czwartek, 26 grudnia 2013

33

RANO
Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Przetarłam twarz dłońmi wykonując kuliste ruchy. Ściągnęłam z siebie beżową pościel i postawiłam jedną nogę, a zaraz drugą na zimną podłogę. Przeszedł mnie dreszcz. Otworzyłam szufladkę w stoliku nocnym i wyjęłam z niej parę skarpetek. Włożyłam je na stopy. Wstałam z łóżka i podeszłam do dużej czekoladowej szafy. Wyciągnęłam z niej walizkę. Otworzyłam ją szeroko i wkładałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Zapięłam mój bagaż zamkiem błyskawicznym i poszłam do łazienki. Wzięłam ciepły prysznic. Gorąca woda obmywała moje ciało. Namydliłam się kokosowym żelem. Wyszłam spod prysznica i dokładnie się wytarłam zielonym ręcznikiem. Umyłam zęby i nałożyłam make-up. Ubrałam się, związałam włosy w koka i zeszłam na dół. Razem z Jason'em, Caroline i Adamem zjedliśmy śniadanie.
- Jadę do Niny. Niedługo będę- oznajmiłam stylistce ubierając buty.
- Okej. Wiesz Just mam do ciebie prośbę.- zaczęła nieśmiało.
- Śmiało- założyłam na siebie kurtkę.
- Czy mogłabym dostać jutro wolne?- uśmiechnęłam się do niej.
- Car, masz wolne od dzisiaj do 6 stycznia i podwyżkę- chwyciłam dokumenty i kluczyki od samochodu.
- Mówisz poważnie?- spojrzała na mnie z wielkimi oczyma.
- Czy ja kiedyś żartuję?- spytałam z powagą.
- Just kocham cię!- rzuciła mi się na szyję.
- Dobra ja już muszę lecieć.- otworzyłam drzwi- paa- szybko wyszłam z domu. Poszłam do garażu i wsiadłam do mojego ulubionego samochodu. Położyłam torebkę na fotel pasażera. Zapięłam pasy, odpaliłam silnik, włączyłam ogrzewanie i radio. Ruszyłam przed siebie. Gdy tylko wjechałam w głąb miasta stanęłam w pierwszym 10 minutowym korku, później w drugim 10 minutowym korku, w następnym i następnym. Po godzinie dopiero dotarłam do naszego baru, chociaż powinnam tam dotrzeć po 20 minutach. Weszłam do jasnego pomieszczenia. Powiesiłam kurtkę na ciemno-brązowym wieszaku i poszłam w stronę stolika, przy którym zawsze siedziałyśmy z Niną. Zauważyłam blondynkę i przysiadłam się do niej.
- Hej, dawno cię nie widziałam- przytuliłyśmy się.
- Cześć, ostatni raz się widziałyśmy miesiąc temu.- oznajmiła smutno i usiadła na kanapie.
- Zamówiłaś już coś?
- Tak, kawę.- gdy wygodnie usiadłam zobaczyłam chłopaka.
- Co on tu robi?- spytałam poirytowana.
- Musicie pogadać- zaczęła dziewczyna.
- Nie będę z nim gadać- wstałam chwyciłam torebkę i poszłam w stronę wyjścia. Zabrałam kurtkę i założyłam ją na siebie. Wyszłam przed budynek. Ktoś złapał mnie za ramię.
- Proszę cię porozmawiajmy- powiedział błagalnym tonem.
- Nathan nie mamy o czym.
- Mamy Just ja nadal cię kocham.- westchnęłam. Zebrałam myśli.
- Ale ja ciebie nie, nie kocham cię. Jestem teraz szczęśliwa z Lou i proszę cię nawet tego nie próbuj zepsuć.
- Jesteś tym gwiazdorkiem? Przecież on chodzi z tą brunetką.
- On chodzi tylko i wyłącznie ze mną jasne? Nath proszę cię daj mi już święty spokój. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Po tym co zrobiłeś ty masz jeszcze czelność tu przychodzić i ze mną rozmawiać?
- Wiem to było głupie, ale nie rozumiesz, że nie mogę sobie wybaczyć tego, że pozwoliłem ci odejść, że cię nie zatrzymałem, że nie dałem ci więcej czasu.
- Więcej czasu na co?! Człowieku zrozum to ja do ciebie nie pałałam żadnym uczuciem! Po prostu dobrze się czułam w twoim towarzystwie dopóki ty tego nie schrzaniłeś! Mam dość tego co się dzieje wokół mnie! Nara!- odeszłam od niego pozostawiając go samego. Poszłam na parking i wsiadłam do samochodu. Sprawdziłam telefon. Dostałam wiadomość.
*Ty, ja, dziś godzina 4pm, randka- co ty na to? ;)*
Uśmiechnęłam się do wyświetlacza i odpisałam.
*Ciekawa propozycja. Gdzie ta randka się odbędzie? ;)*
* To jest niespodzianka. Przyjadę po ciebie o 4 x*
*Nie musisz. Jestem akurat na mieście to za godzinkę podjadę do ciebie :)*
*Ok. xx*
Odpaliłam samochód i ostrożnie wyjechałam z parkingu. Znowu nie obyło się bez korków. Przyjechałam pod dom One Direction. Wysiadłam z samochodu i zapukałam do drzwi. Otworzył mi je Lou trzymając w ręku kamerę.
- Po co ci ta kamera?- spytałam ze śmiechem ściągając ubranie wierzchnie.
- Też się cieszę, że cię widzę- podszedł do mnie i mnie pocałował.
- Ooo Just dawno cię nie widziałem- powiedział blondasek.
- Niall też się stęskniłam- podeszłam do niego i go przytuliłam.- słyszałam, że masz dziewczynę.
- To nie jest moja dziewczyna.
- Jeszcze.- oznajmił Tommo. Niall machnął ręką i poszedł sobie.- gotowa?- znowu skierował na mnie kamerę.
- Zależy na co- podeszłam bliżej niego.
- Na wszystko- uniósł znacząco brwi.
- Okej, ale wyłącz już tą kamerę.- zakryłam dłonią obiektyw.
- Dobra idę ją odnieść do siebie a ty się już ubierz.- poszedł schodami na górę. Pojechaliśmy do kina, a później poszliśmy na spacer. Rozmawialiśmy o wszystkim. Uzgodniliśmy, że prezenty damy sobie jak wrócę do Wielkiej Brytanii. Gdy jechaliśmy w stronę powrotną zaczął prószyć śnieg. Lou, jak zawsze wysiadł z samochodu, żeby się ze mną pożegnać. Stanęliśmy przed maską auta.
- Będę 27 w kraju.- powiedziałam smutno.
- Nie wiem jak to wytrzymam.- spuścił głowę.
- Damy radę- uśmiechnęłam się do niego blado- gorzej będzie gdy któreś z nas pojedzie w trasę koncertową.
- Leć już do domu bo się przeziębisz.- powiedział z troską gładząc kosmyk moich włosów.
- Czekaj. Zawsze chciałam pocałować się z chłopakiem w śniegu.- spojrzałam mu prosto w oczy.- pocałuj mnie.
- Jest gwiazdka więc czemu nie?- zażartował.
- Całujesz? Bo zaraz się rozmyślę- zagroziłam ze sztuczną powagą. Chłopak nachylił się i natarł czule nasze wargi. Jedną ręką objął mnie w talii, a drugą przytrzymując mój podbródek.
- Tak może być?- spytał nie przestając mnie całować.
- Może być lepiej- pod dominowałam chłopaka. Zaczął składać namiętne pocałunki. Moja ręka powędrowała na jego szyję.
- Przyznaj lepiej już być nie może. Jestem boski.
- Okej, jesteś boski.- uśmiechnęłam się.
- Kocham cię.
- Kocham cię- dał mi całusa w czoło. Poszłam do domu. Ściągnęłam wierzchnie ubranie i poszłam w stronę schodów. Wchodząc kolejno na stopnie spotkałam Adama.
- Hej, ty jeszcze tu?- spytałam przystając na schodach.
- No tak, a gdzie mam być?
- W domu?
- Przecież jutro mam cię odwieźć na lotnisko.
- Ale po co? Przecież sama sobie doskonale poradzę. Jedź do żony i do dzieci. A no tak prawie zapomniałam, dostałeś podwyżkę- uśmiechnęłam się do niego.- więc teraz spadaj mi stąd i pomóż swojej ukochanej w kuchni.
- Justine jesteś niesamowita. Dziękuję.
- Przytulamy?- spytałam rozkładając ręce do uścisku. Mężczyzna przytulił mnie do siebie.
- Wesołych Świąt- powiedział z radością.
- Wesołych Świąt.- weszłam na górę. Wzięłam szybki prysznic i poszłam spać.

NASTĘPNEGO DNIA
Obudziłam się przed budzikiem. Jeszcze trzy razy sprawdzałam czy wszystko mam spakowane. Zeszłam na dół na śniadanie. Zjadłam posiłek i poszłam obejrzeć telewizję. Ktoś zadzwonił do drzwi. Pobiegłam otworzyć. Za drzwiami ujrzałam przystojnego bruneta, ubranego w czarne rurki i ciemną kurtkę.
- Hej co ty tu robisz?- spytałam opierając się głową o ościeżnicę.
- Chciałem z tobą posiedzieć i odwieźć cię na lotnisko.- pocałował mnie w ten sam sposób co wczoraj. Wszedł do środka. Zamknęłam drzwi.- nie ma nikogo?
- Jason jest w gabinecie- wskazałam na górę.
- Szkoda- objął mnie w talii i przytulił mnie do siebie.- myślałem, że porobimy coś ciekawego- zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
- Oglądałam właśnie film. Chodźmy go dokończyć- odsunęłam od siebie lekko chłopaka i złapałam go za rękę. Weszliśmy do salonu i oglądaliśmy "Listy do Julii"
- Niesamowite.- oznajmił zjadając ostatnią kanapkę, którą przygotowałam.
- Co?- spytałam zagubiona.
- To, że po 50 latach ona spotkała tego kolesia i okazało się, że jest on wdowcem, a na koniec się poślubili. Oczywiście zdumiewające było to, że ta laska zostawiła swojego narzeczonego dla innego.
- Co w tym jest zdumiewającego,  bo nie rozumiem.
- Wytłumacz mi, jak ona mogła zostawić swojego narzeczonego?
- Normalnie. Po co miała być w związku, który nie miał sensu. Nie widziałeś, że jego interesowała tylko nowa restauracja? Nie miał dla niej w ogóle czasu. Rzadko spędzali wspólnie czas. Poznała nowego, który ją zainteresował, który poświęcał jej swoją uwagę i wybrała jego.
- Mam nadzieję, że ty mi tak nigdy nie zrobisz- przytulił mnie do swojego torsu.
- Pożyjemy zobaczymy. Muszę już się zbierać.- wstałam z kanapy i poszłam po walizkę. Zeszłam na dół z bagażem. Przy schodach czekał już zdenerwowany Jason.
- Gdzie jest Adam?!- krzyknął na mnie.
- W domu.- odpowiedziałam spokojnie stawiając walizkę przy komodzie na korytarzu.
- Przecież go nie ma!
- Jest w domu ze swoją rodziną. Dostał wolne.
- Jak to?! Kto cię odwiezie na lotnisko?!
- Przestań krzyczeć! Jadę z Lou!- ubrałam kurtkę. Tommo wziął mój bagaż i otworzył drzwi.- wesołych świąt.- wyszliśmy z chłopakiem z domu zamykając lekko drzwi. Ja wsiadłam do jego samochodu, a on schował moje rzeczy do bagażnika. Szybko zajął miejsce kierowcy. Ruszyliśmy. Rozmawialiśmy o świętach. Gdy dotarliśmy na lotnisko Lou wyciągnął moją walizkę, splótł nasze dłonie i poszliśmy załatwić formalności. Ku mojemu zdziwieniu była masa fotografów. Oboje spuściliśmy głowy i twardo szliśmy przed siebie. Przeszliśmy przez blask fleszy i wtedy właśnie przyleciał mój samolot.
- Nie znoszę się z tobą żegnać. - oznajmił przyciągając mnie do siebie. Splotłam ręce wokół jego szyi.
- Przecież niedługo się zobaczymy.- schowałam twarz w jego ramionach.
- Kocham cię.
- Kocham cię- odpowiedziałam. Pocałowaliśmy się i migiem wbiegłam na pokład samolotu. Odlecieliśmy. Lot był w miarę przyjemny. Wylądowaliśmy w Polsce. Zabrałam walizkę i wyszłam na parking. Czekała tam na mnie miła niespodzianka.
- Daria!- krzyknęłam rzucając się dziewczynie na szyję.
- Pamiętasz co dzisiaj robimy?- spytała z uśmiechem.
- Tak. Musimy ogarnąć moje mieszkanie, wiesz ozdoby, choinka i inne duperele, a później idziemy na nasze przedświąteczne zakupy.
- Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Choinkę będziesz miała żywą czy sztuczną?
- Sztuczną- schowałam bagaż- mam jedną w piwnicy więc ją wezmę, ozdoby też tam mam.- wsiadłyśmy do samochodu.- macie jakieś plany na sylwestra?- spytałam zapinając pas. Dziewczyna odpaliła samochód i wyjechała z parkingu.
- Jeszcze nie mamy.
- To już macie. Dołączcie do nas. Będzie jeszcze Niall i Liam.
- A Harry?- spytała zdziwiona.
- On też może przyjść- powiedziałam od niechcenia.
- Może? Przecież wiesz, że to bff Lou i na pewno będzie.
- To niech sobie będzie, tylko niech nie psuje nam całej zabawy.
- To z niego taki sztywniak?
- Nie wiem, ale ciągle ma do mnie jakieś pretensje. Denerwuje mnie.
- Może jest zazdrosny o Louis'a?
- Niby czemu miałby być zazdrosny?
- No nie słyszałaś o Larry'm?
- Przestań, mój chłopak nie jest gejem-zaśmiałam się.
- Twój może nie, ale Styles?- obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Jak układa ci się z Malik'iem?
- Bardzo dobrze. Miał przylecieć z rodziną na święta do Polski, ale zdecydowaliśmy, że po co mamy ich ciągać po Polsce, skoro spędzimy we dwójkę sylwestra.
- A kiedy jedziesz do rodziców?
- Jutro wieczorem. A ty?
- We wtorek rano.
- Czemu tak późno?
- Bo muszę jeszcze wszystko przyszykować. Sama wiesz jak jest.- jechałyśmy przez godzinkę. W końcu dojechałyśmy do mojego mieszkania. Wyszłyśmy z samochodu, a przed drzwiami klatki schodowej było pełno fotoreporterów.
- Wow- wymsknęło się z ust Darii.
- Chodźmy szybko- przedarłyśmy się przez reporterów i weszłyśmy do klatki. Pojechałyśmy windą na nasze piętro. Wysiadłyśmy z niej. Akurat przechodziła moja sąsiadka.
- Dzień dobry- powiedziałyśmy razem.
- Dzień dobry dziewczynki, miło was znowu tutaj widzieć- oznajmiła promiennie starsza pani. Uśmiechnęłyśmy się i weszłyśmy do mieszkania. Rozpakowałam rzeczy i poszłyśmy do piwnicy po ozdoby choinkowe. Ubrałyśmy choinkę i przystroiłyśmy mieszkanie. Później poszłyśmy do centrum handlowego- Kaskada. Kupiłyśmy masę rzeczy. Przyjaciółka wybrała dla siebie prezent, który jej w ten sam dzień wręczyłam, poszłyśmy do kina, a później na fast-food'a. Poszłyśmy jeszcze na krótki spacer. Robiłyśmy sobie zabawne zdjęcia, które później wrzuciłam na instagram. O 23:15 rozeszłyśmy się do domów, bo blondyneczka musiała iść następnego dnia do pracy.

WIGILIA
Prezenty były już zapakowane, wszystko było już gotowe. Spakowałam parę potrzebnych rzeczy i pojechałam do mojego rodzinnego miasteczka. Nie mogło się obyć bez pół godzinnych korków, ale dotarłam w końcu do celu. Weszłam do mieszkania rodziców i od razu poszłam do swojego pokoju. Schowałam w szafie prezenty.
- Justynka to ty?- spytała mama.
- Tak, już idę ci pomóc- wyszłam z pokoju i przeszłam do kuchni. Razem z mamą upiekłyśmy ciasto, bo tylko to jej zostało do zrobienia.
- Gdzie masz swojego piosenkarza?
- Mamo on ma imię.- powiedziałam poirytowana.
- Dobra, Louis'a.
- W Doncaster. Spędza święta z rodziną, a poza tym ma dzisiaj urodziny i muszę do niego zadzwonić, dzięki, że mi przypomniała- wyjęłam telefon z kieszeni. Wpisałam numer, którego nauczyłam się już na pamięć i zadzwoniłam do niego. Chłopak odebrał już po dwóch sygnałach.
- Cześć piękna- powiedział słodko.
- Wszystkiego najlepszego.- gadaliśmy około godziny. Trwało by to jeszcze dłużej gdyby nie mama, która kazała mi siebie zawieźć na cmentarz. Pojechałyśmy tam i zapaliłyśmy znicze. Wróciłyśmy do domu. Maciek z Patrycją już przyjechali. Przywitaliśmy się. Mieliśmy taką tradycję, że zawsze przed kolacją wigilijną otwieramy prezenty u nas w domu. Pierwszy, jak zwykle otworzył Kamil, który od rodziców dostał pad, a ode mnie i Maćka xbox i fifa 14. Patrycja dostała ode mnie i rodziców aparat fotograficzny; ponieważ interesuje się fotografią; a od Maćka dostała srebrny naszyjnik z małymi diamencikami. Oczywiście dołożyłam się do tego prezentu, bo Maćka nie było by stać na to. Ja dostałam od wszystkich prezent. Była to książka. Nie chciałam nic więcej. Rodzice zawsze robili nam takie prezenty na jakie było ich stać, więc nie oczekiwałam od nich Bóg wie czego. Na końcu zostali rodzice.
- Jeżeli chcecie zobaczyć swój prezent to musimy gdzieś pojechać- wszyscy się ubraliśmy i poszliśmy w stronę pola. Było tam osiedle domków jednorodzinnych. - wiemy, że zawsze chcieliście mieć mały domek z ogródkiem, więc razem z Maćkiem, wam taki wybudowaliśmy- stanęliśmy przed piętrowym domkiem. Rodzice nie mogli przez dłuższy czas w to uwierzyć. Weszli do środka. Na zewnątrz zatrzymał mnie Maciek.
- Co ty wyprawiasz?!- warknął na mnie.
- O co ci chodzi?!
- Co to za szopka?! Razem z Maćkiem wam taki wybudowaliśmy- przytoczył mnie zdenerwowany.- woda sodowa uderzyła ci już do głowy?!
- Że niby co?! Przecież kupiłam tylko rodzicom dom!
- Tylko dom?! Czy ty siebie słyszysz?!
- Nie pamiętasz, jak nie mieliśmy nieraz chleba, bo nie było nas na koniec miesiąca na niego stać?! Nie pamiętasz już jak mama płakała po kątach, że nie ma za co nam dać jeść?! Nie pamiętasz, też jak tata się załamywał i wmawiał sobie, że jest nikim bo nie umie zapewnić własnej rodzinie pożywienia?! Mam teraz dobrą pracę, mam pieniądze, więc czemu mam nie pomóc rodzicom i mam nie spełnić ich marzeń?! Wytłumacz mi to do cholery! Powiedziałam, że razem wybudowaliśmy ten dom, żebyś nie poczuł się gorszy, ale ty masz to w dupie! Wiedziałam, że coś dzisiaj odwalisz! Jadę do dziadków nie będę na ciebie patrzyła, bo jesteś żałosny!- krzyknęłam i poszłam sobie. 5 minut później byłam już pod blokiem. Wzięłam z mieszkania kluczyki i dokumenty i pojechałam do dziadków. Weszłam do środka. Czekali tam dziadkowie, ciocia z wujkiem i moja kuzynka z mężem. Chwile po mnie weszli rodzice z braćmi i Patrycją. Podzieliliśmy się opłatkiem. Zjedliśmy kolację, rozdaliśmy prezenty i Maciek poprosił o chwilę uwagi.
- Więc chcemy wam powiedzieć, że pobieramy się- oznajmił blondyn trzymając swoją narzeczoną za rękę.
- Kiedy?- spytałam bez entuzjazmu.
- W lutym- odpowiedziała dziewczyna. Wszyscy zaczęli im składać gratulacje, cieszyli się. Mnie to jakoś nie ruszało. Niech sobie robią co chcą, nie będę się wtrącać, bo może jeszcze powiedzą, że mi sodówka uderzyła do głowy. Poszliśmy całą rodziną na pasterkę. Gdy wróciliśmy znowu pokłóciłam się z Maćkiem. Wkurzona spakowałam się i pojechałam do Szczecina. Zasnęłam.

PIERWSZY DZIEŃ ŚWIĄT
Rano wstałam. Uświadomiłam sobie, że nic mnie tu nie trzyma. Wyłączyłam wszystko z prądu, spakowałam się, zamknęłam drzwi na wszystkie zamki i pojechałam na lotnisko. Kupiłam pierwszy bilet za podwójną cenę i czekałam. Nareszcie się pojawił. Wsiadłam na pokład i odleciałam z powrotem do Wielkiej Brytanii. Na miejscu nie było żadnej taksówki, więc poszłam na pieszo do domu. Nigdzie mi się nie śpieszyło, także mogłam sobie spokojnie iść. Przeszłam 5 kilometrów i w końcu dotarłam do domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zdjęłam ubranie wierzchnie i wjechałam z walizką do salonu. Postawiłam ją naprzeciwko choinki. Usiadłam na bagażu i zaczęłam płakać. Tak bardzo chciałam jechać do polski, a oni mnie tam nie chcieli. Schowałam twarz w dłoniach. Gdy już się uspokoiłam, zapaliłam ozdoby choinkowe i poszłam na górę rozpakować się. Związałam włosy w koka, ubrałam ciepłą bluzę i rurki i poszłam oglądać tv. Leciała już połowa filmu "Actually Love" obejrzałam go do końca i zadzwonił mój telefon.
- Tak?- spytałam.
- Jesteś w UK?
- Skąd ten pomysł?
- Bo jest inny sygnał, gdy do ciebie dzwonię.
- Na serio?
- Czemu wróciłaś?
- Czemu do mnie dzwonisz? Miałeś się za mną stęsknić.- oznajmiłam zrezygnowana.
- Nie odwracaj kota ogonem, mów co się stało.
- Powiem ci w piątek, jak przyjedziesz do mnie.
- Proszę cię powiedz mi teraz.
- To nie jest rozmowa na telefon Lou. Idź lepiej coś zjeść. Kocham cię pa.
- Justy...- szybko się rozłączyłam. Nie chciałam nikogo zadręczać moimi problemami w święta. Nie miałam już co robić. Oglądałam głupie reklamy w telewizji i trafiłam na jedną, która mnie zaciekawiła. Zadzwoniłam do mojego gitarzysty. On nie obchodził świąt, więc nie miał nic do roboty. Przebrałam się w odświętne ciuchy, rozpuściłam włosy, spakowałam parę rzeczy do torebki, wsiadłam do małego, czarnego volkswagen'a i pojechałam pod dom Dave'a. Razem pojechaliśmy do najbardziej potrzebującej kliniki w Londynie. Weszliśmy do środka i poszliśmy do ordynatora kliniki. Ten dał nam pozwolenie na mały koncert kolęd w ich małej auli. Przyprowadzono wszystkie dzieci, które spędzały tu święta. Na malutkiej scenie były dwa, wysokie stołki. Usiadłam na jednym, a na drugim Dave. Chłopak zaczął grać na akustycznej gitarze. Zaśpiewaliśmy razem. Wszystkie dzieci do mnie dołączyły. Później uczyłam ich polskich kolęd. Dzieci miały przy tym ogromną radochę. Rozdaliśmy im prezenty, a na sam koniec przy całym personelu wręczyłam ordynatorowi 500 tysięcy funtów, na kupno niezbędnego sprzętu medycznego i chyba jeszcze 100 tysięcy starczyłoby na remont szpitala. Zjadałam z nimi obiad. Dave zabrał mnie później na imprezę. Skorzystałam z jego propozycji. Już lepiej iść na imprezę, niż siedzieć samej w ogromnym domu. Popiliśmy trochę, potańczyliśmy i grupka znajomych odprowadziła mnie do domu. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi na wszystkie zamki i zasnęłam na kanapie.
___________________________________________________________
Jak tam wasze święta? Co dostałyście? ;)
Rozdział składa się z kilku dni, bo nie chciało mi się pisać oddzielnych.
Mam nadzieję, że wasze prezenty były takie, jakie chciałyście ;)
Dziękuję za 4054 wyświetlenia! x
4 komentarze=kolejny rozdział :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

2 komentarze:

  1. A święta były super. Dostałam dużo ubrań, pieniędzy i słodyczy no i oczywiście This Is Us.
    A u ciebie jak mijały święta? Co dostałaś?
    Rozdział perfekcyjny. Bardzo bardzo mi się podobał. pod koniec się popłakałam. Kocham to opowiadanie <3
    Czekam na kolejny rozdział.
    Kocham Cię xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje święta były bardzo udane ;) Dostałam kosmetyki, perfumy, pieniądze i Midnight Memories. Jestem w szoku, że doprowadziłam Cię do łez ;) Kolejny rozdział powinien pojawić się przed sylwkiem.
      Też Cię kocham xx

      Usuń