niedziela, 31 sierpnia 2014

58

Wiesz, jak to jest stracić ukochaną osobę? To uczucie zżera cię od środka. Czujesz w sobie pustkę. Brakuje ci czegoś. Brakuje ci osoby, z którą mogłabyś się śmiać, którą mogłabyś przytulać, całować. Brakuje ci osoby, przy której mogłabyś zasypiać i budzić się każdego ranka. Brakuje ci jego wsparcia, jego głosu, śmiechu, a nawet krzyków, czy wyzywania ciebie. Po prostu brakuje ci połowy siebie. Każdy z nas ma szansę na miłość. Ja też miałam. Wydaję mi się, że mój poprzedni związek miałby szansę przetrwać na długie lata. Nie wiem czemu tak uważam. Może dlatego, że do żadnego chłopaka nigdy nie czułam tego samego co do Lou? To cholernie boli. Tyle razy chciałam o nim zapomnieć. Chciałam ułożyć sobie życie na nowo, a nie mogę, bo on ciągle siedzi w mojej głowie. Już miałam tego dość dopóki go wtedy nie spotkałam. Moje uczucia znów ożyły. Motylki wróciły pierwszy raz od dwóch lat. Gdy mnie całował nie miałam ochoty przestawać. Najzwyczajniej w świecie chciałam go zostawić przy sobie. Mogłam się nawet z nim przespać. Po prostu czułam, że między nami nie było żadnej przerwy. Nie dopuszczałam do siebie tej myśli, że nadal go kocham. Wiem uznacie mnie za sukę itd, ale myślicie, że można zapomnieć o tym wszystkim co razem przeszliśmy w ciągu dwóch lat? Nie wiem, czy zapomnę o tym przez całe życie. Ciągle szukam idealnego faceta, ale żaden taki nie jest. Według Darii nie znajdę nikogo. Mówi mi, że skreślam fajnych facetów, bo w niczym nie przypominają mi Tommo. Sama nie wiem czy to prawda.

- Co się tu dzieję?- spytałam zdumiona patrząc na walizki i kartony ułożone na korytarzu. Przed chwilą wróciłam do domu. Byłam u Louis'a.
- Wyprowadzam się- oznajmił mój narzeczony biorąc do rąk torbę.
- Przed naszym ślubem?
- Ślub odwołany- oznajmił bez wszelkich emocji.
- Jak to ślub odwołany?- zapytałam śmiejąc się. Nie mogłam uwierzyć w jego słowa.
- Normalnie. To koniec.- wzruszył ramionami, jakby mówił o pogodzie. Co ja gadam, przecież on jak mówił o pogodzie był wniebowzięty. 
Poczułam kłucie w kącikach oczu.
- Dlaczego?- spytałam łamiącym głosem.- dlaczego?
- Jeszcze się głupio pytasz?!- w końcu nie mówił obojętnie. Nie wytrzymałam, łzy zaczęły spływać po moich policzkach.- całe dnie przesiadujesz w tym zasranym szpitalu ze swoim byłym! Zapomniałaś chyba, że to ja miałem się z tobą żenić, a nie ten gwiazdorek!
- Proszę, nie bądź zazdrosny.- błagałam go.- moja historia z Lou jest skończona. To TY jesteś osobą, na której mi zależy.
- Przestań pieprzyć!- wydarł się.
- Kocham cię- powiedziałam szlochając i podchodząc w jego stronę. Ku mojemu zaskoczeniu odsunął się ode mnie.
- Przestań używać słów, jeżeli nie znasz ich znaczenia- zadrwił- powiedz swojemu Louis'owi, że to jego kochasz. Nie chcę być dłużej oszukiwany!
- Lucas, proszę cię. Porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym rozmawiać, Just!- pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Nie odchodź ode mnie- byłam zbyt zdesperowana, aby myśleć racjonalnie. Jedyne co do niego mówiłam to było błaganie, by ze mną został. Kiedy zauważyłam, że robi krok do przodu nie patrząc na to, jak beznadziejnie muszę wyglądać, rzuciłam się na drzwi, aby uniemożliwić mu wyjście.
- Odsuń się- westchnął. Pokręciłam głową nie ruszając się o milimetr.
- Miałeś właśnie wychodzić. Co jeśli bym wróciła pięć minut później do domu?- pociągnęłam nosem.
- Zorientowałabyś się- znów wzruszył ramionami.
- Zorientowałabym się?!- krzyknęłam oburzona.- więc tak chciałeś zakończyć nasz półtora roczny związek?!
- Wiedziałem, że coś ci odwali, okej?! Jeżeli chcesz kogokolwiek obwiniać o nasze  zerwanie to tylko siebie! Sama zaniedbałaś ten związek, więc nie dziw się, że nawet nie chciałem ci o tym powiedzieć!
- Przestań krzyczeć!
- Więc się odsuń- powiedział spokojnie. Jak zobaczył, że nie miałam zamiaru się przesunąć, chwycił mnie za ramię i sam odblokował sobie wyjście. Nie poznawałam go, zupełnie nie zwracał uwagi na to, jak bardzo mnie rani. Nacisnął na klamkę i otworzył drzwi. Spojrzał raz w moją stronę i opuścił nasz dom, zamykając za sobą drzwi. Oparłam się o nie czołem i wybuchnęłam głośnym płaczem. 

Tak wyglądało moje rozstanie z Lucas'em, dokładnie dwa tygodnie po wypadku Louis'a. Byłam kompletnie załamana. Co prawda nigdy tak naprawdę nie czułam do niego tego co do Tommo. Wydaję mi się, że po prostu przyzwyczaiłam się do tego, że był obecny w moim życiu. Płakałam po nim przez około miesiąc. Jego decyzja była dla mnie bardzo bolesna.
- Myślisz, że będzie na mnie zły?- spytała zdenerwowana Daria trzymając w rękach test ciążowy.
- Czemu miałby być na ciebie zły? To on do cholery jest od zapładniania.- byłam równie zdenerwowana, jak przyjaciółka. Co prawda są od trzech lat małżeństwem, ale nigdy nie wiadomo, jak facet zareaguje na wieść, że zostanie ojcem.- chcesz mu dzisiaj powiedzieć?- wzrok miałam wbity w podłogę.
- Nie wiem.- westchnęła i usiadła obok mnie.- zadzwonię zaraz do lekarza i umówię się na wizytę. Nadal nie rozumiem, jak to mogło się stać.
- Daria, jakkolwiek zareaguje Zayn, obiecaj mi, że nie usuniesz go.
- A co jeśli mnie zostawi?
- To znaczy, że nie był ciebie wart.- dziewczyna ciężko westchnęła i zadzwoniła do lekarza. Była umówiona za godzinę. Pojechałyśmy do kliniki. Okazało się, że dziewczyna faktycznie jest w ciąży. Wyglądała na przerażoną.- chcesz, żebym była przy tym, jak mu powiesz?- nic nie powiedziała, tylko kiwnęła głową. Zacisnęła swoje usta w wąską linie i zaczęła płakać. Wiem, że to dla niej trudne. Ma dwadzieścia trzy lata. Jest za młoda, aby być matką. A co ja miałam powiedzieć? Miałam przecież mieć dziecko w wieku dwudziestu lat. Nadal nie mogę się otrząsnąć po tym co się stało, ale jest już dużo lepiej. Weszłyśmy do jej domu. W kuchni zastałyśmy męża blondynki.
- Hej kochanie- oderwał się od swojej dotychczasowej czynności. Podszedł do blondynki i złożył na jej ustach krótki pocałunek. Następnie podszedł do mnie i przytulił, oczywiście rzucił jakiś tekst, który jak zawsze rozpoczynał nasze wyzywanie się- co się dzieje?- przekrzywił głowę i spojrzał na mnie.- nie wyzwałaś mnie.- oznajmił.- Daria, kochanie co się dzieje?- zwrócił się do swojej ukochanej. Dziewczyna usiadła. Zamknęła oczy i w końcu powiedziała.
- Jestem w ciąży- spuściła głowę. Chłopak oniemiał. Wpatrywał się w swoją smutną żonę pustym wzrokiem. Wtedy ktoś wszedł do kuchni. To był Louis. Mogłam się domyślić, bo słychać było stukot jego kuli, które wspomagały mu chodzenie. Minął miesiąc od wypadku, więc jego złamana noga, nadal była w gipsie.- powiesz coś?- spytała szlochając. Lou spojrzał na mnie pytająco, ale ani ja, ani on nie mieliśmy odwagi, aby się odezwać.
- Co mam powiedzieć?- przeczesał dłonią swoje włosy i westchnął- jestem w szoku. Nie spodziewałem się, że tak szybko zostaniemy rodzicami.- spojrzałam raz jeszcze w stronę mojego chł.... byłego chłopaka. Zrobił wielkie oczy, był prawie w takim samym stanie, jak Zayn na początku.
- Co my teraz zrobimy?- wyglądał na załamanego.
- Nie mam pojęcia- pokręciła głową, a łzy spływały jej strumieniami.
- Pójdę już- odezwałam się.- zadzwoń do mnie później- podeszłam do przyjaciółki i ją objęłam. Tak samo pożegnałam Zayn'a.
- Mogłabyś mnie podwieźć?- spytał nieśmiało Lou.
- Jasne- uśmiechnęłam się do niego. Wyszliśmy z domu naszych przyjaciół i udaliśmy się do mojego auta.- siadasz z przodu czy z tyłu?
- Z tyłu- uśmiechnął się. Otworzyłam mu drzwi i wzięłam od niego kule. Pomogłam mu wejść do środka. Otworzyłam drzwiczki od strony pasażera, gdzie zostawiłam te głupie kule. Usiadłam na miejscu kierowcy i ruszyłam z podjazdu Zarii- taką daliśmy im nazwę.
- Muszę jechać po zakupy, ale jak chcesz mogę cię zawieźć do domu.- oznajmiłam skupiając się na drodze.
- Bezsensu, żebyś się kręciła. Pojadę z tobą.- uśmiechnęłam się słysząc jego odpowiedź.- gdzie teraz mieszkasz?- spytał z troską.
- W hotelu- zmarszczyłam brwi. Nie chciałam tam wracać. Ciągle ktoś tam przyłaził i pytał się czy czegoś mi nie trzeba. Przecież nie jestem królową Elżbietą, jakbym coś chciała to bym sobie po to do cholery poszła.
- Czemu sobie czegoś nie wynajmiesz?
- Nie wiem, po prostu wydaje mi się, że to bezsensu, bo pewnie i tak zaraz wyjadę- wzruszyłam ramionami.
- Nasz dom stoi nadal pusty. Może chcesz tam zamieszkać?- zaproponował.
- Nie sądzisz, że to będzie trochę dziwne? Z tym domem wiąże się wiele wspomnień.
- Tak, cudownych. Najlepszym wspomnieniem, jest to, jak krzyczałaś moje imię, gdy się kochaliśmy- wybuchnęłam śmiechem słysząc jego wypowiedź. Znalazłam wolne miejsce i zaparkowałam samochód.- pamiętasz?- spytał figlarnie.
- Oczywiście- odpowiedziałam uśmiechając się pod nosem. Pomogłam mu wyjść i udaliśmy się do marketu. Wzięłam wózek i wkładałam do niego potrzebne mi produkty. Praktycznie co chwile musieliśmy przerywać zakupy, żeby zrobić sobie zdjęcie z kimś lub po prostu dać autograf. Louis co chwilę żartował. Dobry humor go nie opuszczał, pomimo wszystkich przeciwności losu. Zapłaciłam za zakupy i udaliśmy się do auta. Oczywiście odbyła się kłótnia, bo oczywiście Louis chciał grać pieprzonego gentlemana i wziąć moje reklamówki. Niestety mu na to nie pozwoliłam, bo przed Tesco stała gromada fotoreporterów i chciałam znaleźć się od nich, jak najdalej. Znowu wymyśliliby, że jesteśmy razem, czy coś w tym stylu. Pomogłam Tomlinson'owi wejść do samochodu i szybko zapakowałam torby do bagażnika. Gdy chciałam już wsiąść do środka usłyszałam pytania rzucane w moją stronę.
- Just, Just, czy znów jesteście parą?
- Dlaczego spotykasz się ze swoim byłym chłopakiem? Jesteście razem?
- Czy to prawda, że zerwałaś ze swoim narzeczonym, żeby móc być z gwiazdą One Direction?
- Louis rozstał się ze swoją wieloletnią partnerką. Skomentujesz to jakoś?
- Wszyscy uważają cię za osobę, która niszczy związki. Wypowiesz się na ten temat?
Wtedy coś we mnie wybuchło. Nie mogłam tak po prostu słuchać tych bzdur. To było nie do zniesienia. Każde nowe pytanie coraz bardziej mnie bolało.
- Nie niszczę niczyich związków! Najwidoczniej Lou zerwał z tą laską, bo nie chciał z nią dalej być. Jaką znów wieloletnią?! Byli razem przez rok! Nie rozstałam się z Lucas'em przez Tommo. Zerwanie było naszą wspólną decyzją. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Zostawcie mnie w spokoju i przestańcie się wpieprzać w moje życie! To jest już wkurzające!- krzyknęłam i zamknęłam drzwiczki, wsiadając już do samochodu. Włożyłam kluczyk do stacyjki. Przekręciłam go i ruszyłam przed siebie. Łzy cisnęły mi się do oczu, jednak nie mogłam pokazać swojej słabości. Paparazzi czyhają już od dawna na mój ruch. Na każdą moją życiową pomyłkę. Nie mogę wyjść z przyjacielem do sklepu, bo już nas biorą za parę. No ludzie! Zgłupieć normalnie można! Wiem, że skłamałam im o rozstaniu, ale co miałam powiedzieć? Że mój narzeczony mnie zostawił, a ja mu odpieprzyłam szopkę? Nie, dzięki.
- Wszystko w porządku?- usłyszałam z tyłu, gdy zatrzymałam się na jakimś poboczu.
- Kiedy ściągają ci gips?- zapytałam próbując się uspokoić.
- Za tydzień. Ale co to ma ws...
- Dlaczego to zrobiłeś?- nie wytrzymałam. Łzy same spływały po moich policzkach.
- Co?- odpięłam pas i obróciłam do niego głowę.
- Dlaczego to zrobiłeś?- spytałam ponownie.- dlaczego się nie zatrzymałeś?- głos z każdą sekundą zaczął mi się coraz bardziej załamywać.
- Justyna...
- Dlaczego do cholery?! Chciałeś się zabić?! Co ty kurwa sobie myślałeś?!- zaczęłam na niego wrzeszczeć. Nie mogłam pojąć jego zachowania.
- Kocham cię, okej?!- odkrzyknął. Ta odpowiedź bardziej mnie zdołowała niż się tego spodziewałam.- wtedy nic nie myślałem! Nie jest tak łatwo do kurwy zapomnieć o osobie, którą kochasz! Nie jest tak łatwo żyć bez niej! Nie rozumiesz, że zrobiłem to, bo nie chciałem cię stracić?! Nie chciałem, żebyś mi znów uciekła! Zakochałem się w tobie cztery lata temu. Spędziłem z tobą dwa lata mojego życia. Pamiętam, jak z każdym dniem zakochiwałem się w tobie coraz bardziej i bardziej. Podziwiałem cię, że mimo tak wielu przeszkód, ty i tak mi wybaczałaś. Ale w końcu nie wytrzymałaś i odeszłaś- jego głos się łamał, a mój płacz się nasilał- zostawiłaś mnie. Przez rok czekałem na ciebie. Przygotowywałem dla ciebie kolacje, mając nadzieję, że do mnie wrócisz. Ten cholerny list noszę cały czas przy sobie. Eleanor się do mnie kleiła. Ty nie wracałaś, więc dałem jej szansę. Ale później zobaczyłem ciebie. Co oczywiście było nieuniknione, to była premiera twojego filmu. Lecz widząc ciebie, w tej sukni, z tą czerwoną szminką i tym błyskiem w oku wszystko wróciło. Każda chwila spędzona z tobą, po prostu wszystko. Miałem wrażenie, że znów wszystko się ułoży, ale wtedy pojawił się on. Przedstawiłaś go, jako swojego narzeczonego. Załamałem się. Później ten spacer i pocałunki. To wszystko mnie przerosło! Nie myślałem wiele! Byłem w amoku! Wsiadłem w swój stary samochód i rozpędziłem się. Wiedziałem, że już nigdy nie będziemy razem! Więc miałem się przyglądać, jak bierzesz ślub z tym marnym kucharzykiem?! Wolałem tego uniknąć! Rozpędziłem się do granic możliwości tego rupiecia i uderzyłem w drzewo.
- Jesteś cholernym egoistą- podsumowałam i przeniosłam się na tył. Usiadłam okrakiem na Lou, przyciągnęłam jego twarz bliżej mojej i natarłam na jego wargi. Był chyba zaskoczony moim zachowaniem, bo na początku nie oddał pocałunku, lub po prostu się wahał. W końcu do mnie dołączył. Kiedy na chwilę rozchyliłam usta, wykorzystał to, aby wsunąć do ich środka swój język. Pocałunek był zachłanny. Widać było na pierwszy rzut oka, że potrzebowaliśmy siebie. Jego dłonie błądziły po moim ciele. Tak mi go brakowało. Jego ust, jego dotyku, jego zapachu perfum, jego uśmiechu, gdy mnie całuje. Brakowało mi JEGO. Był dla mnie, jak narkotyk, od którego można się tylko uzależnić, więc nie działa to w stronę odzwyczajenia się. Nie ważne ile głupstw zrobił, ja i tak byłam w stanie mu wybaczyć. Potrzebuję go. Kiedy w szpitalu mówiłam, że coś sobie zrobię, jeśli Louis umrze, nie żartowałam. Byłam wtedy zdolna do zabicia się, byle by nie żyć bez niego. Może to i głupie, ale taka była prawda.- kocham cię- powiedziałam między pocałunkami. Znów poczułam, jak się szczerzy. Moje dłonie znalazły się przy pasku jego spodni. Chłopak nie myśląc długo ściągnął ze mnie koszulkę, rzucając ją gdzieś, więc oczywiście to samo zrobiłam z jego t-shirtem.Nie przestając go całować powoli zaczęłam odpinać guzik i rozporek spodni Louis'a. Zsunęłam je do kolan, bo na tyle tylko pozwalał nam jego gips. Pewnym ruchem ściągnął ze mnie spodnie razem z dołem mojej bielizny.                       

***

                             

Zeszłam z chłopaka, bojąc się, że w każdej chwili może przez moją wagę połamać się gips. Widząc, co robię zmarszczył brwi.
- Justyna, co ty wyprawiasz?- spytał, gdy zaczęłam ubierać bieliznę.
- Liczysz na coś więcej?- uśmiechnęłam się i zapięłam stanik.
- Nie, ale- podciągnął bokserki i spodnie- nigdy tak nie robiłaś.- przypomniał podpierając się na łokciach.
- Jak?- wiedziałam o co mu chodzi, ale nie miałam zamiaru podawać mu wytłumaczenia.
- Dobrze wiesz. Nigdy po seksie nie wstawałaś i się nie ubierałaś. Zawsze leżałaś ze mną.- powiedział- co się stało?
- Masz gips i...- przerwał mi wybuchając śmiechem.- co cię tak bawi?
- Serio myślałaś, że coś mi zrobisz? Nie wiem, rozwalisz gips czy coś?
- Przestań się śmiać!- krzyknęłam na niego.
- Kochanie, jesteś tak lekka, że dorównujesz  Phoebe i Daisy.- zarumieniłam się na pieszczotliwe słowo. Nie ukrywam, że tego też mi brakowało.
- Nie wplątuj w to swoich sióstr, okej?- mimowolnie uśmiechnęłam się.

***

- Nic się tu nie zmieniło- oznajmiłam stojąc przed naszym domem. Nasza posiadłość wyglądała cudownie- jak zawsze z resztą. Widać było na pierwszy rzut oka, że ktoś zajmował się ogrodem. Na werandzie, tak samo, jak kiedyś stała ławeczka. Weszliśmy do środka. Odstawiłam zakupy w kuchni i poszłam się rozejrzeć. Tak jak myślałam- w środku też się nic nie zmieniło. Nawet ramki z naszymi zdjęciami nie były przesunięte o milimetr. W domu panował porządek. Czyli ktoś tu przychodził.- bywasz tu często?- spytałam spoglądając na niego.
- Nie byłem tu od roku- wyznał- zatrudniłem pokojówkę i ogrodnika.
- Oh- uśmiechnęłam się do niego.- Maddie z Jimmy'm nadal mieszkają obok?
- Raczej tak.
- Pójdę ich zaprosić na kawę. Poradzisz sobie przez chwilę sam?
- Justyna nie jestem dzieckiem- przewrócił oczami.
- Tego nie jestem pewna- puściłam mu oczko, a chłopak wybuchnął śmiechem. Wyszłam i poszłam do domu, w którym ostatnio mieszkała moja przyjaciółka Maddie. Przez ten czas kiedy tu mieszkałam zaprzyjaźniłam się z nią, ale gdy wyjechałam kontakt się urwał. Ciekawiło mnie czy nadal jest taka uśmiechnięta i taka piękna, jak była przed moim wyjazdem. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi wysoka brunetka, ubrana w czarne spodnie i tego samego koloru bluzkę. Spojrzałam na jej twarz. Była blada, wychudzona, gołym okiem widać było jej kości policzkowe. To niemożliwe, żeby to była...
- Just- na twarzy kobiety pojawił się mały uśmiech.- nie widziałam cię od jakiś dwóch lat.
- Maddie? Wszystko w porządku?- zapytałam ilustrując raz jeszcze jej postać. Z jej oczu wyleciały strumienie łez.
- Jeszcze się nie pozbierałam. To było zaledwie rok temu. Wiem, że nie mogłaś być ze mną w tamtym czasie, bo byłaś w Afryce. Louis przekazał mi kwiaty od ciebie. Bardzo mi pomógł pozbierać się po tym.- nie wiedziałam o czym mówiła, ale tylko kiwałam głową, że wiem o co jej chodzi. Było mi jej żal.
Powiedz w końcu o co chodzi.
- Nadal nie mogę sobie wybaczyć, że nie przypilnowałam Kevin'a.- moje oczy mało co nie wyleciały z orbit. Kevin nie żyje. Mój mały Kevin. Zawsze rano przychodził do nas i siedział do wieczora, bo nigdy nie chciał mnie zostawiać samej, kiedy nie było Lou w domu. Teraz to ja płakałam. Był moim oczkiem w głowie. Za każdym razem, gdy wracałam z pracy, zakupów lub wyjazdu przywoziłam mu jakieś małe upominki- to zabawki, to żelki i tak w kółko. Bardzo się do niego przywiązałam. Pamiętam wszystkie te dni, kiedy się razem bawiliśmy. Jak wyjechałam byłam nieszczęśliwa. No kto by był, straciłam chłopaka, przyjaciółkę i Kevina. Ale sama świadomość, że już go więcej nie zobaczę. To jest coś, czego nie da się opisać. Dziecko, które kochałam- odeszło. Tak, kochałam Kevina, jak siostrzeńca. Przyciągnęłam do siebie byłą przyjaciółkę i zamknęłam ją w uścisku. Stałyśmy tak chyba minutę i płakałyśmy.- tego potrzebowałam na pogrzebie mojego aniołeczka.- wyznała.
- Może przyjdziecie do nas z Jimmy'm? Na kawę?- zaproponowałam.
- Dzięki, ale my od dawna się nie odzywamy do siebie. Jedynie jakieś pojedyncze słowa. Nic więcej.
- Może jednak przyjdziecie? Otworzycie się na siebie? Proszę.
- Dobrze, będziemy za godzinę- uśmiechnęła się blado. Pożegnałam się z dziewczyną i poszłam do domu.
- Co jest?- zapytał Lou, kiedy weszłam do środka.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że Kevin.... że go nie ma?- spytałam łamiącym głosem. Spojrzał na mnie i długo nie odpowiadał, jakby się zastanawiał od czego zacząć.
- Nie miałem z tobą kontaktu. Wiedziałem, że najlepszym wyjściem było powiedzieć Maddie, że nie możesz być z nią, bo jesteś w Afryce. Liczyła na ciebie, więc musiałem coś wymyślić.- w końcu się wypowiedział na ten temat.
- Chciałam go pożegnać. Był dla mnie ważny. Nadal jest.- nie wytrzymałam, znów się rozkleiłam. Poczułam na plecach ramiona i zostałam przyciągnięta do Lou.
- Nie płacz. Obiecuję, że jutro zawiozę cię do niego, tylko nie płacz- pocałował czubek mojej głowy. Odsunęłam się od niego i przetarłam łzy dłońmi. Tommo chwycił moją twarz i przez chwilę wpatrywał się w moje oczy. Po chwili delikatnie musnął moje wargi.
- Idę się trochę ogarnąć. Za godzinę przyjdzie Maddie. Nie odzywa się z Jimmy'm odkąd... sam wiesz- westchnęłam.- uważam, że to dobry pomysł, aby tu przyszli. Może się pozbierają.- oznajmiłam i weszłam po schodach na górę. Weszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Wybuchnęłam płaczem. Poczułam, że teraz mogę sobie na to pozwolić, bo nikt nie widzi moich łez. Potrzebowałam być choć na chwilę sama. Nie wyobrażam sobie co muszą czuć nasi byli przyjaciele. Znaczy moi, bo Lou chyba nadal się z nimi przyjaźni. Przemyłam zimną wodą twarz i poprawiłam swój makijaż kosmetykami, które stały za lusterkiem, tam gdzie zawsze je trzymałam. Nie były nawet  używane. Zeszłam na dół, aby otworzyć drzwi. To byli nasi goście. Niepewnie weszli do środka i udali się z Lou do salonu.

***

- Więc wy znów jesteście razem.- Maddie bardziej stwierdziła niż zapytała. Spojrzałam na Louis'a. Faktycznie wyglądaliśmy, jakbyśmy byli znów razem. Ja siedziałam wtulona w niego, a on obejmował mnie ramieniem. W przeciwieństwie do niej i jej męża. Rozumiem, że Jimmy jest załamany, ale żeby coś takiego odstawiać to jakieś przegięcie. Nie przytulać własnej żony, w ogóle się do niej nie odzywać w tak ciężkim okresie to jest zwykłe tchórzostwo. Nienawidziłam go za to. Kątem oka zauważyłam, jak brunet w odpowiedzi kiwa głową. To mnie zaskoczyło, ale w pozytywny sposób. Może po prostu nie chciał nic tłumaczyć? Nie rób sobie nadziei- skarciłam się w myślach.
- Dobra, wróćmy do poprzedniego tematu.- zaczęłam- chcecie porady przyjaciółki, czy początkującej studentki psychologii?- zapytałam prosto z mostu. Brunetka chwilę się zastanowiła i już otworzyła usta,lecz nie dane było jej się wypowiedzieć, bo natychmiast się ktoś odezwał.
- Powiem wam, jak ja to widzę. Na początek Jimmy- jesteś frajerem i totalną ciotą.
- Louis- upomniałam go. Jednak ten nic sobie z tego nie zrobił.
- Masz obok siebie piękną, młodą żonę. I zamiast się z tego cieszyć, ty ją odtrącasz. Rozumiem, że straciłeś syna, ale do cholery nie oskarżaj o to Maddie. Ona jest Bogu winna, że ten pijany koleś wyjechał nagle zza zakrętu. Pomyślałeś o tym co ona czuje, gdy ją odrzucasz? No weź się trochę zastanów. Powinieneś o nią dbać, bo tylko ona ci została. 
- Louis- znów go próbowałam upomnieć, gdy zobaczyłam, jak Maddie jest bliska płaczu.
- Serio nie chcesz jej przytulić lub pocałować? Nie brakuje ci jej obok? Twoja żona jest jedyną osobą, która cię bezwarunkowo kocha, ale też potrzebuje twojej miłości, twojego wsparcia. Po prostu potrzebuje ciebie.- i się zaczęło. Brunetka się rozpłakała. Świetnie. Gratuluję panie Tomlinson, wielki psychologu od siedmiu boleści. Już wstawałam stało się coś niesamowitego. Jimmy usiadł obok niej i mocno do siebie przytulił. Dziewczyna od razu objęła go swoimi drobnymi ramionami. Poczułam, jak Lou musnął lekko mój policzek.- znam się na tym- uśmiechnął się od ucha do ucha, na co mu zawtórowałam. Odsunęłam się od niego, jak usłyszałam dzwonek telefonu. Zobaczyłam na wyświetlacz. Daria. Szybko przeszłam do kuchni i odebrałam połączenie.
- Daria, przepraszam. To ja miałam zdzwonić. I jak?
- Wszystko okej Justyna. Ochłonęliśmy i damy radę.- odetchnęłam z ulgą.
- To wspaniała wiadomość.
____________________________________________________
Uwaga! Planuję, żeby napisać jeszcze jeden rozdział, ale bardzo
krótki. Jak napiszę go będę mogła was poinformować.
Tylko dajcie mi ze sobą jakiś kontakt.
Jeżeli chodzi o rozdział- średnio mi się podoba, ale
chciałyście, więc macie xx
Jutro znów szkoła. Czujecie mój ból?
Umieram na samą myśl o matmie ;c
Mam nadzieję, że miałyście udane wakacje :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
 

1 komentarz:

  1. oooo...... oni znów razem ^^ <3
    kocham cię <33333

    OdpowiedzUsuń