie mnie traktował normalnie?!- gdy tak krzyczałam rozbolał mnie brzuch. Złapałam się za niego. Łzy same wypłynęły z moich oczu.- zaprowadzisz mnie do łazienki?- spytałam spokojniej nie patrząc na niego.
- Jasne- odparł naturalnie. Chwycił mnie w pasie i zaprowadził schodami do łazienki. Zamknęłam się od środka i wyciągnęłam z kieszeni telefon. Najwidoczniej porywacze nie należeli do ludzi bystrych. Wybrałam numer do Lou, który znałam już na pamięć i zadzwoniłam. Przyłożyłam urządzenie do ucha. Odkręciłam wodę, aby David nie słyszał, że rozmawiam z kimś przez telefon.
- Justyna co się dzieję?!- spytał łamliwym głosem.
- Lou nie wiem gdzie jestem, oni mnie przetrzymują.- kolejne łzy spływały po moim policzku- Louis oni mnie pobili- usiadłam na zimnych kafelkach i podciągnęłam nogi do brody.
- Jak to cię pobili?! Wiesz może kto to jest?!
- Jakiś Mike i David. Jason powinien wiedzieć o kogo chodzi- przełknęłam głośno ślinę. Ktoś zaczął się dobijać do drzwi.- Lou muszę kończyć ktoś się dobija. Kocham cię- ostatnie dwa słowa wypowiedziałam szeptem. Rozłączyłam się i schowałam telefon do biustonosza, aby go nie zauważyli. Z niepewnością otworzyłam drzwi.  Stanęłam na wprost David'a.
- Szybko Mike wrócił- pociągnął mnie za rękę i sprowadził na dół związując sznurkiem kończyny do krzesła. Facet wszedł do domu, jak poparzony. Oznajmił koledze, że jest zmęczony i poszedł spać.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Kolejne siedem dni wyglądało podobnie. Jogurt, bicie, kopanie, groźby i łazienka. Zdjęłam z siebie ubrania i stanęłam w bieliźnie przed wielkim lustrem. Całe ciało miałam w fioletowych, zielonych, niebieskich i czerwonych plamach. Gdzieniegdzie ukazywały się zadrapania. Załamana znowu zadzwoniłam do mojego chłopaka. Ten powiedział, że mam się nie rozłączać, dopóki on mi tego nie powie. Wykonałam jego polecenie. Oznajmił mi, że niedługo przyjedzie pomoc. Ucieszona w duchu wzięłam prysznic, ubrałam się i wyszłam z łazienki. Zza drzwi wyłonił się Mike. Chwycił mnie za włosy.
- Myślisz, że nie wiem co robisz?! Jak tylko pojawią się tutaj gliny zastrzelę twojego chłoptasia zrozumiano?! Mam nadzieję, że nie zrobiłaś żadnego głupstwa?- podszedł bliżej mnie. Przerażona odsunęłam się jak najdalej mogłam, ale ściana uniemożliwiła mi ucieczkę. Stanął przy mnie. Nasze twarze dzieliły centymetry. Wtedy przybiegł do nas David.
- Psy przyjechały, szybko spadamy!- wołał do nas ze schodów. Faceta ogarnęła wściekłość.
- Ty szmato!- krzyknął mi w twarz i uderzył w nią pięścią. Upadłam, ale nie straciłam przytomności.
 ( http://www.youtube.com/watch?v=-2U0Ivkn2Ds )
Zwlókł mnie ze schodów i wrzucił do jakiegoś pomieszczenia zamykając drzwi na klucz. Szybko podbiegłam do drewnianej płyty i zaczęłam gorączkowo w nie uderzać pięściami wołając pomocy.
Usłyszałam strzały. Przypomniały mi się słowa mężczyzny, który twierdził iż zabije Louis'a. Znowu łzy wypłynęły z moich oczu. Wtedy się poddałam. Wiedziałam, że Lou nie żyje. Oparłam się plecami o ścianę i doszło do mnie, że nikt nie będzie mnie szukał, że zostanę tutaj. Łzy mimowolnie spływały mi strumieniami po policzkach. Ktoś pociągnął za klamkę. Usłyszałam jakieś głosy. Po chwili drzwi zostały wyważone. Ujrzałam światło i ubranego na czarno mężczyznę. W powietrzu unosił się kurz. Facet podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Podniosłam się i wyszliśmy z domu. Na wejściu zobaczyłam martwego mężczyznę, który mnie przez osiem dni katował. Został trafiony w serce. Spojrzałam przed siebie. Moim oczom ukazał się obraz pięciu aut policyjnych i chłopaka, który próbował się przedostać przez dwóch "goryli", którzy nie pozwalali mu przejść dalej. Gdy tylko się dobrze przyjrzałam uśmiechnęłam się. Od razu zbiegłam ze schodów i rzuciłam się w stronę bruneta. Wtuliłam się w niego najmocniej jak tylko umiałam. Czułam się tak bezpiecznie.
- Przepraszam- szepnął łamiącym głosem.
- Kocham cię- przytuliłam go jeszcze mocniej. Zaczął płakać. Oczy zaczęły mi świdrować we wszystkie strony. Zakręciło mi się w głowie. Powieki okryły moje oczy. Moje ciało było bezwładne. Zawisłam na Louis'ie i straciłam przytomność.
____________________________________
Sorry, brak weny.
Proszę was komentujecie! 
Chciałabym, żeby choć raz liczba komentarzy
wynosiła więcej niż tylko dwa.
Jest was 10 więc proszę od każdej z was o głupi komentarz.
Wystarczy zwykłe "czytam".
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

3 komentarze:

  1. Brak weny...? To bylo cudne *.* Kocham to opowiadanie <333 Jestes niesamowita. Gdy to czytalam to plakalam szkoda mi bylo Justyny jak ja bil a najbardziej wzruszajacy byl koniec albo jak rozmawiala z Lou przez telefon. Pisz dalej. Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  2. [Przepraszam za SPAM]
    Poznając ludzi głębiej jesteśmy w stanie zauważyć, że czasem ci odważni - najbardziej się boją, ci pozoru szczęśliwi - najbardziej się smucą, a ci, których postrzegamy za skamieniałych - płaczą wieczorem. Pozory mogą mylić, a strach może zwyciężyć każdego, szczególnie ten po stracie ukochanej osoby. Czasem to właśmie jeden przypadek popycha nas do wydarzeń, które niszczą nas od środka. A wieczorem, kiedy jesteśmy sami i zdejmujemy skamieniałą maskę i patrzymy w lustro, dopiero dostrzegamy jak bardzo jesteśmy słabi.
    ♡ Zapraszam na loving-enemy.blogspot.com ♡
    Nie znalazlam zakladki spam wiec wklejam tutaj :)
    + przepraszam, dopiero zaczynam

    OdpowiedzUsuń
  3. cudoowny rozdział

    OdpowiedzUsuń