piątek, 26 września 2014

60 (epilog)

 13 sierpnia 2056 rok
- Dziadek był naprawdę kochany- mówi do mnie moja szesnastoletnia wnuczka.
- Masz rację- wyznaję, a łzy spływają po moich policzkach. Przypominają mi się wszystkie chwile spędzone z moim ukochanym. Od poznania się, aż do dzisiejszego dnia.
- Widać, że wasza miłość była prawdziwa. To, jak się rozstaliście i znów byliście razem po wypadku dziadka, to coś niesamowitego. Napiszę o tym książkę- mówi powoli Juliet. Uśmiecham się do niej ciepło.- jesteście wzorem prawdziwej miłości, dla dzisiejszej młodzieży. Oczywiście chyba pominę wątek o narkotykach i o tym, jak się upijałaś- zażartowała.
- Mamo, nigdy nie mówiłaś mi, że poroniłaś- zaczęła nieśmiało Cleo. Spuściłam nieco głowę. Muszę sobie wszystko uporządkować. Jak mam odpowiedzieć mojemu dziecku, dlaczego nigdy mu nie powiedziałam o jego rodzeństwie, które nie miało szansy się urodzić? Co prawda moja córka ma już trzydzieści sześć lat, ale nie potrafię jej powiedzieć dlaczego tak postąpiłam.
Westchnęłam głośno i wyznałam.
- Nie umiem wytłumaczyć, ani tobie, ani Tommy'iemu dlaczego tak postąpiłam. Mogę wam jedynie powiedzieć, że to była nasza wspólna decyzja- moja i taty.- córka ma zamiar coś powiedzieć, ale nie jest jej to dane, bo do salonu wpada, jak zawsze spóźniony Tommy.
- Cześć mamo, przepraszam, korki- całuje mnie w polik.- Jul- zwraca się do siostrzenicy i targa jej włosy- miło cię widzieć, smarkulo- docina.
- Jak, ja cię nienawidzę- warczy, kiedy próbuje poradzić sobie z potarganymi włosami. Uśmiech gości na moich ustach. Tak bardzo ich kocham.
- O czym rozmawiałyście?- pyta z ciekawością mój syn.
- Mama, właśnie opowiadała nam o tym, jak wyglądało jej życie z ojcem od poznania się, aż do teraz.- kolejne łzy spływają po moich, pomarszczonych policzkach. Szybko wycieram je wierzchem dłoni.- myślę, że musimy już wychodzić.- przypomina Cleo. Kiwam głową i podnoszę się z fotela. Jakikolwiek ruch sprawia mi małe trudności, ale wszystko to wina wieku. Kręcę głową i chwytam ramię Tommy'iego, które dla mnie nastawia. Dziękuję mu uśmiechem.

***
Siedzę na ławce i wpatruję się w kamienną płytę. Mam tysiąc pytań na minutę. Jedno z nich jest zwykłe,badziewne i bardzo przewidujące- 'dlaczego?'. 
Ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. Odwracam się i widzę mojego, dorosłego już syna. Uśmiecha się do mnie blado, a oczy ma zaszklone. Jego kilkudniowy zarost jest widoczny, włosy są ułożone w ten sam nieład co u jego ojca, a kolor oczu, piękny, niebiesko-zielony. 
- Jesteś identyczny, jak Louis- wyznaję i nie mogę już wstrzymywać dłużej łez. 
- Zostawimy cię samą- oznajmia i całuje moją głowę. Odchodzi wraz z siostrą i jej córką. Spoglądam na płytę czytając raz jeszcze jej zawartość.
RIP Louis William Tomlinson 24.12.1991-20.09.2055
Obok napisu jest jego zdjęcie. 
Brakuje mi go.
- Dlaczego mnie zostawiłeś?- zawsze wypowiadam to pytanie szeptem, kiedy do niego przychodzę.- Pamiętasz, jak wiele razy cię już straciłam?- szlocham- kiedy miałeś ten idiotyczny wypadek, spowodowany przez twój pieprzony egoizm, pomyślałam to koniec.- przerywam na chwilę- powiedziałam do Liam'a, że jeżeli tego nie przeżyjesz to się zabiję. Na prawdę byłam do tego zdolna. Teraz zrobiłabym to samo, gdybym nie miała Tommy'iego, Cleo, Juliet i naszych przyjaciół.- przecieram dłonią zabłąkane łzy, spływające po mojej twarzy.- na twój pogrzeb przyszło bardzo dużo osób. Nawet przyjeżdżali z innych krajów.- wybucham głośnym płaczem i kręcę głową- dlaczego nie mogłeś na mnie zaczekać? Czuję się taka samotna. I nieporadna. Mam problemy ze zwykłym wstaniem z krzesła lub fotela. Gdybyś tu był, pewnie byś mi pomagał wstać. Nieraz, kiedy nie mogę chwycić czegoś z wyższej półki, wyobrażam sobie, jak stajesz obok mnie i bez problemu bierzesz do rąk te rzecz i mi ją podajesz. Tęsknie za twoimi żartami i różnymi podtekstami. Tęsknie za tobą.- w końcu wyznaję dławiąc się łzami.- Chcę być znowu młoda.- spuszczam głowę.
- Kochanie, ty dla mnie nadal masz te 20 lat. Pamiętam doskonale dzień, w którym cię poznałem. Byłaś taka piękna, z resztą, tak samo, jak teraz. Nic się nie zmieniasz.- usłyszałam jego głos. Często go słyszałam, jak siedziałam przy nim.
- Mówiłam ci już, jak bardzo cię kocham?- próbuję ciągnąć te 'wymianę' zdań.
- Tylko jakieś milion razy- słyszę jego cudowny śmiech.- kocham cię- pamiętam jego poważny ton, taki sam, jak za każdym razem gdy wyznawał mi miłość.
- Kocham cię.- szlocham, a kilka łez spada na nagrobek Lou, ukazując małe plamy.- kocham cię najbardziej na całym świecie.
________________________________________________
Wiem, wiem- miałam już nic tu nie pisać, ale nie mogłam się powstrzymać. Na pomysł z epilogiem wpadłam, którejś nocy. I szczerze mówiąc w mojej wyobraźni wyglądało to dużo lepiej, ale cóż. Pewnie się zastanawiacie, dlaczego napisałam ten rozdział w czasie teraźniejszym? Otóż jest to bardzo proste. Całe fanfiction jest to opowiadanie Justyny swojej wnuczce jej życia z Louis'em. W epilogu Lou umiera na zawał, więc Just postanawia wyjawić całą prawdę o miłości jej z Tomlinson'em. 
Powiem wam szczerze, że beczałam, jak głupia pisząc ten rozdział. Dlatego chciałabym poznać wasze odczucia z tym epilogiem. Wyrazicie swoją opinię? To bardzo dla mnie ważne.
Zapraszam na Don't Fuck With My Love i dziękuję za tak wielkie wsparcie tego bloga. 
KOCHAM WAS! ♥

niedziela, 7 września 2014

59

- Jesteś niemożliwy!- krzyknęłam w stronę Louis'a, kiedy usłyszałam jego kolejny, głupi żart. Nie żebym miała coś przeciwko, ale jego żarty zazwyczaj miały jakiś podtekst seksualny, a ile można o tym słuchać? Dobra, kogo ja oszukuję. Kocham kiedy mówi sprośne słowa, a szczególnie, jak jesteśmy sami.
Podeszłam do szafki kuchennej, aby wyciągnąć z niej szklankę. Wzięłam naczynie i wlałam do niego wody. Poczułam jak ręce Lou oplatają moją talię. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, gdy jego usta musnęły skórę mojej szyi.
- No weź, przecież za to mnie kochasz- wyszeptał mi do ucha. Zaśmiałam się, kiedy jego ręce znalazły się pod moją koszulką.- właśnie tak wyobrażałem sobie nas za pięć lat.
- Chwila- odsunęłam się i stanęłam do niego twarzą.- jesteśmy oficjalnie razem od dwóch miesięcy, więc...
- Zamknij się- złapał mnie w talii i złączył nasze wargi. Lubiłam kiedy tak mi przerywał. To było lepsze niż jakieś krzyki, czy wyzwiska i inne tego typu rzeczy. Moje dłonie znalazły się w jego włosach, ciągnąc delikatnie ze ich końce. Brunet podniósł mnie do góry, sadzając na blacie. Objęłam nogami jego biodra, pogłębiając pocałunek.- jeszcze tylko trochę- przypomniał dotykając mojego brzucha. Przewróciłam oczami.
- Lou to dopiero trzeci tydzień.
- Wiem, ale nie mogę się doczekać kiedy będę miał małą wersję ciebie- musnął ustami moje czoło.
- Wolę, żeby to był chłopczyk. No wiesz, broniłby siostrę czy coś.- wyjaśniłam wzruszając ramionami.
- Siostrę? Mam rozumieć, że będzie ich więcej?- głupawy uśmiech wkradł się na jego twarz.
- Nie rozpędzaj się tak- zaśmiałam się i tym razem ja złączyłam nasze usta.- tęskniłam- wyznałam chyba tysięczny raz tego miesiąca.
- Ja też.- uśmiechnął się lekko.- zawsze będziemy razem.
- Zawsze to wielkie słowo.- przypomniałam.
- Wytrzymałaś ze mną tyle czasu, jak ja z tobą. Ale pomimo tylu rzeczy, rozstań, które przeszliśmy zawsze dawaliśmy radę i byliśmy razem. Nawet po dwu letniej przerwie jesteśmy parą.- tłumaczył- i będziemy mieli dziecko- znów uśmiechnął się szeroko. Nie mogłam nic poradzić, że mu zawtórowałam.
***
Dwa miesiące później
- Wyglądasz ślicznie- oznajmiła Daria, kiedy przeglądałam się w lusterku. Dziś był wielki dzień- 13 sierpnia- data naszego ślubu. Tydzień później, jak mówił mi, że zawsze będziemy razem, zabrał mnie nad jezioro i oświadczył. Rzecz jasna udawałam niewzruszoną, ale i tak się popłakałam ze szczęścia. W końcu mężczyzna mojego życia mi się oświadczył. Kto nie byłby szczęśliwy? W dzień ślubu byłam w trzecim miesiącu, więc brzuch był u mnie widoczny. Z resztą tak samo, jak u Darii. Tyle, że ona była w piątym miesiącu. Ona ma córeczkę, a ja synka. 
Uśmiechnęłam się do niej nerwowo.- nie stresuj się tak, bo małemu zaszkodzisz- przypomniała pocierając dłońmi moje ramiona.
- Nie wierzę, że to się dzieje- przyznałam głośno wypuszczając powietrze z płuc.
- Musimy już wychodzić. Za minutę rozpocznie się uroczystość- uśmiechnęła się do mnie blondyneczka. Kiwnęłam głową, a dziewczyna opuściła pomieszczenie. Jeszcze raz skanowałam swoje odbicie, sprawdzając, czy sukienka dobrze leży, włosy są tak, jak powinny być oraz czy makijaż się nie rozmazał.
Nie mogłam uwierzyć. Za chwilę przestanę być dawną mną. Za chwilę przestanę być Justyną Lol. Teraz zacznę być rodzicem. Będę odpowiedzialna za jakąś osobę. Zacznę być żoną. Będę musiała sprostać tym wyzwaniom. Nie wiem czy dam radę, ale mam nadzieję.
Zeszłam na dół i wsiadłam do samochodu mojego taty. Mieliśmy minutę drogi do kościoła. Tato zaparkował i pomógł mi wysiąść.
- Gotowa?- spytał. Kiwnęłam głową. Jakoś nie mogłam się wypowiadać, jakby brakło mi języka. Nie umiem wytłumaczyć swojego zachowania. Modliłam się, żebym podczas przysięgi nie kiwała głową.
Pogoda była przedziwna. Rano było pochmurno, a godzinę temu wyszło słońce, które mocno grzało.
Tato, jak należy wprowadził mnie do środka i przekazał Louis'owi. Cała msza była po angielsku. Stwierdziliśmy, że jeżeli całe wesele jest w Polsce to możemy chociaż złożyć przysięgę w ojczystym języku mojego męża.
Mojego męża. Jak to świetnie brzmi. Staraliśmy się, aby nasza uroczystość odbywała się z daleka od paparazzi i innych tabloidów. Mogę powiedzieć, że chyba nam się udało.
Co prawda One Direction ma swoje gorsze chwile obecnie. Niestety tracą fanów i są załamani z tego powodu, ale nadal wszyscy się przyjaźnimy i jest między nami okej. Tak, wszyscy nawet Harry. Jestem z tego powodu zadowolona.

***
Pięć lat później
- Pani Tomlinson- zawołała mnie pielęgniarka. Wstałam z krzesła i z wielkim stresem weszłam do gabinetu ginekologicznego. Uwielbiałam, jak ktoś zwracał się do mnie po moim obecnym nazwisku. Kocham je. Czuję się z nim taka ważna, bo mam je dzięki mojemu cudownemu mężowi.
- Dzień dobry- przywitałam się zamykając za sobą drzwi. Mój ginekolog przywitał mnie z wielkim uśmiechem.
- Dzień dobry, pani Tomlinson. Proszę usiąść- wskazał na krzesło po drugiej stronie biurka. Posadziłam się wygodnie na nim.- więc co panią sprowadza? Czy to kolejne dziecko?- zapytał z uśmiechem. 
- Chyba tak- wzruszyłam ramionami- pan jest od tego, żeby to potwierdzić.
- Zapraszam- kiwnął głową na łóżko stojące za mną. Położyłam się na nim, odkrywając brzuch. Lekarz przysunął krzesełko i rozłożył papier wokół mojego pasa spodni następnie wcierając w brzuch zimną maść. 
- I co?- spytałam, kiedy siedział cicho i wpatrywał się w ekran.
- Dobra wiadomość. Jest pani w piątym tygodniu.- uśmiechnął się. Świetnie

***
- Tommy, kochanie idź do siebie i przygotuj się na jutro do przedszkola- poprosiłam synka.
- Muszę?- jęknął. Uniosłam na niego jedną brew, co oznaczało, że nie ma wyjścia. Brunet westchnął i zeskoczył z krzesła, wchodząc powoli na górę. Usiadłam na jego miejscu i popatrzyłam się na Lou.
- Co jest?- spytał odrywając się od jakiś dokumentów. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, jak mu to powiedzieć.- kochanie, jak chcesz się kochać, to później, bo teraz mam masę roboty.
- Jesteś idiotą- zaśmiałam się.- to jest poważniejsze niż seks. Czekaj, w sumie to przez seks.
- Przez seks? Matko Boska, jesteś w ciąży?- pytał zdumiony.
- Taa- westchnęłam.
- Musimy się zacząć zabezpieczać- pokręcił głową i pocałował mnie.
- Więc, jak to powiemy Tommy'iemu?- spytałam. Louis nie mówiąc nic wstał i poszedł na górę, więc podążyłam za nim. Wszedł do pokoju naszego syna i kazał mu usiąść na łóżko.
- Dobra stary, musimy pogadać- oznajmił mu Tommo.- pamiętasz jak ostatnio prosiłeś nas o brata lub siostrę?- chłopczyk kiwnął głową- no więc załatwione- powiedział i wstał. 
- Będę miał brata?- krzyknął uradowany.
- Lub siostrę- Lou wzruszył ramionami.
- Ale ja chcę brata. 
- A ja chcę się znów być młody i pieprzyć się z twoją mamą w samochodzie. Nie dostaniemy wszystkiego co chcemy.
- Louis- upomniałam go.
- Co znaczy pieprzyć się?
- Tommy!- zwróciłam uwagę synkowi.
- Pogadamy o tym za dziewięć lat.- rzucił Lou na odchodne.

***
Dziewięć lat później
- Zabiję gnoja!- usłyszałam krzyk, dobiegający z dołu naszego domu, więc zbiegłam na dół.
- Co się stało?!- spytałam zszokowana widząc wyprowadzonego z równowagi Louis'a.
- Ten zasrany nauczyciel chce cię kurwa przelecieć!- wrzasnął.
- O czym ty mówisz?
- Kazałaś mi iść do Tommy'ego na wywiadówkę, więc poszedłem! A ten zasraniec mi powiedział, że oczekiwał ciebie! Nosz kurwa! Nie ręczę za siebie!- krzyczał, jak opętany. Zaśmiałam się i podeszłam do niego, aby wtulić się w jego tors.
- Mimo tylu lat, i tak się nic nie zmieniłeś- oznajmiłam i pocałowałam go w żuchwę. Szybko chwycił moje dłonie i przycisnął mnie do ściany, złączając nasze usta.
- Bleee- usłyszeliśmy za plecami. Lou oderwał ode mnie swoje usta.- nie powinniście połykać siebie nawzajem, kiedy dzieci są w domu- wyrzucił nam Tommy.
- Jakbyś ty tego nie robił z Emily- przewrócił oczami. Spojrzałam na naszego syna oczekując od niego reakcji.
- Boże, tato! Nic nie rozumiesz- pokręcił głową.
- Chciałbyś, żeby jakiś idiota kręcił się koło niej?- brunet pokręcił głową.- twój nauczyciel chce się przespać z twoją mamą- przyznał, za co ja pacnęłam go w ramię.
- Louis!- nie lubię, gdy mówi takie rzeczy przy naszych dzieciach. Dobrze, że Cleo tu nie było.
- Jaja sobie robisz?- Tommy spojrzał na mnie.
- Nie patrz tak na mnie. Nic mu nie zrobiłam.- wzruszyłam ramionami.
- Jesteście popieprzeni- westchnął.
- Tommy Jason Tomlinson, język!- upomniałam go.- nie wiem co robimy nie tak- zwróciłam się do Louis'a, kiedy nasze pierworodne dziecko opuściło dom.
- Uważam, że świetnie sobie radzimy.
- Powiedz to Darii- zaśmiałam się. Do domu właśnie przyszła Cleo z Lily- drugą córką Darii i Zayn'a. - Dzień dobry- przywitała się z nami blondyneczka, która jest bardzo podobna do Darii.
- Cześć Lily. Hej skarbie- przywitałam się z córeczką buziakiem w policzek.- jak było na lekcji muzyki?-spytałam, w trakcie przygotowywania posiłku dla dziewczynek.
- Fajnie, dzisiaj uczyłyśmy się grać na fortepianie- odpowiedziała Cleo.
- Coś więcej?- spytałam z uśmiechem, kiedy poczułam czyjeś ręce na talii.
- Nie
- Tak- odpowiedział Lou równo z Cleo, oczywiście u niego był podtekst seksualny.
- Proszę- postawiłam na stół kanapki, przygotowane dla dziewczynek.
Później przyjechali Malik'owie z Emily- ich pierwszą córką. Spędziliśmy miły wieczór w ich towarzystwie. To znaczy upiliśmy się, a dzieciaki szaleli na górze. Później dołączyła do nas reszta naszej dawnej ekipy. Czułam się, jak za dawnych lat.

***

- Skąd wiesz, że Tom umawia się z Emily?- spytałam Louis'a, kiedy byliśmy w naszej sypialni.
- Bo jestem facetem i widzę, jak się na nią patrzy.- wyjaśnił.
- Czyli, jak?
- Tak- spojrzał na mnie z pożądaniem. Wybuchnęłam śmiechem i uderzyłam go w ramię.
- Chcę być znowu młoda- wyznałam.- to nie tak, że moje życie teraz nie jest wspaniałe, bo takie jest.- zrobiłam krótką pauzę- Ale przeraża mnie ta myśl, że mam 37 lat.
- Kochanie, ty nadal masz dla mnie te 20 lat. Pamiętam doskonale dzień, w którym cię poznałem. Byłaś taka piękna, z resztą, tak samo, jak teraz. Nic się nie zmieniasz.
- Mówiłam ci już, jak bardzo cię kocham?- miałam łzy w oczach. 
- Tylko jakieś milion razy- zaśmiał się.- kocham cię- powiedział poważnie.
- Kocham cię.

KONIEC.
 __________________________
 A więc to jest definitywny koniec. Już nie dodam żadnego rozdziału na tym blogu, więc proszę o komentarz, który jest dla mnie bardzo ważny. Chcę zobaczyć czy nie pisałam tego na marne. Będę za wami strasznie tęsknić. Ale nie martwcie się, mam jeszcze jednego bloga, na którego będę od tej soboty wrzucać regularnie rozdziały w każdy piątek. 
Dziękuję za 116 komentarzy! Jesteście wielkie!
Kocham was z całego serducha xx
Muppet Show