czwartek, 5 czerwca 2014

56

Na weselu naszych przyjaciół między nami było wszystko okej. Śmialiśmy się, przytulaliśmy, tańczyliśmy, całowaliśmy i śpiewaliśmy. Było po prostu, tak jak w dzień naszej rocznicy. Później Louis z chłopakami wyjechali w dalszą część trasy. Mieli wrócić jutro. Trochę się obawiałam, że nic już nie będzie, jak dawniej. Stwierdziłam tak, po naszych poprzednich rozmowach. Zazwyczaj rozmawialiśmy przez góra dziesięć minut. Była to nasza wina. On ciągle miał koncerty, a ja ciągle jeździłam na plan filmowy. A właśnie! Dostałam główną role w filmie o cichej i spokojnej studentce pierwszego roku, która poznaje chłopaka, który jest jej totalnym przeciwieństwem. Reszty możecie się domyśleć. Więc ani ja, ani Lou nie mieliśmy za bardzo czasu, żeby ze sobą rozmawiać. Brakowało mi go bardzo. Chciałam go przytulić. Nadal nie mogłam się pozbierać po stracie dziecka. Czułam w sobie pustkę. Jakby część mnie po prostu sobie poszła. Co prawda minęło już dziewięć miesięcy, ale nadal nie mogłam się z tym pogodzić. Dziewięć miesięcy... teraz miałoby dwa miesiące. Trzymałabym nasze maleństwo na rękach, przytulała i cieszyłabym się, że nie będę już nigdy sama. Oczywiście bycie mamą w wieku 21 lat, to dla mnie niewyobrażalne, ale nawet jeżeli bym się dowiedziała o nim wcześniej, nie usunęłabym go. Często zastanawiałam się, jakby wyglądało teraz moje życie. A co byłoby z moją pracą? Jakoś bym dała sobie radę, biorąc pod uwagę trasy mojego chłopaka. Tym razem święta spędziliśmy wspólnie. Ja zaprosiłam swoją rodzinę, a Louis swoją. Było wspaniale. W końcu mogłam świętować urodziny razem z moim chłopakiem, bo rok temu nam się nie udało. Sylwester był podobny do tego, co był w zeszłym roku. Chłopaki meli teraz jakieś wywiady we Włoszech. Nie było ich tydzień.
Wstałam z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Od dziewięciu miesięcy nie było nocy, którą bym całą przespała. To wszystko, już mnie wykańczało. Umyłam włosy i szybko wysuszyłam je suszarką. Ubrałam się i zeszłam na dół, aby zrobić sobie śniadanie. Napełniłam swoją miskę płatkami i jogurtem. W mgnieniu oka zniknęły. Umyłam miskę. Następnie wzięłam się za pranie. Gdy ogarnęłam już cały dom, poszłam do kuchni, aby wziąć swoje rzeczy. Miałam jechać na kolejne zdjęcia związane z teledyskiem. Spojrzałam przez okno. Na naszym podjeździe stał duży, czarny samochód. Stał tak daleko, że nie mogłam ustalić, jaka to marka. W każdym bądź razie był on mi obcy. Żaden z naszych znajomych nie miał takiego auta. Podbiegłam do drzwi i zamknęłam je na klucz. Wzięłam torebkę i zarzuciłam ją na ramię. Strach mnie obleciał, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Niepewnie podeszłam do nich i spojrzałam przez wizjer. Stali tam dwaj napakowani faceci. Ubrani byli na kolor czarny. Zaczęłam po cichu odchodzić od drzwi. Po drodze wzięłam buty i kurtkę w rękę. Miałam przeczucie, że zaraz będę musiała uciekać. Pukanie w drzwi przerodziło się w walenie.
- Dobrze wiemy, że tam jesteś!- krzyknął gruby głos. Spanikowałam. Wbiegłam po schodach na górę. Weszłam do pokoju gościnnego. Otworzyłam klapę,którą wchodziło się na strych. Wysunęłam z niej schodki i wdrapałam się na górę. Schowałam stopnie z powrotem do klapy. Zatrzasnęłam ją i zamknęłam się od środka kluczem. Znalazłam to miejsce, gdy sprzątałam to pomieszczenie. Wyciszyłam telefon i skuliłam się. Usłyszałam kroki, które sygnalizowały o wejściu kogoś do pokoju. Serce nie chciało mi się uspokoić. Oddech tak samo. Gdy ktoś uderzył w kalpę, przeraziłam się. Najciszej, jak tylko umiałam otworzyłam małe okienko. Wyrzuciłam z niego linę, która była przymocowana do deski i zeszłam po niej na dół. Okrążyłam dom i wsiadłam do swojego auta. Dzięki Bogu zostawiłam je otwarte i zaparkowałam tyłem w taki sposób, że mogłam szybko wyjechać. Odpaliłam silnik i z piskiem opon wyjechałam ze swojej posesji. Lada moment za mną pojawiło się czarne bmw, które stało na podjeździe. Teraz widziałam dobrze markę tego auta. Byłam przerażona. Wybrałam numer do Adama i włączyłam głośnomówiący. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Just?
- Adam gdzie jesteś?- spytałam łamiącym się głosem.
- Czekam na ciebie przed studiem. Coś nie tak?- pytał.
- Jacyś faceci mnie śledzą. Boję się- pierwsza łza spłynęła po moim policzku.
- Gdzie jesteś?- dopytywał głębokim głosem.
- Nie wiem, jadę przed siebie.- wyznałam skręcając gwałtownie w lewo.
- Jedź w stronę studia.- poinstruował mnie.- zadzwonię po policję.- oznajmił.
- Nie dzwoń jeszcze!- krzyknęłam. Czułam, że ma to związek z Lou. Nie wytrzymałabym psychicznie, gdyby go zamknęli.- jadę już- rozłączyłam się. Szczerze mówiąc ta rozmowa jeszcze bardziej mnie zdołowała. Nic, a nic nie pomogła. Zatrzymały mnie czerwone światła. Stanęłam i zamknęłam samochód od środka. Nagle ktoś zapukał w szybę. Zamarłam widząc łysego mężczyznę. Palcem kazał mi uchylić okno. Lekko je opuściłam.
- Przekaż swojemu chłoptasiowi, że ma czas do jutra. W przeciwnym razie inaczej sobie pogadamy. A i jeszcze jedno. Jeżeli zadzwonisz na policję, wkopię go tak, że nawet najlepszy adwokat w Londynie go nie wyciągnie- oznajmił surowym tonem.- zrozumiałaś laleczko?- chciałam mu odpyskować za nazwanie mnie "laleczką", ale byłam zbyt przerażona, żeby z nim zadzierać. Kiwnęłam tylko twierdząco głową. Ten odszedł zostawiając mnie samą ze swoimi myślami. Czyli jednak mnie oszukał. Oszukiwał mnie ten cały czas. Przynosił mi fałszywe świstki dotyczące jego terapii odwykowej. Albo dawał łapówkę swojemu terapeucie? Sama nie wiedziałam co o tym wszystkim sądzić. Miałam totalny mętlik w głowie. Zadzwoniłam do Jason'a przepraszając go, za to, że nie pojawiłam się na sesji. Zawróciłam samochód i wróciłam do domu. Wyciągnęłam spod łóżka bagaż i spakowałam najpotrzebniejsze mi rzeczy. Spakowaną walizkę postawiłam na korytarzu. Wzięłam kartkę i długopis.
Zniosłam moje rzeczy do samochodu i włożyłam je do bagażnika. Zamknęłam dom na wszystkie spusty. Stanęłam obok auta i spojrzałam raz jeszcze na dom. Nasz dom. Łzy zebrały mi się w kącikach oczu. Będzie mi go brakować. Wsiadłam i odjechałam.
                    
                                                                                     ***
Czekałam na samolot. Siedziałam na lotnisku wpatrzona w podłogę. Myślałam o tym, dlaczego mnie okłamał. Czemu te narkotyki go tak wciągnęły? Czemu do cholery nie mógł być ze mną szczęśliwy bez tego obrzydlistwa? To wszystko było bez sensu. Mimo tego, że mnie oszukał nadal chciałam usłyszeć jego śmiech, zobaczyć jego oczy, poczuć jego usta. Przytulić go i powiedzieć, jak bardzo mnie zranił, a jednocześnie, jak bardzo go kocham. Chciałam najzwyczajniej w świecie mieć przy sobie mojego dawnego chłopaka.Łzy spływały mi po policzkach, gdy o tym wszystkim myślałam Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni. Na ekranie widniał wielki napis "Lou". Przeciągnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Halo?- mój głos się łamał.
- Cześć kochanie- przywitał się.
- Cześć przystojniaku. Co u ciebie- łza spłynęła mi po policzku.
- Wszystko dobrze. W domu jesteś?- pytał.
- Nie. Pojechałam do sklepu- starałam się, aby mój głos brzmiał naturalnie, ale to wcale mi nie wychodziło.
- Czy ty płaczesz? Co się stało?- pytał z troską.
- Nic, po prostu oglądałam film o miłości i takie tam bzdety. Sam wiesz- kolejne kłamstwa padały z moich ust.
- Jesteś taka wrażliwa- zaśmiał się.
- Przepraszam, cię Lou, ale muszę już kończyć.- pociągnęłam nosem.- kocham cię- powiedziałam, a gula w gardle mi urosła.
- Kocham cię.- usłyszałam to od niego ostatni raz. Wsiadłam do samolotu i odleciałam.
( czytaj z https://www.youtube.com/watch?v=RBumgq5yVrA)

Przyjechałem szczęśliwy do domu. Miałem nadzieję, że Justyna jest jeszcze na zakupach, dzięki
czemu będę mógł się przygotować. Zostawiłem walizkę na przedpokoju i wstawiłem duży bukiet tulipanów do wazonu. Wiedziałem, że ostatnio nie mieliśmy czasu, żeby ze sobą normalnie porozmawiać. Zazwyczaj to ja nie miałem czasu. Ale to nie znaczy, że już jej nie kocham. Właśnie, że ją kocham. Jest dla mnie najważniejsza na świecie. Poszedłem na górę. Wypakowałem walizkę. Brudne ubrania wrzuciłem do kosza na pranie. Czarne pudełeczko postawiłem na chwilę na stoliku nocnym. Raz jeszcze sprawdziłem jego zawartość. Zgadzało się. W środku, tak jak powinien był złoty pierścionek z kilkoma diamencikami. Obróciłem się i spojrzałem na łóżko. Leżała na nim kartka papieru. Chwyciłem ją do rąk i zacząłem zapoznawać się z jej treścią.

Dear Lou,
Nasze życie nie zawsze jest, takie jakbyśmy chcieli. Każdy z nas na starość marzy o domku na wsi, którym mógłby się dzielić ze swoją drugą połówką, siedzieć sobie latem w małym ogródku, wypełnionym po brzegi kwiatami (a zwłaszcza tulipanami) i czekać na przyjazd swoich wnuków. My tak samo. Zastanawiam się czasem, czy planowanie naszego życia ma jakikolwiek sens. Czy plany, do których dążymy nie zaprowadzą nas donikąd? Nie lepiej żyć chwilą? Szczerze mówiąc moje życie nie jest takie, jak sobie zaplanowałam. Wiesz dobrze, że chciałam iść na medycynę. Gdy opowiadałam Ci o tym mocno mnie skrytykowałeś. Zastanawiałam się nad tym później. I teraz wiem, że miałeś w 100% rację. Mam wspaniałą pracę. Dzięki temu co robię mogę pomagać innym. I to jest świetne.
Moje życie stało się czystym spontanem. Musiałam zostawić rodzinę, pracę, przyjaciół i szansę na studia, aby być teraz tutaj. Nie żałuję tej decyzji i nigdy nie będę jej żałować. Dzięki spontaniczności  poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi i osobę, w której po uszy się zakochałam- Ciebie. Pomimo tego, że jesteśmy razem od roku i dziewięciu miesięcy, nadal się przy Tobie czuję, jak na początku naszej znajomości. Za każdym razem, gdy Cię widzę mam motyle w brzuchu i uśmiech na twarzy. Nawet, jak się kłócimy mam te same uczucia. Dobrze wiemy, że było między nami bardzo dużo sprzeczek, ale były też dni i noce, których nie zapomnę do końca życia.
Wiem, że nie to chciałeś zobaczyć po powrocie do domu. Nie mogę Ci dłużej matkować, bo nie na tym rzecz polega. Sam powinieneś wiedzieć co jest dobre, a co złe. W końcu masz 23 lata. Z uśmiechem na twarzy będę wspominać każdą minutę spędzoną z Tobą. Zastanawia mnie jedna rzecz. Czy Ty kochałeś mnie równie mocno, jak kocham Ciebie? Odwiedzili mnie dzisiaj Twoi koledzy. Kazali Ci przekazać, że masz czas do jutra. Chyba sam rozumiesz, że nie mogłam dłużej siedzieć w tych kłamstwach.
Nie pisz do mnie, nie dzwoń, nie szukaj mnie. Obiecaj, że nigdy, ale to nigdy nie zapomnisz o uczuciu, jakie nas łączyło. Bo ja nie będę w stanie choć na chwilę o nas nie myśleć. Dziękuję Ci za każdą chwilę, którą ze mną spędziłeś. Dziękuję, że zawsze mnie wspierasz. Dziękuję, że pojawiłeś się w moim życiu. Dziękuję, że w końcu wiem co słowo "kocham Cię" znaczy. Pewnie nie obdarzę nikogo tak dużą miłością, jaką darzę Ciebie. Ucałuj ode mnie dziewczynki i Ernest'a. Uściskaj ode mnie swoją kochaną mamę. 
Przepraszam, za wszystkie kłamstwa. Przepraszam, za wszystkie sprzeczki. Przepraszam, za wszystko. Najważniejsze. Przepraszam, że nie mówię Ci tego prosto w oczy, ale nie mam tyle odwagi, bo gdy tylko w nie spojrzę ... nie będę mogła Ci powiedzieć.
To koniec.
Przepraszam.
Obiecaj, że będziesz szczęśliwy.
Kocham Cię.
Na zawsze Twoja Justyna.

Przeczytałem jeszcze raz końcówkę listu i nie mogłem w to uwierzyć. Ona mnie po prostu zostawiła. Przecież tyle razy mnie zapewniała, że tego nie zrobi. Nie podała żadnego konkretnego powodu. Pewnie chodziło jej o dragi. Kurwa. Chwyciłem telefon i wybrałem jej numer. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty sygnał i koniec.- kurwa mać, Justyna odbierz ten pojebany telefon- rzuciłem pudełeczkiem o ścianę i wybiegłem z domu. Wsiadłem do auta, ruszając z podjazdu z piskiem opon. Kurczowo ściskałem dłonie na kierownicy, przygryzając dolną wargę. Zahamowałem gwałtownie o wybiegłem z samochodu. Zacząłem mocno walić w drzwi. Byłem wściekły.- Daria do ja pierdole otwórz!- darłem się pod drewnianą płytą. Nie poznawałem samego siebie. Drzwi się otworzyły- gdzie ona jest?!
- Wyjechała- odparła ledwo słyszalnie. Patrzyłem na nią ze smutkiem zmieszanym ze złością.
- Do Polski?- spytałem dysząc- zaraz tam polecę- oznajmiłem odwracając się w stronę samochodu.
- Louis!- krzyknęła za mną. Obróciłem się, aby spojrzeć jej w twarz.- ona nie wróciła do Polski- w jej oczach zbierały się łzy.- nie chciała mi powiedzieć dokąd leci. Wiedziała, że bym ci powiedziała. Przepraszam- zaczęła płakać. Podszedłem do niej i ją przytuliłem. Jak Justyna mogła zrobić coś takiego? Przecież ja ją kocham. Co ja mam teraz ze sobą zrobić? Jestem chujem. Straciłem najlepszą dziewczynę, jaką w życiu spotkałem.
__________________________________________________
Dodaję dzisiaj nowy rozdział.
Jest on ostatni.
Myślę, jeszcze nad dodatkowym i chyba go napiszę :)
Jak wam się podoba?
CZYTASZ=KOMENTUJESZ


2 komentarze:

  1. Oni mają być razem! To nie może być koniec :((

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się z Pysią Tomlinson. To nie może się tak skończyć :c
    To opowiadanie jest zajebiste <333
    Pisz nadal nie zostawiaj tak tego <333

    OdpowiedzUsuń