niedziela, 2 marca 2014

43

Przyjechali rodzice. Pomogliśmy im z rzeczami, a później przygotowaliśmy obiad. Usiedliśmy w siódemkę do stołu. Pośmialiśmy się i pozmywałam z mamą naczynia. Maciek i Patrycja pojechali do rodziców dziewczyny.
- Mamo- zaczęłam nieśmiało.
- Tak?- spytała wycierając talerze.
- Wracam jutro do Londynu.- spuściłam głowę.
- Jak to? Czemu tak szybko?- widać było na jej twarzy smutek.
- Muszę wrócić do pracy. Mam do napisania jeszcze parę piosenek.
- Dopiero przyjechałaś. Rozumiem praca, pracą, ale czy nie możesz wziąć wolnego?
- Mamuś wezmę wolne, ale nie teraz. Dopiero się rozkręcam, nie mogę stracić tego co teraz mam przez to, że nie spędzam dużo czasu w Polsce. Jasne chciałabym, żeby wszystko było jak dawniej. Ja, ty, tata, Maciek i Kamil. Chciałabym znów mieszkać z wami, chodzić do tej durnej szkoły, pomagać ci w różnych rzeczach, ale nie mogę. Jestem już dorosła- to zdanie wypowiedziałam z wielkim trudem- i mam teraz pracę, chłopaka, nowych przyjaciół i was. Bardzo trudno jest mi podzielić ten czas na wszystkich. Obiecuję, że gdy tylko będę mogła to przyjadę tutaj.- przytuliłam ją. Poczułam się jak małe dziecko. Przykro mi, że nie mam czasu, żeby zobaczyć się z rodziną. Jak mieszkałam w Szczecinie często mnie odwiedzali lub ja ich. Tęsknie za tymi czasami.
- Rozumiem to wszystko, ale trudno nam się pogodzić, że żyjesz tak daleko od nas. Tęsknimy za tobą. Teraz gdy nie ma ciebie i Maćka w domu jest tak cicho. Pamiętam, jak jeszcze niedawno kłóciliście się o byle co- zaśmiała się- Przypominasz sobie, jak miałaś siedem lat i z Maciusiem przedstawialiście jakieś scenki na Wigilię? Jak ten czas szybko zleciał- pogłaskała mnie po głowie.
- Mamo skoro tak bardzo za nami tęsknicie może się przeprowadzicie do Londynu? Znalazłabym wam pracę, Kamilowi dobrą szkołę...
- Nie Justynko, my nie chcemy się nigdzie wyprowadzać.- przerwała mi.- chcemy, żebyście po prostu częściej nas odwiedzali i tyle- posłała mi miły uśmiech.- skoro jeszcze jesteś to pozwolisz, że cię wykorzystam?
- Jasne. O co chodzi?- spytałam odstawiając naczynia do szafek.
- Pomogłabyś mi ze świadectwami?
- Myślałam, że w tym roku nie miałaś wychowawstwa.- zdziwiłam się.
- Jednak dostałam. A mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Przed wyjazdem odwiedź babcię i dziadka. Oczywiście zajrzyj też do drugiego dziadka.
- Dobrze- posmutniałam. Tak dawno nie widziałam moich dziadków. Kiedyś odwiedzałam ich co tydzień, bo gdyby umarli nie wybaczyłabym sobie tego, że nie spędzałam z nimi wystarczająco dużo czasu. Poszłyśmy z mamą wypisywać, a później drukować świadectwa. Gdy skończyłyśmy poszłam się spakować. Postanowiłam, że czas najwyższy porządnie przedstawić dziadkom mojego chłopaka. Poznali się na weselu Maćka, ale co to nie to samo. Poza tym lubiłam patrzeć jak pan "pewny siebie" się stresuje, gdy poznaje kogoś z mojej rodziny. Zeszłyśmy z mamą na dół. Lou twórczo o czymś dyskutował z moim tatą. Byłam zdziwiona, że się dogadują, bo tata nigdy wcześniej nie uczył się angielskiego, a teraz biegle włada tym językiem.
- Weźcie samochód Maćka, stoi na parkingu na naszym starym osiedlu.- powiedział tata wstając z kanapy i wyciągając z szuflady klucze i dokumenty od auta.
- To czym oni pojechali?
- Taksówką- odparł tato zupełnie naturalnie.
- A zapomniałabym, w gościnnym są dla was prezenty.- uśmiechnęłam się promiennie i wyszliśmy. Loui ciągle pytał gdzie idziemy. Gdy weszliśmy na stare osiedle zobaczyłam przystojnego bruneta o ciemnej karnacji. Przypatrzyłam mu się dobrze i wszystko mi się przypomniało.
- Justyna?- spytał nieśmiało.
- Kuba?
- Justyna Boże to już cztery lata.- podszedł i przytulił mnie kręcąc w powietrzu.
- Jeny, jak to zleciało. Co teraz robisz?- uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Studiuję prawo. A ty? Przecież miałaś zostać lekarzem, a jesteś artystką.
- Życie jest pełne niespodzianek.- jakoś dziwnie nie mogłam przestać się uśmiechać.
- Eheem...- chrząknął szatyn- English please.
- Oh sorry. Loui It's my ex-boyfriend Kuba- wskazałam na wysokiego bruneta.- Kuba to...
- Her boyfriend, Lou- przerwał mi Tomlinson podając mu dłoń. Chłopak ją uścisnął i uśmiechnął się.
- My już musimy jechać- odparłam smutno- fajnie było cię spotkać.
- To wracasz za granice?
- Tak.
- Jak przylecisz do Polski to napisz. Pójdziemy na kawę czy coś. Nie martw się, nie zmieniłem numeru.- przytulił mnie na pożegnanie.
- Dobra. Pa- odsunęłam się od niego. Kuba poszedł, a ja otworzyłam samochód. Usiadłam za kierownicą, a na fotelu pasażera siedział zdenerwowany Lou.- a tobie co?- spytałam choć dobrze wiedziałam, że jest zazdrosny. Odpaliłam silnik i ruszyłam.- odezwiesz się do mnie czy nie?- nadal milczał- jak chcesz- miałam już dość jego humorków. Ale z drugiej strony, fajnie, że jest o mnie zazdrosny. Przynajmniej mu na mnie zależy. Zaparkowałam samochód.- wysiadasz księżniczko, czy zostajesz?- odpięłam pas i chwyciłam torebkę z tylnego siedzenia. Wyszłam z samochodu trzaskając drzwiczkami. Chwile po mnie wysiadł Lou. Zamknęłam samochód.
- Przywiozłaś mnie na cmentarz? Chcesz mnie pochować żywcem?- patrzył na mnie wielkimi oczyma.
- Tak, nie mam nic innego do roboty.- odpowiedziałam ironicznie.- pomyślałam, że czas najwyższy żebyś dowiedział się jeszcze jednej rzeczy o mnie.- powiedziałam poważnie
- Jesteś grabarzem?- natychmiast spiorunowałam go wzrokiem. Chłopak podniósł ręce w geście obronnym. Szliśmy wąską drogą między nagrobkami. Stanęliśmy przy małym grobie. W okół niego były posadzone białe kwiatki. Loui starał się przeczytać co jest napisane na płycie. Spojrzał na mnie oczekując wyjaśnień.
- Kiedy byłam mała, moja mama zaszła w ciąże- mówiłam bez emocji, wpatrując się w nagrobek.- ma grupę krwi minus, a tata plus. Od początku było wiadomo, że będą komplikacje podczas porodów. Maćkowi, Kamilowi i mnie udało się przyjść na świat, ale Dominice już nie. Mama poroniła. Tak się cieszyłam, że będę mieć siostrzyczkę. Ale, gdy mama wróciła ze szpitala nie zobaczyłam jej. Byłam w szoku. Nie wiedziałam gdzie ona jest. Prosiłam tatę, żebyśmy jej poszukali. Niestety moi rodzice byli w zbyt dużym szoku, aby mi wytłumaczyć, że jej nie ma, że jej nie zobaczę. Chciałam, żebyś o tym wiedział. Jesteśmy parą i powinieneś takie rzeczy wiedzieć. Po prostu czekałam na odpowiedni moment.- chłopak bez słowa mnie przytulił. Odsuwając się ode mnie zadał mi tylko jedno pytanie.
- Ile miałaś lat?
- Cztery- odpowiedziałam wyciągając z torebki znicz. Podpaliłam go i postawiłam na płycie do tego przeznaczonej. Pożegnałam się z siostrzyczką i poszliśmy dalej. Zadzwonił mi telefon. Z niechęcią wyciągnęłam urządzenie z torebki.
- Kto to?- spytał chłopak łapiąc z powrotem moją dłoń.
- Jason. Nie chcę od niego odbierać...
- Lepiej odbierz. To nadal twój manager.- upomniał mnie. Posłuchałam się go i przeciągnęłam zieloną słuchawkę.
- Co chcesz?- spytałam od niechcenia.
- Musisz wrócić do UK. Za dwa dni jest gala. Masz cztery nominacje. Impreza zaczyna się twoim występem. W sobotę masz wywiad, w niedziele nagrywamy kolejne piosenki.
- To wszystko?
- Tak, jak będziesz w Londynie to pojedziemy na próbę.
- Sama przyjadę na miejsce. Ty ewentualnie możesz dołączyć.
- Just nadal się na mnie złościsz?
- Muszę kończyć.- nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się. Opowiedziałam Lou o moich planach na ten tydzień. Odwiedziliśmy też grób mojego dziadka. Pojechaliśmy do dziadków. Moja babcia była zachwycona Lou, tylko żałowała, że nie może się z nim dogadać. No i oczywiście, jak każda babcia pytała nas o ślub. Dobrze, że Tommo nie zna polskiego. Musiałam jej tłumaczyć, że znamy się od roku i nie planujemy jeszcze ślubu. Była troszkę zawiedziona. Dziadek przyniósł nam kolację: jajecznicę ze świeżymi grzybkami. Nie sądziłam, że taka jajecznica przypadnie do gustu Loui'emu.
Ten natomiast zajadał się nią, aż mu się uszy trzęsły. Zadowoleni, objedzeni i zmęczeni wyszliśmy z domu dziadków. Pojechaliśmy do rodziców. Szybki prysznic i krótka pogawędka z mamą i tatą i poszliśmy spać.

Rano pomogliśmy w ogródku, a później leżeliśmy brzuchem do góry na leżakach i dyskutowaliśmy o naszych planach na przyszłość i marzeniach. W końcu stoczyliśmy z pięknych marzeń w szarą rzeczywistość. Czekała nas długa rozłąka. One Direction jechali w trasę, a ja miałam zostać z Darią w Wielkiej Brytanii. Przygotowaliśmy razem obiad i deser. Po skończonym posiłku siedzieliśmy i rozmawialiśmy z rodzicami. Spytałam, czy chcą ze mną lecieć do Londynu na wakacje, ale oni upierali się, że mają dużo pracy i różne takie. Podrzucili mi pomysł, żebym wzięła ze sobą kuzynkę. Nie był to wcale głupi pomysł. Monika była pięć lat młodsza. Byłyśmy dla siebie, jak siostry. Zgodziłam się. Po godzinie 16 pojechaliśmy na lotnisko. Niestety nie obyło się bez korków. Dotarliśmy szczęśliwie do UK. Na razie zamieszkałyśmy w domu 1D. Zmęczeni poszliśmy spać.
_________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz