wtorek, 18 lutego 2014

41

Otworzyłam oczy. Mrugnęłam parę razy wpatrując się w sufit. Podniosłam się powoli. Leżałam na łóżku szpitalnym. Spojrzałam na rękę, która była podłączona do kroplówki.
- Hej-szepnął męski głos. Swój wzrok zwróciłam na osobę siedzącą na łóżku.
- Lou?- chłopak posłał mi ciepły uśmiech i delikatnie musnął moje usta.- gdzie jestem?- spytałam zagubiona.
- W Londynie- zaśmiał się.
- Naprawdę? Nigdy bym na to nie wpadła geniuszu- od razu poprawił mi się humor.
- W szpitalu. Zemdlałaś, byłaś odwodniona.- wyjaśnił łapiąc moją dłoń.
- Nie wiesz może kiedy stąd wyjdę?- spojrzałam na wszystkie rurki, które były podoczepiane do mojego ciała.
- W piątek.
- A dzisiaj jaki jest dzień?- byłam zdezorientowana.
- Środa.- spojrzał mi prosto w oczy.
- Co? Mam jeszcze leżeć tu przez dwa dni? Nie ma mowy!- podniosłam się i wstałam z łóżka.
- Co ty wyprawiasz Justyna?!- poderwał się gwałtownie i stanął obok mnie. Wtuliłam się w jego tors.
- Brakowało mi tego- wyznałam. Chłopak objął mnie i gładził plecy przejeżdżając po nich dłonią.
- Wróć do tego łóżka. Błagam cię.- jego głos zaczął się łamać. Odsunęłam się lekko od niego, aby móc zobaczyć jego twarz.
- Lou ty wyglądasz gorzej niż ja. Czy ty w ogóle sypiasz?- spojrzałam przerażona na jego zmęczoną twarz.
- Jak miałem spać, skoro jakieś bandziory cię katowały?
- Słońce nie możesz się zaniedbywać przeze mnie- posadziłam go na łóżku- poleż chwilę. Ja się położę obok. Obiecuję.- chłopak stawiał opór, ale po długich błaganiach zasnął.
Do sali weszła pielęgniarka, która skarciła mnie, za to, że nie odpoczywam. Wyjaśniłam jej, że mój chłopak jest dla mnie ważniejszy niż własne zdrowie. Pokiwała przecząco głową i sprawdziła moją kroplówkę. Oznajmiła, że przyjdzie za pół godziny. Ledwo wyszła a do sali weszli goście.
- Siema Just. Okropnie wyglądasz- oznajmił Liam.
- Ciebie też miło widzieć- zaśmiałam się i przytuliłam przyjaciela dając mu buziaka w policzek.
- Mam dla ciebie owoce.- podniósł do góry reklamówkę z pomarańczami.
- Jakiś ty oryginalny-odłożył siatkę na stoliczek i spojrzał na śpiącego Tomlinosn'a.
- Nawet nie wiesz co on przeżywał- pokręcił głową.
- Daj spokój Li, wiem, że nie było łatwo, ale było minęło. Żyjemy dalej.- wzruszyłam ramionami. Chciałam już o wszystkim zapomnieć, ale każdy musiał mi o tym przypominać.- nie powinniście być w trasie?
- Powinniśmy, ale przełożyliśmy parę koncertów na inne dni.- usiadł na krześle.
- A gdzie reszta?- nagle do środka trójka znajomych. Cieszyłam się jak głupia. Każdy oczywiście rzucił jakiś krzywy tekst, który miał mi poprawić humor. Tak też się stało. Okazało się, że to nie koniec niespodzianek. Przyleciała moja mama. Do szpitala przywiózł ją Harry.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
- Just proszę przemyśl to jeszcze!
- Nie Jason! Nie będę z tobą mieszkać! Wynajmę jakieś mieszkanie w Londynie, albo w jakiejś wiosce, ale na pewno nie będę mieszkać z tobą!- krzyczałam pakując wszystkie moje rzeczy do kartonów i walizek.
- To gdzie masz zamiar teraz mieszkać?!- zszedł za mną ze schodów. Wręczyłam Liam'owi kolejny karton. Ten spakował go do bagażnika.
- Teraz to ja będę w Polsce. Muszę od tego wszystkiego odpocząć- wyciągnęłam z komody w przedpokoju kolejne rzeczy.
- Jak to w Polsce?! A co z twoją karierą?!- krzyczał za mną.
- Będzie się toczyła dalej!- pomogłam Li z kolejnymi bagażami.- A ty nadal będziesz moim managerem.- podeszłam do niego- ale nikim więcej- wręczyłam mu klucze od willi. Odeszłam i wsiadłam do samochodu. Brunet szybko ruszył.
- Dobrze zrobiłaś.
- Nie jestem pewna. Nie chcę się zwalać na głowę Darii i Zayn'owi.
Dojechaliśmy pod dom przyjaciółki i jej chłopaka. Blondyneczka z wielkim uśmiechem wybiegła mnie przywitać. Wyjęła moje rzeczy z bagażnika i zaniosła je do środka z naszą pomocą. Zaprowadziła mnie do pokoju. Było to małe, przytulne pomieszczenie pomalowane na turkusowo z odcieniami koloru białego. Na środku pokoju stało nie za duże dwuosobowe łóżko. Rozpakowałam kilka rzeczy i zadzwoniłam po Lou, który miał ze mną polecieć do mojej ojczyzny. Szybko przyjechał na miejsce. Pożegnałam się ładnie ze wszystkimi i pojechaliśmy na lotnisko. Było mi głupio, że z mojego powodu 1D musieli odwołać trasę koncertową, ale jak Lou się uprze to nie ma zmiłuj. Lot minął nam przyjemnie. Unikaliśmy tematu związanego z porwaniem. Wygłupialiśmy się i śmialiśmy jak dawnej. Wylądowaliśmy. Nie jechaliśmy już do mojego mieszkania w Szczecinie tylko od razu do rodziców. Ci już czekali na nas z obiadem. Zjedliśmy posiłek i poszliśmy z Lou na górę się rozpakować. Tata, jak to tata nie mógł dopuścić do siebie myśli, że będę spać z Tommo w jednym łóżku. Ułożyłam już wszystkie swoje ciuchy w szafie i poszłam do łazienki, żeby przemyć twarz. Na dworze było okropnie gorąco. Poczułam dłonie na biodrach. Obróciłam się. Uśmiechnęłam się zadziornie. Chłopak oblizał swoje wargi i złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Wsunęłam dłoń w jego włosy, ciągnąc delikatnie za ich końce. Loui chwycił mnie za pośladki i podniósł do góry. Oplotłam nogami jego biodra.
- Możemy wziąć razem prysznic. Co ty na to?- zaproponował nie przestając mnie całować.
- Kuszące, ale musisz pamiętać, że moi rodzice są w domu- odsunęłam się od niego.- chodźmy może na spacer?- uśmiechnęłam się promiennie. Zgodził się. Cmoknął mnie raz jeszcze i poszedł po telefon. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam, że miałam rumieńce.
- Gotowa?- spytał słodko.
- Tak, tak- zeszliśmy na dół.- my wychodzimy!- krzyknęłam w stronę salonu.
- Dobrze, tylko weźcie klucze!- odpowiedziała mama. Wzięłam klucz z komody i wszyliśmy na spacer. Splotłam nasze dłonie i poszliśmy do parku, który był nieopodal domu.
- Justyna...
- Chcesz porozmawiać o tym niby porwaniu.- spuściłam głowę.
- Nie chcę na ciebie naciskać, jak nie chcesz to nie mów.- słyszałam w jego głosie skruchę.
- Jesteś moim chłopakiem więc masz prawo wiedzieć wszystko. Pytaj.
- Czemu jesteś taka?
- Taka czyli?
- Tyle złego się zdarzyło, a ty nie jesteś w żadnym szoku, nie kontaktowałaś się z psychologiem. Martwię się o ciebie.
- Pokazuję, że czuję się dobrze, a ty się martwisz?
- Bo cię kocham.
- Ja ciebie też kocham. Muszę być silna. Nie mogę pokazywać, że jestem słaba, że się załamuję. Choć za każdym razem gdy widzę jakiegoś faceta mam ochotę uciec jak najdalej. W dzień nie pokazuję, że cierpię. Ale gdy przychodzi noc nie mogę spać. Przed oczami ciągle mam te sceny, gdzie tamten koleś mnie kopie, policzkuje i wyzywa. Przez to śnią mi się w nocy koszmary. Mam wrażenie, że to nie koniec. Wydaję mi się, że ktoś nagle wyskoczy i znowu się wszystko zacznie od nowa.- mówiłam to najspokojniej, jak tylko umiałam.
- Przepraszam, nie powinienem zaczynać tego tematu.
- Daj już spokój. Mam dość tego, że nie jesteś już taki jak kiedyś. Jeszcze nie tak dawno byłeś wesoły, ze wszystkiego się śmiałeś, a teraz jesteś poważny. Proszę cię wyluzuj trochę.- chciałam dać mu całusa, ale się odsunął.
- Serio?! Myślisz, że po tym wszystkim będziemy żyć jak dawniej?!
- Chciałabym, żeby tak było- zatrzymaliśmy się.
- Dobrze wiesz, że tak nie będzie.
- Bo nawet się nie starasz!
- Ja się nie staram?! Najlepiej na mnie wszystko zgonić!
- Wiesz co, bezsensu jest ta rozmowa- puściłam jego dłoń i ruszyłam z powrotem do domu. Wtedy mało mnie obchodziło to czy Louis trafi do niego czy też nie. Zaczęłam biec. Po 5 minutach dobiegłam do celu. Szarpnęłam za klamkę, lecz drzwi się nie otworzyły. Spojrzałam w stronę garażu, gdzie na podjeździe zawsze stało auto rodziców. Tym razem nie stało. Pewnie gdzieś pojechali. Wyjęłam z kieszeni szortów kluczyk i weszłam do środka. Na komodzie leżała kartka. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam co było na niej napisane.
* Pojechaliśmy pod namioty, wrócimy za dwa dni. Macie cały dom dla siebie, tylko niech pozostanie w całości ;) Mama* Odłożyłam kartkę na miejsce i poszłam do kuchni. Wyjęłam z szafki szklankę i sok z lodówki. Przelałam go do szklanki. Zrobiłam łyka i wyszłam do ogródka. Usiadłam wygodnie na leżaku i zamknęłam oczy. Poczułam zimne kropelki na ciele, które po chwili zamieniły się w strumień wody. Szybko wstałam i spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam Lou, który bawił się wężem ogrodowym. Nie pozostałam mu dłużna. Na środku ogrodu stał basen. Wepchnęłam do niego chłopaka. Ten jednak wciągnął mnie do niego. Oboje się wydurnialiśmy.
Robiło się już ciemno więc poszliśmy do domu. Poszłam na górę po suchą bluzkę, kiedy zauważyłam na szafce paczkę papierosów. Zdenerwowałam się. Wzięłam truciznę do rąk i zeszłam na dół.
- Możesz mi powiedzieć skąd to się wzięło do cholery?!- rzuciłam paczkę na stół, przy którym siedział Tommo.
- Skąd to masz?- spytał niespokojnie.
- Od kiedy palisz?!
- Czemu robisz mi awanturę o takie gówno?!
- Skoro to gówno to czemu palisz?!
- Znowu zaczynasz kłótnie?!
- Od kiedy palisz?!- ponowiłam pytanie.
- Od trzech tygodni!
- Regularnie?
- Tak! Zadowolona?!
- Nie mam powodu do tego, skoro mój własny chłopak ma przede mną tajemnice!
- Po co miałem ci mówić, jak i tak byś się czepiała?!
- Takie rzeczy wolałabym wiedzieć! Poza tym masz młodsze rodzeństwo! Jaki ty im przykład dajesz?!
- Odezwała się pani idealna! Skoro tak ci przeszkadza to, że się zmieniłem to może powinnaś ze mną zerwać?!- oniemiałam. Nie sądziłam, że znowu usłyszę te słowa.
- Jeżeli tego właśnie chcesz- wzruszyłam ramionami.
- Justyna, przepraszam nie chciałem tego powiedzieć.- dodał skruszony.
- Ale powiedziałeś. Idę spać- poszłam w stronę schodów- połóż się w gościnnym.- wbiegłam na górę. Miałam ochotę płakać, ale ile razy można było ryczeć przez jednego chłopaka. Położyłam się na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Usłyszałam pukanie do drzwi.- idź sobie!- nie posłuchał mojej prośby i wszedł do środka. Usiadł na łóżku.- nie rozumiesz zwrotu "idź sobie"?
- Porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym.
- Naprawdę chcesz zakończyć nasz związek przez głupie fajki?
- To ty tego chcesz, a nie ja. Chciałam z tobą porozmawiać i pomóc ci to rzucić.
- Dlaczego ty się mnie tak czepiasz? Jakoś Daria nie ma pretensji do Zayn'a, o to, że pali.
- Ja nie mam na imię Daria tylko Justyna. Od kiedy patrzysz na innych? To jest nasz związek i nie mieszaj do niego inne osoby. Sprawa jest prosta. Albo dajemy sobie jeszcze jedną, ostatnią szansę, albo teraz, w tym momencie to kończymy. Wybór należy do ciebie.- złapał moją dłoń.
- Dajmy sobie szansę.- uśmiechnął się.
- Podkreślam, że to ostatnia.-chłopak kiwnął głową i przytulił mnie. Usłyszeliśmy jakiś hałas na dole. - co to było?- odsunęłam się od niego. Słychać było, jakby potłukło się jakieś szkło.
____________________________________
Teraz poważnie. Wypaliłam się.
Chciałabym napisać jeszcze 5 rozdziałów i bd
już kończyć opowiadanie.
Napiszcie w komentarzach pomysły na kolejny rozdział.
Przepraszam, że tyle czekałyście, a notka jest nijaka.
KOCHAM WAS ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

2 komentarze:

  1. Nie kończ ;(( Przecież te rozdziały są boskie
    Możesz wyłączyć ten kod do komentarzy ? :)

    OdpowiedzUsuń