niedziela, 23 lutego 2014

42

Spojrzeliśmy w stronę drzwi.
- Słyszałeś to?- spytałam przerażona.
- Idę to sprawdzić- wstał z łóżka- zostań tu.
- Chyba cię pogięło- podeszłam do niego- nie zostanę tutaj sama- chłopak się uśmiechnął. Otworzył ostrożnie drzwi, tak że te nie zaskrzypiały. Zeszliśmy po cichu ze schodów. Słychać było śmiechy. Jak gdyby nigdy nic poszłam na korytarz, aby zobaczyć kto to był. Jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam Maćka z Patrycją, którzy byli już trochę wstawieni.- co wy tutaj robicie?- Tommo szybko stanął obok mnie.
- Byliśmy na imprezie, do Szczecina mamy godzinę drogi samochodem, a na pieszo zejdzie nam trzy godziny, więc chcieliśmy przenocować tutaj.- wyjaśnił chwiejąc się.- ej siostra mam pomysł.
- Weź ty lepiej nie wpadaj na żadne pomysły- przewróciłam oczami.- pościele wam łóżko u ciebie- weszłam na górę. Przeraziłam się, gdy zobaczyłam bałagan panujący w pokoju mojego brata. Odgarnęłam ciuchy z podłogi w kąt i rozścieliłam łóżko. Zmęczona wzięłam szybki prysznic i zeszłam na dół. W ogóle mnie to nie zdziwiło, że na ławie w salonie stoi pół butelki czystej i sok. Obok stały już napełnione kieliszki i szklanki.- co wy wyprawiacie?- nie miałam już sił na jakiekolwiek kłótnie. Usiadłam na fotelu obok Lou.
- Chciałem się napić ze szwagrem- podniósł do góry kieliszek- cheers!- opróżnili naczynie.
- A czy ty go w ogóle rozumiesz?- chwyciłam szklankę z sokiem mojego chłopaka i wypiłam jej zawartość.
-Czy to ważne? Grunt, że się dobrze bawimy- polał alkohol do kieliszków. Wypiłam jedną kolejkę.
- Idę spać. Bawcie się dobrze- nie czułam się najlepiej. Wstałam z fotela.
- Where are you going?- spytał Lou chwytając mnie za nadgarstek.
- I'm going to sleep. Goodnight baby- dałam mu całusa i poszłam do siebie. Położyłam się wygodnie i przykryłam swoje ciało kocem. Chwilę później odpłynęłam.
Obudziło mnie słońce, którego promyki wpadły przez okno i rozświetlały pomieszczenie. Usiadłam na łóżku przecierając wierzchem dłoni oczy. Podparłam się rękoma i wstałam. Udałam się do łazienki, gdzie umyłam twarz i zęby. Zeszłam na dół. W dużym pokoju panował istny chaos. Na stoliku pełno kieliszków i pustych szklanych butelek po wódce, resztki jedzenia leżące na podłodze i pobite szkło. Westchnęłam i wzięłam się za sprzątanie. Zabrałam z ławy kieliszki i szklanki i umieściłam je w zlewie. Następnie zamiotłam szkło i resztki jedzenia. Pozmywałam brudne naczynia i położyłam je na suszarce. Wytarłam ręce w ścierkę i poszłam do gościnnego. Delikatnie zapukałam w drzwi i weszłam do środka. Odrzucił mnie odór alkoholu. Przy łóżku zauważyłam wymiociny. No super, tylko tego jeszcze brakowało, żebym sprzątała po nim rzygi. Zrezygnowana wyjęłam z szafki kuchennej gumowe rękawiczki, worek na śmieci i papierowy ręcznik. Wróciłam do pokoju i zaczęłam sprzątać. Zebrałam wymiociny do worka i wyniosłam go do śmietnika, który stał na dworze. Wróciłam do domu i otworzyłam okno w gościnnym. Szybko umyłam podłogę, aby brzydki zapach zniknął. Po cichu wyszłam. Przeszłam do kuchni, gdzie umyłam ręce.
- Hej- powiedziała zaspana Patrycja.- masz coś na kaca?- usiadła na krześle przy blacie łapiąc się za głowę.
- Zaraz ci dam wodę- wyciągnęłam ze zmywarki czystą szklankę. Nalałam do niej wody, wrzuciłam trzy kostki lodu i trzy plasterki cytryny- trzymaj- wręczyłam jej naczynie.
- Dzięki- jednym łykiem opróżniła pół szklanki.
- Jak ci się żyje z Maćkiem?- spytałam nieśmiało.
- Dobrze. W sumie to nic się nie zmieniło tylko tyle, że noszę wasze nazwisko.- zrobiła kolejnego łyka.
- Ale nic się pomiędzy wami nie zmieniło? W sensie, wiesz wasz stosunek do siebie.
- Naprawdę jest tak, jak było przed ślubem.- posłała mi miły uśmiech.- a wy kiedy zamierzacie się pobrać?
- Co?!- zaskoczyła mnie tym pytaniem.- znamy się dopiero od roku, więc nie prędko.- pokręciłam przecząco głową i uśmiechnęłam się pod nosem. Nigdy nad tym nie rozmyślałam. Szczerze mówiąc nie śpieszy mi się do ołtarza.
- Co byś mu odpowiedziała, gdyby ci się oświadczył?
- Znając życie powiedziałabym "tak".- wzruszyłam ramionami.
- Jacie, jak on cię zmienił. Pamiętam, jak mówiłaś, że nie wiesz co odpowiesz chłopakowi, który poprosi cię o rękę.- zarumieniłam się, ale Patrycja miała racje. Lou mnie zmienił. Nigdy w życiu nie powiedziałabym tak, jeżeli byłabym z chłopakiem nie krócej niż trzy lata.
- Wiem- przyznałam jej rację.
- Nie martw się, wcale nie na gorsze- kolejny raz posłała mi uśmiech.- tak w ogóle to jak się czujesz? Wiesz po tym wszystkim co ostatnio przeszłaś.
- Dobrze. Minęły już dwa tygodnie, a ja prawie o wszystkim zapomniałam.- do kuchni wszedł Lou. Nie patrząc na niego wyciągnęłam szklankę i przygotowałam ten sam napój co dziewczynie siedzącej przy blacie.
- Hej- powiedział nieco zachrypniętym głosem.
- Pójdę zobaczyć co u Macieja- szybkim korkiem weszła na górę.
- Cześć- odpowiedziałam mu oschle i dałam mu szklankę.
- Jeszcze jesteś obrażona?- usiadł na miejscu Patrycji.
- Nie no co ty, jak mam być obrażona za to, że mój facet tak się nachlał, że nie zdołał dojść do kibla i zrzygał się na środku pokoju- dodałam ironicznie i zaczęłam przygotowywać śniadanie.
- Poważnie to zrobiłem?- poczuł się głupio.
- Tak, ale nie przejmuj się, jak kiedyś mi się coś takiego stanie, to też będziesz musiał posprzątać.
- Nawet nie wiesz, jak mi głupio- złapał się za głowę.
- Dobra, było minęło. Trzymaj- podałam mu kanapkę i herbatę.
- Dzięki.- uśmiechnął się.- mam dla ciebie niespodziankę. Muszę tylko się ogarnąć. Nie chcę nic sugerować, ale ty też byś mogła.- zaśmiał się cwaniacko.
- Głupek- odeszłam od niego uderzając go lekko w głowę.
- Wyglądasz seksownie w mojej koszulce, ale uważam, że bez niej byłoby lepiej- przymrużył oczy i kiwając głową uśmiechał się zadziornie.
- Żeby zobaczyć mnie bez tej koszulki trzeba sobie najpierw zasłużyć, kotku- puściłam mu oczko i weszłam schodami na górę. Ubrałam na siebie szorty i luźną bluzkę na szelkach do tego trampki. Uczesałam włosy w koczka i zeszłam na dół. Przy drzwiach czekał już Tomlinson.
- No tak też może być- powiedział niby obojętnie mierząc mnie od stóp do głowy. Uderzyłam go w ramię. Wyszliśmy przed dom.- tadaaa!- krzyknął pokazując deskorolkę i rolki.
- Chyba sobie żartujesz?- wyśmiałam go.
- Nie. Ty na rolkach, ja na desce. Daj mi się poczuć znowu nastolatkiem.- powiedział błagalnie.
- Dobra- nie mogłam powstrzymać się od śmiechu- ale jak się wywalę to ty będziesz mnie zbierał z chodnika. Nie jeździłam od dwóch lat.- włożyłam je na nogi.
- Gotowa?- spytał śmiejąc się.
- Nie nie nie!- krzyknęłam, gdy mnie popchnął. Jechał równo ze mną.
- No popatrz, popatrz jak ładnie ci idzie. Jeszcze trochę, a będziesz mistrzynią świata- po raz kolejny się zaśmiał.
- Przeginasz Tomlinson- popchnęłam go lekko, ale stracił równowagę i zszedł z deski.- proszę, proszę, jeszcze trochę a zostaniesz mistrzem świata- wytknęłam mu język i pojechałam dalej, nie zważając na niego. Chłopak szybko mnie dogonił i chwycił mnie w pasie.
- Siadaj- wskazał głową na deskorolkę.
- Chcesz, żebyśmy się zabili?- zrobiłam wielkie oczy- spójrz na tą górkę. Poza tym, jak na tym usiądę to się połamie.- pokręciłam przecząco głową. Nie chciałam tego robić.
- Jak się zabijemy, to się zabijemy. Ważne, że razem.- powiedział to z udawaną powagą.- a jeżeli jeszcze raz usłyszę, jakieś pretensję co do twojej wagi to sam cię zamorduję- dał mi buziaka w policzek. Posadził mnie na desce i odepchnął się nogą. Zaczęliśmy zjeżdżać z górki. Nie wiedziałam co się dzieję. Chłodny wiatr owiewał moją twarz. Cieszyłam się jak dziecko. Niestety, gdy zobaczyłam, że nasza górka się kończy i możemy zaraz wpaść do jeziora zaczęłam krzyczeć do chłopaka, żeby się zatrzymał. Zatrzymaliśmy się przed samym jeziorem.
- Jesteś nienormalny- warknęłam wstając. Chłopak wyciągnął dłoń w moją stronę- o nie, nigdzie z tobą już nie idę.
- Nie masz wyboru- wzruszył ramionami. Spojrzałam się na niego pytająco. Przykucnął i podniósł mnie do góry. Przerzucił mnie przez ramię i poszedł w stronę wody.
- Lou co ty robisz? Puść mnie!
- Okej- odstawił mnie z powrotem na ziemię.
- Dziękuję- poprawiłam włosy.
- To jest niespodzianka, którą przygotowałem- wskazał palcem na coś co było za mną. Nie pewnie się odwróciłam. Na trawie leżał koc, a na nim koszyk.- zapraszam- wskazał ręką, abym usiadła.
- A więc randka? Dawno na żadnej nie byliśmy- uśmiechnęłam się do niego. Szybko zajął miejsce naprzeciwko mnie. Zjedliśmy trochę kanapek, wypiliśmy lemoniadę i pojechaliśmy na naszych "środkach transportu" do domu.
Lou usiadł na kanapie w salonie. Wzięłam jakieś chrupki z szafki w kuchni i dołączyłam do niego. Położyłam się na kanapie, kładąc głowę na jego kolanach. Chłopak zaczął bawić się moimi włosami.
- Muszę się ogarnąć i skontaktować się z Jason'em.- spojrzałam na niego.
- Chciałbym żebyś wróciła ze mną do Londynu.
- Po co? Nie jestem gotowa, żeby zwalać się Darii i Zayn'owi na głowę. Dajmy im trochę czasu.
- Nie chcę cię smucić, ale w poniedziałek ruszamy z chłopakami w dalszą trasę i nie będziesz im zbytnio przeszkadzać.
- Co? Czemu tak szybko?- posmutniałam.
- Szybko? Mieliśmy teraz trzy tygodnie wolnego.
- I tylko dwa spędziliśmy razem.
- To już nie nasza wina.- dał mi buziaka w czoło.
- Mam pomysł. Może zrobimy takiego małego, pożegnalnego grilla. Co ty na to?
- Dobra, ale gdzie?
- Może u was? Bo ja nie mam domu w UK- uśmiechnęłam się.
- To dobry pomysł.
- Widzisz ja mam same dobre pomysły.- podniosłam się do pół siadu i oparłam głowę o jego ramię.
- Jutro mam samolot. Idę zabukować ci bilet.- wstał z sofy.
- Jak to jutro? Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?- byłam zmieszana.
- Nie chciałem cię wcześniej denerwować.- poszedł do pokoju i przyniósł ze sobą tablet. Razem zabukowaliśmy bilet na jutro na godzinę 18:30.
______________________________________________
DZIĘKUJĘ ZA 6004 WYŚWIETLENIA! 
Naprawdę nawet nie śniłam o tylu odwiedzinach.
Wow, jesteście najlepsze na świecie! ♥
Proszę, żebyście w komentarzach pisały propozycje na dalsze
losy naszych bohaterów. Może byście dodały nową postać? ;)
Miejmy nadzieję, że jeszcze trochę rozdziałów będzie ;)
PO PRAWEJ STRONIE JEST ZAKŁADKA "SPAM Z
WASZYMI BLOGAMI" WPISUJCIE TAM LINKI DO SWOICH
BLOGÓW ;)
Buźka x ♥
3 KOMENTARZE=NOWY ROZDZIAŁ

wtorek, 18 lutego 2014

41

Otworzyłam oczy. Mrugnęłam parę razy wpatrując się w sufit. Podniosłam się powoli. Leżałam na łóżku szpitalnym. Spojrzałam na rękę, która była podłączona do kroplówki.
- Hej-szepnął męski głos. Swój wzrok zwróciłam na osobę siedzącą na łóżku.
- Lou?- chłopak posłał mi ciepły uśmiech i delikatnie musnął moje usta.- gdzie jestem?- spytałam zagubiona.
- W Londynie- zaśmiał się.
- Naprawdę? Nigdy bym na to nie wpadła geniuszu- od razu poprawił mi się humor.
- W szpitalu. Zemdlałaś, byłaś odwodniona.- wyjaśnił łapiąc moją dłoń.
- Nie wiesz może kiedy stąd wyjdę?- spojrzałam na wszystkie rurki, które były podoczepiane do mojego ciała.
- W piątek.
- A dzisiaj jaki jest dzień?- byłam zdezorientowana.
- Środa.- spojrzał mi prosto w oczy.
- Co? Mam jeszcze leżeć tu przez dwa dni? Nie ma mowy!- podniosłam się i wstałam z łóżka.
- Co ty wyprawiasz Justyna?!- poderwał się gwałtownie i stanął obok mnie. Wtuliłam się w jego tors.
- Brakowało mi tego- wyznałam. Chłopak objął mnie i gładził plecy przejeżdżając po nich dłonią.
- Wróć do tego łóżka. Błagam cię.- jego głos zaczął się łamać. Odsunęłam się lekko od niego, aby móc zobaczyć jego twarz.
- Lou ty wyglądasz gorzej niż ja. Czy ty w ogóle sypiasz?- spojrzałam przerażona na jego zmęczoną twarz.
- Jak miałem spać, skoro jakieś bandziory cię katowały?
- Słońce nie możesz się zaniedbywać przeze mnie- posadziłam go na łóżku- poleż chwilę. Ja się położę obok. Obiecuję.- chłopak stawiał opór, ale po długich błaganiach zasnął.
Do sali weszła pielęgniarka, która skarciła mnie, za to, że nie odpoczywam. Wyjaśniłam jej, że mój chłopak jest dla mnie ważniejszy niż własne zdrowie. Pokiwała przecząco głową i sprawdziła moją kroplówkę. Oznajmiła, że przyjdzie za pół godziny. Ledwo wyszła a do sali weszli goście.
- Siema Just. Okropnie wyglądasz- oznajmił Liam.
- Ciebie też miło widzieć- zaśmiałam się i przytuliłam przyjaciela dając mu buziaka w policzek.
- Mam dla ciebie owoce.- podniósł do góry reklamówkę z pomarańczami.
- Jakiś ty oryginalny-odłożył siatkę na stoliczek i spojrzał na śpiącego Tomlinosn'a.
- Nawet nie wiesz co on przeżywał- pokręcił głową.
- Daj spokój Li, wiem, że nie było łatwo, ale było minęło. Żyjemy dalej.- wzruszyłam ramionami. Chciałam już o wszystkim zapomnieć, ale każdy musiał mi o tym przypominać.- nie powinniście być w trasie?
- Powinniśmy, ale przełożyliśmy parę koncertów na inne dni.- usiadł na krześle.
- A gdzie reszta?- nagle do środka trójka znajomych. Cieszyłam się jak głupia. Każdy oczywiście rzucił jakiś krzywy tekst, który miał mi poprawić humor. Tak też się stało. Okazało się, że to nie koniec niespodzianek. Przyleciała moja mama. Do szpitala przywiózł ją Harry.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
- Just proszę przemyśl to jeszcze!
- Nie Jason! Nie będę z tobą mieszkać! Wynajmę jakieś mieszkanie w Londynie, albo w jakiejś wiosce, ale na pewno nie będę mieszkać z tobą!- krzyczałam pakując wszystkie moje rzeczy do kartonów i walizek.
- To gdzie masz zamiar teraz mieszkać?!- zszedł za mną ze schodów. Wręczyłam Liam'owi kolejny karton. Ten spakował go do bagażnika.
- Teraz to ja będę w Polsce. Muszę od tego wszystkiego odpocząć- wyciągnęłam z komody w przedpokoju kolejne rzeczy.
- Jak to w Polsce?! A co z twoją karierą?!- krzyczał za mną.
- Będzie się toczyła dalej!- pomogłam Li z kolejnymi bagażami.- A ty nadal będziesz moim managerem.- podeszłam do niego- ale nikim więcej- wręczyłam mu klucze od willi. Odeszłam i wsiadłam do samochodu. Brunet szybko ruszył.
- Dobrze zrobiłaś.
- Nie jestem pewna. Nie chcę się zwalać na głowę Darii i Zayn'owi.
Dojechaliśmy pod dom przyjaciółki i jej chłopaka. Blondyneczka z wielkim uśmiechem wybiegła mnie przywitać. Wyjęła moje rzeczy z bagażnika i zaniosła je do środka z naszą pomocą. Zaprowadziła mnie do pokoju. Było to małe, przytulne pomieszczenie pomalowane na turkusowo z odcieniami koloru białego. Na środku pokoju stało nie za duże dwuosobowe łóżko. Rozpakowałam kilka rzeczy i zadzwoniłam po Lou, który miał ze mną polecieć do mojej ojczyzny. Szybko przyjechał na miejsce. Pożegnałam się ładnie ze wszystkimi i pojechaliśmy na lotnisko. Było mi głupio, że z mojego powodu 1D musieli odwołać trasę koncertową, ale jak Lou się uprze to nie ma zmiłuj. Lot minął nam przyjemnie. Unikaliśmy tematu związanego z porwaniem. Wygłupialiśmy się i śmialiśmy jak dawnej. Wylądowaliśmy. Nie jechaliśmy już do mojego mieszkania w Szczecinie tylko od razu do rodziców. Ci już czekali na nas z obiadem. Zjedliśmy posiłek i poszliśmy z Lou na górę się rozpakować. Tata, jak to tata nie mógł dopuścić do siebie myśli, że będę spać z Tommo w jednym łóżku. Ułożyłam już wszystkie swoje ciuchy w szafie i poszłam do łazienki, żeby przemyć twarz. Na dworze było okropnie gorąco. Poczułam dłonie na biodrach. Obróciłam się. Uśmiechnęłam się zadziornie. Chłopak oblizał swoje wargi i złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Wsunęłam dłoń w jego włosy, ciągnąc delikatnie za ich końce. Loui chwycił mnie za pośladki i podniósł do góry. Oplotłam nogami jego biodra.
- Możemy wziąć razem prysznic. Co ty na to?- zaproponował nie przestając mnie całować.
- Kuszące, ale musisz pamiętać, że moi rodzice są w domu- odsunęłam się od niego.- chodźmy może na spacer?- uśmiechnęłam się promiennie. Zgodził się. Cmoknął mnie raz jeszcze i poszedł po telefon. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam, że miałam rumieńce.
- Gotowa?- spytał słodko.
- Tak, tak- zeszliśmy na dół.- my wychodzimy!- krzyknęłam w stronę salonu.
- Dobrze, tylko weźcie klucze!- odpowiedziała mama. Wzięłam klucz z komody i wszyliśmy na spacer. Splotłam nasze dłonie i poszliśmy do parku, który był nieopodal domu.
- Justyna...
- Chcesz porozmawiać o tym niby porwaniu.- spuściłam głowę.
- Nie chcę na ciebie naciskać, jak nie chcesz to nie mów.- słyszałam w jego głosie skruchę.
- Jesteś moim chłopakiem więc masz prawo wiedzieć wszystko. Pytaj.
- Czemu jesteś taka?
- Taka czyli?
- Tyle złego się zdarzyło, a ty nie jesteś w żadnym szoku, nie kontaktowałaś się z psychologiem. Martwię się o ciebie.
- Pokazuję, że czuję się dobrze, a ty się martwisz?
- Bo cię kocham.
- Ja ciebie też kocham. Muszę być silna. Nie mogę pokazywać, że jestem słaba, że się załamuję. Choć za każdym razem gdy widzę jakiegoś faceta mam ochotę uciec jak najdalej. W dzień nie pokazuję, że cierpię. Ale gdy przychodzi noc nie mogę spać. Przed oczami ciągle mam te sceny, gdzie tamten koleś mnie kopie, policzkuje i wyzywa. Przez to śnią mi się w nocy koszmary. Mam wrażenie, że to nie koniec. Wydaję mi się, że ktoś nagle wyskoczy i znowu się wszystko zacznie od nowa.- mówiłam to najspokojniej, jak tylko umiałam.
- Przepraszam, nie powinienem zaczynać tego tematu.
- Daj już spokój. Mam dość tego, że nie jesteś już taki jak kiedyś. Jeszcze nie tak dawno byłeś wesoły, ze wszystkiego się śmiałeś, a teraz jesteś poważny. Proszę cię wyluzuj trochę.- chciałam dać mu całusa, ale się odsunął.
- Serio?! Myślisz, że po tym wszystkim będziemy żyć jak dawniej?!
- Chciałabym, żeby tak było- zatrzymaliśmy się.
- Dobrze wiesz, że tak nie będzie.
- Bo nawet się nie starasz!
- Ja się nie staram?! Najlepiej na mnie wszystko zgonić!
- Wiesz co, bezsensu jest ta rozmowa- puściłam jego dłoń i ruszyłam z powrotem do domu. Wtedy mało mnie obchodziło to czy Louis trafi do niego czy też nie. Zaczęłam biec. Po 5 minutach dobiegłam do celu. Szarpnęłam za klamkę, lecz drzwi się nie otworzyły. Spojrzałam w stronę garażu, gdzie na podjeździe zawsze stało auto rodziców. Tym razem nie stało. Pewnie gdzieś pojechali. Wyjęłam z kieszeni szortów kluczyk i weszłam do środka. Na komodzie leżała kartka. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam co było na niej napisane.
* Pojechaliśmy pod namioty, wrócimy za dwa dni. Macie cały dom dla siebie, tylko niech pozostanie w całości ;) Mama* Odłożyłam kartkę na miejsce i poszłam do kuchni. Wyjęłam z szafki szklankę i sok z lodówki. Przelałam go do szklanki. Zrobiłam łyka i wyszłam do ogródka. Usiadłam wygodnie na leżaku i zamknęłam oczy. Poczułam zimne kropelki na ciele, które po chwili zamieniły się w strumień wody. Szybko wstałam i spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam Lou, który bawił się wężem ogrodowym. Nie pozostałam mu dłużna. Na środku ogrodu stał basen. Wepchnęłam do niego chłopaka. Ten jednak wciągnął mnie do niego. Oboje się wydurnialiśmy.
Robiło się już ciemno więc poszliśmy do domu. Poszłam na górę po suchą bluzkę, kiedy zauważyłam na szafce paczkę papierosów. Zdenerwowałam się. Wzięłam truciznę do rąk i zeszłam na dół.
- Możesz mi powiedzieć skąd to się wzięło do cholery?!- rzuciłam paczkę na stół, przy którym siedział Tommo.
- Skąd to masz?- spytał niespokojnie.
- Od kiedy palisz?!
- Czemu robisz mi awanturę o takie gówno?!
- Skoro to gówno to czemu palisz?!
- Znowu zaczynasz kłótnie?!
- Od kiedy palisz?!- ponowiłam pytanie.
- Od trzech tygodni!
- Regularnie?
- Tak! Zadowolona?!
- Nie mam powodu do tego, skoro mój własny chłopak ma przede mną tajemnice!
- Po co miałem ci mówić, jak i tak byś się czepiała?!
- Takie rzeczy wolałabym wiedzieć! Poza tym masz młodsze rodzeństwo! Jaki ty im przykład dajesz?!
- Odezwała się pani idealna! Skoro tak ci przeszkadza to, że się zmieniłem to może powinnaś ze mną zerwać?!- oniemiałam. Nie sądziłam, że znowu usłyszę te słowa.
- Jeżeli tego właśnie chcesz- wzruszyłam ramionami.
- Justyna, przepraszam nie chciałem tego powiedzieć.- dodał skruszony.
- Ale powiedziałeś. Idę spać- poszłam w stronę schodów- połóż się w gościnnym.- wbiegłam na górę. Miałam ochotę płakać, ale ile razy można było ryczeć przez jednego chłopaka. Położyłam się na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Usłyszałam pukanie do drzwi.- idź sobie!- nie posłuchał mojej prośby i wszedł do środka. Usiadł na łóżku.- nie rozumiesz zwrotu "idź sobie"?
- Porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym.
- Naprawdę chcesz zakończyć nasz związek przez głupie fajki?
- To ty tego chcesz, a nie ja. Chciałam z tobą porozmawiać i pomóc ci to rzucić.
- Dlaczego ty się mnie tak czepiasz? Jakoś Daria nie ma pretensji do Zayn'a, o to, że pali.
- Ja nie mam na imię Daria tylko Justyna. Od kiedy patrzysz na innych? To jest nasz związek i nie mieszaj do niego inne osoby. Sprawa jest prosta. Albo dajemy sobie jeszcze jedną, ostatnią szansę, albo teraz, w tym momencie to kończymy. Wybór należy do ciebie.- złapał moją dłoń.
- Dajmy sobie szansę.- uśmiechnął się.
- Podkreślam, że to ostatnia.-chłopak kiwnął głową i przytulił mnie. Usłyszeliśmy jakiś hałas na dole. - co to było?- odsunęłam się od niego. Słychać było, jakby potłukło się jakieś szkło.
____________________________________
Teraz poważnie. Wypaliłam się.
Chciałabym napisać jeszcze 5 rozdziałów i bd
już kończyć opowiadanie.
Napiszcie w komentarzach pomysły na kolejny rozdział.
Przepraszam, że tyle czekałyście, a notka jest nijaka.
KOCHAM WAS ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 8 lutego 2014

40

Poczułam coś mokrego na twarzy. Ocknęłam się wdychając głęboko powietrze do płuc. Rozejrzałam się dookoła. Zorientowałam się, że byłam przywiązana do krzesła. Zaczęłam się wyrywać, w celu uwolnienia się, ale bezskutecznie. Usłyszałam śmiech. Podniosłam głowę do góry. Ujrzałam zupełnie obcego faceta.
- W końcu się gwiazda ocknęła- zadrwił ze mnie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej opierając się o ścianę.
- Kim ty jesteś?- spytałam lekko przerażona, ale nie dawałam tego po sobie poznać.
- Przyjacielem twojego managera- na jego twarzy pojawił się podejrzliwy uśmieszek.
- Okej, więc co ja tu robię?- zadałam kolejne pytanie.
- Jason wisi mi kasę. I to sporą sumkę. Nie było go w domu, a kiedy go szukaliśmy ty weszłaś do środka. Więc jesteś naszą kartą przetargową. Jeżeli on odda nam całą kasę nic ci się nie stanie- wyjaśnił kucając przede mną.
- A jeżeli nie dostaniecie pieniędzy?- spojrzałam na podłogę.
- Sama sobie odpowiedz na to pytanie- dotknął opuszkami palców mój policzek. Odsunęłam od niego twarz. - szkoda by było, gdyby taka młoda, piękna i zdolna wokalistka prowadziła samochód pod wpływem alkoholu i wpadła do rzeki.
- Taki jest twój plan? Jak tak to jest kiepski- zadrwiłam z niego śmiejąc się pod nosem. Niestety szybko tego żałowałam, bo jego pięść wylądowała na mojej twarzy, rozcinając mi wargę.
- Jeszcze jeden krzywy tekst, a będzie gorzej!- splunął zdenerwowany. Patrzyłam jak kropelki krwi spadają na betonową podłogę. Miałam ochotę płakać, ale się powstrzymywałam. Dobrze wiedziałam, że w tym momencie muszę być twarda.
- Za co on ci wisi kasę?- spytałam oblizując wargę z krwi.
- Przegrał ją w kasynie.- wyjaśnił spokojnie wyglądając przez okno.
- I co teraz planujesz zrobić?
- Jak nie przestaniesz tyle gadać, to oberwiesz jeszcze raz! A szkoda, żeby taka ładna buźka była poobijana.- warknął pełen furii.
- Wiesz jak to się zawsze kończy? Policja cię zabierze, a ja będę wolna. Więc po co ci ten cały teatrzyk?
- Słuchaj!- podszedł do mnie i ścisnął moją szczękę- ostrzegam cię. Źle się to dla ciebie skończy!- krzyknął mi prosto w twarz i gwałtownie puścił ją z uścisku. Miałam ochotę na niego napluć, bo tylko tyle w tej sytuacji mogłam zrobić. No ewentualnie uderzyć go z główki, ale to by bolało. Nagle zza drzwi wyszedł drugi koleś. Był drobniejszy niż jego kolega i był szatynem. Przyniósł plastikowe torby i postawił je na stole w przeciwnym pomieszczeniu. Oboje o czymś żywo rozmawiali. Rozglądałam się za czymś ostrym co mogło by przerwać sznury, ale nic takiego nie było w pobliżu. Wtedy szatyn stanął na wprost mnie. Oniemiałam. Dobrze znałam tą twarz.
- Stary zwariowałeś?! Po co ją tu ściągnąłeś?! Przecież ona nam się nie przyda! Wypuść ją!- wrzeszczał na swojego wspólnika.
- Czy ty nie rozumiesz, że ona nam pomoże odzyskać nasze pieniądze i dobić Richard'a?! Koleś, przecież dobrze wiemy, że ona jest dla niego jak siostra. Od razu się nam odda i wtedy go gdzieś załatwimy!
- Jak niby chcesz go tutaj ściągnąć?- patrzył na mnie przerażony chłopak.
- Poczekaj!- pobiegł schodami na górę. Szatyn spojrzał na mnie ze smutną miną.
- Nie spodziewałabym się tego po tobie.
- Myślisz, że chcę cię tu trzymać? Potrzebuję pieniędzy, które ma Jason żeby stąd wyjechać.
- Wiesz, że i tak was dorwie policja, więc po co to robisz?
- Jestem!- krzyknął postawny mężczyzna schodząc po schodach.- trzymaj i przydaj się na coś- wręczył mu kamerę- jest włączona- uprzedził palcem i stanął przed obiektywem. Powiedział parę słów i podszedł do mnie, rozwiązał ręce i nogi i położył mnie na podłodze. Znowu zwrócił się do kamery i zaczął mnie kopać po całym ciele. Zaczęłam piszczeć i wołać pomocy. Zakryłam twarz rękoma i skuliłam ciało. Wtedy już nie mogłam się powstrzymać. N przemian wołałam pomocy, płakałam  i darłam się wniebogłosy. Niestety to jeszcze bardziej zmotywowało mężczyznę do mocniejszego kopania.
- Mike przestań bo ją pobijesz na śmierć!- krzyczał David odciągając kolegę ode mnie. Napastnik przetarł dłonią twarz i oznajmił, że musi coś załatwić. Wziął kamerę leżącą na komodzie i wyszedł trzaskając drzwiami. Szatyn pomógł mi się podnieść. Posadził mnie delikatnie na krześle- przepraszam, nie wiedziałem, że wpadnie w taką furię- powiedział skruszony kucając przy mnie.
- Naprawdę?! Nie wiedziałeś?! Myślałeś, że będzie mnie traktował normalnie?!- gdy tak krzyczałam rozbolał mnie brzuch. Złapałam się za niego. Łzy same wypłynęły z moich oczu.- zaprowadzisz mnie do łazienki?- spytałam spokojniej nie patrząc na niego.
- Jasne- odparł naturalnie. Chwycił mnie w pasie i zaprowadził schodami do łazienki. Zamknęłam się od środka i wyciągnęłam z kieszeni telefon. Najwidoczniej porywacze nie należeli do ludzi bystrych. Wybrałam numer do Lou, który znałam już na pamięć i zadzwoniłam. Przyłożyłam urządzenie do ucha. Odkręciłam wodę, aby David nie słyszał, że rozmawiam z kimś przez telefon.
- Justyna co się dzieję?!- spytał łamliwym głosem.
- Lou nie wiem gdzie jestem, oni mnie przetrzymują.- kolejne łzy spływały po moim policzku- Louis oni mnie pobili- usiadłam na zimnych kafelkach i podciągnęłam nogi do brody.
- Jak to cię pobili?! Wiesz może kto to jest?!
- Jakiś Mike i David. Jason powinien wiedzieć o kogo chodzi- przełknęłam głośno ślinę. Ktoś zaczął się dobijać do drzwi.- Lou muszę kończyć ktoś się dobija. Kocham cię- ostatnie dwa słowa wypowiedziałam szeptem. Rozłączyłam się i schowałam telefon do biustonosza, aby go nie zauważyli. Z niepewnością otworzyłam drzwi.  Stanęłam na wprost David'a.
- Szybko Mike wrócił- pociągnął mnie za rękę i sprowadził na dół związując sznurkiem kończyny do krzesła. Facet wszedł do domu, jak poparzony. Oznajmił koledze, że jest zmęczony i poszedł spać.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Kolejne siedem dni wyglądało podobnie. Jogurt, bicie, kopanie, groźby i łazienka. Zdjęłam z siebie ubrania i stanęłam w bieliźnie przed wielkim lustrem. Całe ciało miałam w fioletowych, zielonych, niebieskich i czerwonych plamach. Gdzieniegdzie ukazywały się zadrapania. Załamana znowu zadzwoniłam do mojego chłopaka. Ten powiedział, że mam się nie rozłączać, dopóki on mi tego nie powie. Wykonałam jego polecenie. Oznajmił mi, że niedługo przyjedzie pomoc. Ucieszona w duchu wzięłam prysznic, ubrałam się i wyszłam z łazienki. Zza drzwi wyłonił się Mike. Chwycił mnie za włosy.
- Myślisz, że nie wiem co robisz?! Jak tylko pojawią się tutaj gliny zastrzelę twojego chłoptasia zrozumiano?! Mam nadzieję, że nie zrobiłaś żadnego głupstwa?- podszedł bliżej mnie. Przerażona odsunęłam się jak najdalej mogłam, ale ściana uniemożliwiła mi ucieczkę. Stanął przy mnie. Nasze twarze dzieliły centymetry. Wtedy przybiegł do nas David.
- Psy przyjechały, szybko spadamy!- wołał do nas ze schodów. Faceta ogarnęła wściekłość.
- Ty szmato!- krzyknął mi w twarz i uderzył w nią pięścią. Upadłam, ale nie straciłam przytomności.
 ( http://www.youtube.com/watch?v=-2U0Ivkn2Ds )
Zwlókł mnie ze schodów i wrzucił do jakiegoś pomieszczenia zamykając drzwi na klucz. Szybko podbiegłam do drewnianej płyty i zaczęłam gorączkowo w nie uderzać pięściami wołając pomocy.
Usłyszałam strzały. Przypomniały mi się słowa mężczyzny, który twierdził iż zabije Louis'a. Znowu łzy wypłynęły z moich oczu. Wtedy się poddałam. Wiedziałam, że Lou nie żyje. Oparłam się plecami o ścianę i doszło do mnie, że nikt nie będzie mnie szukał, że zostanę tutaj. Łzy mimowolnie spływały mi strumieniami po policzkach. Ktoś pociągnął za klamkę. Usłyszałam jakieś głosy. Po chwili drzwi zostały wyważone. Ujrzałam światło i ubranego na czarno mężczyznę. W powietrzu unosił się kurz. Facet podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Podniosłam się i wyszliśmy z domu. Na wejściu zobaczyłam martwego mężczyznę, który mnie przez osiem dni katował. Został trafiony w serce. Spojrzałam przed siebie. Moim oczom ukazał się obraz pięciu aut policyjnych i chłopaka, który próbował się przedostać przez dwóch "goryli", którzy nie pozwalali mu przejść dalej. Gdy tylko się dobrze przyjrzałam uśmiechnęłam się. Od razu zbiegłam ze schodów i rzuciłam się w stronę bruneta. Wtuliłam się w niego najmocniej jak tylko umiałam. Czułam się tak bezpiecznie.
- Przepraszam- szepnął łamiącym głosem.
- Kocham cię- przytuliłam go jeszcze mocniej. Zaczął płakać. Oczy zaczęły mi świdrować we wszystkie strony. Zakręciło mi się w głowie. Powieki okryły moje oczy. Moje ciało było bezwładne. Zawisłam na Louis'ie i straciłam przytomność.
____________________________________
Sorry, brak weny.
Proszę was komentujecie! 
Chciałabym, żeby choć raz liczba komentarzy
wynosiła więcej niż tylko dwa.
Jest was 10 więc proszę od każdej z was o głupi komentarz.
Wystarczy zwykłe "czytam".
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ