poniedziałek, 20 stycznia 2014

38

 PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!


Mijały kolejne tygodnie. Do końca stycznia miałam skończyć tour po Europie. I tak też się stało. W Londynie na mój koncert przyszedł Lou z rodziną i co najważniejsze była też Daria. Tak, jak wcześniej wspominałam 14 lutego miałam się spotkać z Tommo. Tego dnia siedziałam sobie w domu. Jason gdzieś wyjechał, Car i Adam dostali wolne, więc byłam sama. Nie robiłam nic specjalnego. Zjadłam śniadanie, ogarnęłam się, posprzątałam cały dom. Zajęło mi to około 3 godzin. Później korzystając z wolnej chwili weszłam na Twitter'a. Przeglądałam go, kiedy zobaczyłam jeden tweet związany z moją osobą. Było tam napisane, że jestem z Lou dla rozgłosu, bo powiedzieliśmy iż jesteśmy razem i byli na moim koncercie w Szczecinie. Pisali również, że jestem brzydka, mam krzywe nogi i nie potrafię śpiewać. Oczywiście były też komentarze typu co on w niej widzi, głupia Polka, myśli, że może odebrać nam Louis'a, w ogóle kto jej pozwolił śpiewać? Przecież to polka wiadomo, że będzie kaleczyć angielski i do tego to nazwisko, ta dziewczyna to porażka życiowa. Szczerze mówiąc zabolało mnie to. Ludzie zazwyczaj mówią, że nie obchodzi ich opinia innych, ale ja nie jestem tak silna, żeby to znieść. Przeglądam dalej- to samo, są nawet pogróżki. Postanowiłam, że nie będę odwiedzać tego portalu społecznościowego bez potrzeby, bo to nie dla mnie. Wzięłam pierwszą lepszą gazetę i zaczęłam czytać. Na moje nieszczęście była o tym, jak bardzo fanki One Direction mnie nienawidzą, bo uważają, że kradnę im chłopaka, a niektóre nawet uważają, że niszczę związek Lou i Hazzy. Szybko odrzuciłam tą gazetę w drugi koniec pokoju. Przetarłam twarz dłońmi i położyłam się na kanapie. Zadzwonił dzwonek. Oburzona wstałam i poszłam w stronę drzwi. Chciałam w końcu odrobinę odpocząć czy proszę o tak wiele? Otworzyłam drzwi i ujrzałam rozbawioną grupkę moich znajomych. Przywitałam się z każdym z osobna.
- Co wy tu robicie?- spytałam zdumiona zamykając drzwi.
- Wszystkiego Najlepszego!- krzyknęli chórkiem, a Daria zdjęła pokrywkę z tortu. Zupełnie zapomniałam o własnych urodzinach. Miałam tego pecha, że obchodziłam je w walentynki. Nie znosiłam tego święta.
- Jesteście kochani! W ogóle się nie przygotowałam na to, przepraszam.
- Odstawię tort do jadalni. Chłopcy przynieście jedzenie z samochodów- poprosiła pięknie Daria. Cała piątka poszła na zewnątrz. Znaczy piątka: Lou, Liam, Niall, Zayn i Ed. Zostałam tylko ja, Daria, Barbara (towarzyszka Niall'a) i Nina. Dziewczyny rzuciły mi się na szyję składając cudowne życzenia, śmiały się z tego, jak mogłam zapomnieć o własnych urodzinach. Szczerze mówiąc, to miałam ostatnimi czasy tyle na głowie, że naprawdę nie miałam ochoty myśleć, o tym, że mam już 20 lat. Jeny, jak to szybko zleciało. Dopiero kończyłam szóstą klasę, a już pracuję. Tragedia. Poszłyśmy do mnie i dziewczyny chwyciły moje kosmetyki. Zrobiły mi make-up i dały czarną skórzaną spódniczkę, do tego białą koszulę na długi rękaw z kołnierzykiem. Założyłam to na siebie. Czułam się, jak na zakończeniu roku szkolnego. Szybko ściągnęłam ciuchy i ubrałam się po swojemu: czarne rurki i niebieska koszula z kołnierzykiem. Zeszłyśmy na dół chłopcy siedzieli już przy stole i czekali na nas.  Jedzenie było ładnie ustawione już na stole. Chciałam usiąść, kiedy Lou mnie powstrzymał. Reszta również wstała i zaśpiewali mi happy birthday. Nie lubiłam tego zbytnio, bo nigdy nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Czy śpiewać z nimi? Czy może patrzeć tępo w stół? Nie miałam pojęcia, dlatego zaczęłam się śmiać pod nosem. Było mi przykro, że nie spędzę tych urodzin z rodzicami. Tęskniłam za nimi. Każdy po kolei złożył mi życzenia. O dziwo żadne słowo wypowiedziane z ich ust się nie powtórzyło. Chyba mieli to przećwiczone. Usiedliśmy znowu do stołu. Pokroiłam tort i włożyłam każdemu kawałek na talerz.
- Masz garnitur?- zapytałam kończąc moją porcję.
- Garnitur?- spojrzał na mnie pytająco.
- Lou proszę cię, jutro mamy ślub- powiedziałam błagalnie i trochę zagłośno.
- To wy się pobieracie?- zwróciła się do nas Barbara.
- Nie, mój brat się żeni- odpowiedziałam jej- jak mogłeś zapomnieć o smokingu? Przecież tylko o niego cię prosiłam.
- Miałem też inne rzeczy na głowie. Przecież zorganizowałem ci urodziny.- powiedział z wyrzutem.
- Trzeba było nie organizować żadnych urodzin, przeżyłabym bez nich- wkurzona wstałam i odeszłam od stołu. Super, nie ma to jak kłótnia na własnych urodzinach. Wiem, że wkurzyłam się o zwykły ciuch, ale do jego domu mamy 3 godziny jazdy. Była już godzina 4pm, więc musielibyśmy już wyjechać i stracić sześć godzin na głupi smoking. Usiadłam na łóżku. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę- powiedziałam oschle. Do środka wszedł Louis.
- Mogę wejść?- spytał nieśmiało, stojąc w drzwiach.
- Jak chcesz- spuściłam głowę i zaczęłam bawić się nerwowo palcami. Chłopak wszedł i usiadł naprzeciwko mnie.
- Nie bądź na mnie zła.- zaczął smutno.
- Jak mam nie być na ciebie zła? Prosiłam cię tylko o ten garnitur, garnitur, jeden głupi garnitur. Wiesz jakie to dla mnie ważne.- spojrzałam mu w oczy, ale to był błąd. Od razu było widać skruchę, jaką miał w sobie Tomlinson.
- Przepraszam. Wiem, wiem zawiodłem cię, ale nie musiałaś tak reagować. Tym bardziej, że nie pozwoliłaś mi się wytłumaczyć.- chwycił moją dłoń.- nie mam garnituru przy sobie, ale jest w Londynie. A mianowicie u nas w domu. Zostawiłem go tam, nie wiedziałem, że chciałaś go tutaj.- wytłumaczył mi spokojnie. Zrobiło mi się głupio. Naskoczyłam za niego o nic.
- Przepraszam cię, myślałam, że masz go w Doncaster. Jest mi mega głupio. Pewnie wszyscy już sobie poszli- znów spuściłam wzrok.
- Nie martw się, wszyscy siedzą i czekają na ciebie. Daria mi rozkazała tu przyjść. Sam bym się nie odważył. Widziałem, jak cię wkurzyłem i nie chciałem pogarszać sytuacji, ale ta mała blondynka mi groziła- zaśmiał się.
- To chodźmy do nich.- wstawałam z łóżka, kiedy chłopak mnie powstrzymał.
- Najpierw otworzysz prezent ode mnie.- powiedział miło.
- Nie, nie chcę żadnych prezentów. Nie musisz na mnie wydawać kasy.
- Nic nie wydałem.- wręczył mi ładnie owinięte pudełko z kokardką na środku. Uśmiechnęłam się i otworzyłam je. Wyciągnęłam z niego szary sweter.
- To twój- z mojej twarzy nadal nie schodził uśmiech.
- Tak. Możesz, go nosić, gdy za mną zatęsknisz i jak ci będzie zimno.- uśmiechnął się pięknie.
- No, postarałeś się Tomlinson- pochwaliłam chłopaka- to jest najlepsze co mogłeś mi dać. Kocham cię.
- Ja ciebie też- szybko go pocałowałam.- cieszę się, że ci się podoba.
- Chodźmy na dół.- wstałam i włożyłam sweter do szafy. Loui chwycił mnie za rękę i zeszliśmy do reszty. Przeprosiłam ich za swoje zachowanie, bo było żenujące. Zaczęliśmy tańczyć. Po dwóch godzinach Daria wzięła mnie do łazienki na dole.
- Słuchaj muszę z tobą porozmawiać.- oparła się o umywalkę.
- Śmiało- zachęciłam ją.
- Mam wrażenie, że Zayn mnie zdradza.- palnęła powstrzymując łzy.
- Co? To niemożliwe. Masz jakieś dowody?- spojrzałam na nią z przerażeniem.
- Ostatnio ma jakieś telefony, a jak przychodzę do pokoju, w którym gada to się rozłącza. Zrobił się jakiś tajemniczy, rzadziej się widujemy, co jest dziwne bo ma 3 miesiące wolnego. Gdy dotykam jego telefon robi się na mnie wściekły. Nie jest już pomiędzy nami, jak kiedyś.- łza spłynęła jej po policzku.
- Co ty gadasz? Przecież on nie widzi świata poza tobą. Patrzy na ciebie, jak w obrazek, jest dla ciebie taki miły. Praktycznie ciągle cię przytula. Nie powinnaś się tym przejmować. Może ma swoje dni. Albo jest zmęczony- podeszłam do niej- ale na pewno cię nie zdradza. Jesteś pewna, że sobie tego nie wmówiłaś?- spojrzałam jej w oczy.
- Nie wiem. Może przy was jest inny.- wzruszyła ramionami.
- A jesteś pewna, że to on się zmienił, a nie ty?
- Co sugerujesz?
- Może to nie była miłość, tylko zauroczenie?- widać było, że na jej twarzy pojawiło się zmieszanie.
- Nie, jakby to było zauroczenie, to nie cierpiałabym tak bardzo- w jej oczach dało się wyczytać smutek.
- Możliwe, przepraszam gadam głupoty. To przez to całe zamieszanie.- wzięłam wielki wdech i wydech.- wiesz co ja pójdę, a ty ochłoń troszkę.- powiedziałam miło. Dziewczyna przytaknęła.
- Justyna?- zwróciła się do mnie, gdy już miałam wychodzić.
- Tak?- obróciłam się w jej stronę.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaka chodzi po tym świecie.- uśmiechnęła się i przytuliła się do mnie.
- Przecież nic takiego nie powiedziałam.- zaśmiałam się.
- Wystarczy, że ze mną pogadałaś. Brakowało mi tego.
- Mnie też- dałam jej buziaka w policzek i wyszłam. Pech chciał, że akurat weszłam na Malik'a. Trzeba być mną, żeby w takim wielkim domu wpaść, akurat na osobę, o której się mówiło.
- Just nie widziałaś nigdzie Darii?- spytał zaniepokojony.
- Zayn, mogę z tobą pogadać?- zaczęłam niepewnie.
- Teraz? Bo muszę ją znaleźć.
- Ty ją naprawdę kochasz- powiedziałam szeptem.
- Oczywiście, że tak. To moja dziewczyna, jest dla mnie najważniejsza.- odparł zupełnie naturalnie.
- Blondi jest w łazience. Tylko zapukaj- upomniałam go, a na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech.
- Dzięki- uśmiechnął się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Poszłam do salonu. Wszyscy świetnie się bawili. Niall tańczył śmiało z Barbarą, Ed, Liam i Lou wygłupiali się i nabijali się z jakiś tańców. Usiadłam na sofie obok Niny.
- Co jest?- spojrzałam na dziewczynę. Nie wyglądała dobrze. Była przybita i smutna.
- Nic- opuściła głowę.
- Przecież widzę, że coś jednak jest. Mów- chwyciłam za napój stojący na ławie. Napiłam się.
- Bo chodzi o Harry'ego- westchnęła.
- Dalej- zachęciłam ją.
- Bo w sylwestra- rozejrzała się dookoła, aby sprawdzić, czy nikt nas nie podsłuchuje.- my spaliśmy ze sobą- szepnęła mi do ucha- i do tej pory się nie odezwał- jej głos zaczął się łamać.
- I dlatego przejmujesz się nim? Daj spokój przecież to babiarz. Nie bylibyście razem szczęśliwi. Ty taka pogodna, radosna i on wiecznie ponury, sypiający z każdą lepszą to by nie wyszło.- pokiwałam przecząco głową. Dziewczyna przyznała mi rację. Pogadałam trochę z resztą naszej ekipy i musieliśmy się pakować. Podziękowałam wszystkim pięknie za niespodziankę. Wzięliśmy garnitur i nasze bagaże i pojechaliśmy na lotnisko. Wszystko już było załatwione, gdy nagle pojawiły się fanki Lou. Nie byłam z tego powodu zadowolona, ale cóż. Sama też byłam Directioner, więc wiem co one czuły. Tommo oznajmił im, że jest teraz "czas prywatny" i nie może sobie z nimi zrobić zdjęć. Zaprotestowałam. Poprosiłam go ładnie, żeby zrobił sobie z dziewczynami zdjęcie: jedno-grupowe, albo niech każda z osobna. Zgodził się. Wsiedliśmy na pokład samolotu i wylądowaliśmy w Polsce. Postanowiłam, że nie będziemy się w nocy tłukli do miasteczka, w którym miał się odbyć ślub, tylko spędzimy noc w moim mieszkaniu w Szczecinie.

Wstałam o 7 rano. Szybko wzięłam prysznic, ogarnęłam się, umyłam włosy i je wyprostowałam. Gdy ja się tak stroiłam Loui słodko sobie spał. Naszykowałam nam śniadanie- omlet. Była godzina 10am więc postanowiłam obudzić chłopaka. Podeszłam do łóżka i nachyliłam się nad Tomlinson'em.
- Tommo wstawaj- mówiłam słodko. Przypomniało mi się, że on mnie tak słodko nie budzi. Wykorzystałam jego patent- Good Morning!- krzyknęłam mu do ucha. Ten szybko wstał marudząc coś pod nosem.- szykuj się zaraz jedziemy- pospieszyłam go.
- Jesteś okropna- burknął.
- Tak, wiem.- poszłam do salonu. Zjadłam omlet, wypiłam herbatę i naszykowałam potrzebne nam rzeczy. Chłopak się wykąpał, zjadł śniadanie i poszedł się szykować. Ułożył włosy, założył garnitur i wyszedł, żeby mi się pokazać. Miał na sobie czarne, lekko opuszczone spodnie, białą koszulę, marynarkę i krawat.
- Wow- palnęłam- nie wiedziałam, że mój chłopak to takie ciacho.- moje oczy mierzyły każdy centymetr jego ciała.
- Jestem ciekaw co zawsze o mnie myślisz- uniósł jedną brew ku górze i zaczął się do mnie zbliżać.
- A nie chciałbyś wiedzieć- powiedziałam niby od niechcenia.
- Jednak chcę wiedzieć- objął mnie w talii. Szybko złączyłam nasze usta. Zaczęliśmy się całować. Loui położył mnie na sofie.
- Ej czekaj, jeszcze coś zrobimy z garniturem- odepchnęłam go.
- Co najwyżej mogę go ściągnąć. Chyba wolisz mnie w bokserkach? Albo bez nich?- uniósł znacząco brwi.
- Rozmarzyłeś się chłopczyku.- dałam mu całusa i poszłam w stronę łazienki.
- Ale serio wolisz mnie bez czy z ?- nie dawał za wygraną.
- A ty wolisz mnie bez bielizny czy z bielizną?- stanęłam w drzwiach w bieliźnie.
- Zdecydowanie bez. Wiesz ten stanik, wydaje mi się, że bez niego byłoby lepiej- podszedł do mnie, Szybko chwyciłam poduszkę, która leżała na krześle.
- Okropny jesteś- rzuciłam w niego i uciekłam do łazienki.
- Sama zadałaś to pytanie.
- Miałam nadzieję, że nie odpowiesz- wytknęłam mu i zrobiłam kilka poprawek, tusz, kredka, pomadka, prostownica, lakier i byłam gotowa. Znaczy brakowało mi tylko ciuchów, które zostawiłam w sypialni. Otworzyłam lekko drzwi i zobaczyłam Lou leżącego na kanapie i oglądającego coś w tv. Wykorzystałam tę okazję i szybko poszłam do pokoju. Założyłam na siebie spodnie i sweter, spakowałam wszystkie rzeczy do torby. Mieliśmy zostać u rodziców na noc. Zapakowałam również moją sukienkę. Nie chciałam w niej prowadzić samochodu. Postanowiłam, że przebiorę się na w domu. - gotowy?- krzyknęłam do chłopaka, pakując ostatnie rzeczy.
- Tak- odpowiedział w moim ojczystym języku. Zdumiona wyszłam na korytarz.
- Co ty powiedziałeś?- oparłam się o ościeżnicę.
- Tak- odparł naturalnie zakładając buty.
- Skąd znasz to słowo?- uniosłam brew ku górze.
- Justyna, to jest najprostsze słowo w tym całym waszym języku, więc nie jest to jakiś wyczyn nauczyć się zwykłego "tak"- zaśmiał się. Pokręciłam głową, wyniosłam torbę na korytarz, nałożyłam ubranie wierzchnie i wzięliśmy choinkę, bombki, lampki i inne tego typu akcesoria. No nieźle był luty, a ja dopiero wynoszę ozdoby choinkowe. Zamknęłam drzwi i zeszliśmy do piwnicy. Zostawiliśmy tam kartony ze świątecznymi rzeczami i ruszyliśmy w drogę. Lou cały czas marudził, że połowy rzeczy nie będzie rozumiał i jeszcze ubzdurał sobie, że moi rodzice za nim nie przepadają. Zapewniałam go, że to nie prawda. Dojechaliśmy, przez pomyłkę pojechałam na stare osiedle. Przejeżdżając obok klatek zauważyłam nalepione białe karteczki.
- Ciekawe co tam jest napisane?- jechałam wolniej i przyglądałam się każdej kartce papieru. Zatrzymałam samochód, odpięłam pas bezpieczeństwa i wysiadłam.
- Justyna co robisz?- spytał Lou śledząc każdy mój ruch. Podeszłam do szyby. Było to ogłoszenie. Na sprzedaż było mieszkanie, mieszkanie, w którym się wychowałam. Nie myśląc dłużej zerwałam je z szyby. Pobiegłam do kolejnych klatek i zrobiłam to samo. Tommo wysiadł za mną z samochodu.- hej uspokój się- przytrzymał mnie w uścisku.- o co chodzi?- próbowałam mu się wyrwać, ale gdy zobaczyłam, że nie mam z nim szans poddałam się. Przytuliłam go.- powiedz mi o co chodzi proszę cię.- mówił błagalnym tonem.
- Chodźmy do auta.- chłopak splótł nasze dłonie i poszliśmy w stronę pojazdu. Wsiedliśmy. Przeczytałam mu co jest napisane na ogłoszeniu. Odpaliłam wóz i pojechałam do nowego domu rodziców. Zaparkowałam i jak poparzona wysiadłam z niego. Weszłam do domu, nie ściągając ubrania wierzchniego. W brudnych butach weszłam do salonu, w którym mama szykowała Maćka.- możesz mi powiedzieć co to do cholery jest?!- warknęłam rzucając na ławę stos ogłoszeń. Kobieta nachyliła się i przeczytała tekst z kartki.
- Sprzedajemy mieszkanie- odpowiedziała, jak gdyby nigdy nic i wróciła do poprawiania kreacji pana młodego.
- Dlaczego?!- nie mogłam w ogóle jej zrozumieć.
- Nie mamy pieniędzy na utrzymanie domu i mieszkania, dlatego je sprzedajemy.- wyjaśniła nie spoglądając na mnie.
- Good Morning- powiedział nieśmiało Loui wchodząc do salonu. Nie miał butów, ani kurtki, bo zostawił je na przedpokoju.
- Dzień dobry- odpowiedziała mu miło moja mama.
- Mamo!- krzyknęłam na nią. Chłopak usiadł na kanapie i bacznie nam się przyglądał, nie rozumiejąc o czym rozmawiamy. Znaczy, chyba się domyślał.- nie macie pieniędzy? Mówisz i masz! Zaraz wam wpłacę na konto i po sprawie!
- Przestań! Mam dość tego, że traktujesz pieniądze, jako bezużyteczną zabawkę!- podniosła na mnie głos.
- Bezużyteczną?! Nie pozwolę ci sprzedać mojego dzieciństwa! Zrobię wszystko, żeby nie dopuścić do sprzedaży mieszkania! Nawet jeśli miałabym zerwać wszystkie ogłoszenia w tym zakichanym mieście!- zdenerwowana poszłam do samochodu, wyciągnęłam sukienkę i resztę rzeczy z bagażnika. Zaniosłam wszystko na górę. Byłam prawie identycznie ubrana, jak na sylwestra. Poprawiłam się i zeszłam na dół.
- Gotowa?- spytał Louis stojący przy schodach. Wyglądał cudownie. Podał mi swoją dłoń. Podeszliśmy do wieszaka i nałożył mi kurtkę. Wyszliśmy na zewnątrz. Zaczął prószyć śnieg. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy pod kościół.
Uroczystość już się zakończyła. Muszę przyznać, że nie raz poleciały mi łzy. Maciek jeszcze niedawno bawił się ze mną na podwórku, a teraz się ożenił. Czas naprawdę szybko leci. Nim się obejrzę będę miała męża i dwójkę dzieci, moja kariera legnie i będę musiała pracować w biurze.
Suknia Patrycji była cudowna. Była delikatna, z małymi kryształkami i koronką na dole. Była bez rękawów. I na to miała jeszcze białe futerko, żeby nie zmarznąć w kościele. Gdy państwo młodzi wyszli zaczęliśmy sypać w nich ryżem. Złożyliśmy życzenia, gdzie znowu się popłakałam, a następnie pojechaliśmy do Domu Biesiadnego, gdzie miało odbyć się wesele. Każdy dostał po kieliszku szampana w rękę. Otoczyliśmy młodych pięknym kółkiem, a oni zatańczyli swój pierwszy taniec. To było cudowne. Wypiliśmy zdrowie młodej pary i zasiedliśmy do stołu. Radość Louis'a była ogromna, gdy zobaczył swoją kartkę z imieniem i nazwiskiem. Siedzieliśmy zaraz przy młodych. Zjedliśmy obiad i orkiestra zawołała wszystkich do tańca. Nie czekając długo wzięłam Lou za rękę i jako druga para weszliśmy na parkiet. Chłopak wyciągnął swoją dłoń przed siebie. Chwyciłam ją i zaczęliśmy się kręcić w rytm muzyki.
- Co to za muzyka?- spytał unosząc brwi do góry.
- Typowa na polskie wesela. My Polacy lubimy rytmiczne piosenki.- wyjaśniłam. Ktoś klepnął Lou w ramię. Obrócił się. To był Maciej.
- Odbijany- zwrócił się po angielsku. Brunet posłał mu miły uśmiech i oddał mnie w jego ręce, a sam zatańczył z panną młodą. Śmialiśmy się cały czas, później znowu była zmiana partnerów. Tym razem tańczyłam z tatą. Później były tańce swobodniejsze. Wygłupiałam się z moimi małymi kuzynkami. Muszę przyznać, że miałam ich sporo. Bardzo polubiły Louis'a, chodź musiałam im wszystko tłumaczyć. Fajnie było spotkać się z rodziną. Tyle czasu ich nie widziałam. Najlepiej tańczyło mi się z dziadziusiem. Fakt, że mężczyzna miał 75 lat, ale ruszał się lepiej niż niejeden młody chłopak na sali.
- Eemm... Justyna już czas- powiedział do ucha Tomlinson.
- Okej- wzięłam głęboki wdech i weszliśmy na scenę. Wręczyłam orkiestrze nuty.- mamy prezent dla pary młodej, na pewno wam się spodoba- posłałam im ciepły uśmiech. Postawiono projektor na końcu sali. Wyświetlono z niego tytuł i tłumaczenie piosenki, którą mieliśmy zaśpiewać. Na razie był wyłączony. Wszyscy usiedli przy stołach. Nad młodymi wisiały dwa ogromne serca wykonane z białych i czerwonych róż. Kiwnęłam głową do grajków. Zaczęli pomału przygrywać. Projektor włączony. Wyświetlony był na razie tytuł piosenki. Każdą zwrotkę śpiewaliśmy na zmianę. Pierwszą zwrotkę zaśpiewałam ja. I tak na zmianę refren natomiast razem. Wraz z pierwszymi słowami pojawiło się tłumaczenie.
( http://www.youtube.com/watch?v=NvA_2_lChpQ )
I figured it out
I figured it out from black and white
Seconds and hours
Maybe they had to take some time

I know how it goes
I know how it goes from wrong and right
Silence and sound
Did they ever hold each other tight like us?
Did they ever fight like us?


You and I
We don't wanna be like them
We can make it 'till the end
Nothing can come between
You and I
Not even the Gods above
Can seperate the two of us
No, nothing can come between
You and I
Oh You and I


I figured it out
Saw the mistakes of up and down
Meet in the middle
There's always room for common ground

Louis:
I see what it's like
I see what it's like for day and night
Never together
Cause they see the things in a different light
Like us
But they never tried like us

You and I
We don't wanna be like them
We can make it 'till the end
Nothing can come between
You and I
Not even the Gods above
Can seperate the two of us

Cause You and I
We don't wanna be like them
We can make it 'till the end
Nothing can come between
You and I
Not even the Gods above
Can seperate the two of us
No, nothing can come between
You and I (You and I)
You and I (You and I)

We can make it if we try
You and I

Oh You and I
 You and I
Wszyscy na sali zaczęli bić brawo. Rodzice się nawet rozpłakali, tak samo, jak połowa gości. Śpiewałam to myśląc o Lou. Bardzo się wczuliśmy w piosenkę. Zabawa trwała do 3am. Później pojechaliśmy do domu.
__________________________________________________
Rozdział na szybkiego ;)
MATKO MAM 5014 WYŚWIETLEŃ!
Latam ze szczęścia! ^.^
Z 12 czytelniczek zostały mi tylko 3.
Mam do was prośbę, polecajcie mojego bloga znajomym. Będę wdzięczna :)
Podawajcie w kom też swoje blogi.
Im więcej komentarzy tym szybciej będzie nowy rozdział :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

1 komentarz: